Rozdział 25: Pytania bez odpowiedzi

Część V: Akceptacja

   Prawie niczego nie zapamiętali z krótkiej podróży samochodem. Jechali w milczeniu, nawet chłopiec był cicho. Ocknęli się z transu dopiero, gdy Filip zjechał w jakąś leśną drogę, zatrzymał auto i wyłączył silnik.

– Co ty robisz? – zapytał Adam, dopiero wracając myślami do tu i teraz.

– Nie wiem, musimy coś ustalić – odparł chłopak, wpatrując się w kierownicę. – Przecież nie możemy tak po prostu wrócić sobie do obozu. Czesi na pewno zainteresują się tym, że mamy ze sobą małe dziecko. Napadliśmy na tego faceta...

– ... poza tym Kasia potrzebuje pomocy – wtrąciła się Laura. – Nie wiadomo, czym ją nafaszerował.

Kde je máma? (Gdzie jest mama?) – zapytało dziecko, które na nowo ożywiło się, słysząc rozmowę nastolatków. Igor, który trzymał je na kolanach, krzywił się od zapachu, jaki wydzielała pielucha chłopca.

   Zamilkli. Niby co mieli mu odpowiedzieć.

– Myślę, że powinniśmy pojechać do szpitala – powiedziała Laura. – Martwię się o nią. Adam też musi otrzymać pomoc. Ten pies pewnie nie był szczepiony. Dziecko trzeba komuś przekazać...

   Trudno było z tym dyskutować. Wszystko wskazywało na to, że zostali bez wyjścia. Filip przekręcił kluczyk w stacyjce i już miał ruszać. W tym momencie jednak Kasia, która leżała pomiędzy Laurą a Adamem, drgnęła.

– Nie... tylko nie do szpitala, proszę – powiedziała cichym głosem.

– Kasia! – krzyknęła Laura. – Co ci jest? Co on ci zrobił? Jak się czujesz? Nic się nie stało? – zaczęła zarzucać młodszą siostrę pytaniami.

– Chyba n-nic... – wyjąkała dwunastolatka. – Obudziłam się tam, na strychu. Nawet nie wiem, jak się tam znalazłam. Kazał mi wypić jakiś śmierdzący alkohol. Smakował jak s-spirytus – czknęła.

   Tak wiele pytań chcieli jej jeszcze zadać. Rozmowa z Kasią była jednak bardzo trudna. Czasem wcale nie odpowiadała, a niekiedy bredziła niezrozumiale. Nijak nie potrafili wywnioskować, co właściwie się z nią dzieje.

– A jak się teraz czujesz? – zapytał Adam chyba po raz piąty.

– Chce m-mi się piić.... Mam tak s-sucho w buzi.

   Nie mieli przy sobie portfeli, ale wiedzieli, że mają wodę w obozowisku.

– To szpital czy namioty? – zapytał nerwowo Filip.

– Nawet nie wiemy, gdzie jest szpital – stwierdził Igor.

   To ostatecznie przekonało ich do podjęcia nowej decyzji. Filip odpalił silnik Skody i nakręcił. Ruszyli w stronę Velkégo Dářko, modląc się o to, by nie żałowali później tego, co teraz robią. Wymieniali ze sobą tylko krótkie komunikaty.

– Nic jej nie będzie, zobaczysz – Adam starał się pocieszać Laurę.

– Mam nadzieję, że on przeżyje – Filip powiedział do reszty. – Nie chcę iść do więzienia.

– Przeżyje – odpowiedział mu uspokajająco Igor. – Zresztą, dobrze mu tak.

   Postanowili, że zaparkują w oddali, tak by nie ściągać na siebie uwagi Czechów, od których pożyczyli samochód. Chcieli podejść do obozowiska pieszo, a jeśli Kasia nie da rady, przyniosą jej wodę i dopiero wtedy, bez dziecka przeparkują auto.

– Będziemy musieli go odwieźć na policję czy coś takiego – powiedział Igor, przekrzykując się ze znowu płaczącym kilkulatkiem.

– Jasne, ale po kolei – odparła Laura, do której priorytet stanowiło zdrowie siostry.

   W duchu dziewczyna cały czas próbowała przekonywać sama siebie, że mała mówi prawdę i rzeczywiście nic poważnego jej się nie stało. Ale dlaczego tak zareagowała na słowa o szpitalu? To nie dawało Laurze spokoju. Od czasu do czasu dyskretnie zerkała na siostrę z ukosa, skanując ją wzrokiem, jakby chciała dopatrzeć się jakichś nieprawidłowości w jej wyglądzie. Dziewczynka siedziała już samodzielnie, a jej głowa nie opadała bezwładnie. Patrzyła przez przednią szybę, mrużąc oczy.

– Kurwa, zaraz chuj mnie strzeli – powiedział Igor, który zmęczył się towarzystwem płaczącego dziecka. Chłopak włączył radio i pogłośnił dźwięk, by zagłuszyć szlochy chłopca.

   Posłuchali fragmentu jakiejś czeskiej piosenki popowej, której nikt nie znał. Po nim wybrzmiał radiowy dżingiel – przerwa na wiadomości i reklamy.

   Laura zerknęła na zegarek. Rzeczywiście, wybiła czwarta rano.

   Speaker relacjonował najważniejsze wiadomości z kraju, z których rozumieli średnio co piąte słowo. W zajawce pojawiło się jednak coś, co przykuło ich uwagę. Wyraźnie usłyszeli „teenagerů", „Wroclaw" i „Žamberk".

– To chyba o nas – skomentował Filip.

   Z niecierpliwością czekali zatem, aż radiowy głos przejdzie do tego tematu. Kiedy znowu usłyszeli słowa klucze, Igor dał jeszcze głośniej. Wybrzmiał następujący komunikat:

Teenagery, kteří 26. června utekli z Vratislavi, se stále nepodařilo najít. Mezi pěti lidmi je i dvanáctiletá dívka. Monitoring, policie i svědci potvrzují, že Českou republikou cestují nezletilí. Naposledy byli viděni v Žamberku. Zoufalí rodiče žádají každého, kdo by o tom měl nějaké informace, aby kontaktoval Policii ČR." (Wciąż nie odnaleziono nastolatków, którzy 26. czerwca uciekli z Wrocławia. Wśród pięciu osób jest dwunastoletnia dziewczynka. Monitoring, policja i świadkowie dowodzą, że młodzież przemierza Czechy. Ostatni raz widziano ich w Žamberku. Zdesperowani rodzice proszą każdego, kto ma jakiekolwiek informacje na ten temat o kontakt z policją Republiki Czeskiej)

   Po chwili speaker dodał jeszcze „Od včerejška máme také důležitou zprávu od matky jednoho z uprchlíků Igora Wrzesieńe". (Wczoraj mama jednego z chłopców, Igora Września, przekazała nam ważną wiadomość)

   Igor poczuł, jak robi mu się wstyd. Uczucie to nie zostało z nim jednak na długo, bo chwilę po tym usłyszał:

„Igor, proszę cię, wróć do domu. Twój tata miał zawał serca i zmarł w szpitalu. Zlituj się nad nami i przyjedź chociaż na jego pogrzeb".

„Možná tato smutná zpráva přesvědčí teenagery, aby se vrátili. To přejeme jak jim, tak jejich blízkým" (Może ta smutna wiadomość przekona nastolatków do powrotu. Tego życzymy zarówno im, jak i ich bliskim) – skomentował radiowy głos mężczyzny.

   Następnie ponownie wybrzmiał dżingiel oznajmiający koniec wiadomości i rozpoczął się blok reklamowy. Infantylne melodyjki i teatralne głosy były w tym momencie bardzo nie na miejscu, więc Filip drżącą dłonią nacisnął przycisk zasilania radia.

   Zapadła bardzo długa, przeszywająca na wskroś cisza, którą od czasu do czasu przerywał jedynie dźwięk wrzucanych przez Filipa kierunkowskazów. Później mały chłopiec znowu się rozpłakał.

   Zatrzymali się pod lasem, w odległości może pięciuset metrów od swojej kryjówki. Kiedy wysiedli z auta, Laura podeszła na chwilę do Igora i przytuliła go. Powiedziała „tak bardzo mi przykro", ale chłopak odbiegł gdzieś wzrokiem. Wydawał się całkowicie nieobecny. Dziewczyna z bólem serca wróciła do swojej siostry, którą zaczęła prowadzić w stronę obozowiska.

   Adam i Filip również zbliżyli się do Igora. Chcieli coś powiedzieć, jednak chłopak ubiegł ich, wypowiadając tylko krótkie „Weźcie go, proszę. Już wystarczająco śmierdzę". Wskazał na płaczącego chłopca siedzącego na przednim siedzeniu pasażera. Natychmiast go posłuchali.

   Tym razem to Adam wziął malca na ręce. Po drodze zagadywał do niego przyjaznym tonem, co nieco uspokoiło chłopca.

   Filip szedł obok Igora ze zbolałą miną. Próbował odnaleźć w sobie jakiekolwiek słowa pokrzepienia, ale nie potrafił znaleźć niczego, co uznałby za autentycznie pokrzepiające. Skoro nie znalazł sam dla siebie, to niby dlaczego miałby znaleźć dla kogoś innego?

   Może to efekt świeżego powietrza, a może wysłuchanego komunikatu radiowego, ale Kasia oprzytomniała jeszcze bardziej. Laura prowadziła dziewczynkę pod rękę, jednak widziała, że ta dość stabilnie stawia kroki.

   Po przedarciu się przez leśny gąszcz, w końcu dotarli na swoje wybrzeże. Namioty stały tak, jak je zostawili. Na pobliskim brzegu nie było nikogo – Czesi jeszcze spali. Woda miała złoty kolor odbijającego się od niej słońca. Na tafli wciąż było sporo wodnego ptactwa, którego nie zdążyli spłoszyć wakacjowicze.

   Nastolatkowie usiedli przed namiotami. Kasia piła podaną jej wodę wielkimi haustami. Mały chłopiec dostał Sevendaysa, którego pałaszował ze smakiem i wyraźnie poprawiło mu to humor. Reszta nie miała jednak ochoty ani na picie, ani na jedzenie. W głowie wirował im szum wydarzeń i informacji, które nijak sklejały się ze sobą.

   Adam wyciągnął z plecaka apteczkę i opatrywał paskudnie wyglądającą ranę. Najpierw obficie spryskał ją Octeniseptem, a następnie próbował jakoś przykryć jałowym opatrunkiem. Zanim przystąpił do owijania ręki bandażem, gaza stała się krwistoczerwona. Laura postanowiła pomóc przyjacielowi i po kilku minutach udało im się względnie zabezpieczyć rękę.

– Dzięki – powiedział do niej Adam, a krótko po tym zwrócił się do Kasi. – Jak się teraz czujesz?

– Lepiej – dziewczynka odpowiedziała krótko, nie uśmiechając się. Na jej twarz powoli wracały zdrowe kolory, choć wciąż miała bardzo podkrążone oczy.

   Igor siedział odwrócony do nich plecami i patrzył w stronę stawu. Jego ciało przykryte za dużą bluzą wydawało się teraz jeszcze smuklejsze niż wcześniej. Długie, poczochrane włosy sięgały mu niemal ramion.

   Filip zdał sobie sprawę, że gdyby w czerwcu zobaczył tę sylwetkę, nie poznałby swojego przyjaciela. Rozejrzał się po reszcie. Fryzura Adama od dłuższego czasu również nie była krótko przystrzyżona – chłopak dorobił się nawet krótkiej grzywki, a na jego twarzy gościł najwyraźniejszy spośród nich cień męskiego zarostu. Laura miała mocno opaloną skórę i podkrążone oczy, które nadawały jej nieco orientalnego wyglądu. Lewa ręka wciąż wyraźnie odznaczała się znacznie jaśniejszą karnacją. Na moment Filip zastanawiał się, czy on również uległ jakiejś metamorfozie. Spojrzał w dół na swoje skrzyżowane po turecku nogi. Rzeczywiście, nogawki brudnych i nieco podartych spodni stały się jakieś luźniejsze.

– Muszę wracać do domu – dobiegł ich bezbarwny głos Igora. Chłopak nadal się nie odwrócił.

– Cóż, chyba wszyscy musimy wrócić – odparła Laura. – Nic tu po nas.

– Tak... – odezwała się Kasia słabo.

– Tak – powtórzył za nią Filip. – Musimy zrobić coś z tym dzieckiem, a Adam musi ogarnąć swoją rękę w szpitalu.

   Po chwili dodał jeszcze:

– Wiecie co, właściwie to możemy na dobre podjebać to auto. I tak zwiną nas za wszystko inne. Nie chce mi się już iść.

   Jeszcze parę dni temu nikt nie spodziewałby się takich słów po chłopaku. Teraz jednak brzmiały zupełnie sensownie, także z jego ust. Wzruszyli ramionami i zgodzili się z nim.

   Tylko Adam milczał. Leżał z zabandażowaną ręką na swojej karimacie i patrzył w niebo. Wyglądał, jakby zasnął z otwartymi oczami i zaczęli nawet to rozważać, jednak w końcu przemówił:

– Ja zostaję.

   Kasia uśmiechnęła się delikatnie, biorąc to za żart. Podobnie potraktowali to Filip i Laura.

   Widząc ich reakcję, Adam dodał:

– Naprawdę, zostaję. Nie chcę wracać do Wrocławia. Nie czeka mnie tam nic dobrego.

– A-ale jak to? – wyjąkała Laura. – A twoja ręka? – próbowała znaleźć jakikolwiek punkt zaczepienia, który mógłby odwieść go od takiej decyzji.

   Kasia poczuła, jak szklą jej się oczy, a gardło ściska żal. Nie spodziewała się, że ma jeszcze siłę na jakiekolwiek emocje. Filip powoli skinął głową ze zrozumieniem. Igor w końcu odwrócił się w ich stronę, jednak tylko patrzył w stronę Adama, nic nie mówiąc.

– Nie martwcie się – powiedział chłopak, podnosząc się do pozycji siedzącej. – Dam sobie radę. Szczerze, te wakacje to był najpiękniejszy czas w moim życiu. To głównie wasza zasługa. Ale wiem, że nawet bez was będzie mi lepiej tutaj, niż po powrocie do domu.

   Teraz Kasia na dobre rozpłakała się. Podbiegła do Adama i rzuciła się na niego, przytulając go mocno. Chłopak skrzywił się, czując jak bólem pulsuje mu ręka, ale nie odtrącił dziewczynki, tylko sam przytulił ją mocno. Krótko po tym dołączyli do nich Laura, Filip i Igor.

   Mały chłopiec, który jadł trzeciego z rzędu Sevendaysa, przypatrywał im się zaciekawiony.

– Co będziesz robił? – zapytał Filip, gdy wspólny uścisk przyjaciół uległ rozluźnieniu.

– Spróbuję znaleźć sobie jakąś pracę, miejsce do spania. Po osiemnastce na pewno będzie łatwiej, a to już niedługo.

– A co z policją? – zapytała Laura.

– Jeszcze nie wiem... W sumie, ucieczka to żadna zbrodnia – zastanowił się Adam. – Może po prostu nie mówcie, że brałem w tym udział? – mówiąc to, wskazał brodą na kilkulatka.

– Spoko, powiemy, że wcześniej poszedłeś w swoją stronę – zgodził się Igor. Brzmiał tak poważnie, że przez chwilę zastanawiali się, czy nie ironizuje.

   Zaczęli się pakować – najpierw Igor, później Laura i Kasia, a w końcu także Filip, któremu najtrudniej było wstać od siedzącego obok Adama.

   Przez jakiś czas pozostawali w trybie zadaniowym, robiąc porządki w swoim ekwipunku. Wzięli tylko to, co niezbędne i to, czego i tak nie byłby w stanie zabrać ze sobą Adam. Podarowali mu większość dobytku: resztki prowiantu, wodę, kuchenkę gazową, lampki, gaz pieprzowy, pałkę teleskopową, ciepłe ubrania i kosmetyki. Chłopak wziął także namiot, śpiwór i karimatę.

   Filip podzielił resztę pieniędzy – nie zostało ich wiele. Zachował tylko to, co mogliby potrzebować na paliwo. Resztę, tysiąc trzysta koron, oddał chłopakowi.

***

   Zaproponowali Adamowi, czy gdzieś go nie podrzucić. Chłopak jednak odmówił. Postanowił, że ruszy dalej pieszo. Spieszyli się, ponieważ była już ósma rano i na dróżkach wokół Velkégo Dářko pojawiało się coraz więcej osób.

– Kiedy się zobaczymy? – zapytała Laura, gdy wkładali rzeczy do samochodu, w którym zamknęli już dziecko. Wyczerpany płaczem i najedzony chłopiec natychmiast zasnął na tylnym siedzeniu.

– Chyba jak będziemy dorośli? – odrzekł chłopak. – Ale napiszę do was, jak tylko będę miał okazję.

– Kurwa, nawet tak nie mów. Będziemy za tobą tęsknić – powiedział Filip, poklepując Adama po plecach. – Pamiętaj, że zawsze możesz na nas liczyć. Nieważne co.

– Dziękuję – ledwo co odrzekł Adam, czując nieprzyjemny ścisk w krtani.

   Kiedy Filip wsiadł do samochodu, Igor podszedł do Adama i przytulił go krótko. Chłopak nic nie powiedział, choć bardzo chciał powiedzieć cokolwiek.

– Igor, naprawdę mi przykro, że coś takiego cię spotkało – Adam zwrócił się do niego szczerze.

– Dobra, bez przesady. Przecież zaraz oddamy tego śmierdzącego dzieciaka – Odpowiedział mu, przewracając oczami.

   Adam uśmiechnął się szeroko w odpowiedzi. Odetchnął z ulgą, uznając, że z jego przyjacielem nie jest aż tak źle, jak mu się wydawało.

   Po Igorze do nastolatka nieśmiało zbliżyła się Kasia. Tylko płakała, wtulając twarz w jego ramię.

– Jesteś naprawdę świetna – szepnął jej do ucha. – Jesteś najdzielniejszą dziewczyną, jaką znam.

   Spojrzała na niego szklistymi oczami. Miała ochotę pocałować go w policzek, jednak wewnętrzna blokada zaprowadziła ją prosto do samochodu.

   Ostatnie pożegnanie odbyło się pomiędzy Adamem a Laurą. Dziewczyna podeszła do niego powoli i przez chwilę milczała, próbując znaleźć odpowiednie słowa.

– Przepraszam cię, Laura – powiedział bez ogródek. – Wiem, że bywałem dla ciebie dupkiem. Kiedyś ci to wyjaśnię. Może Filip też ci coś opowie.

   Nastolatka zrobiła zdziwioną minę. Przytuliła chłopaka, mówiąc:

– I tak uważam cię za mojego przyjaciela.

   Gdy miała odwrócić się i odejść, Adam powiedział do niej coś jeszcze:

– Właściwie to chciałem ci podziękować. To wszystko twoja zasługa. To był twój pomysł. Także dzięki.

   Laura uśmiechnęła się do niego szczerze i powiedziała krótko:

– Nie ma sprawy. Polecam się na przyszłość, chyba.

   Kiedy wszyscy wsiedli do samochodu, Filip odpalił silnik i wrzucił pierwszy bieg, następnie drugi oraz trzeci. Jechali coraz szybciej. Chłopak zerkał w lusterko, a reszta raz po raz odwracała się, by popatrzeć przez tylną szybę. Malejąca sylwetka Adama machała do nich. Uśmiechał się. Przy kolejnym spojrzeniu chłopak zniknął, jakby nigdy go tam nie było.

***

Dziękuję za przeczytanie mojej książki! To aktualnie jedna z ważniejszych dla mnie rzeczy, dlatego jestem Ci bardzo, BARDZO wdzięczna. 

Pisząc ostatni rozdział, miałam łzy w oczach, mimo że wiem, że jeszcze spotkamy się z naszymi bohaterami. Tak naprawdę trudno dać tu jakiekolwiek posłowie, które nie strywializuje wszystkiego, co wydarzyło się wyżej.

Jestem bardzo ciekawa, jak Ty odbierasz tę historię. Każdy czytelnik jest dla niej zupełnie innym lustrem. Czy zaskoczyło Cię zakończenie? Który rozdział najbardziej przypadł Ci do gustu? Masz ulubionego bohatera? 

Jeszcze raz bardzo Ci dziękuję: za każde wyświetlenie, gwiazdkę, komentarz. A przede wszystkim za Twój czas – bo on jest przecież bezcenny.

No i co? Mam nadzieję, że do zobaczenia niedługo. :)

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top