8. Avril


Nie było nadziei na to, aby Blanka wróciła do pracy.

Wprawdzie obie przygotowywały się na to, że odejdzie, ale miało to nastąpić po pokazie. Nastąpiło już i wszyscy byli w szoku.

Dzisiaj Avril przyszła wcześnie do pracy i od razu skontrolowała plan dnia, a szczególnie to, czy wszyscy przejęli po Blance przydzielone im obowiązki. Do pokazu zostało siedem dni.

W następny piątek o tej porze będzie po prostu kłębkiem nerwów i to bez Blanki u boku. Dobrze, że byli już z nią Bebe i Tomy. Zajmowali się całą oprawą pokazu, wybiegiem i modelkami. Mogła być pewna, że sprawy te oddała w dobre ręce. Sama zaś ze swoim zespołem ogarniała resztę spraw niecierpiących zwłoki.

Nawet nie miała czasu na lunch, więc Mark zamówił coś na wynos i przyszedł do jej biura. Była mu za to niezmiernie wdzięczna. Szczęśliwi, zjedli razem posiłek, porozmawiali o jej problemach i w ten sposób chociaż na moment Avril zrelaksowała się. Potrzebowała takiej chwili wytchnienia i wsparcia ze strony Marka.

– Avril – zawołała Maria, jej sekretarka, wchodząc dynamicznym krokiem do biura. – Kurier przyniósł przesyłkę. Podobno do rąk własnych. Musisz podpisać.

Spojrzała na Marię. Było jej tak dobrze, a bieżące błahe sprawy przerywały jej krótką sielankę.

– Skąd ta przesyłka? – zapytała.

– Nie wiem – odparła Maria bezradnie rozkładając ręce. – To młody chłopak i bardzo poważnie traktuje swoje obowiązki. Czeka na ciebie.

Skrzywiła się i z niezadowoleniem podniosła się ze swojego krzesła. Wyszła do sekretariatu i spojrzała na kuriera. Faktycznie był młody, a na jej widok oczy mu rozbłysły.

– Avril Mazerton? – zapytał, wpatrując się w nią jak w obrazek.

– Tak, podobno masz dla mnie przesyłkę?

– Zgadza się – odparł i podał jej kopertę. Przy okazji obrzucił ją takim spojrzeniem, że Avril aż się zdziwiła.

– Coś nie tak? – zapytała, powstrzymując śmiech.

– Nie, po prostu... nie widziałem jeszcze tak odjechanej laski. Masz chłopaka? – zapytał.

Avril uśmiechnęła się. Miło było podobać się nawet takiemu smarkaczowi jak ten. Ile mógł mieć lat? Osiemnaście? Mniej? Może trochę więcej. Podpisała szybko odbiór, puściła do niego oczko
i pożegnawszy się, ruszyła do swojego gabinetu, zerkając na kopertę. Od razu jej twarz się rozchmurzyła. Szybko pobiegła do Marka.

– Zobacz! Zobacz, co dostałam! – ekscytowała się.

– Co to takiego, że tak się cieszysz? – zainteresował się Mark. Wielki uśmiech rozjaśnił jego twarz, gdy tylko zobaczył uradowaną Avril. Chciał, aby była szczęśliwa. Lubił sprawiać jej przyjemność i cieszył się, gdy była zadowolona.

– To zaproszenie z Cristal Dynamic Club!

– Naprawdę? – zdziwił się. Wstał ze swojego miejsca i podszedł do Avril, która już rozrywała kopertę i wyciągała ze środka zaproszenia. Czarna koperta ze złotym napisem i logiem, a w środku na takim samym papierze piękne zaproszenie.

Avril z przejęcia położyła rękę na piersi i czytała na głos:

– Zarząd Cristal Dynamik Club ma zaszczyt zaprosić pannę Avril Mazerton z osobą towarzyszącą na przyjęcie...

– To za dwa tygodnie w sobotę... – wtrącił Mark, przechylając się przez jej ramię i odczytując datę z zaproszenia.

– Mamy więc chwilę, aby się przygotować! – ucieszyła się.

Avril zawsze chciała należeć do śmietanki towarzyskiej. Należała do niej przez pieniądze jakie posiadał jej ojciec i przez to, jaki sukces sama odniosła. Jednak zaproszenie, które dostała z elitarnego klubu Cristal Dynamik, po prostu wprawiło ją w euforię. Te przyjęcia były podobno niesamowite i szeroko komentowane przez media. Teraz i ona dostała zaproszenie! Szybko odwróciła się do Marka, swojego ukochanego i rzuciła się mu na szyję.

– Jestem taka szczęśliwa!

Mark objął ją w talii i przytulił do siebie.

– Jest mały problem, Avril...

– Problem? – zdziwiła się i spojrzała na niego.

– Mam sesję zdjęciową w tym czasie. Lecę tam dzień wcześniej, więc nie dam rady pójść
z tobą w sobotę.

– Chyba żartujesz?! – zdziwiła się i spojrzała na niego pytająco.

– Dzień wcześniej lecę do Meksyku. Mam ten termin zakontraktowany od pół roku.

Patrzyła na niego jak oniemiała. To nie miało znaczenia gdzie leci. To oznaczało, że nie pójdzie na przyjęcie, o którym marzyła.

– Musisz?

– Muszę – odparł zdecydowanie, wpatrując się w nią uważnie.

Avril nie była zadowolona. Była wręcz zawiedziona. Gdy trafiała jej się okazja i w końcu mogłaby dołączyć do nowojorskiej elity towarzyskiej i być na jednym z tych wystawnych przyjęć organizowanych przez Nevila Shawden'a, nagle walił się jej świat.

Odsunęła się od Marka. Spojrzała mu w oczy i zrozumiała. Wiedziała, że nie będzie jej na tym przyjęciu. Coś o czym marzyła właśnie wymykało się spoza jej zasięgu. Stanęła obok i westchnęła. Ciężko przysiadła na biurku.

– Przykro mi, Avril...

– Będą inne okazje – pocieszyła się.

– Wiem, jak bardzo chciałaś tam iść.

– I tak będę miała co robić po pokazie. Pewnie zaleją nas zamówienia. A przynajmniej na to liczę – uśmiechnęła się smutno, spoglądając na niego.

Mark pogładził ją po policzku.

– Jakoś ci to wynagrodzę – szepnął.

Westchnęła. Nie tego chciała. Mark znów wyjeżdżał, miał plany na kolejny weekend, a ona znowu zostawała sama. Pewnie i tak by poszła do pracy, ale przecież wieczory mogliby spędzać razem. Na razie miała pustkę w głowie, żal w sercu i wszystkimi zmysłami próbowała zrozumieć, dlaczego praca ich rozdzielała. Raz ona była zapracowana, a raz on. I tak na zmianę, a takie niespodziewane prezenty jak to zaproszenie, zupełnie nie wpasowywały się w ich plany życiowe.

– Dlaczego się tak boczysz, Avril? – usłyszała męski znajomy głos, a jej serce gwałtownie zadudniło w piersi.

Podniosła wzrok.

W drzwiach jej gabinetu stał Robert.

Oszołomiona, rejestrowała tylko jak niesamowicie wygląda w ciemnoszarym garniturze i czarnej koszuli z rozpiętym guzikiem pod szyją...

– Cześć stary! – ucieszył się Mark i od razu do niego podszedł.

Znali się od dawna, zanim jeszcze Avril poznała Marka, i darzyli się wielką sympatią. Śledziła Roberta z zainteresowaniem, gdy rozmawiał przez chwilę z Markiem i wymieniał z nim uprzejmości. Śmiali się i byli tacy zadowoleni, a jej serce waliło jak oszalałe. Jeszcze nigdy nie przekroczył progu jej biura, a dzisiaj, gdy wcale nie miała na to ochoty, po prostu przyszedł.

– Słyszałem o twojej wyprawie do Indii – mówił z zainteresowaniem do Marka Robert.

– Było, minęło. Czekam na nowe wyzwania.

– Zazdroszczę. Łap okazje – zachęcił go Robert. – W życiu niektóre rzeczy zdarzają się tylko raz.

– Co cię tu sprowadza? – zapytał w końcu Mark.

– Chciałem zobaczyć, jak sobie radzi Avril bez Blanki. Może mógłbym jakoś pomóc? – odpowiedział. Dopiero potem spojrzał na nią.

– A Lennox Corporation nie potrzebuje swojego prawnika i vice prezesa? – zapytała, nadal zszokowana jego pojawieniem się. Nie mogła jednak dać tego po sobie poznać. Stanęła z boku biurka, oparła się o nie biodrem i zaplotła ramiona na piersi.

Robert wszedł w głąb gabinetu.

– Dadzą sobie przez chwilę radę beze mnie – powiedział i spokojnie szedł w jej stronę. Avril aż nie wierzyła, gdy na niego patrzyła. On? Tutaj?

– W każdym razie miło, że pomyślałeś o nas – powiedział Mark.

– Muszę wspierać przyjaciół – rzucił tylko Robert i już był tak blisko. Na jego twarzy igrał szelmowski uśmieszek, jakby naśmiewał się z jej zakłopotania.

– Witaj, pączku! – przywitał się i przystanął przed nią.

– Pączku? –Udała, że obraziła się na niego. Nazywał ją tak w dzieciństwie. Nie znosiła tego.

Robert jednak zignorował jej nadąsaną minę i pocałował na przywitanie w oba policzki.

Avril odetchnęła z ulgą. Bała się, że przy Marku znów da jej buziaka, tak jak dwa dni temu.

– Dlaczego wydaje mi się że jesteś nie w humorze? – zapytał.

– Masz rację, wydaje ci się.

Robert przekrzywił głowę, bacznie się jej przyglądając.

– Wiesz, co Avril? – Ewidentnie nie odpuszczał. – Mam sześcioletni staż małżeński i jak kobieta mówi, że wszystko jest dobrze, a mnie się wydaje, że tak nie jest, to zazwyczaj mam rację. – Pochylił się odrobinę w jej stronę i dodał: – Mam nosa do tych spraw i znam doskonale twoje fochy.

– Fochy?! – oburzyła się. Zacisnęła usta i podniosła do góry zaciśnięte pięści.

Robert roześmiał się swobodnie, gdy tak go zaatakowała.

Już miała na niego nakrzyczeć i pokłócić się z nim na śmierć, gdy wtrącił się Mark.

– Avril dostała dzisiaj zaproszenie na przyjęcie do Cristal Dynamic.

Robert spojrzał na niego.

– Odradziłeś jej oczywiście?

– I tak nie pójdę, bo Mark wyjeżdża w tym czasie na zdjęcia do Meksyku – powiedziała
z wyraźnym żalem w głosie. – Samej nie wypada pojawiać się na takim przyjęciu. – Rozłożyła bezradnie ręce i usiadła w swoim czerwonym fotelu.

– To faktycznie przyjęcie, na którym nie powinnaś pojawiać się wcale, a tym bardziej sama – powiedział Robert patrząc na nią poważnie.

Nie żartował, a ona dokładnie to widziała w jego oczach i w poważnej minie. Jednak nie on decydował o tym co robiła. Miała swoje plany i cele biznesowe. To przyjęcie było od dawna na liście jej celów. Dzięki takim znajomościom mogła wejść na wszystkie salony Nowego Jorku nie dlatego, że była córką Rudolfa Mazertona, ale dlatego, że chcieli jej, projektantki.

– To przyjęcie biznesowe i warto się na nim pokazać. Ci ludzie mogliby być w przyszłości moimi klientami.

– Niech Robert idzie z tobą – zaproponował nagle Mark. – W końcu jest twoim wspólnikiem.

Robert jednak roześmiał się głośno i pokręcił z dezaprobatą głową na propozycję Marka.

– Jestem jej cichym wspólnikiem – podkreślił.

– Wszyscy wiemy, że to spotkanie biznesowe i mógłbyś jej pomóc – ciągnął dalej Mark. – To wielka i szalona impreza w prywatnej posiadłości. Słyszałem co nieco o tych przyjęciach. Avril potrzebuje obstawy, a ty, jako jej wspólnik, doskonale się do tego nadajesz.

– Do pilnowania Avril? – zdziwił się Robert i spojrzał na Marka.

– Tak – przytaknął Mark.

– Ale zdajesz sobie sprawę, że Avril nie sposób upilnować? – upewnił się Robert.

– Najważniejsze, że będziesz od niej odstraszał takich napaleńców jak Nevil Shaden.

Avril nawet nie oddychała, zaskoczona tym, co zaproponował Mark. Patrzyła zaskoczona na Roberta i nic nie mówiła. Gdyby się zgodził, mogłaby pójść na to przyjęcie, skoro Mark nie ma nic przeciwko temu.

Robert zacisnął usta i przeczesał palcami włosy.

– Mark, ty naprawdę nie wiesz co mówisz. To zdecydowanie nie jest przyjęcie dla takiej kobiety jak Avril. Ona nie powinna tam chodzić i pokazywać się tym wszystkim ludziom.

– A to niby dlaczego nie powinnam tam iść? – oburzyła się i wstała ze swojego fotela, podchodząc do nich.

Robert spojrzał na nią.

– To nie jest miejsce dla ciebie.

– Śmietanka towarzyska Nowego Jorku to nie miejsce dla mnie?! – oburzyła się. – Ty zadufany dupku, po prostu zazdrościsz mi tego zaproszenia. Jak nie, to nie! Pójdę sama!

Robert znowu z niedowierzaniem pokręcił głową.

– Nie pójdziesz tam sama.

– A kto mi zabroni? Ty? Nie wiem, czy pamiętasz, ale jesteś żonaty. Gdybyś poszedł ze mną, Vera zapewne by nas zabiła! Przepraszam, mnie by zabiła. Tobie znowu uszłoby to na sucho.
W ogóle, co ty mówisz! Przestań ze mnie żartować, bo i tak tam jesteś mi niepotrzebny!

– Faktycznie, przepraszam Robercie – zreflektował się Mark. – Zapomniałem... To zły pomysł. Masz żonę i prędzej czy później plotki obiegłyby miasto i dotarły do jej uszu.

Robert westchnął.

– Dobrze, mogę tam iść z tobą, Avril – zgodził się nagle Robert i spojrzał na nią groźnie. – Wolę przeżyć kolejną kłótnie małżeńską niż martwić się, czy nie wymkniesz się tam mimo ostrzeżeń i nie pójdziesz sama.

– Aż tak lekkomyślna nie jestem – fuknęła oburzona.

– Naprawdę? – zapytał, wpatrując się w nią i unosząc pytająco jedną brew.

Gdyby nie to, że bardzo zależało jej na tym przyjęciu, już by się z nim pokłóciła i pewnie rozszarpałaby go ze złości. Ale opanowała się i tylko ze zdziwieniem wpatrywała się w niego. Była w szoku i ledwo oddychała.

– Super! – ucieszył się Mark.

– Od kogo konkretnie dostałaś zaproszenie – dopytał Robert.

– Od Nevila Shaden'a – wyjaśnił Mark, podsuwając Robertowi zaproszenie, leżące na biurku. Wziął je, przeczytał i podniósł wzrok. Przez moment wpatrywał się w nią.

– Nevil ci je przysłał? – zapytał.

– Tak.

– Znasz go osobiście?

– Poznaliśmy się jakiś czas temu...

– To tym bardziej masz się tam mnie słuchać i nigdzie się nie oddalać. Zrozumiałaś?! – zapytał zdecydowanie. Nie jak jej przyjaciel, czy wspólnik, a jak strażnik.

Zawahała się. Nie była jego zabawką, aby miał wydawać jej rozkazy!

– Avril, zrozumiałaś?! – ponaglił ją twardo. – Masz mnie słuchać.

– Pewnie...

– Pójdę tam i jeżeli będzie... – zająknął się i na chwilę umilkł, jakby szukał właściwych słów. – Jeżeli będziecie omawiać jakieś interesy, będę na miejscu jako prawnicze wsparcie. Na krok mnie nie odstąpisz na tym przyjęciu. Konsultacje i tak masz u mnie zawsze za darmo – dodał już teraz zadowolony i puścił do niej oko, jakby chciał rozładować napiętą atmosferę.

Avril spuściła wzrok i utkwiła go w swych splecionych dłoniach. Nie wytrzymywała tego analitycznego spojrzenia Roberta, a myśl, że w sobotę, tydzień po pokazie, idzie na najbardziej ekskluzywne przyjęcie w Nowym Jorku z Robertem Lennoxem, powodowała, że w środku cała płonęła z nerwów.

– Pewnie pół Nowego Jorku będzie o nas mówiło, a drugie pół... plotkowało i przyprawiało ci rogi, Mark – powiedział Robert, wprawiając Avril w osłupienie.

– Może po prostu pora, aby ujawnić, że jesteś jej wspólnikiem, a nie kochankiem?

Dziwnie to zabrzmiało – pomyślała Avril.

– Nie wiem, przemyślę to...

– To nie jest dobry pomysł – stwierdziła Avril. Gdy tylko pomyślała o tym, co powie jej rodzina o tej spółce. Już się bała.

– Zastanowię się nad tym – podkreślił Robert.

– Wtedy nikt nie będzie się dziwił, dlaczego idziecie tam razem, a szczególnie Vera.

– Vera nie ma z tym nic wspólnego. Avril jest siostrą mojego przyjaciela i jestem mu coś winien. Mogę czasami przypilnować jego młodszej siostry.

– Anioł Stróż się znalazł... – zakpiła Avril.

Oczywiście walnęła go pięścią w ramię na otrzeźwienie, tak jak zawsze w takich sytuacjach, gdy coś jej się nie podobało. Spojrzała na niego groźnie. Robert przez chwilę nie spuszczał z niej wzroku, a dłonią pocierał miejsce gdzie go uderzyła. Nie żeby go to bolało. On musiał pokazać światu, jak go skrzywdziła.

Wtedy zobaczyła z jego oczach psotne, dzikie iskierki.

– A może czas, abym się wycofał? Przecież jesteś już samowystarczalna. Nie potrzebujesz wspólnika i Anioła Stróża.

Właśnie czegoś takiego powinna się po nim spodziewać! Drań! Celowo się z nią drażnił. Nie, nie potrzebowała wspólnika. Mogła śmiało spłacić Roberta już po pierwszym roku działalności, ale... nie chciała tego. Myśl, że jest przez to jej dyspozycji i zawsze może poprosić go o radę, dodawała jej pewności w działaniu.

– Cokolwiek postanowisz, ogłośmy to po pokazie – zaproponowała. – Na after party.

– Dobrze, dam ci znać, co postanowiłem.

Cieszyła się, że pójdzie na to przyjęcie, i że Robert będzie w pobliżu. Miała jednak cichą nadzieję, że Mark postanowi jej zrobić niespodziankę, szybciej skończy pracę i wróci na czas, aby zamiast Roberta znaleźć się na tym przyjęciu.

Tak bardzo uczepiła się tej myśli, że prawie była pewna tego, że w ostatniej chwili Mark ją jednak zaskoczy.

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top