33. AVRIL


Avril

Niby nic się nie zdarzyło. To był tylko seks z Robertem, jedna noc, chwila namiętności. Jednak ta jedna noc na Florydzie zmieniła prawie wszystko. Wręcz przewróciła jej świat do góry nogami. Sprawiła, że czuła się nieuczciwa wobec Marka, a sama patrzyła na siebie jak na brudnego zdrajcę. To nie było życie, o którym marzyła. Jej romanse i przygody skończyły się kilka lat temu, gdy na serio zaczęła myśleć o swojej firmie, a potem poznała Marka. Ta cała sytuacja z Robertem zniszczyła jej poczucie czystości i rzuciła jej życie na ruchome piaski. Czuła się zbrukana, jak kobieta upadła, i jedynie praca dawała jej wytchnienie. Potrzebowała chwili z dala od tych dwóch mężczyzn, aby uspokoić się, przemyśleć wszystko i poukładać swój świat na nowo. Wprawdzie nie miała nad czym myśleć, bo bezapelacyjnie postanowiła zostać z Markiem, ale musiała wrócić do równowagi psychicznej i uspokoić swoje myśli i serce.

Chciała być uczciwa wobec Marka, ale tej nocy na Florydzie nie była już w stanie cofnąć. Przez trzy dni chodziła jak w amoku i wracała późną nocą do domu, gdy Mark już wyjeżdżał na nocne zdjęcia ze swoją ekipą. Pracowała, zostając w biurze, i nadrabiała zaległości. Lubiła mieć nad wszystkim kontrolę. Może mijali się, ale ona potrzebowała tego czasu dla siebie. Z Robertem też nie miała zamiaru się spotykać. Zadzwonił do niej zaraz w poniedziałek po powrocie i chciał porozmawiać. Powiedziała, że jest zajęta i że oddzwoni. Nie oddzwoniła. W duchu czuła, że najlepiej będzie go unikać. Tamtej nocy, gdy spacerowali alejkami klubu i gdy złapał dla niej tego małego gada, śmiali się i bawili, wiedziała, że po wszystkim ją zostawi, ale jak mogłaby mu odmówić. Jak mogłaby odmówić sobie, tego o czym tak kiedyś marzyła i czego tak pragnęła.

Tamtej nocy gdy z nim była, bała się tylko nadejścia świtu i końca przygody. Mogła tylko cieszyć się Robertem i brać oraz dawać z siebie wszystko, co mogła. Świt nadszedł, a ona została sama z rozdartym sercem.

Usłyszała jakieś kobiece piski i śmiechy. Spojrzała na zamknięte drzwi z mlecznego szkła i zobaczyła przez nie cienie postaci. Była ciekawa, co tam się dzieje. Wstała i poszła do sekretariatu. Wśród kilku osób rozpoznała tę dla siebie najważniejszą. Zobaczyła kogoś, kogo jeszcze długo by się nie spodziewała w tym miejscu.

– Blanka! – krzyknęła radośnie, a gdy ta się odwróciła, Avril oniemiała. Wielki uśmiech pojawił się na jej twarzy, gdy zauważyła z kim przyszła do niej przyjaciółka. – Chris, mój aniołek! – zawołała z zachwytem i od razu podbiegła do nich, porywając w ramiona swojego chrześniaka.

Pulchna buzia, bystre oczka i te cudowne krótkie włoski uczesane w irokeza. Patrzył na nią z zainteresowaniem, a ona z czułością tuliła go do siebie. Chris był przystojny już teraz, a kiedyś wyroście z niego wspaniały mężczyzna – pomyślała z rozczuleniem i w myślach dodała: – Jak Adam i Robert. – Westchnęła niby nad niemowlakiem, ale poczuła, jak z żalu nad niespełnioną miłością zaciska jej się gardło.

Pocałował Chrisa w czółko. Uwielbiała malucha, ale powiedzenie czegokolwiek w tej chwili było dla niej wielkim wysiłkiem, więc zwróciła się do Chrisa.

– Jesteś cudowny – szepnęła, siląc się na zachwyt i radość. – Nie widziałam cię raptem parę dni, a ty tak urosłeś.

– Urósł, bo ma własną mleczarnię – powiedziała Blanka wskazując na swój wydatny biust. – Ściąga ze mnie ile się da.

– Masz za to wspaniałą figurę – rzuciła Avril, ogarniając szybko przyjaciółkę wzrokiem.

– Nadal mam cztery kilogramy nadwagi.

– Tyle co nic.

– Mówisz jak Adam – oburzyła się Blanka.

– Niby jak?

– Że ładnie wyglądam. Słodzi mi, zachwyca się moim biustem i mówi, że mi wyglądam apetycznie.

Avril roześmiała się szczerze.

– Widać, że i Chris, i Adam myślą o jedzeniu – podkreśliła rozbawiona.

– Tak, Chris owszem, a Adam...

Avril miała wrażenia, że Blanka odrobinę się zaczerwieniła.

– Jest aż tak dobrze? – zapytała zaciekawiona.

Blanka przez moment kiwała głową, ale jej myśli ewidentnie nie były w tym pokoju.

– U nas rewelacyjnie, a u ciebie?

– Jakoś leci, dziękuję – odparła siadając z Chrisem na kanapie w głębi biura. – Pracuję i nadrabiam, ile się da.

Blanka wytarła bawełnianym śliniaczkiem buzię Chrisa.

– A jak było na Florydzie?

– Mówiłam, rewelacyjnie.

– Spałaś z nim? – stwierdziła Blanka.

– Co?

– Pytam, czy spałaś z Robertem?

– O czym ty mówisz?

Avril wpatrywała się w Blankę wielkimi przerażonymi oczami. Skąd mogła wiedzieć?! Nie, pewnie tylko ją prowokowała tymi pytaniami, jak to Blanka.

– A o tym, że po powrocie od razu byś przybiegła do mnie i do Chrisa, a wykonałaś raptem jeden telefon i nawet nie chciałaś rozmawiać.

– Rozmawiałam...

– Parę ogólników: fajnie, rewelacyjnie i dobrze się bawiłam. Żadnych szczegółów, które zawsze omawiałyśmy.

– Mam mnóstwo pracy... i... i nie ma o czym mówić. Przecież było świetnie.

– Mówisz tak, jakbym cię nie znała, a przecież: „Dochodzimy do poznania rzeczy dwiema drogami, a mianowicie: drogą doświadczenia i dedukcji." – Wyliczyła spokojnie na palcach. – To Kartezjusz – dodała Blanka.

Avril odrobinę stonowała. Zerknęła na Chrisa, pogładziła go po rumianym policzku i uśmiechnęła się smutno. Obecność dziecka działała na nią kojąco.

– Znam cię i z doświadczenia wiem, że coś nie gra. Nie jestem głupia, więc wydedukowałam, że...

– Boże, ale się dzisiaj nakręciłaś! – powiedziała i spojrzała na przyjaciółkę. Naprawdę, Blanka chyba się dzisiaj na nią uparła.

– Gadaj, spałaś z Robertem? – twardo i zdecydowanie zapytała przyjaciółka.

– Ależ skąd! – oburzyła się i niedbale machnęła ręką. Znów spojrzała na niemowlę i zagadywała do niego, zajmowała się nim, bo wiedziała, że trudno będzie jej ukryć przed tą bystrą kobietą ten fakt.

– „Łatwiej znaleźć kwadraturę koła, niż przechytrzyć matematyka" – odezwała się po chwili Blanka, rzucając kolejnym cytatem. – To A. De Morgan, gdybyś nie wiedziała.

– Nie wiedziałam... – odparła, ale obie wiedziały, że nie miało to znaczenia.

– Więc, jak było?

Avril zamyśliła się i... Wiedziała, że Blanka jest matematycznym geniuszem, ale nie miała pojęcia, skąd u niej brały się te wszystkie cytaty i sypała nimi jak z rękawa na każdą okoliczność.

Przyjaciółka trąciła ją łokciem.

– Nooo... – ponagliła ją.

– Do spania było nam bardzo daleko – wypaliła i sama się zdziwiła, że przyznała się do tego.

– Wiedziałam! – krzyknęła Blanka i rzuciła się jej na szyję. – Wiedziałam, wiedziałam, że w końcu coś z tego będzie!

– Nie ciesz się i nie pchaj mnie w ramiona Roberta. Ja tu jestem pogrążona w rozpaczy.

– Dlaczego...? – Blanka odsunęła się i spojrzała na nią z wielkim zaciekawieniem.

– Jeszcze pytasz? Jestem przecież z Markiem.

Blanka spuściła głowę.

– Przepraszam, pomyślałam, że to coś więcej niż zwykła noc. Że się dogadaliście i że...

– To była gorąca noc, ale co z tego. Robert nie należy do mnie i nigdy nie zostawi Very, a ja... nie jestem z tych, co porywają cudzych mężów – powiedziała i zasępiła się.

Może nie porywała cudzych mężów, ale była winna, bo z nimi sypiała. Teraz Vera będzie miała prawdziwy powód, aby ją nienawidzić.

– Powiedział mi wyraźnie, że powinnam zostać z Markiem i że niczego nie może mi zaoferować.

– To znaczy czego...

– Nie chce mnie i nie będzie ze mną. Co mam ci powiedzieć?

– Poważnie?

– Blanko, o czym my w ogóle rozmawiamy? – zniecierpliwiła się. – Przecież on nigdy nie zostawi Very.

Czuła, że do jej oczu napływają łzy. Blanka pochyliła się i wzięła z jej ramion Chrisa.

– Zdradzę ci pewien sekret... – dodała szeptem, podnosząc koszulkę i rozpinając miseczkę stanika.

Avril zaciekawiona spoglądała raz na nią, a raz na to jak przestawia Chrisa do piersi. Dziecko od razu wyczuło ciepło i zapach matki, i z zapałem chwyciło nabrzmiałą brodawkę, po czym zaczęło ssać. Przez chwilę siedziały w milczeniu, patrząc jak Chris pije i słuchając jak łapczywie przełyka.

– Very nie ma już w Nowym Jorku od dłuższego czasu – odezwała się w końcu Blanka. – Adam nie chce nawet ze mną poruszać tego tematu, a ja wiem, że coś się święci.

– Myślisz, że się pokłócili?

–Nie wiem, ale wcale mi jej nie szkoda.

– Pewnie się pokłócili, inaczej Robert nigdy by na mnie nie zwrócił uwagi.

Posmutniała jeszcze bardziej.

– Pewnie poleciał z nami celowo na Florydę i przespał się ze mną, aby zrobić jej na złość.

– On raczej nie jest taki – odezwała się niepewnie Blanka. – Lubi cię, widziałam przecież jak na siebie patrzycie. A to co stało się w mojej kuchni...? Ten wasz pocałunek...

Avril miała wrażenie jakby przyjaciółka tłumaczyła Roberta, jakby sama szukała argumentów potwierdzających to, że może coś się między nimi działo. Działo się, ale w jej sercu, a serce Roberta było dla niej wielką niewiadomą.

----------------------

Zapraszam na kolejny rozdział.

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top