Rozdział 13: Uwaga, gryziemy
Tym razem wędrówka, chociaż długa i żmudna, poszła jakoś łatwiej. Kiedy słońce powoli zaczęło opadać ku horyzontowi, mijali oznaczone na mapie schronisko PTTK Jagodna. Chociaż nie widzieli budynku, do ich nozdrzy dotarł zapach ciepłego obiadu, który na moment całkowicie pokrzyżował dotychczasowe plany nastolatków.
– A może tak coś byśmy zjedli? – zapytał Igor z nadzieją w głosie. Jego organizm zdążył już wypocić wszystkie toksyny i na dobre opuściły go mdłości. Czuł, jak pusty żołądek niemiłosiernie domaga się racuchów i placków ziemniaczanych. Przynajmniej takiego menu spodziewał się po schronisku górskim.
– Nie po to odzieramy sobie nogi na bezdrożach, żeby teraz pakować się w największe skupisko ludzi – odparł Adam, przewracając oczami z miną pełną dezaprobaty.
– Przecież nikt nas tam nie zna, sztywniaku – obstawał przy swoim Igor. Był zbyt głodny, żeby tak szybko dać za wygraną.
– Kurczę, naprawdę pięknie pachnie – powiedziała Kasia z nieskrywanym żalem w głosie.
– Następna – prychnął Adam. – Jak dzieci
– Przecież jestem dzieckiem!
Laura i Filip zerknęli na siebie. Na ogół w takich sytuacjach wymieniliby porozumiewawcze spojrzenia. Jednak chłopak wydawał się jakiś chłodny i nieobecny. Dziewczyna nie zauważyła na jego twarzy aprobaty, ale po lichym śniadaniu była na tyle głodna, że sama zaproponowała:
– A może zrobimy tak, że najpierw pójdzie jedno z nas, potem drugie, trzecie i tak dalej? No, może oprócz Kasi. Jej można coś przynieść.
Początkowy sceptycyzm Adama, gdy Laura zaczęła mówić, stopniowo zmalał, kiedy zagłębił się w sens jej słów. On przecież także miał ochotę zjeść coś bardziej pożywnego niż sucha bułka z kabanosem. Nęcące zapachy ze schroniska górskiego wcale nie pomagały.
– To już lepiej zjedzmy wszyscy razem. Najpierw jedna osoba może przynieść część posiłków, a następnie druga pozostałe. Co wy na to?
– Genialne! – krzyknął Igor z celowo przejaskrawionym zachwytem. – Jesteś geniuszem! Naszym wybawcą, zawsze rozsądnym, szczodrym... – chłopak przerwał, widząc groźną minę Adama – ...to ja pójdę pierwszy! – krzyknął, zrzuciwszy z siebie wielki plecak turystyczny. Szybko wygrzebał z niego papierowe miseczki i talerzyki.
Rozejrzeli się wokół. Właściwie miejsce było okay. Ot kolejna odludna przestrzeń pełna buków, sporadycznych iglaków i zarośli. Sucha ściółka stwarzała dobre warunki do tego, żeby się rozsiąść.
– To jakie zamówienia?
Kasia i Laura zażyczyły sobie pierogi na słodko, Adam „coś sycącego z mięsem", a Filip placki ziemniaczane.
– Hola, hola! – zawołał Igor w wyraźnie lepszym humorze. – Ze wszystkim i tak się nie zabiorę. Wezmę te pierogi i coś dla siebie, a wy sobie radźcie, tajniacy – po tych słowach wziął mały plecak z papierowymi naczyniami i oddalił się, idąc szybkim krokiem za nęcącymi go zapachami.
– Wygląda jak pies, który złapał trop – skomentował Filip, a Laura zachichotała, co ociepliło nieco jego emocje względem dziewczyny.
Czekanie bardzo im się dłużyło. Głód mieszał się ze stresem i podekscytowaniem. Mimo że nadal było gorąco, mieli wrażenie, że przywykli już do wysokich temperatur. Wyjęli karimaty i położyli się na ziemi, spoglądając w niebo. Ponad koronami drzew leniwie przesuwały się puchate, białe obłoczki. Czasem przelatywały pod nimi leśne, małe ptaszki, których gatunków nie znali.
W końcu usłyszeli rytmiczny trzask gałązek, który zapowiadał nadchodzącego Igora. Zadowolony z siebie chłopak niósł ułożone piętrowo talerzyki i miseczki, z których rozchodził się wprost anielski zapach słodkiego tłuszczu.
– Pierogi z jagodami dla pań – zwrócił się szarmancko do Kasi i Laury, podając im talerzyki. – A to racuchy dla mnie – mówiąc to, poczuł, jak ślina napływa mu do ust.
Chłopak usiadł na ziemi, oblizując się na widok rumianych placuszków z owocami i kwaśną śmietaną.
– Zakładam, że za nami nie poczekacie? – zapytał Filip.
– Nie.
– W takim razie ja chcę iść z Adamem, inaczej obawiam się, że mogę dokonać rozboju.
Adam nie był do końca przekonany co do tego pomysłu. W końcu istniało większe prawdopodobieństwo, że ktoś rozpozna ich we dwójkę. Ostatecznie jednak zgodził się, by Filip poszedł razem z nim, miał w sobie na tyle empatii, czując nęcące kiszki zapachy. Pozostawili Laurę, Igora i Kasię z pełnymi ustami i ruszyli w stronę schroniska. Wychodząc z lasu, czuli się nieco niepewnie. Dla Filipa był to pierwszy raz od kilku dni, gdy miał pokazać się obcym ludziom.
– Zachowuj się, jak gdyby nigdy nic – przypomniał mu Adam, który zauważył, że jego przyjaciel jest napięty jak struna i gorączkowo rozgląda się na boki.
Przed schroniskiem rzeczywiście znajdowało się mnóstwo ludzi. Łatwo było wmieszać się w tłum zmęczonych i głodnych osób, które były zajęte jedynie sobą. Musieli wprost przeciskać się pomiędzy całymi grupami, które chciały coś zamówić, odnosiły naczynia albo szły do toalety.
Weszli do jadalni, w której było duszno i ciasno. Ze względu na upał większość gości wybrała jedzenie na świeżym powietrzu, ale i tak wewnątrz panował straszny tłok. Stanęli w kolejce do zamówień, przyglądając się zdjęciom krajobrazowym rozwieszonych na fioletowo-niebieskich ścianach, solidnemu żyrandolowi i drewnianym belom wiszącym pod sufitem. Wnętrze sprawiało przytulne wrażenie i aż chciało się w nim zostać.
– Słyszeliście o tych dzieciakach, które zaginęły we Wrocławiu? – zagadnął ktoś za nimi i oboje niemal podskoczyli. Na szczęście pytanie nie było kierowane do nich.
– Taaak, ciekawa sprawa – odezwał się młody, kobiecy głos. – Że tak to nagłaśniają.
– Dlaczego?
– No bo w sumie, co w tym nadzwyczajnego? Uciekające w wakacje nastolatki?
– Jeden chyba ma wpływowych rodziców. Jacyś lekarze, a może prawnicy? Widziałem wczoraj w wiadomościach, jak wypowiadał się facet przed kamerami. Nie chciałbym zaleźć mu za skórę.
– No i podobno zniknęła też jakaś mała dziewczynka, siostra tej starszej.
– Dwanaście lat to już nie taka mała. Teraz w tym wieku dzieci już piją i ćpają.
– Taaa, zakładają rodziny...
Żołądek Adama skurczył się boleśnie, na chwilę znowu przyprawiając go o mdłości. Kątem oka zerknął na Filipa, który był blady jak kreda.
– Co podać, chłopcy? – zapytał brodaty mężczyzna za ladą. Nawet nie zauważyli, kiedy nadeszła ich kolej do zamówienia.
– Yyy, eee – zająknął się Filip. Miał wrażenie, że wszyscy wokół na niego patrzą. W rzeczywistości jednak przyglądał mu się jedynie mężczyzna czekający, aż chłopak złoży zamówienie.
– Polecam gulasz barani z kluskami i lodowiec jagodowiec dla ochłody! – zarekomendował gospodarz wesoło.
– Dzięki, niech będzie – powiedział Adam bez większego namysłu, a Filip skinął głową twierdząco.
Odeszli na bok, zerkając ukradkiem na grupę osób prowadzących wcześniejszą rozmowę. Zwyczajne dwie parki przyjaciół, które wcale się nimi nie interesowały. Teraz z równie dużym zaangażowaniem rozprawiali na temat swoich preferencji smakowych, przyglądając się wiszącej na ścianie tablicy z wypisanymi daniami. Mimo to Filip nie mógł pozbyć się wrażenia, że są obserwowani.
Usiedli przy wolnym stoliku w kącie, zwieszając głowy. Kiedy czekali na swoje zamówienie, chłopak sięgnął po Gazetę Wrocławską, którą ktoś zostawił na blacie. Przez chwilę miał ochotę roześmiać się, obezwładniony absurdem sytuacji, w jakiej się znajdują. Na pierwszej stronie widniał wielki napis „ZAGINIENI NASTOLATKOWIE. CZY KTOŚ ICH WIDZIAŁ?", a za czcionką kryły się zdjęcia portretowe każdego z ich piątki. Igor i Laura mieli fotografie wzięte z profili na Facebooku, zdjęcie Filipa wykonał chyba profesjonalny fotograf, natomiast głowy Adama i Kasi ewidentnie wycięto ze zdjęć klasowych.
Filip dyskretnie przesunął gazetę w stronę Adama, który wytrzeszczył oczy i wyrwał mu ją z ręki. Szybkim ruchem schował gazetę do plecaka.
– Nie sądziłem, że tak szybko będzie aż taka afera – szepnął.
– Musimy jak najszybciej stąd spierdalać – błyskawicznie skomentował Adam.
– Dwa razy gulasz barani z kluskami i lodowiec jagodowiec! – Rozległ się donośny, kobiecy głos ze schroniskowej kuchni, a w okienku do wydawania posiłków pojawiły się dwa talerze i dwa pucharki.
Chłopcy podeszli odebrać swoje zamówienia i wrócili do stolika, by przełożyć jedzenie do papierowych naczyń jednorazowych.
To wcale nie jest dziwne, co robimy¸ powtarzał sobie w duchu Filip.
Odnieśli puste talerze i szybkim krokiem, ze spuszczonymi głowami opuścili drewnianą chatkę. Znów przedzierali się między ludźmi, nie nawiązując z nikim kontaktu wzrokowego.
Kiedy wreszcie zostawili za sobą dzikie tłumy, odetchnęli z ulgą. Wkraczając w las, poczuli przynajmniej częściowe bezpieczeństwo. Nie mieli ochoty na rozmowę, wymieniając ze sobą jedynie dwa zdania:
– Trzeba szybko przekroczyć granicę – powiedział Adam zdeterminowanym tonem.
– Oby to coś dało – odrzekł Filip.
Gdy dotarli do reszty, przez chwilę zazdrościli Igorowi, Laurze i Kasi dobrego nastroju, w jakim ich zastali. Wcale nie mieli ochoty przekazywać złych wieści, rozważając udawanie, że tak naprawdę nic się nie wydarzyło.
Igor z Laurą leżeli najedzeni pod drzewami, wydmuchując obłoczki dymu z palonych papierosów. Kasia siedziała po turecku i rozczesywała włosy szczotką pożyczoną od siostry.
– Wiem, że już jadłem, ale trochę wam zazdroszczę – powiedział Igor, podnosząc się do pozycji siedzącej i zaglądając w talerze chłopaków. – Jak się zje słodkie, to ma się ochotę na wytrawne, i na odwrót. To niekończąca się spirala głodu...
– Szczerze mówiąc, trochę straciliśmy apetyt – odrzekł Filip z płytkim oddechem.
Spojrzeli na niego pytająco, ale chłopak nie wiedział, od czego zacząć. Zamiast mówić, Adam odłożył jedzenie na ziemię i wyciągnął z plecaka Gazetę Wrocławską, rozprostowując przed nimi pierwszą stronę. Laura wzięła gwałtowny haust powietrza, a Igor parsknął nerwowo. Kasia przenosiła rozbiegany wzrok na każdego z kolegów, nie wiedząc, jak ma zareagować. Gorączkowo zastanawiała się, czy to jej wina.
Adam rozłożył gazetę i zaczął czytać poświęcony im artykuł:
– 27 czerwca 2019 roku zaginęło pięcioro nastolatków: Filip Nowak (17 l.), Igor Wrzesień (17 l.), Adam Korczyn (17 l.), Laura Drenarz (17 l.), Katarzyna Drenarz (12 l.). Z ustaleń policji wynika, że młodzież może przebywać razem. Ostatni raz widziani 27 czerwca 2019 roku na Dworcu Głównym wsiedli do pociągu Kolei Dolnośląskich o destynacji Kłodzko Główne. Wedle zeznań świadków przesiedli się do pociągu jadącego w kierunku Kudowa-Zdrój, który opuścili niezgodnie z prawem przed stacją Polanica-Zdrój po zaciągnięciu hamulca bezpieczeństwa. Zrozpaczeni rodzice proszą dzieci o kontakt. Za informacje dotyczące ich pobytu została wyznaczona nagroda o wysokości 10 000 zł. Osoby mogące pomóc w sprawie są proszone o kontakt z komendą główną policji we Wrocławiu.
– Ale się zesrali – skomentował Igor. – Minęło przecież raptem... dwa, trzy dni? Z kiedy jest ta gazeta?
– Z dzisiaj – powiedział Filip. – Jestem pewien, że za tym cyrkiem stoi mój ojciec.
– No, na pewno nie mój – stwierdził Adam z przekąsem, składając gazetę i chowając ją z powrotem do plecaka.
– Mama na pewno się o nas martwi – powiedziała Kasia cicho. Wzmianka o zrozpaczonych rodzicach wzbudziła w niej silne wyrzuty sumienia.
– Nic jej nie będzie – rzuciła Laura krótko, ucinając temat.
– Hej, no! – zawołał Igor, widząc markotne twarze wokół siebie. – No dobra, szybko to wszystko poszło, ale w sumie spodziewaliście się czegoś innego? Przecież to nic dziwnego, że nas szukają. Możemy po prostu mieć to w dupie i nie zbierać więcej przypadkowo napotkanych gazet? Mnie było lepiej z brakiem tej informacji.
– Tak, Igor ma rację – zgodził się Filip, nieco pokrzepiony słowami przyjaciela.
Jako że atmosfera nieco zelżała, chłopaki zabrali się do posiłku: gulasz zdążył mocno przestygnąć, a lody osiągnęły półpłynną konsystencję. Z zadowoleniem stwierdzili, że mimo to jedzenie jest wyśmienite. To jeszcze bardziej poprawiło im humor.
Niewzruszona postawa Igora podziałała jak antybiotyk na niepokoje przyjaciół. Zawarli niewerbalną umowę niezagłębiania się dalej w ten temat. Podczas gdy Adam i Filip kończyli swoje posiłki, Laura, Kasia i Igor przepakowywali już swoje plecaki, szykując się do dalszej wędrówki. Teraz już z pewnością nie chcieli rozbijać w pobliżu swojego obozowiska.
Ponieważ przebywali we względnej ciszy, a główny dźwięk, jaki słyszeli, stanowił ptasi świergot, wyraźnie dobiegły ich czyjeś kroki stawiane na suchym, leśnym podłożu. Początkowo wydawało im się, że zbliża się do nich jedna osoba. Po chwili okazało się jednak, że to dwójka. Bukowy las był na tyle rzadki, że zobaczyli ich bez trudu już ze znacznej odległości. Od razu było wiadomo, że ten widok nie zapowiada niczego dobrego.
Mężczyźni szli pewnym krokiem w stronę obozowiska, uśmiechając się wyrachowanie. Mieli na sobie standardowy, sportowy ubiór: jaskrawe, koszulki z przewiewnymi, siateczkowymi elementami, krótkie spodenki i tanie buty trekkingowe z Decathlonu. Jeden z nich był chudy i wysoki, a drugi nieco niższy i tęższy – trzymał w dłoni telefon komórkowy, jakby chciał, żeby był widoczny. Oboje mieli twarze, które zdecydowanie nie wzbudzały zaufania.
Nastolatkowie na moment całkowicie zesztywnieli. Tylko Igor rzucił pod nosem: „no i co kurwa jeszcze?". Adam wstał i naprężył się w gotowości do walki. Laura instynktownie pociągnęła za siebie siedzącą obok Kasię, jakby nieudolnie starała się ją schować za swoim ciałem. Filip i Igor także wstali, choć zdecydowanie nie wyglądali na tak bojowo nastawionych jak Adam.
– Oj dzieci, dzieci – powiedział głośno jeden ze zbliżających się do nich mężczyzn. – Ładnie to tak uciekać? Robić kłopoty rodzicom?
– Nie wiemy, o co wam chodzi – odrzekł Adam oschle. Miał wyprostowane, delikatnie uniesione ręce.
– Młody – rzucił drugi. – Nie będziesz bawił się z nami w żadne gierki. Widzieliśmy was w schronisku, a przy okazji w dzisiejszych wiadomościach...
– Kurwa, dajcie nam spokój – jęknął Igor z żalem. – Co wam zależy? To nie wasza sprawa.
– O to to. Widzicie, dlatego przyszliśmy. Mamy dla was propozycję...
Przyjaciele zerknęli po sobie skonsternowani. Ku zaskoczeniu reszty wyższy mężczyzna zwrócił się bezpośrednio do Filipa:
– Ty, twój stary to niezła szycha, co? Podobno oferuje dziesięć klocków za znalezienie ciebie? – zmierzył chłopaka od czubka głowy po sznurówki butów, jakby oceniał, czy rzeczywiście jest wart takich pieniędzy. – Powiem ci tak, kolega obok od razu chciał was podpierdolić. Ale macie szczęście, ja nie donoszę. Można powiedzieć, że jestem prawilniakiem. Tylko że mój kolega jest niepocieszony. Mógłbyś mu to jakoś zrekompensować, nie uważasz?
– Odwdzięczyć? – powtórzył za nim zbity z tropu Filip. Serce podeszło mu do gardła i łomotało tak głośno, że czuł jego rytmiczne wibracje na bębenkach uszu. Bynajmniej nie ze strachu, a z czystej złości.
– No tak, puścić nam przelewik na taką samą kwotę.
Co za młoty, pomyślał Filip rozwścieczony, jednak ugryzł się w język, by nie powiedzieć tego na głos:
– Niby jak mam wam puścić przelew, skoro nie mam przy sobie telefonu? Poza tym, wykonując jakąkolwiek operację na moim koncie, od razu zostałbym namierzony. Mogę wam zapłacić, jak wrócę do domu.
Mężczyźni nie wyglądali na usatysfakcjonowanych tą propozycją. Niższy z piwnym brzuszkiem zaczął nerwowo machać rękami, to w przód, to w tył.
– No nie, taki układ to żaden układ – stwierdził dobry glina. – Wobec tego będziemy musieli was zgłosić. Przykro mi, dzieciaki...
– Nie no, zaczekaj – przerwał mu Filip, nieudolnie starając się ukryć desperację w swoim głosie. – Mamy gotówkę. Ale na pewno nie tyle. Mogę dać wam tysiąc. Więcej nie mamy.
– I zaczynamy rozmawiać! – zawołał wysoki facet z teatralnym klaśnięciem w dłonie. – Ale tylko tysiąc? No nie wiem, a ty co myślisz Radek?
– Mało – rzucił ochryple spocony na twarzy towarzysz.
– Ja pierdolę, nie wiedziałem, że po górach łażą takie sebiksy – zawiodła samokontrola Igora. – Myślałem, że to rozrywka dla hipsterów i no-life'ów. Dlatego właśnie nie lubię, jak jakieś hobby przechodzi do mainstreamu.
Mężczyźni zwrócili ku niemu wściekłe spojrzenia:
– Taki jesteś cwany? – zapytał groźnie gruby, chociaż nie zrozumiał połowy słów użytych przez chłopaka.
Igor nie wyglądał jednak na wystraszonego. Nie odpowiadając na zaczepkę, zwrócił się uspokajająco do Filipa:
– Dobra, dajmy im wszystko.
– Kurwa, Igor, i za co będziemy dalej żyć? – zapytał go chłopak z pretensją w głosie.
– Nie wiem, coś się wymyśli – odparł Igor z naciskiem.
– Możemy też ich pobić – wtrącił swoją propozycję Adam.
– Chyba zabić – poprawiła go Laura, w trochę pokraczny sposób starając się zapobiec najgorszemu. – Przecież i tak zadzwonią na policję. Dajcie spokój.
– Grozisz nam, panienko? – zapytał wysoki.
Ponieważ Filip nic już nie powiedział, Igor uznał jego milczenie za zgodę. Sięgnął głęboko do swojego plecaka, cały czas bacznie obserwując stojących w pobliżu facetów. Po omacku wyjął z niego małą, czarną saszetkę:
– Macie – powiedział z pogardą, podchodząc do naciągaczy. – Będziecie mieli dwa tysiące. Więcej nie mamy.
Mężczyźni uśmiechnęli się do siebie porozumiewawczo. Wyższy wziął od Igora saszetkę, a tęższy gotówkę od Filipa. Następnie odsunęli się od nich o kilka kroków w tył. Przeliczyli banknoty dokładnie, upewniając się, czy ich wartość zgadza się z deklaracjami nastolatków.
– No i zajebiście – stwierdził wysoki. – Dobrze robi się z wami interesy, życzymy szerokiej drogi.
– Hola, hola! – zawołał Adam, zatrzymując ich. – Wy znacie nasze dane osobowe. Skoro przeprowadzamy takie transakcje, ja chcę znać wasze.
– Chyba cię pojebało, chłopie – odpowiedział mu gruby.
– Mam ci je zabrać siłą? – zapytał chłopak, mrużąc gniewnie oczy. Zamaszyście wyciągnął nóż sprężynowy z kieszeni spodni.
Kasia wychylająca się zza pleców Laury krzyknęła cicho.
– Adam! – wrzasnęła wystraszona Laura. – Daj im już spokój!
– Tak, ja im dam spokój, a oni za chwilę i tak zadzwonią na pały i zamiast dwóch koła będą mieć dwanaście! Naprawdę nie widzicie, jakie to są hieny? – odparł wściekły chłopak.
– Dwóch na jednego to słaby wynik, chłoptasiu – wycedził wysoki, choć widać było, że na widok uzbrojonego nastolatka, który dorównywał mu wzrostem, stracił nieco pewności siebie.
– A kto powiedział, że jest dwóch na jednego? – zapytał Filip, który zachęcony wojowniczą postawą Adama, wyjął z plecaka gaz pieprzowy i zajął bojową pozycję na wysokości przyjaciela.
Po chwili dołączył do niego Igor z paralizatorem:
– No co? – rzucił, odpowiadając na zaskoczone spojrzenie Filipa. – Byłem ciekawy, jak to działa.
– Dobra, dobra – wysoki szybko zszedł z tonu, płynnie zmieniając zdanie względem propozycji nastolatków. – Nic się nie stanie. Możemy wam pokazać te jebane dowody...
– No to raz-raz – nakazał Adam, nie spuszczając oczu z mężczyzn.
Teraz już oboje spoceni na twarzach faceci wyjęli z kieszeni portfele i wysunęli z nich dowody osobiste. Kasia i Laura obserwowały całą sytuację z nieco otwartymi ustami.
Gruby zawołał:
– Tylko jeden może podejść i jemu podamy. Bez broni.
Adam rzucił nóż na ziemię i ruszył do nich pewnym krokiem. Wziął w rękę oba dokumenty:
– Laura, masz jakąś kartkę? Notuj.
– Ja mam – powiedziała Kasia, która wcześniej używała zeszytu siostry do rysowania. Sięgnęła po niego do plecaka Laury.
Adam dyktował:
– Mateusz Nadolski, pesel: 80071295624, miejsce urodzenia Opole, imiona rodziców Janusz, Irena. Witold Juszkiewicz 810401526204, Opole, Ireneusz, Barbara.
– Zadowolony? – zapytał wysoki, wychylając się do Adama po swój dokument tożsamości.
– Jeszcze nie – odpowiedział chłopak i ku zaskoczeniu wszystkich wyprowadził solidny prawy sierpowy prosto w nos mężczyzny.
Zamroczony facet upadł na ziemię i przyciągnął ręce do twarzy. Z jego nozdrzy obficie buchnęła krew. W tym czasie gruby ruszył rozwścieczony w stronę Adama, który psiknął mu gazem pieprzowym w twarz. Okazało się, że chłopak przez cały czas miał go w drugiej kieszeni. Uskoczył na bok. Mężczyzna jeszcze przez chwilę próbował go dosięgnąć, jednak szybko on również padł na ziemię krzycząc głośno z bólu i wściekłości.
Laura i Kasia również wrzasnęły, a Igor i Filip wymienili między sobą bezradne spojrzenia i bez słowa podbiegli do Adama.
Filip dla pewności poprawił wysokiego gazem pieprzowym, na co mężczyzna wydarł się jeszcze bardziej i zaczął tarzać się po ziemi. Na tym jednak nie poprzestali.
Adam zaczął kopać grubego w brzuch, krzycząc do niego:
– I co, kurwa? Zdziwiony?
Mężczyzna skulił się z grymasem bólu wypisanym na twarzy.
– Proszę, proszę – chrypiał błagalnie. – Nie bij mnie.
– ADAM!!! – krzyczała Laura, czując jak zdziera jej się gardłlo, a Kasia płakała głośno.
Ale chłopak nie przestawał. W końcu Igor rzucił się na przyjaciela i z trudem odciągnął go od pokiereszowanego faceta.
Skonsternowany Filip spoglądał raz w jedną, raz w drugą stronę, nie wiedząc, co ma zrobić.
– Oddawajcie pieniądze i telefony! – Adam krzyknął, wyrywając się z nieumiejętnego chwytu Igora.
Kiedy mężczyźni nie zareagowali, dynamicznym krokiem ruszył w stronę chudego. Perspektywa przyjęcia kolejnych ciosów podziałała natychmiastowo. Facet drżącą, rozbieganą dłonią sięgnął do kieszeni spodni, wyciągając z niej banknoty stu- i dwustuzłotowe. Odrzucił je i rozsypały się wokoło. Następnie wyrzucił także jeden z flagowych modeli Samsunga.
– Pozbierajcie to – Adam polecił Igorowi i Filipowi, sam sięgając po telefon. Kiedy odwrócił się w stronę grubego, smartfon (Nokia z pękniętą szybką) już leżał obok niego. Filip posłusznie zebrał poplamione krwią banknoty, natomiast Igor stał cały czas w tym samym miejscu, w którym wcześniej przytrzymywał Adama. Miał szok wypisany na twarzy.
Adam jeszcze chwilę krążył wokół mężczyzn, obracając ich butem z boku na bok i sprawdzając, czy nie mają przy sobie innych telefonów. Następnie powiedział głośno:
– Jeżeli wrócicie do schroniska i powiecie, co się stało, znajdę was i skończycie znacznie gorzej niż dzisiaj. Zrozumiano?
Mężczyźni leżeli w bezruchu, oddychając ciężko:
– Pytam, czy zrozumiano!?
– T-tak – stęknął wysoki z zatkanym nosem. – Witek?
– Taa – gruby chrypnął z wysiłkiem.
– Dobrze – potwierdził chłopak, a następnie zwrócił się do reszty. – W takim razie pora na nas.
***
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top