26. AVRIL
AVRIL
Robert zauważył jak mu się przygląda i uśmiechnął się zadowolony.
Speszyła się, odchrząknęła i powiedziała:
– Miałeś jechać na polowanie.
– Ale jestem tu z tobą.
Był i nie wiedziała co z tym zrobić.
– To co z tym polowaniem? – powiedziała tym razem z lekką pretensją w głosie.
– Zaspałem – wyjaśnił. – Ale teraz cieszę się, że tak się stało.
– Chciałeś znowu poudawać, że jesteśmy małżeństwem? – zagadnęła.
– Nic wspanialszego nie mogło mnie tu spotkać – rzucił komplementem w jej stronę i bezczelnie, centymetr po centymetrze, zmierzył ją wzrokiem z góry na dół. Aż serce w niej zakołatało. Jak miała poradzić sobie z pożądaniem, gdy był tak blisko?
– Ominęła cię krwawa impreza na bagnach – odezwała się, aby przerwać tę dziwną, pełną napięcia chwilę.
– Chciałem złapać dla ciebie krokodyla, ale tym zajął się już Mark.
Trzepnęła go w ramię.
– Przez ciebie Mark pojechał sam!
– Z Nevillem i kilkoma innymi napaleńcami. Rozmawiałem z nim. Jest cholernie zadowolony. Robi mnóstwo zdjęć.
Avril z niedowierzaniem pokiwała głową. Nie była zadowolona i to z kilku powodów. Mark pojechał sam, a ona o tym nie wiedziała. Nie dzwoniła do niego i nie odebrała od niego dwóch połączeń, aby pokazać mu, że jest obrażona za ten wyjazd.
– A tak na serio?
– Zaspałem – podkreślił. – Pojechali beze mnie.
– Jakim cudem zaspałeś?!
– Wypiłem parę drinków z Markiem i zdrzemnąłem się na tarasie z jedną nogą na słońcu.
Uniosła pytająco brew.
– Za mocno się opaliłem – powiedział i podciągając nogawkę spodni, pokazał jej oparzenie słoneczne.
Avril parsknęła śmiechem.
– Boli? – zapytała z nadzieją w głosie. Bardzo starała się wyglądać na poważną.
– Nie.
– Szkoda – westchnęła.
– Myślałem, że mogę liczyć na twoje współczucie.
– Nie w tej sprawie. A tak w ogóle, to za dużo pijesz.
– Mam dużo wolnego czasu. Coś trzeba robić. Mogłabyś się mną zająć – zaproponował i pogładził palcem jej skórę tuż nad kolanem i odrobinę wyżej
– Akurat tobą ma się kto zajmować – odparła i chwyciła jego błądzący po jej udzie palec.
Robert splótł razem ich dłonie.
– To zdecydowana racja – przyznał i puścił do niej oko.
Avril uśmiechnęła się i wyswobodziła się z jego uścisku. Odwróciła się w stronę sali. Było na niej mnóstwo stolików i prawie wszystkie były zajęte. Wolała patrzeć na ludzi i na ten ruch wokół niż na atrakcyjnego Roberta Lennoxa.
W jej przypadku patrzenie na niego było niebezpieczne. Każdy jego gest, każde spojrzenie powodowały, że przypominała sobie, jaką przyjemność sprawiało jej dotykanie go, gdy rano byli w basenie. Wyobrażała sobie, że mógłby ją pocałować i od razu czuła palący ogień w brzuchu.
– Myślę, że spędzimy ten wieczór po prostu dobrze się bawiąc – stwierdził po chwili Robert.
– Miejmy nadzieję – odparła przyglądając się ludziom.
Robert wypił podwójne whisky, a ona z nerwów zbyt szybko opróżniała swojego drinka.
– Chodź zatańczyć, Avril – zaproponował nagle.
Spojrzała na niego zdziwiona, a potem na parkiet, gdzie tańczyły dosłownie cztery pary.
– Chyba żartujesz?!
– Nie – odparł i wyciągnął do niej rękę, prosząc, aby podała mu swoją. – Za jakąś godzinę rozpocznie się koncert i nie będzie już tak przyjemnie. Zleci się mnóstwo ludzi – poinformował ją Robert. – Już pewnie tłoczą się przed hotelem i czekają na otwarcie wejścia.
– Koncert? – zapytała zainteresowana, wpatrując się w niego i podając mu swoją dłoń.
– Oczywiście, przez weekend grają tu najlepsze kapele na Florydzie – odpowiedział i trzymając ją za rękę wstał i ruszyli razem na parkiet. – Nevill wspiera tutejszy przemysł muzyczny i artystów. Udostępnia im scenę i swoją bogatą publiczność. – wyjaśniał po drodze Robert.
– Nevill niczego nie udostępnia za darmo.
– Nie mówię, że za darmo. Każda ze stron ma z tego korzyści – wyjaśnił.
– Kto dzisiaj gra?
– Nie wiem, ale jak chcesz, zorientuję się – odpowiedział, gdy stanęli naprzeciw siebie na parkiecie.
– Nie musisz, za godzinę usłyszę osobiście – odparła, spoglądając na niego. Wiedziała co się zaraz stanie. Znowu znajdzie się w jego ramionach. Robert otoczył ją w talii jedną ręką, a drugą ujął jej wolną dłoń. Patrzyli na siebie z takiego bliska, że bez problemu mogłaby delikatnie unieść się na palcach i sięgnąć po jego usta. Tymczasem czuła ciepło jego ciała, gdy przytulił ją do siebie i zaczęli kołysać się w rytm muzyki. Avril zdała sobie sprawę, że po raz pierwszy w życiu tańczy z Robertem, mimo że razem zaliczyli niezliczoną ilość dyskotek i wszelkiego rodzaju przyjęć.
– Muszę jednak przyznać, że będę czekała niecierpliwie, aby dowiedzieć się, kto stanie na scenie – rzuciła jednak, aby nie myśleć, o tym jak jest blisko Roberta i jak dobrze jej w jego ramionach.
– Chciałbym powiedzieć że Ariana Grande, ale pewnie będzie to Denzel Curry.
Uniosła głowę i spojrzała na niego.
– Denzela też lubię. Jego This Life doskonale wpada w ucho.
Robert przewrócił oczami jakby szukał w pamięci brzmienia tej piosenki i odparł:
– Są lepsze utwory, ale pewnie mnie przekonasz, że ta piosenka ma pewne atuty. Zawsze znałaś wszystkie kapele, grające w klubach, do których chodziliśmy.
– Bardzo się starałam, aby zrobić na tobie i na Dominiku wrażenie.
Robert zaśmiał się.
– Wcale nie musiałaś i tak robiłaś wrażenie, gdy się na ciebie patrzyło. Ten mroczny makijaż, który nosiłaś i te ekstrawaganckie ciuchy – wspominał czasy, gdy buntowała się i na przekór rodzicom ubierała się na czarno i nosiła wulgarny, mocny makijaż. – Dominik bał się, że wpadniesz w kłopoty, albo ktoś cię porwie. Miałaś szesnaście lat.
– A wy byliście niezadowoleni, że musieliście mnie z sobą zabierać.
– Twój ojciec dawał nam wybór, albo będziemy cię pilnowali, albo pójdzie z nami jego ochroniarz.
Avril zaśmiała się przypominając sobie Etana, wielkiego goryla ojca. Dwa metry wzrostu, ponad sto kilogramów wagi i mina: nie wchodź mi w drogę.
– Przykro mi – powiedziała rozbawiona i przygryzła dolną wargę widząc jak Robert groźnie na nią łypie. Doskonale wiedział, że wcale nie było jej przykro.
– Było, minęło – odparł po chwili z uśmiechem.
Avril zauważyła, że opalił się dzisiaj. Biel jego zębów kontrastowała mocniej niż zwykle z jego skórą.
– Dzisiaj jestem bardzo zadowolony, że tutaj jesteś.
Avril westchnęła.
– Kłamca – powiedziała.
Robert nachylił się do jej ucha.
– Mam najładniejszą partnerkę na parkiecie.
Ucieszyła się takim komplementem, ale zerknęła na pozostałe cztery pary.
– Z pewnością najmłodszą – stwierdziła i unosząc delikatnie głowę wyszeptała mu do ucha: – Reszta to dwie czterdziestki, atrakcyjna pięćdziesiątka i starsza pani w nieokreślonym wieku. Tak, na ich tle wyglądam ładnie.
Zaśmiał się subtelnie, a potem mocno docisnął ją do siebie miażdżąc jej piersi o swój tors. Ledwo oddychała i rozkoszowała się tym uczuciem bliskości. Wyraźnie czuła jego twarde ciało, mięśnie ramienia napinające się pod jej palcami i ciepły oddech tuż przy uchu.
– Nie tylko na ich tle... – szepnął drażniąc jej skórę swoim zarostem.
Avril zadrżała słysząc jego słowa i czując jak ociera swój policzek o jej, drapiąc ją i podniecając takim zachowaniem.
– Na weselu Blanki i Adama nie zatańczyłeś ze mną ani razu – rzuciła, by powiedzieć cokolwiek.
– Nadrabiam wszystko – odparł spokojnie.
– Nigdy ze mną nie tańczyłeś, wolałeś te wszystkie inne laski dookoła. Więc dlaczego teraz?
– Bo teraz mam na to ochotę.
– A wtedy?
– Wtedy musiałem cię pilnować.
– Sama się pilnowałam.
– Bo ja i Dominik byliśmy zawsze obok i jak trzeba było to interweniowaliśmy.
Spojrzała na niego marszcząc brwi.
Robert roześmiał się.
– Nie patrz tak na mnie, Avril. Zawsze byłaś atrakcyjną kobietą i miałaś wielu adoratorów.
– Obrońca się znalazł.
Robert zadowolony śmiał się dalej i przyciskając ją mocno do siebie zataczał z nią kółka na parkiecie w rytm piosenki AJ McLean'a z Backstreet Boys śpiewającego Love Song Love. Spodobało jej się, że tak przyspieszyli i wirowali wśród pozostałych par. A gdy Robert poprowadził ją tak, że siłą rozpędu zrobiła parę piruetów i znów wpadła w jego ramiona, roześmiała się głośno. On też śmiał się zadowolony. Patrzył na nią jakoś tak intensywnie, że jej serce szalało.
– Lubię cię takiego radosnego – stwierdziła, patrząc w jego niebieskie oczy.
Była szczęśliwa, gdy był tak blisko, gdy się śmiał i spoglądał na nią. Jeszcze nigdy tak dobrze się z nim nie bawiła, mimo że tyle razym bywali na wspólnych imprezach. Był wspaniały, taki idealny dla niej, a nie taki zaborczy i śmiały jak dzisiaj rano w basenie.
Trochę szkoda – ubolewała nad tym w duchu – bo tego zaborczego Roberta też uwielbiała, bo władał nią całą: duszą, sercem i ciałem. Natomiast ten, z którym teraz tańczyła był jej przyjacielem i przy nim była w stanie nad sobą zapanować. Nawet cieszyła się, że przeszli znów na etap przyjaźni.
Gdy zwolnili i zaczął się jakiś wolniejszy kawałek, Avril wtuliła się w Roberta. Położyła głowę na jego ramieniu, oddychała jego zapachem i rozkoszowała się jego bliskością. Ich ciała przywierały, a czasami ocierały się o siebie, a jego palce wsunęły się za dekolt sukienki na jej plecach. Czule pieścił w tym miejscu jej skórę. Mogłaby sprzedać duszę, aby pieścił ją tak całą.
Czuła jego gorące, twarde ciało pod materiałem koszuli, gdy przesuwała po niej dłonią. Sunęła palcami po kości jego obojczyka, bawiła się guzikami jego rozpiętej przy kołnierzyku koszuli i przycisnęła usta i nos do materiału. Robert pachniał dla niej idealnie, a jego feromony działały na nią jak nic na świecie.
Zsunęła niżej dłoń, na jego tors i przez chwilę rozkoszowała się biciem jego serca.
– Bije – powiedziała unoszą głowę i szepcząc te słowa w jego policzek.
– Wychodzimy stąd, Avril! – nagle oświadczył zdecydowanie Robert i ruszył w kierunku ogrodu ciągnąć ją za sobą.
– Co ty robisz? Gdzie idziemy? – pytała zaskoczona i podążała za nim czekając na odpowiedź.
– Wrócimy, gdy rozpocznie się koncert – rzucił tylko.
– Dobrze, tylko wolniej, bo mam wysokie szpilki – rzuciła szybko.
– Akurat takie jak uwielbiam – burknął pod nosem, ale usłyszała.
Zdziwiła się i oniemiała szła za nim. Mimo wszystko wolała spacer niż te magnetyczne chwile, które nie prowadziły do niczego dobrego. Musiała trochę ochłonąć. Gdyby to potrwało dłużej, różnie mogłoby się skończyć.
Zeszli po dwóch schodach na chodnik, a potem skierowali się gdzieś do ogrodu. Trzymał ją za rękę i poprowadził prosto w mrok.
---------------------------------------
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top