Rozdział 11: Wszystko teraz

   Chociaż przemierzali nocą ciemny las, czuli się wyjątkowo bezpiecznie i komfortowo. Czołówki świeciły jasno, oświetlając im nierówną, pełną wzniesień i zboczy drogę pośród Gór Bystrzyckich. Temperatura powietrza dawała przyjemne wytchnienie po całym dniu spędzonym w duchocie. Delektowali się rześkim, nocnym powietrzem. Wiedzieli, że mają przed sobą wiele kilometrów wędrówki, zanim będą mogli rozbić obóz i poszukać sklepu w okolicy.

   Nie mieli przy sobie wody, co stanowiło dotychczas największy problem. Na szczęście w przyszłości będą mogli zrobić większe zapasy – dzięki Kasi, czyli kolejnej osobie do noszenia bagażu. Tak przynajmniej myślał sobie Adam. Wodę będzie także łatwiej magazynować w obozach, które będą robić. Teraz jednak są skazani na odczuwanie pragnienia. 

   Nieco martwiący dla nastolatków fakt stanowił brak oznaczeń sklepów i stacji benzynowych na mapach, z których korzystali. Pod tym względem czekało ich błądzenie i badanie terenu. Mimo wszystko zachowywali pozytywne nastroje, prowadząc wesołe rozmowy między sobą.

– Zawsze uważałem, że jestem sową – stwierdził Igor, dając duży krok nad gałęzią. – Jeśli o mnie chodzi, mógłbym tak całą noc chodzić i kłaść się spać o świcie.

– To chyba nie dla mnie – powiedział Adam, nadal idący na przedzie brygady. – Właściwie cały czas ziewam. No ale ja tak naprawdę nie zmrużyłem oka w tej chałupie.

– Ja mogę zasnąć gdziekolwiek – oznajmił Igor zadowolonym z siebie tonem. – Tak sobie myślę, że jak komuś chce się pić, to mamy jeszcze takie owocowe musy. Nie jest to może płyn, no ale są półpłynne.

   Reszta przystanęła na tę propozycję ochoczo. Zatrzymali się na chwilę, a chłopak rozdał każdemu saszetki z ustnikami. Jabłkowo-truskawkowe smoothie smakowało wprost wyśmienicie. Delektowali się nim, siedząc na leśnej ściółce i patrząc w gwiazdy.

– Ja też już jestem zmęczona – powiedziała Kasia, gdy opróżniła swój mus owocowy mniej więcej do połowy.

– Przejdźmy jeszcze pięć-sześć kilometrów – zaproponował Filip. – Warto zrobić nieco większy dystans, żeby później komfortowo rozbić namioty. Poza tym na wysokości Bystrzycy Kłodzkiej powinny być jakieś sklepy.

– Racja – poparła go Laura, co miło połechtało ego chłopaka.

   Igor, który jako pierwszy skończył posiłek, wstał i zakomunikował nagląco:

– No, to dalej, dalej!

***

   Całonocna wędrówka po bezdrożach Sudetów mocno dała im się we znaki. Starali się unikać podejść i poruszać się wyłącznie zboczami gór, ale nie zawsze było to możliwe. Czuli się brudni, zmęczeni, a przede wszystkim spragnieni. Owocowe musy dodały im co prawda nieco energii, ale pozostawiły również nieprzyjemny posmak fermentującego cukru w ustach, którego nie mieli w jaki sposób przepłukać. Niemal każdego bolała głowa z odwodnienia. Po zmroku trudno było mieć pewność, czy idą w dobrym kierunku. 

   Chociaż Adam, który dumnie dzierżył kompas, zapewniał wszystkich, że droga przebiega zgodnie z planem, zmęczenie coraz bardziej poddawało pod wątpliwość jego słowa. Laura i Igor byli pewni, że idą znacznie dłużej niż sześć kilometrów. Filip miał wrażenie, że Kasia średnio co pięćset metrów pyta, kiedy rozbiją obóz. W powietrzu dało się wyczuć zagęszczającą się atmosferę.

   Żeby rozładować nieco napięcie spowodowane brakiem pewności, gdzie właściwie się znajdują, szli skrajem lasu, wypatrując świateł pobliskich miejscowości widocznych za polami i łąkami. Pojedyncze domki widoczne daleko na horyzoncie nie wyglądały jak miejsca, do których warto się udać, choć bardzo zazdrościli ich mieszkańcom. Wyobrażali sobie miękkie, wygodne łóżka i łazienki z prysznicami lub wannami, w których można zmyć z siebie pot oraz kurz. W końcu jednak dostrzegli znacznie więcej świateł migoczącego w oddali miasta. 

   Bezchmurne niebo stopniowo przejaśniało się. Mogli założyć, że znajdowali się około dwóch-trzech kilometrów od jakiegokolwiek sklepu.

– Okay – odezwał się w końcu Adam, który podczas wędrówki wyraźnie obrał pozycję przywódcy. Z całej piątki zdecydowanie okazał się najodporniejszy na towarzyszący im dyskomfort. – Myślę, że powinniśmy zagłębić się w las i rozbić obóz nieco dalej od pól. Jak rozstawimy namioty, ktoś z nas może wybrać się po wodę.

– Ja pierdolę, wreszcie – westchnął Igor, który szedł ostatni i kręciło mu się w głowie. Był na tyle wycieńczony, że stracił nawet ochotę na zapalenie papierosa. Miał poodzierane od jeżyn łydki i czuł, jak grzywka nieprzyjemnie lepi mu się do czoła. Do tego ten wielki, ciężki plecak, który wciąż był zapakowany po brzegi. Chłopak nie wyglądał jednak wcale gorzej od reszty.

   Blada Laura spoglądała na nich w milczeniu z podkrążonymi oczami. Aktualnie nogi bolały ją bardziej od zrastającej się kości w ręce. Kiedy stanęła, Kasia oparła się o nią zmęczona. W tym momencie dziewczynka szczerze żałowała decyzji o pogoni za starszą siostrą ubiegłej nocy. Marzyła o zaśnięciu w swoim łóżku, z głową na miękkiej poduszce. Była już jednak na tyle dojrzała, że wiedziała o tym, że robienie nawet najbardziej dramatycznych scen płaczu i gróźb nie przeniesie jej tam w najbliższym czasie. Fizyczne wyczerpanie sprawiało, że dziś zadowoli ją sen gdziekolwiek, choćby na leśnym poszyciu.

   Filip starał się zachowywać fason, choć w duchu przeklinał buty trekkingowe, które kupił przed ich ucieczką. Nikt z przyjaciół nie narzekał na swoje stopy, a jego ścięgna Achillesa już dawno pokryły się pęcherzami, które popękały, sącząc krew oraz limfę. Z tego powodu każdy krok sprawiał mu silny dyskomfort, a teraz, gdy już się zatrzymali, poważnie rozważał przejście ostatnich kilkuset metrów na bosaka.

   Adam czuł się co prawda zmęczony i piekły go ramiona od wżynających się w nie pasków ciężkiego plecaka, ale znacznie bardziej dominowała w nim determinacja, by zadbać o to, co ustalili. Skupiał się na celu, czyli rozbiciu obozu – i wcale nie po to, by beztrosko wyciągnąć się na karimacie. Planował od razu pójść po wodę i miał szczerą nadzieję, że któryś z chłopaków będzie chciał mu towarzyszyć.

   Kiedy niechętnie zagłębili się w las, było już niemal całkowicie jasno. Laura zerknęła na zegarek – dochodziła czwarta trzydzieści. 

   Wypatrywali płaskiego miejsca, które będzie odległe od dróg, a jednocześnie stwarzającego wystarczająco dużą przestrzeń do rozbicia namiotów. Gęsto rosnące na tym obszarze jodły i sosny nieco to utrudniały. Raz usłyszeli nawet przejeżdżający w oddali samochód, co na chwilę nieprzyjemnie uświadomiło im, że wciąż przebywają w realnym świecie. 

   W końcu jednak znaleźli małą polankę otoczoną komfortową gęstwiną drzew oraz zarośli. Pośród mchu, traw i paproci znajdowało się kilka rozgrzebanych legowisk saren, które najwidoczniej spłoszyli.

– Co to? – zapytała Kasia, wskazując na brązowe placki ziemi.

– Tu spały sarny – odpowiedział jej Filip, ściągając wreszcie ciężki bagaż ze swoich pleców. Od razu usiadł na ziemi i przystąpił do rozwiązywania sznurówek butów.

   Kasia westchnęła z zachwytem i pochyliła się nad legowiskiem sarny, dotykając go ręką:

– Jest jeszcze ciepłe! – krzyknęła cicho.

– Skoro sarny wybrały to miejsce do spania, to nam chyba też będzie wygodnie – stwierdził Igor, zrzucając swój plecak z nieco zbyt dużym impetem.

   Coś niepokojąco zagruchotało w środku, a chłopak zrobił skruszoną minę. Nikt jednak nie miał siły, by zwracać mu uwagę. Chcieli po prostu położyć się na ziemi. Na to niestety nie pozwolił Adam, który dojrzale stwierdził, że muszą jeszcze uporać się z namiotami, a później niech robią sobie, co chcą.

– Jak już mówiłam w pociągu, chyba będziecie musieli spać we trójkę... – powiedziała nieśmiało Laura, zerkając na Kasię.

– No świetnie – skomentował niezadowolony Igor.

– Za ten przywilej będziecie nam dłużne – stwierdził Adam. – Jeszcze wymyślimy, jak to wykorzystamy – ta koncepcja pocieszyła nieco chłopaków.

   Ruszyli do rozbijania namiotów. W tym przedsięwzięciu zdecydowanie dowodził Filip, który posiadał spore doświadczenie z innych biwaków, w których brał udział, gdy był młodszy. Wtedy jeszcze miał czas na harcerstwo, które stanowiło miłą odskocznię od jego sztywnej codzienności. Przechadzał się boso w tę i z powrotem, instruując pozostałą czwórkę.

   Adam i Kasia skrupulatnie wykonywali polecenia Filipa, więc współpraca szła im całkiem nieźle. Z kolei Igor bardziej utrudniał rozbijanie namiotów, niż w nim pomagał, dlatego w pewnym momencie reszta pozwoliła mu po prostu odpocząć. 

   Chłopak usiadł pod bukiem obok Laury, która ze złamaną ręką również wycofała się z pomocy. Wspólnie obserwowali, jak Kasia wbija śledzie, Filip naciąga linki, a Adam daje nura do środka namiotu, by rozłożyć w nim karimaty i śpiwory. W ten sposób przed ich oczami stosunkowo szybko wzniósł się najpierw pierwszy, a następnie drugi namiot – oba w szarej, neutralnej kolorystyce.

– Możecie zająć we dwie jeden namiot – Zaczął Adam – ale to już wasza sprawa, jak podzielicie się karimatą i śpiworem.

– Och... – Westchnęła Laura, która nie pomyślała o tym wcześniej – No trudno, jakoś damy radę.

   Ledwo przytomne dziewczyny powlekły się do swojego namiotu. Zapowiadał się kolejny gorący dzień. Mimo wczesnej pory i subtelnego chłodu na zewnątrz w środku szybko zrobiło się na dany moment przyjemnie ciepło.

– Wolisz śpiwór czy karimatę? – Zapytała Laura, mając nadzieję, że Kasia wybierze śpiwór.

   Na szczęście dziewczynka, która nie spała nigdy pod namiotem, odpowiedziała zgodnie z jej oczekiwaniami. Tym sposobem Laura wyciągnęła się wygodnie na miękkiej piance i nakryła polarową bluzą, a Kasia weszła do śpiwora, nie wiedząc jeszcze, że prawdopodobnie obudzi się z bolącymi plecami.

   Na zewnątrz chłopacy spojrzeli po sobie zrezygnowani. Zazdrościli dziewczynom, które oddały się już w błogie objęcia Morfeusza.

– No, to kto pójdzie ze mną do miasta? – zapytał Adam. Spojrzał najpierw na Igora, a następnie na Filipa, w duchu mając nadzieję, że to ten drugi wykaże inicjatywę.

   Igor był pewien, że to Filip wyrwie się do tej misji, dlatego niemiło zaskoczyło go, gdy chłopak stwierdził:

– Wiecie co... Strasznie obtarły mnie buty. Jeżeli to nie problem, wolałbym zostać tutaj.

– Serio, kurwa? – zapytał Igor z wyrzutem, ale gdy Filip zdjął jeden but i pokazał mu krwawiący tył swojej stopy, zabrakło mu argumentów.

– Chyba nie masz wyboru – skomentował Adam, wyglądając na niemal równie niezadowolonego. Westchnął głęboko i zerknął na zegarek elektroniczny, który zabrał z domu. Nie używał go na co dzień – model, który dostał w prezencie komunijnym od nielubianego wujka, dawno wyszedł z mody. Teraz jednak był wyjątkowo użyteczny i nawet się z nim zaprzyjaźnił.

   Poinstruował pozostałą dwójkę:

– Dochodzi szósta. Jeśli nie wrócimy z Igorem do dwunastej, to znaczy, że coś się stało. W takim przypadku najlepiej, jak zmienicie miejsce. Możecie kontynuować podróż zgodnie z planem. Pewnie nie zdołacie zabrać wszystkiego...

– Dobra, bez przesady – przerwał mu Igor. – Nie rób spiny. Wrócimy, Rambo.

   Filip głośno wypuścił powietrze przez nos, co stanowiło wyraz rozbawienia. Nie miał siły na chichot. Skinął głową Adamowi na znak, że przyjął jego słowa do świadomości. Kiedy Igor i Adam wyruszyli z dużymi, pustymi plecakami, chłopak spojrzał tęsknie w stronę namiotu Laury i Kasi. Westchnął i powlókł się do własnego namiotu, pozwalając sobie na komfortowe położenie się w przynajmniej tymczasowo przestronnym otoczeniu. Zasnął najgłębiej od kilku miesięcy.

***

   Z błogiego snu Filipa wyrwał hałas. Było gorąco i ktoś krzątał się za namiotem. Robił przy tym jednak na tyle dużo hałasu, że chłopak od razu uznał, że to pewnie Adam i Igor wrócili do obozowiska. Nie miał jak sprawdzić, która godzina, więc zawołał głośno:

– Jak tam? Udało się?

   Kiedy odpowiedziała mu głucha cisza, poczuł jak jego serce zaczyna mocniej bić. Nikt nic nie mówił, ale wciąż był obok. Chłopak słyszał odgłos rozpinanego zamka błyskawicznego i hałas wydawany przez przedmioty wyrzucane z plecaka.

– Laura? – zawołał Filip ponownie.

   Nadal cisza. Nastolatek podniósł się do pozycji klęczącej i wpatrywał się w zamknięte wejście do namiotu. Słońce musiało znajdować się już wysoko. W środku było bardzo duszno, a do pleców lepiła mu się koszulka. Doskoczył do wejścia namiotu i zamaszyście rozpiął zamek błyskawiczny. Przygarbiony wypadł na zewnątrz, rozglądając się wokół niespokojnie.

Co jest? pomyślał.

   Obok namiotu Laury i Kasi zauważył młodego mężczyznę. Klęczał plecami do niego i bezceremonialnie wybebeszał zawartość plecaka dziewczyny. Zdążył wyrzucić z niego już kubek emaliowany, część prowiantu oraz koszulki, które walały się w piachu wokół niego. Wyglądał, jakby czegoś szukał i zupełnie nic nie robił sobie z tego, że został przyłapany.

– Hej, ty! – krzyknął Filip gniewnie. – Zostaw to! – ruszył szybko w stronę postaci. Mężczyzna nadal się nie odwracał, co jeszcze bardziej rozsierdziło chłopaka.

– Halo! Co to ma być?! – złapał go za ramię i pociągnął z całej siły.

   Kiedy zobaczył, z kim ma do czynienia, poczuł, jak unoszą mu się włosy na karku, a klatkę piersiową opanowuje bolesny ścisk. Z jego piersi wydarł się przeraźliwy okrzyk.

   Dominik wpatrywał się w Filipa zastygle. Miał woskowatą skórę i dziwnie matowe włosy, które przywodziły na myśl perukę:

– Zostaw Laurę w spokoju – powiedział cicho, niemal nie poruszając ustami.

   Filip ponownie krzyknął, cofając się o kilka kroków. Zahaczył o konar wystający z ziemi i przewrócił się, upadając na plecy. Leżał bezwładnie i czuł niekontrolowane drgawki, które podrzucały jego korpusem.

***

– Filip, Filip! – ktoś potrząsał nim z całych sił.

   Chłopak otworzył oczy i zobaczył wystraszoną twarz Igora. Obok niego klęczał podobnie zmartwiony Adam, który przyglądał mu się uważnie.

– Co ci jest? Miałeś koszmar? Strasznie tu gorąco, wyjdź z namiotu.

   Kiedy nastolatek zdał sobie sprawę, że dopiero teraz znalazł się w rzeczywistości, poczuł ogromną ulgę. Rzeczywiście, w namiocie panował ukrop. Wyczołgał się na zewnątrz i szybko zdjął z siebie całkowicie mokrą od potu koszulkę. Zobaczył, że Laura i Kasia już nie śpią. Dziewczyny zastygły z butelkami wody w rękach. Wszyscy patrzyli na niego, czekając aż coś powie. Przez chwilę zbierał myśli, szukając dobrego wytłumaczenia.

– Sorry, śniło mi się, że rodzice mnie dopadli – wymamrotał, udając, że wciąż jest jeszcze senny. Jakoś nie miał ochoty dzielić się z nimi prawdziwą treścią swojego snu.

– Kurwa, muszą być zajebiście straszni – stwierdził Igor.

– Taa – odrzekł Filip wymijająco i od razu zapytał – która godzina?

– Dochodzi jedenasta – odpowiedziała Laura, zerkając na swój zegarek.

– Bylibyśmy wcześniej – powiedział Adam. – Ale ktoś tu nie mógł odmówić sobie McDonalda.

– Niczego nie żałuję. To były najlepsze placki ziemniaczane w moim życiu – stwierdził Igor, szczerząc zęby. – Przy okazji mogliśmy trochę odświeżyć się w WC, same plusy. Możecie zazdrościć.

   Filip dopiero teraz uświadomił sobie, że misja Adama i Igora się powiodła – i to jak. Przynieśli cztery pięciolitrowe baniaki wody, a oprócz tego kilka dodatkowych butelek słodkich napojów, piwa i wódki. Znalazło się nawet miejsce świeży prowiant – wypchane po brzegi reklamówki spoczywały w zacienionym miejscu pod drzewami. Laura i Kasia łapczywie wypijały duszkiem wielkie hausty niegazowanej wody mineralnej.

– Rany... zajebiście – skomentował Filip, również dopadając wody.

– W takim tempie jeszcze dziś ktoś będzie musiał pójść drugi raz – skomentował Adam, choć było widać, że jest z siebie bardzo dumny.

– Nie ma sprawy – odpowiedziała Laura. – Też chętnie odwiedzę McDonald's,

– Dobra, fajnie – stwierdził Igor, który nie wyglądał już na odwodnionego, ale miał wyraźnie bladą skórę i podkrążone oczy. – Wy pospaliście, teraz nasza kolej.

   Sięgnął do namiotu po karimatę i zawlekł ją pod rzucające cień drzewa. Następnie położył się na plecach, próbując wygodnie się ułożyć. Zdjął koszulkę i położył ją sobie pod głową. W tym momencie było mu zupełnie obojętne, że ktokolwiek zobaczy nadmiar tłuszczu na jego brzuchu.

   Adam uznał, że pomysł Igora jest całkiem rozsądny. W namiocie z pewnością nie dało się komfortowo spać o tej porze, a nie miał ochoty na podobne koszmary co Filip. Z tego powodu sam również wyjął swoją karimatę z namiotu i poszukał własnego zacienionego miejsca, by wreszcie udać się na zasłużony odpoczynek.

   Laura, Kasia i Filip spojrzeli po sobie. Zerknęli na wciąż odrobinę pocące się Desperadosy, które leżały w trawie, a także na kusząco wyeksponowane drożdżówki obok nich. Laurę rozczuliło to, jak zróżnicowane i przemyślane zakupy zrobili chłopcy.

– To może pozwiedzamy okolicę? – zagadnęła dziewczyna, sięgając po piwo i drożdżówkę.

– Jasne – odpowiedział Filip, przecierając czoło mokrą chusteczką. Sam również chwycił butelkę i słodką bułkę.

– Jestem za – dołączyła się Kasia, która także wyciągnęła rękę po jedzenie i piwo.

– Taaa, wolnego – Laura pacnęła ją w dłoń. – Weź drożdżówkę, ale dla ciebie co najwyżej cola – zauważyła puszkę wśród zakupów.

   Dziewczynka zrezygnowana wzięła gazowany napój. Zjedli drożdżówki w milczeniu. Z budyniem i kruszonką smakowały znakomicie, zwłaszcza w przypadku tak pustych żołądków, jakie mieli. Następnie wstali i po cichu ruszyli przed siebie, z piciem w rękach.

   Rosnący dystans czasu i odległości, które pokonali, budował w nich również rosnące poczucie bezpieczeństwa. Zachwycali się okoliczną przyrodą – zielenią drzew, miękkością mchu i głośnym śpiewem ptaków. Raz po raz mijali imponujące swoim ogromem głazy. W oddali zobaczyli czmychające przed nimi sarny. Chłodne napoje smakowały wyśmienicie, wprawiając ich w błogi nastrój. Największą radość sprawił im jednak widok strumyka, który przeciął im drogę. 

   Bez chwili zawahania rozebrali się do bielizny i zaczęli brodzić w wodzie, która okazała się zaskakująco zimna. Laura przykucnęła nad brzegiem strumyka, ochlapując ciało jedną ręką. Mniej wrażliwa na niskie temperatury Kasia po prostu usiadła w wodzie, a przez chwilę położyła się nawet wzdłuż biegu rzeki, wsłuchując się w jej miarowy szum. 

   Filip również pluskał się beztrosko, usilnie pilnując się, by nie zerkać w stronę dziewczyn. 

Nie wyjdź na creepa, powtarzał sobie.

   W końcu nacieszyli się kąpielą i ruszyli dalej. Nadal byli w połowie rozebrani, ponieważ nie mieli ochoty nakładać na siebie przepoconej odzieży. Starali się trzymać jednego kierunku, żeby się nie zgubić. W pewnym momencie Kasia zauważyła obficie rosnące u zbocza góry jagody. Dopadli ich urzeczeni słodkim smakiem, brudząc palce i języki, które od czasu do czasu pokazywali sobie zawadiacko.

   Filip po raz pierwszy od tygodni, a może od miesięcy, czuł się szczęśliwy. Nieco zamroczony piwem umysł chwilowo oderwał się od jakichkolwiek niepokojących myśli. Był tylko tu i teraz, delektując się przekąską prosto z krzaczka i niezmąconą ciszą wokół. Bez planów na to, co potem. Bez presji i obowiązków.

   Laura ukradkiem spoglądała na chłopaka. Wydawał jej się jakiś inny, podobnie jak kiedyś, podczas pamiętnego spaceru, który tak ich do siebie zbliżył. Miał atrakcyjnie zmierzwione włosy, a na jego żuchwie pojawił się cień zarostu. Zauważyła również, że klatka piersiowa chłopaka jest estetycznie rozbudowana. Podobało jej się, że to właśnie Filip z całej trójki chłopaków najlepiej dogaduje się z Kasią. Był empatyczny i dający wsparcie – tak samo jak zawsze dla Laury.

– Muszę siku – w pewnym momencie stwierdziła dwunastolatka, która wstała z klęczków nad jagodami. Oddaliła się na pewną odległość, szukając ustronnego miejsca.

   Między pozostałą dwójką momentalnie pojawiło się charakterystyczne napięcie, choć w danym momencie oboje nieco inaczej je interpretowali. Laura miała ochotę mu ulec 

Jeśli Filip będzie chciał wykonać jakiś ruch, to mu na to pozwolę, myślała sobie dziewczyna.

   Jednak chłopak wyraźnie szukał tematu, na który mogliby porozmawiać, co nieco rozczarowało Laurę. 

   Normalnie Filip prawdopodobnie delektowałby się tym krótkim czasem, który mogą spędzić jedynie we dwójkę, tak jak sobie wymarzył. Na powierzchnię jego podświadomości wypłynął jednak niepokojący sen, którego doświadczył przed południem. Rzucił mroczny cień nawet na tak zjawiskowe okoliczności.

   Przenieśli się w bardziej zacienione miejsce – napoje już się skończyły i robiło im się coraz bardziej gorąco. Wkrótce wróciła Kasia, choć i tak zajęło jej to zagadkowo dużo czasu.

– Zgubiłaś się czy robiłaś kupę? – zapytała Laura, z namysłem chcąc wprawić siostrę w zakłopotanie.

– Co? Nie, lol – odpowiedziała dziewczynka, piorunując dziewczynę wzrokiem.

   W końcu ubrali się i postanowili wrócić do obozowiska, ponieważ mimo upału na nowo poczuli ssanie w żołądkach. Nic dziwnego – w ciągu ostatnich dni jedli mało i niezbyt odżywczo. W swojej bazie mogli przygotować na przykład dania instant na turystycznej kuchence gazowej, co wydawało się naprawdę kuszącą perspektywą. 

   Kiedy szli wśród drzew, wsłuchiwali się w odgłosy natury. Chrupanie gałązek pod stopami, ptasi świergot i delikatny szum liści mieszał się ze znajomym, a jednocześnie dość niepasującym do otoczenia dźwiękiem.

– Coś wibruje? – zapytał Filip badawczo. Pod uwagę brał to, że mieszanka piwa i południowego słońca wywołują u niego omamy słuchowe. 

   Ale mina Laury szybko rozwiała jego wątpliwości. Wskazywała na to, że ona też coś słyszy. Jedynie Kasia szła, jak gdyby nigdy nic, dziwnie szurając nogami i trzymając dłoń przy prawej kieszeni swoich szortów. Spoglądali na nią zdziwieni, przez chwilę nie łącząc jeszcze faktów.

   W końcu jednak Laura wytrzeszczyła oczy w nagłym olśnieniu, którego wyraz krótko po tym zamienił się w żywą wściekłość:

– Co masz w kieszeni, Kasia? – zapytała dziewczyna ostro.

   Młodsza siostra jeszcze mocniej niż zwykle przygarbiła się zlękniona:

– N-nic... – zająknęła się, przyspieszając kroku. Była jednak zbyt sparaliżowana lękiem, żeby uciekać.

   Laura ruszyła za nią, ale ostatecznie to Filip wyprzedził dziewczynę, doskakując do Kasi i przytrzymując jej ręce na wysokości klatki piersiowej:

– Weź go – polecił Laurze, walcząc z szarpiącą się i krzyczącą głośno dziewczynką.

   Starsza siostra sięgnęła do kieszeni dwunastolatki i zgodnie z mrożącymi krew żyłach przewidywaniami wyciągnęła wibrujący smartfon – stary model Xiaomi. Na ekranie widniał wielki napis „MAMA".

– Kurwa, Kasia! – dziewczyna krzyknęła wściekle. – Co ty odpierdalasz!?

   W ostatniej chwili powstrzymała palącą chęć uderzenia dziewczynki. Nie była właściwie pewna, czy zahamował ją jej kodeks moralny, czy też strategiczne myślenie. W głowie dźwięczały jej słowa: 

Jak ona mogła? Ta niewdzięczna, pieprzona gówniara jak zwykle okazała się dwulicowa.

   Musieli dowiedzieć się, co mała robiła z telefonem. Dziewczynka wciąż przytrzymywana przez Filipa, który na widok smartfona jeszcze zacieśnił uścisk, zalała się łzami. Telefon nadal wibrował, a Laura czuła się tak, jakby zaraz miał wybuchnąć jej w dłoni. Zaczęła szaleńczo tłuc urządzeniem o głaz, obok którego przechodzili. Obudowa rozpadła się doszczętnie na kawałki, a dziewczyna poraniła sobie knykcie.

   Oniemiały Filip wypuścił Kasię z rąk. Dwunastolatka przybrała na ziemi klęczącą pozycję, łkając cicho.

– Gdzie dzwoniłaś?! – krzyknęła w końcu starsza siostra. – Do kogo pisałaś!?

– D-do nikogo! – zapłakała dziewczynka. – Przysięgam! Naprawdę, z nikim się nie komunikowałam!

– Kasia, nie pierdol – skwitował Filip surowo.

– Ale serio! – Kasia starała się opanować płacz, by móc lepiej się wytłumaczyć. – J-ja... po prostu trochę się nudziłam. Byłam ciekawa, czy są jakieś nowe podcasty. Chciałam sprawdzić relacje na Instagramie. Proszę, uwierzcie mi! Po prostu zapomniałam z powrotem wyłączyć telefon – bardzo bała się, że nastolatkowie po prostu ją porzucą.

   Laura osunęła się na ziemię załamana. Wiedziała, że jej siostra równie dobrze może mówić prawdę lub kłamać i teraz nie da się już tego w żaden sposób zweryfikować. Dowiedzą się dopiero, jak ktoś ich złapie. Przez moment żałowała, że tak szybko zniszczyła smartfon. Po chwili pomyślała jednak, że dziewczynka i tak mogła wyczyścić historię połączeń i wiadomości, doskonale wiedziała, jak się to robi.

– Przez ten cały czas nie przyznałaś nam się, że masz ze sobą telefon – powiedział Filip, spoglądając na Kasię zawiedziony. – Dlaczego?

– N-nie wiem – odpowiedziała dziewczynka nadal skamlącym tonem. – Chyba trochę się bałam... Nie wiem, przepraszam. Ale był wyłączony!

– To niczego nie zmienia, głupku! – krzyknęła wściekła Laura. – Twój telefon logował się w tej konkretnej lokalizacji, po tym jak go włączyłaś. I teraz przez Ciebie będziemy musieli stąd spierdalać!

– Przepraszam... – wyjąkała Kasia, wpatrując się w swoje stopy. – Nie pomyślałam. A przecież powinnam.

   Dziewczynka czuła się beznadziejnie. 

Jak mogłam nie pomyśleć? Jej kariera w kryminalistyce nie miała już żadnego sensu. Tak się chwaliła zdobytą wiedzą, a teraz w kilka minut upokorzyła się przed wszystkimi.

– Oczywiście, że nie pomyślałaś! Do czegoś takiego trzeba mieć mózg! – odparowała Laura, wstając i otrzepując spodenki. – Musimy wracać, trzeba powiedzieć Igorowi i Adamowi.


***

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top