Rozdział 1: Pokolenie płatków śniegu

Dominikowi i innym, którzy nie mieli szansy dorosnąć.

Część I: Zaprzeczenie

Dominik powiedział kiedyś: przytrafiają nam się proste rzeczy, które dopiero w nas stają się skomplikowane.
Te słowa dźwięczały teraz w głowie Filipa. Siedemnastolatek zastanawiał się, co przyjaciel miał na myśli. Wiedział też, że już nigdy nie będzie mógł go o to zapytać - właśnie jechał na jego pogrzeb. Kolejna gorzka myśl spłynęła do gardła chłopaka. Przełknął ją najciszej, jak tylko potrafił. Pozornie komfortowe wnętrze czarnego BMW typu SUV nie nastrajało Filipa do rozmowy z tatą, który prowadził samochód. Syn milczał, a młoda, przystojna twarz w żadnym stopniu nie zdradzała emocji szargających jego wnętrze. Chłopak udawał, że wpatruje się w późnowiosenny, miejski krajobraz przesuwający się za szybą. Tylko wnikliwy obserwator byłby w stanie dostrzec, że budynki, znaki drogowe i zielone drzewa odbijały się na nieobecnych, szklistych oczach.

W sobotę wrocławski ruch uliczny był spory, więc droga dłużyła się Filipowi. Był zresztą pewien, że jego tacie, panu Wojciechowi, jedynie jeszcze bardziej. W końcu to szanowany prawnik, właściciel kancelarii adwokackiej Lex Nowak we Wrocławiu, który dorobił się dzięki niej niemałej fortuny. Na pewno miał mnóstwo ciekawszych rzeczy do roboty. Mimo to Filip nie czuł wdzięczności. Doskonale zdawał sobie sprawę z tego, że ojciec towarzyszy mu dziś wyłącznie z potrzeby kontroli. W szybie po stronie pasażera widać było, jak mężczyzna w skupieniu prowadzi auto i, pomimo założonych okularów przeciwsłonecznych, marszczy czoło.

Chociaż w samochodzie panował przyjemny chłód klimatyzacji, pan Wojciech zapytał:

- Jest ci duszno? - zerknął w stronę syna i dodał krótko po tym - tak siedzisz, nic nie mówisz, jesteś jakiś blady.

- Nie - odpowiedział Filip bezbarwnym tonem. - Po prostu jadę na pogrzeb - nie był w stanie powstrzymać się od cienia ironii w drugim zdaniu.

- Nie jedziesz, tylko jesteś zawożony - poprawił go ojciec. Lwia zmarszczka pomiędzy brwiami mężczyzny jedynie się pogłębiła.

- Przecież cię o to nie prosiłem - westchnął Filip, już na wstępie czując, że rozpoczyna dyskusję, która nie ma żadnego sensu.

- Mógłbyś tłuc się komunikacją miejską przez pół miasta w tym skwarze - żachnął się pan Wojciech, wrzucając kierunkowskaz. - Ale wiozę ci dupę, więc byłoby miło, gdybyś okazał minimum wdzięczności i nie traktował mnie jak powietrze. Wiesz, jak teraz nazywają takich jak ty? Pokolenie płatków śniegu.

W tle cicho wybrzmiewało radio. Właśnie skończył się blok reklamowy i rozpoczęły się wiadomości. Speaker rozprawiał z zaangażowaniem o nadchodzących wyborach do Parlamentu Europejskiego. Z wyników sondażowych płynnie przeszedł do wspominania tragicznych wydarzeń z trzynastego stycznia, a następnie poprowadził narrację na temat głośnego filmu braci Sekielskich i danych episkopatu na temat pedofilii w kościele.

- Rzygać się chce - stwierdził pan Wojciech. Już wyciągał rękę, by wyłączyć radio, jednak w tym momencie Pharrel Williams po raz kolejny zaczął oznajmiać światu, dlaczego jest szczęśliwy.

Filip nerwowo podrygiwał nogą w rytm muzyki, tym razem już świadomie wybierając milczenie. Wprawdzie mógłby na głos zauważyć, że ojciec nie musi robić mu za taksówkę, bo takie już wynaleziono, a jeśli jest płatkiem śniegu, to wyłącznie z jego winy. Ale teraz już dobrze wiedział, że ta podwózka to jedynie pretekst do suszenia mu głowy. Jak zwykle w takiej sytuacji postawił na wyuczoną bezradność, która dotychczas pozwalała mu jakkolwiek zdystansować się wewnętrznie i uniknąć awantury.

- Wiesz już, czy uda ci się wyciągnąć tę chemię na piątkę? - zagadnął pan Wojciech nieco łagodniejszym tonem. Najwidoczniej nie czekał na odpowiedź syna względem swojej wcześniejszej tyrady.

- Chyba tak. Zależy, jak pójdzie mi poprawa sprawdzianu - odrzekł Filip i przeniósł wzrok z szyby na tarczę swojego smartwatcha, którego szczerze nienawidził.

Duży, prostokątny wyświetlacz osadzony w eleganckiej, metalowej kopercie informował, że jest godzina 11:33. Mieli zatem jeszcze duży zapas czasu, chociaż prawie dojeżdżali do Cmentarza Osobowickiego. Filip odetchnął w duchu, ponieważ wiedział, że ojciec nie będzie mu towarzyszyć podczas mszy i pochówku przyjaciela.

- Jeśli się nie uda, no to trudno. Po prostu poszukamy ci dobrych korepetycji na wakacje. Świadectwo w drugiej klasie liceum nie jest aż takie ważne. Teraz masz jeszcze luz, ale w przyszłym roku koniec z obijaniem się, mówię poważnie. Poprawianie matury to nie to samo co poprawianie sprawdzianu. Zmarnowałbyś cały rok... - pan Wojciech nie mógł jednak dalej zagłębiać się w tę tragiczną wizję, ponieważ musiał wykonać manewr skrętu w lewo, by wjechać na parking przy cmentarzu.

Zatrzymali się w słońcu nieopodal sklepików z kwiatami oraz zniczami. Pan Wojciech zgasił silnik, odpiął pas i sięgnął po portfel, który miał w kieszeni spodni. Wyjął z niego banknot dwustuzłotowy i nonszalancko wręczył go Filipowi, mówiąc:

- Kup ładny wieniec czy tam bukiet. Poproś, by podpisano go od całej rodziny Nowaków. Za resztę możesz wrócić do domu taksówką. Tylko nie bierz Ubera, bo jeszcze będziesz miał wypadek. Nigdy nie wiadomo, kto tam jeździ.

Filip przytaknął automatycznie, nawet nie zagłębiając się w sens tych słów. Wziął od ojca pieniądze i schował je do kieszeni. Wysiadł z samochodu, strzepnął dłońmi nogawki spodni i zapiął marynarkę. Założył czarne okulary przeciwsłoneczne o modnych oprawkach. Kątem oka zauważył, że pan Wojciech go obserwuje. Był pewien, że wzrok ten wiąże się z ocenianiem. Pewnie zastanawia się, czy Filip jeszcze urośnie. Chłopak na palcach jednej dłoni mógłby policzyć komplementy, jakie otrzymał w życiu od ojca. Często natomiast zdarzało mu się usłyszeć, że nie jest wystarczająco wysoki - zupełnie jakby stanowiło to efekt jego niedbalstwa.

Okno samochodu uchyliło się:

- Filip, na litość boską, popraw ten krawat - burknął pan Wojciech, po czym odpalił silnik i odjechał.

Nastolatek poczuł oddalające się napięcie, coś jak podmuch świeżego powietrza, choć przecież panował upał. Kiedy podszedł do budki z kwiatami i zniczami, na moment zawiesił wzrok na swoim nikłym odbiciu w szybie. Spoglądał na niego chłopak o ciemnych blond, świeżo przystrzyżonych włosach. W czarnym garniturze, koszuli i pod krawatem wyglądał prawie jak dorosły mężczyzna, choć jego prawdziwy wiek zdradzała pewna infantylność w postawie. Wyprostował się i wziął głęboki wdech. Wykonał bliżej nieokreślony ruch, za pomocą którego mężczyźni starają się poprawiać krawaty. Wydało mu się jednak, że jedynie pogorszył sprawę.

- W czym mogę pomóc? - zapytała pani w średnim wieku, która obdarzyła go uśmiechem balansującym pomiędzy życzliwością a rozbawieniem. Przechadzała się wśród kwiatów, poprawiając je w wazonach.

Filip poczuł gorąco rozlewające mu się na twarzy. Przez chwilę walczył z zażenowaniem, przez które zesztywniała mu żuchwa, jednak w końcu odpowiedział zmieszany:

- Dzień dobry, poproszę jakiś ładny wieniec pogrzebowy - błądził wzrokiem po kwiatach, ale nie znalazł żadnych, co do których byłby pewien, że są odpowiednie. - Czy to te kwiaty tak pachną, czy to wosk tych zniczy? - wyrwało mu się spontaniczne pytanie.

Kwiaciarka posłała mu przelotne, oceniające spojrzenie, mówiąc:

- Wie pan, że takie rzeczy zamawia się z wyprzedzeniem? Mamy tylko takie małe, gotowe wieńce. Proszę sobie wybrać - powiedziała i wskazała ręką na kwiaty wyeksponowane przed sklepikiem.

Filip podszedł do wystawki i z przykrością odkrył, że część tych wieńców zdążyła powiędnąć w ostrym słońcu. Poczuł przytłaczającą bezradność. Jakiekolwiek by nie były, kwiaty wydawały mu się jakieś dziwne i nie na miejscu - prędzej dla zmarłej babci niż nieboszczyka-siedemnastolatka. Czy Dominik w ogóle lubił kwiaty?

Wątpliwe, trochę gejoza, pomyślał chłopak.

Już prędzej znicz wydawał się bardziej trafionym pomysłem. Z drugiej strony, gdy Filip przywołał w myślach pogrzeby, w których zdarzyło mu się do tej pory uczestniczyć, uświadomił sobie, że na samej uroczystości pogrzebowej widywał przecież wielkie hałdy wieńców. Nikt nie zapalał wtedy światełka.

Pewnie robią to później...

- To kupuje pan coś czy zaklina mi towar wzrokiem? - poirytowany głos kobiety przywołał Filipa do rzeczywistości.

- Tak, proszę ten. Ten z białymi kwiatami - chłopak wskazał ręką na mały bukiet z na oko najmniej zwiędłych roślin. Przewiązano go czarno-złotą wstęgą z napisem „Ostatnie pożegnanie".

- To lilie - powiedziała sprzedawczyni pouczająco. - Czy mam dodać osobną taśmę z napisem? - zapytała.

- Nie, dziękuję. Proszę zostawić tak, jak jest - odparł Filip. Poczuł delikatną ulgę, mogąc zadecydować o czymkolwiek. Zapłacił i ruszył z kwiatami w stronę cmentarza.

***

Laura mknęła jednośladem po ścieżce rowerowej, która ciągnęła się nadodrzańskim wałem. Dziewczyna musiała zwolnić tempo pedałowania, ponieważ ze względu na upał już czuła, jak pod jej białą, szyfonową bluzką gromadzi się pot. Stara, nieco zdezelowana damka trzeszczała i postukiwała przy wszelkich nierównościach na drodze. Rowerzystka nie słyszała tego jednak, ponieważ miała w uszach słuchawki. Słuchała We don't deserve love Arcade Fire. Z koszyka zawieszonego na kierownicy roweru wystawała długa, dorodna róża o czerwonych płatkach. Nastolatka kupiła ją po drodze w osiedlowej kwiaciarni.

Długie, brązowe włosy dziewczyny powiewały na wietrze, ale Laura wcale nie czuła swobody. Wręcz przeciwnie, oddychała płytko ze względu na nieprzyjemny ścisk w klatce piersiowej. Miała wrażenie, że po prostu skurczyły jej się płuca. Marszczyła oczy, ponieważ nie wzięła ze sobą okularów przeciwsłonecznych.

Pewnie znowu zabrała mi je Kasia, pomyślała gniewnie o swojej dwunastoletniej, dziwacznej siostrze.

Niestety, Laura miała teraz na głowie znacznie większe zmartwienie - pogrzeb chłopaka, który jako pierwszy widział ją w samym staniku. Doprecyzowując, jej byłego chłopaka. Jadąc na rowerze, zastanawiała się, jak wiele osób spotka przy cmentarnej kaplicy.

Czy trumna będzie otwarta? Może powinnam do niej podejść? Czy muszę składać kondolencje rodzinie Dominika? Próba odpowiedzi na którekolwiek z wymienionych pytań jedynie pogłębiała duszności. Dziewczyna żałowała zjedzonego przed wyjazdem śniadania, ponieważ robiło jej się niedobrze.

Laura przejechała na drugą stronę ulicy, teraz podążając już wzdłuż cmentarnego ogrodzenia. Kątem oka dostrzegła nekrologi, ale nie miała czasu, by wypatrywać wśród nich imienia i nazwiska swojego przyjaciela. Z piskiem pordzewiałych hamulców zatrzymała się przy stojaku na rowery, do którego przypięła swoją damkę. Na Cmentarzu Osobowickim roiło się od ludzi prawie jak w Święto Zmarłych. Przez cmentarną bramę stale ktoś przechodził. Laura nie widziała jednak zbyt wielu znajomych twarzy.

Może równolegle odbywa się inny pogrzeb? Raczej na pewno. Trochę to przykre, pomyślała sobie.

Nastolatka znała drogę do kaplicy, ale mimo to wyjęła z torebki smartfon z pękniętą szybką ekranową. Wpisała kod odblokowujący i odczytała najnowsze wiadomości z grupy na Messengerze. 15 minut wcześniej Adam napisał, że on i Igor są już pod kaplicą. Filip właśnie odpisał, że też niedługo będzie. Na czacie był jeszcze Dominik - status jego profilu niezmiennie od ponad tygodnia wskazywał, że chłopak jest offline. Telefon wyświetlał jeszcze jedną, nieodczytaną wiadomość od mamy Laury. Pani Maria pisała, że wróci dziś późno z pracy i dziewczyna musi zrobić obiad rodzeństwu. W odpowiedzi nastolatka odesłała kciuk w górę, wzdychając poirytowana. Włączyła tryb samolotowy i szybkim tempem ruszyła cmentarną aleją.

Po wyminięciu kilku osób Laura dostrzegła sylwetkę Filipa, co wyrwało ją z gniewnych myśli. Szedł przed nią niespiesznym krokiem. Podbiegła kawałek, zrównując się z chłopakiem.

- Cześć - powiedziała cicho i bez uśmiechu. Teraz do koktajlu emocji odczuwanych przez dziewczynę dołączyło również zażenowanie. Jej przyjaciel wyglądał świetnie i roznosił wokół świeży zapach perfum. Mimowolnie skierowała nos w stronę swojego ramienia, aby sprawdzić, czy w ogóle czuć jej dezodorant.

- O, cześć - Filip wzdrygnął się i przystanął. Spojrzał na Laurę i uśmiechnął się delikatnie, na tyle, na ile wypadało w takich okolicznościach.

Przez chwilę oboje milczeli, przestępując z nogi na nogę. Nie zajęło to pewnie nawet pół minuty, ale mieli wrażenie, że mijają całe wieki. Na ogół witali się uściskiem, jednak w tym momencie oboje odczuwali zażenowanie. Laura gorączkowo szukała w głowie słów, którymi mogłaby przerwać niezręczną ciszę. Już miała sprawić Filipowi komplement, że wygląda bardzo elegancko, ale uprzedził ją własnym, nieco innym spostrzeżeniem na jej temat.

- Masz robaka we włosach - powiedział, wpatrując się w czubek głowy dziewczyny

- No świetnie. Gdzie? - parsknęła Laura. Zaczęła chaotycznie przeczesywać kosmyki z wyrazem obrzydzenia na twarzy.

- Poczekaj - powiedział Filip i zbliżył się do przyjaciółki.

Z Laurą byli niemal tego samego wzrostu, więc chłopak stanął na palcach, sięgając w kierunku jej czoła. Z linii włosów dziewczyny ściągnął coś na kształt biedronki. Strzepnął owada na trawę przy chodniku.

- Idziemy? - zaproponował chłopak, nieśmiało ruszając w stronę kaplicy.

- Idziemy - odparła Laura, dotrzymując mu kroku po prawej stronie.

Pogoda nie była wietrzna, ale mimo to zamyślenie Filipa rozpłynęło się w obłokach zapachu dziewczyny, który rozpoznał od razu. Nie miał pojęcia co to za perfumy.

Może kwiatowe? Kwiatowe perfumy, no shit, Sherlock, skrytykował się w myślach. Na jeden moment poczuł jednak przyjemne odprężenie, które bardzo szybko spowodowało falę wstydu. Na szczęście nie musiał dłużej walczyć z przytłaczającym uczuciem. Znaleźli już bardzo blisko sakralnego budynku, a w ich stronę zmierzał roztrzęsiony Adam.

Drzwi kaplicy były otwarte na oścież. Przed nią stało kilka osób, a w środku zajęto około połowy miejsc siedzących. Do uszu napływała żałobna melodia wygrywana na organach. Laura poczuła bolesne ściśnięcie w gardle.

To takie nie na miejscu, pomyślała dziewczyna. Czuła się, jakby ktoś wrzucił ją w okoliczności, które przecież jej nie dotyczą. Przecież mnie nie dotyczą, prawda?

Nastolatka wzdrygnęła się, widząc jak Adam szybkim krokiem podchodzi do niej i do Filipa. Chłopak powiedział łamiącym się głosem:

- Trumna jest otwarta.

***

Adam odetchnął z ulgą, widząc swoich przyjaciół. Obawiał się tego, że Laura się spóźni i zakłóci powagę sytuacji. Witając się z Filipem, podobnie jak Laura poczuł niezręczność. Choć był wyższy i lepiej zbudowany, jego sylwetkę charakteryzowała nadmierna chudość. Nie to stanowiło jednak największy problem. Miał na sobie czarną, niemodną koszulę na długi rękaw i spodnie garniturowe o przydługich, zbyt szerokich nogawkach. Założył do nich proste, czarno-białe trampki - nie z ignorancji, po prostu nie dysponował lepszym obuwiem. Oprawę twarzy chłopaka stanowiły ciemne, krótko przystrzyżone włosy i ślady młodzieńczego trądziku. Na domiar złego był zlany potem i cały rozdygotany.

Chłopak szybko skarcił się w głowie za prozaiczne myśli na temat swojego wyglądu.

Teraz to już na pewno muszę podejść do trumny. Tak trzeba, postanowił, aby dowieść sobie, że Dominik znaczył dla niego tyle, ile znaczył. Krótko po tym poczuł obezwładniający lęk. Najbardziej bał się, że popełni jakąś gafę - wybuchnie płaczem albo potknie się. Najgorszy scenariusz zakładał przewrócenie trumny lub stojących obok niej świeczników. Wyobraził sobie oburzone spojrzenia zebranych żałobników. Może w towarzystwie Filipa lub Igora będę miał większą odwagę?

Kiedy Adam wszedł z przyjaciółmi do kaplicy, dostrzegł Igora siedzącego w rogu jednej z ostatnich ławek. Zanim ruszył w jego stronę, rzucił krótkie spojrzenie w stronę ołtarza. Trumnę otaczały wieńce i palące się świece. Uwagę najbardziej skupiły jednak ciemne włosy wystające znad kwiatów - tył głowy Dominika. Chłopak mimowolnie zacisnął usta i szybko zamrugał, by pozbyć się wrażenia zamglonego wzroku.

Laura i Filip cicho przywitali się z Igorem, gdy usiedli razem w jednej ławie. Adam, który usiadł na samym końcu, milczał i wydawał się nieobecny. Igor na moment zawiesił na nim wzrok, zastanawiając się, jak czuje się jego przyjaciel. Wiedział, że wszystkim tu jest ciężko, ale był przekonany, że w szczególności Adamowi taki cios od życia jest zupełnie niepotrzebny. Kiedy chłopak odwzajemnił spojrzenie, Igor szybko uciekł oczami gdzie indziej.

Wokół było kilka znajomych twarzy, choć większość osób, które przyszły na pogrzeb Dominika, wyglądała na znacznie starszą od nastolatków. Najbliżej trumny siedzieli rodzice chłopaka razem z jego młodszą siostrą - zastygli niemal w bezruchu, ze spuszczonymi głowami przez co przywodzili na myśl figurki z szopki bożonarodzeniowej. Za nimi usiadł wujek, z którym zmarły chłopak miał szczególnie bliską relację - mężczyzna cicho płakał. Małżeństwo w podeszłym wieku trzymające się za ręce to prawdopodobnie dziadkowie Dominika. Trzy ławy dalej siedziały jego wychowawczyni i dyrektorka szkoły, do której chodził. W przeciwieństwie do Laury, Igora i Filipa, Dominik i Adam wybrali technikum. Nie przyszło jednak wielu kolegów z klasy chłopaków. Igor od razu zwrócił na to uwagę i był pewien, że jego przyjaciele pomyśleli podobnie, bo wymienili ze sobą znaczące spojrzenia.

Chłopak przywołał w pamięci zalew wirtualnych zniczy na facebookowych i instagramowych profilach, gdy wśród znajomych rozeszła się wieść o jego śmierci Dominika. Do Igora dzień wcześniej pisała nadgorliwa koleżanka z jego klasy, która chodziła z nimi do podstawówki. Wypytywała o godzinę pogrzebu i okoliczności śmierci. Zagryzając zęby ze złości, odpisał jej chłodno, że pogrzeb odbędzie się jutro o 12:00 i zignorował pozostałe pytania. Podobną historią podzieliła się z Igorem Laura. Jeden ze znajomych zapytał ją o datę i godzinę pogrzebu. Wtedy Dominik wciąż jeszcze przebywał w śpiączce. W przeciwieństwie do swojego przyjaciela dziewczyna nie oszczędziła jednak gorzkich słów.

Czy może dlatego te osoby nie przyszły?

Z całej piątki przyjaciół to właśnie Igor i Dominik wyróżniali się największą pewnością siebie. Różnica pomiędzy ich dwójką polegała jednak na tym, że podczas gdy Dominik słynął ze swojego powodzenia u dziewczyn, Igorowi pozostało bycie docenianym w towarzystwie za żarty. Chłopaka przekreślał nie tyle niższy wzrost, ile lekka nadwaga, której nabawił się w wakacje trzy lata temu, gdy odkrył swoją miłość do Dark Souls i zajadania Pasibusa w ramach obiadu, kolacji, a czasem także śniadania. Od tamtej pory nie potrafił już pozbyć się nadprogramowych kilogramów i w kontaktach damsko-męskich nie ratowały go nawet niebieskie oczy czy bujna czupryna lekko kręcących się blond włosów.

Chociaż Igor doświadczył już rozmaitego prześladowania ze strony swoich rówieśników, zachował pozytywne usposobienie i sporą dawkę poczucia humoru, które zdążył wykształcić znacznie wcześniej. To one nadal zjednywały mu ludzi. Chłopak już dawno postanowił nie starać się o względy otoczenia poprzez swój wygląd. Z tego powodu na pogrzeb ubrał się tak, jak ubierał się na co dzień. Miał na sobie szary, luźny t-shirt z ognistym logo Trasher, krótkie spodenki i czarno-białe Jordany z charakterystyczną, wysoką cholewką.

Laurę, Adama i Filipa Igor poznał właśnie przez Dominika, który był jego sąsiadem. Chłopcy byli bliskimi przyjaciółmi, którzy wiedzieli o sobie niemal wszystko. Nastolatek żałował jednak, że w ciągu ostatnich miesięcy relacja pomiędzy nim a Dominikiem uległa pogorszeniu. Chłopak stał się jakiś zamknięty. Więcej czasu spędzał z Adamem, przez co Igor zrobił się zazdrosny. Swoje negatywne emocje postanowił uzewnętrznić w zdystansowaniu się do przyjaciela. Teraz wiele zmieniłby, żeby zmienić swoje zachowanie. Bał się, że już nigdy nie dowie się, co tak naprawdę gnębiło Dominika.

***

Msza upłynęła nadzwyczaj szybko. Nastolatkom trudno było skupić się na słowach księdza. Szczególnie łatwo odpływali myślami w trakcie wszelkich standardowych formułek. Chociaż wszyscy zostali ochrzczeni, na co dzień żadne z nich nie chodziło do kościoła. Co więcej, Igor wypisał się nawet z lekcji religii w szkole. Laura i Adam też chcieli to zrobić, ale nie pozwolili im rodzice. Filipowi było chyba w tej kwestii wszystko jedno.

Igor, podobnie jak i reszta przyjaciół siedzących w jego pobliżu, nie pałał sympatią do kościoła. Szczerze mówiąc, przeszło mu nawet przez myśl, by pojawić się dopiero na cmentarzu. Obawiał się rozczarowującego kazania i rozdzierającego serce widoku bliskich Dominika, którzy rozpaczają po nagłej, gorzkiej utracie siedemnastoletniego członka rodziny. Przyszło mu jednak do głowy, że to jedyna i ostatnia okazja, by zobaczyć swojego przyjaciela. Ostatnie 40 minut, żeby spędzić czas w jego towarzystwie, a raczej w towarzystwie namiastki tego, co z niego zostało. Okoliczności przestały mieć wtedy tak duże znaczenie. Chłopak błądził wzrokiem po głowach osób siedzących przed nimi w kaplicy. Kiedy zerkał w stronę przyjaciół, widział ich pełne niezrozumienia spojrzenia, które padały na obrazy przedstawiające umęczonego Jezusa czy złote ornamenty. Od czasu do czasu zarówno Igor, jak i reszta, zerkali na trumnę i tył głowy swojego kolegi. Czasem go widzieli, a niekiedy obraz ten przysłaniał ktoś siedzący przed nimi, kto akurat zmienił pozycję ciała w ławce.

Były takie momenty, kiedy serca Laury, Igora, Filipa oraz Adama biły szybciej. Padało wtedy na przykład imię Dominika lub ksiądz zwracał się do jego rodziców. Najwięcej skupienia wykrzesali z siebie podczas kazania, które pomimo braku pozytywnych oczekiwań i tak okazało się zaskakująco rozczarowujące.

Adam spodziewał się przynajmniej próby wyjaśnienia przez księdza tego, co się stało, zapewne szukania w tym ukrytego sensu i stwierdzenia, że taki był plan boga. Że Dominik był zbyt dobrym człowiekiem, może aniołem, którego bóg chciał mieć szybciej przy sobie. Wtedy mógłby z całym przekonaniem wewnętrznie się z nim nie zgodzić, bo przecież boga nie ma, a śmierć Dominika jest jedynie całkowicie losowym, bezsensownym i bardzo okrutnym zdarzeniem, którego przyszło im doświadczyć. Te kontrargumenty nie mogły jednak paść w myślach Adama, ponieważ usłyszał coś jeszcze gorszego.

Ksiądz mówił oficjalnym, monotonnym tonem. Adam był niemal pewny, że duchowny kilka razy zawiesił się i musiał zerknąć w kazanie, by przypomnieć sobie imię zmarłego. Nie powiedział nic pocieszającego. Zamiast tego pouczał ich, na czym polega żałoba i dlaczego powinni przestrzegać dogmatów wiary. Właściwie sam przyznał, że taka nagła śmierć w młodym wieku nie ma większego sensu. Kazanie skwitował słowami:

- ... dlatego właśnie musimy zaufać Chrystusowi, ponieważ jedynie on zna odpowiedź. Dominik znalazł swoje miejsce w domu ojca i czeka na nas. Wszak wszyscy w końcu umrzemy. Z perspektywy boga i życia wiecznego nasza sytuacja niczym nie różni się od sytuacji Dominika. On jedynie umarł wcześniej. Ale czas upłynie, szybciej niż nam się wydaje. Wszyscy niedługo spotkamy się w królestwie niebieskim, o ile dochowamy naszej wiary w Pismo Święte.

Gdy homilia dobiegła końca, ksiądz rozpoczął modlitwę eucharystyczną i obrzędy komunijne. Po ciało Chrystusa zgłosiło się niewielu - w głównej mierze najbliższa rodzina Dominika, kilka babć niewiadomych konotacji ze zmarłym i dosłownie dwie-trzy młode osoby. Laura, Igor, Filip oraz Adam nie ruszyli się z miejsc.

Laura z trudem powstrzymywała płacz związany z negatywnymi emocjami, jakie wywołało w niej kazanie. Sama jednak nie potrafiła jeszcze w pełni szczerze odpowiedzieć sobie, dlaczego okazało się ono dla niej aż takie gorzkie. Być może stres i napięcie, jakie nosiła w sobie przez ostatnie kilkanaście dni, po prostu właśnie sięgały już zenitu.

Adam miał zastygły grymas na twarzy, jakby przed chwilą ktoś kazał polizać mu cytrynę. W myślach powtarzał sobie, że nie na takie pożegnanie zasługiwał jego przyjaciel.

Filip wyglądał na niewzruszonego. Wbrew swoim wcześniejszym projekcjom tej sytuacji nie potrzebował zakładać schowanych do kieszeni marynarki okularów przeciwsłonecznych.

Igor również nie zdradzał swoją postawą większych emocji. Kiedy zauważył, że część osób przyjmujących eucharystię uklękła w ławach i zagłębiła się w modlitwie, nachylił się ku Filipowi i szepnął:

- Może teraz? Za chwilę skończy się msza i nie zdążymy - wskazał wzrokiem na starszą panią, która podeszła do trumny i ukłoniła się zmarłemu.

Filip odwrócił się w stronę Laury i również wyszeptał:

- Igor mówi, że może teraz. Za chwile skończy się msza i nie zdążymy się pożegnać.

Laura przez chwilę zamarła w bezruchu i analogicznie zwróciła się do Adama:

- Chcą iść do trumny. Jak chcesz, to też idź. Ja zostaję.

- Ja też zostaję - odpowiedział Adam bez dłuższego namysłu.

- My zostajemy. Jak chcecie, to idźcie - wyszeptała Laura do Filipa, z trudem powstrzymując łamiący się jej głos.

Wydawało jej się, że Filip okaże jej jakoś swoje zdziwienie, ale ten ze zrozumieniem skinął lekko głową i przekazał informację Igorowi. Obaj bez komentowania wstali i ruszyli do trumny.

***

Droga do zmarłego przyjaciela stanowiła dla chłopaków surrealistyczne doświadczenie. Igor miał wrażenie, że stał się awatarem, na którego sam spogląda z góry, sterując swoim ciałem. Podobnej dysocjacji doświadczał Filip, który poruszał się, wcale nie czując swoich kończyn. Pole widzenia obojga stało się nadzwyczaj wąskie i skupione na jednym punkcie - tyle głowy Dominika i zmieniającej się perspektywie, która najpierw odsłoniła jego czoło, później oczy i policzki, a następnie resztę ciała. Miał na sobie ulubioną koszulę, w której widywali go na co dzień. Jednak twarz, na którą spoglądali, wcale nie przypominała ich przyjaciela. Wyglądał trochę jak nieudana figura woskowa, którą ktoś stworzył na jego podobieństwo.

Filip ścisnął zimną dłoń Dominika i powiedział:

- Żegnaj... - próbował jakoś się do niego zwrócić, ale reszta słów uwięzła mu w gardle. Odwrócił się na pięcie i szybkim krokiem ruszył do Laury i Adama, napinając każdy mięsień twarzy.

Igor chciał powtórzyć gest Filipa, ale jego ręka zatrzymała się na krawędzi trumny. Pochylił nieznacznie głowę i słabym głosem wyszeptał:

- Tak mi przykro... - gdy podniósł wzrok, zdawało mu się, że wszyscy na niego patrzą. Gorąco uderzyło mu do twarzy, odwrócił się i również wrócił do przyjaciół, wzrok zawieszając wysoko ponad ich głowami.

***

Przed kościołem do konduktu żałobnego dołączyło jeszcze kilkanaście osób. Było wśród nich parę wspólnych znajomych paczki przyjaciół, w tym Agnieszka, z którą wspólnie imprezowali, czy Maciek, który najczęściej chodził z Dominikiem na koncerty. Ich widok stał się wątłym pocieszeniem. Droga do miejsca pochówku nie była długa i nastolatkowie wcale nie rozmawiali ze sobą. Słuchali ponurego śpiewu księdza, który niczym mantrę powtarzał:

- Dobry Jezu, a nasz panie, daj mu wieczne spoczywanie - wtórowała mu część żałobników. Niektórzy jedynie otwierali usta i nie wiadomo było, czy w ogóle wydają jakiekolwiek dźwięki. Najgłośniej standardowo śpiewały starsze kobiety.

Gdy zatrzymali się pomiędzy cmentarnymi alejkami oddalonymi o kilkaset metrów od kaplicy, z początku ponad głowami innych osób jedynie Adam był w stanie dostrzec miejsce pochówku. Laura, Filip i Igor widzieli jedynie czarny namiot z logo zakładu pogrzebowego. Adamowi nie spodobało się to, co zobaczył - wysłużone rusztowanie osadzone na sztucznej trawie o obrzydliwym kolorze, którą wyłożono brzegi głębokiego dołu.

Czwórka przyjaciół stanęła bliżej ścieżki, jednak udało im się zachować dobrą widoczność. Laura trzymała w rękach swoją długą, czerwoną różę. Filip na powrót w okularach przeciwsłonecznych dzierżył mały wieniec z białych lilii. Adam nie miał żadnych kwiatów, a puste ręce schował w kieszeniach spodni. Największą uwagę przyciągały kwiaty Igora, które już zdążyły podzielić otoczenie. Parę osób uśmiechnęło się, a niektórzy unosili brwi z oburzeniem lub dezaprobatą wypisanymi na twarzy. Chłopak prawą ręką ściskał duży, kolorowy bukiet, który na myśl bardziej przywodził kwiaty, jakie daje się cioci na imieniny niż na pogrzeb zmarłego kolegi. Były w nim między innymi tulipany, hiacynty oraz margaretki, które przeplatały się z zielonymi listkami i jaskraworóżowym różowym celofanem. Całe szczęście z pewnej odległości nie dało się odczytać wesołej czcionki, która układała się w napis „WSZYSTKIEGO NAJLEPSZEGO!".

Przed opuszczeniem trumny głos zabrała jeszcze dyrektorka ze szkoły Adama i Dominika. Korpulentna kobieta o krótko przystrzyżonych, tlenionych włosach opowiadała o tym, że chłopak wyróżniał się na tle swojej klasy, był zawsze uśmiechnięty i koleżeński, a także angażował się w rozmaite przedsięwzięcia, z jakich słynie Technikum Elektromechaniczne numer V we Wrocławiu. Dodała, że wszystkim będzie bardzo go brakować i składa najszczersze wyrazy współczucia jego bliskim.

Adam wywrócił oczami - oczywiście były to miłe słowa, ale miał wrażenie, że mogłyby zostać przygotowane na temat każdego, kto zmarłby zamiast Dominika. Prawda była taka, że chłopcy na ogół nie uczestniczyli w „rozmaitych szkolnych przedsięwzięciach", a swój wolny czas najchętniej spędzali w liceum, do którego chodziła pozostała trójka ich przyjaciół. Co więcej, dyrektorka właściwie ich nie znała, a o tym, że jest ktoś taki jak Dominik Lipski, dowiedziała się pewnie w momencie, gdy o jego śmierci zawiadomiono szkołę.

Opuszczanie trumny nie było tak dramatycznym widokiem, jak sobie to wyobrażali. Być może wynikało to z tego, że za złożenie jej w ziemi odpowiadał mechanizm na korbkę, który delikatnie poskrzypywał. Z pojedynczego głośnika ustawionego nieopodal grobu wybrzmiewała standardowa, żałobna muzyka o płaskim brzmieniu. Parę osób głośno szlochało. Najbliższa rodzina miała czarne okulary przeciwsłoneczne i kamienne wyrazy twarzy. W oczy można było spojrzeć jedynie siedmioletniej siostrze Dominika, która rozglądała się po otoczeniu nieco zdezorientowana. Zdecydowanie nie miała ochoty tu być. Na jej twarzy nie malowała się rozpacz, jednak widać było, że nie podoba jej się to, co się dzieje.

Na pewno bardzo chciałaby już wrócić do domu, pomyślała Laura.

Ojciec Dominika, pan Robert, jako pierwszy sypnął symboliczną garść ziemi na trumnę spoczywającą w otwartym jeszcze grobie. Nie była w stanie powtórzyć tego mama zmarłego chłopaka, która stała w miejscu i cicho łkała, a jej ramiona nieregularnie podskakiwały. Parę osób zdecydowało się na powtórzenie gestu po ojcu Dominika, ale nie byli to jego najbliżsi przyjaciele. Niedługo po tym rozpoczęto składanie wiązanek kwiatów. Największe wieńce złożone przez członków rodziny stopniowo zanikały pod coraz to nowszymi, większymi i mniejszymi wiązankami.

Z czwórki przyjaciół pierwszy do grobu podszedł z wieńcem Filip. Położył go po prawej stronie hałdy innych kwiatów i spojrzał na krzyż z tabliczką, który wbito w ziemię. Odczytał napis „Ś.P. Dominik Lipski, ur. 23.12.2002 r., zm. 14.05.2019 r. Żył lat 16. Spoczywaj w pokoju". Chłopak przeniósł wzrok na małe zdjęcie, które ktoś położył na jednym z wieńców. To portret Dominika, z którego chłopak spoglądał na niego zamyślony. Na chwilę zdjęcie stało się mniej wyraźne, po czym kilka łez spłynęło po policzkach Filipa. Otarł je mankietem koszuli i ustawił się w kolejce do składania kondolencji.

Laura, która przed chwilą również położyła swoją różę wśród innych kwiatów, stanęła za plecami Filipa. Dołączył do niej Igor, którego kolorowy bukiet wyróżniał się na tle pozostałych, żałobnych kwiatów. Na końcu stanął Adam, nerwowo przedeptując z nogi na nogę.

- Najszczersze wyrazy współczucia - powiedział poważnym tonem Filip, podając rękę najpierw ojcu, a następnie matce Dominika.

- Bardzo mi przykro - szepnęła Laura, skłaniając głowę przed nimi.

- Moje kondolencje. Dominik był super kolegą. Zawsze będziemy o nim pamiętać, zwłaszcza jak... - szybko wyrzucił z siebie Igor, jednak widząc kamienne twarzy rodziców chłopaka, poprzestał na tym i po prostu uścisnął im dłonie.

- Wyrazy współczucia - krótko przemówił Adam, czując jak drży mu dolna warga.

Tylko się nie rozbecz, chłopak szybko skarcił się w myślach.

***

Zanim się zorientowali, przy grobie byli tylko oni czworo. Stanęli przed grobem, a Laura wyszeptała:

- To wszystko jest takie bez sensu... - następnie dziewczyna zaczęła cicho płakać.

Chłopcy niezręcznie zerkali to na nią, to na siebie. W końcu to Filip, który stał najbliżej Laury, nieśmiało objął ją ramieniem. Ona jednak szybko opanowała się, strząsnęła z siebie jego rękę i powiedziała uspokajająco:

- Już w porządku. Chodźmy - i ruszyła alejką w stronę wyjścia.

Nieco zdezorientowani dynamizmem tej sytuacji nastolatkowie dołączyli do niej. Filip wziął płytki oddech, jakby przed chwilą ktoś kopnął go w przeponę i zapytał:

- Co robimy teraz?

- Do której macie czas? - odpowiedział pytaniem na pytanie Igor.

Adam zerknął na wyświetlacz swojego zdezelowanego Xiaomi i powiedział:

- Jest trzynasta dwadzieścia. Ojciec kazał mi być w domu o osiemnastej.

- Możemy pojechać do mnie - zaproponował Filip. - Rodzice siedzą w pracy do późna, a brat jest na wycieczce szkolnej. Zjemy coś, pogadamy. Mam kasę na taksówkę.

- Nie zmieścimy się wszyscy w taksówce - westchnął Adam. - Chyba że zamówisz nam limuzynę.

- No raczej. A myślałeś, że czym jeździ? - zapytał Igor.

- Ja przyjechałam rowerem. Pojedźcie taksówką, jeśli chcecie, a ja do was dołączę - Powiedziała Laura.

- Nie no, w takim razie to bez sensu - żachnął się Filip, a następnie pospiesznie dodał - czekalibyśmy na ciebie - chłopak mieszkał dziesięć kilometrów stąd.

- No to pojedźmy autobusem. Zmieści się w nim rower - stwierdził Adam. - Przynajmniej się nie wykolei. Chyba że brzydzicie się komunikacji miejskiej? - zwrócił się do Igora i Filipa, unosząc brwi.

- Bardzo zabawne. Rozważałeś może karierę w stand-upie? - zagadnął Igor.

Status materialny Igora i Filipa był na podobnym poziomie - znacznie różnił się natomiast względem sytuacji finansowej Laury oraz Adama. Chłopaki miały na uwadze, aby nie dawać odczuć tego swoim przyjaciołom, chociaż nie zawsze okazywało się to możliwe. Z całą pewnością jednak Igor w przeciwieństwie do Filipa cieszył się znacznie większą swobodą - w szerokim tego słowa znaczeniu. Jego ojciec, pan Mariusz, był jeszcze przed czterdziestką. Dorobił się sporego majątku na sprawnie zarządzanej firmie budowlanej, a następnie pomnożył pieniądze kilkoma trafnymi inwestycjami. Nie miał szczególnych wymagań względem swojego syna jedynaka. Razem z mamą Igora, panią Roksaną, cieszyli się wreszcie upragnioną, drugą młodością, „kiedy dziecko potrafi się już samo sobą zająć". Wszyscy zazdrościli tego Igorowi, ale szczególnie Filip, któremu najłatwiej było porównywać się z chłopakiem. Igor mógł robić, co chciał, tyle tylko, że z zapleczem finansowym rodziców. To tak, jakby być dorosłym, ale nie musieć pracować i jednocześnie nie być żulem.

- Nie mam biletu miesięcznego i szkoda mi kasy. To nie problem dla mnie, żeby pojechać rowerem - obstawała przy swojej decyzji Laura.

Mijali już znacznie starsze od reszty groby w pobliżu wyjścia z cmentarza. Większość z nich wyglądała ładnie i zadbanie. Ktoś musiał stale je odwiedzać, pomimo wiekowości nagrobków. Na ogół daty wypisane na płytach wskazywały jednak wiek, w którym zmarli z pewnością byli w stanie dorobić się swoich dzieci, a większość pewnie nawet i wnucząt. Laurze szczególnie zapadł w pamięć mały, opustoszały grobek kilkuletniego dziecka, który w znacznym stopniu porósł mchem i stał na nim jedynie wazon z brudnymi, spłowiałymi od słońca sztucznymi kwiatami.

- Przecież mogę... Przecież możemy kupić ci bilet... - zaczął tłumaczyć Filip.

- Stary, daj jej pojechać tym pieprzonym rowerem - nieco wyższy od Filipa Igor położył mu rękę na ramieniu. Chłopak westchnął i stwierdził:

- Dobra, jak chcecie.

- Ja mam miesięczny, jak coś - dodał Adam, który nabrał więcej optymizmu względem takiego obrotu wydarzeń.

- No to widzimy się w willi Nowaków. Och, rozchmurz się, przecież przyjadę - powiedziała Laura, uśmiechając się do Filipa pojednawczo. Dziewczyna odpięła swoją damkę od stojaka i ruszyła przed siebie ścieżką rowerową.

- Naprawdę nie chcesz jechać taksówką? - zapytał Adama Igor.

Zanim chłopak mu odpowiedział, uprzedził go Filip:

- Teraz to nawet ja nie chcę. Przynajmniej będziemy na miejscu o podobnym czasie.

- Wow, ale ty masz obsesję - skwitował Igor ze sztucznym zdziwieniem.

Ten dowcip jednak chyba wyjątkowo nie przypadł do gustu Filipowi, który wybuchł:

- O co ci chodzi? Czy to moja wina, że mogę jechać czymś, co ma klimatyzację? Zresztą, komu ja to mówię! To nie ja codziennie flexuję się nowymi butami i t-shirtami za kilka kafli! - postanowił obrócić kota ogonem.

- Dobrze wiesz, że nie chodzi mi o kasę. Chodzi o Laurę. Daj jej może trochę czasu, co? Albo chociaż nie obejmuj jej nad grobem swojego przyjaciela, którego dziewczyną była? - powiedział Igor, któremu uśmiech zszedł z ust. Teraz mówił już całkowicie poważnie.

- Przecież zerwali ze sobą na kilka miesięcy przed jego śmiercią. Później już tylko przyjaźnili się ze sobą - wtrącił pojednawczo Adam, wyraźnie zestresowany kierunkiem, w jaki skręciła ta rozmowa.

- Po pierwsze, wcale nie podrywam Laury. Po prostu jestem uprzejmy. Adama też nie podrywam, chociaż jemu również zaproponowałem przejazd - wycedził przez zęby urażony Filip. - Po drugie, to, co mówisz mnie obraża. Sugerujesz, że nie jestem lojalny wobec mojego najlepszego przyjaciela, a to gówno prawda. Po trzecie, Adam ma rację.

Po ostatnim zdaniu Filipa Igor parsknął śmiechem, a nawet Adam musiał postarać się, żeby stłumić swój uśmiech.

- Masz to odszczekać, Igor. Przeproś mnie albo nigdzie nie jedziemy - powiedział śmiertelnie poważnie Filip.

- Okay, w porządku, przepraszam - dla świętego spokoju odrzekł Igor. - Sprytne z twojej strony, ale nie damy ci dzisiaj zostać z Laurą sam na sam - chłopak nie potrafił jednak powstrzymać się od żartu, a następnie dodał - poza tym, Dominik był moim najlepszym przyjacielem, a nie twoim.

Chyba raczej moim, pomyślał Adam.

Filip wziął głośny wdech, jednak zachował na tyle zdrowego rozsądku, by powstrzymać się przed chęcią tłumaczenia, że wcale nie miał tego na myśli. Za bezcelowe uznał także kłócenie się, kto z kim bardziej się przyjaźnił.

- Filip, ale wiesz, że obecnie większość tramwajów i autobusów ma klimatyzację? Kiedy ostatni raz jechałeś czymś takim? W przedszkolu? - zapytał Adam.

- Co ty, przecież on jest bogaty od urodzenia. Pewnie państwo Nowakowie wzięli kiedyś udział w fascynującej prelekcji na temat komunikacji miejskiej, by lepiej poznać proletariat - odpowiedział mu Igor.

To ostatecznie rozładowało atmosferę i wszyscy troje parsknęli śmiechem. Znacznie szybciej, niż mogliby się tego spodziewać.

***

Dziękuję za przeczytanie pierwszego rozdziału! Jeśli Ci się podoba, zostaw gwiazdkę i komentarz: ❄️. Jeżeli uważasz, że warto, proszę udostępnij/poleć komuś ze swoich bliskich. Dziękuję wszystkim wspierającym mnie czytelnikom. 🧡

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top