24. Robert

ROBERT

Obudził go straszny ból głowy. Wiedział, że tak będzie, ale chciał poszaleć, zapomnieć i odprężyć się. Zrobił to wszystko, ale teraz za to płacił. Na szczęście, w porównaniu z innymi ludźmi, wystarczyło, że zażył dwie tabletki przeciwbólowe i w ciągu godziny był jak nowy.

Jak pomyślał, tak zrobił i nie czekając na zbawienny efekt, wszedł pod prysznic. Woda przyjemnie spływała po jego ciele. Zaliczył wprawdzie wczoraj tą małą, napaloną Molly, ale jego myśli biegły ku Avril.

Często o niej myślał odkąd byli razem w Crystal Dynamic, ale wydawało mu się, że jest poza jego zasięgiem i nie powinien mieszać w jej życiu. Jednak po tym jak Vera powiedziała mu, że Avril od zawsze była w nim zakochana, wiele się zmieniło. Przyglądał się jej, obserwował i zastanawiał się, dlaczego wcześniej tego nie zauważył. Bo jak wariat próbował ratować swoje małżeństwo?

Była piękna i inteligentna, a na dodatek bardzo mu się podobała. Za każdym razem, gdy ją spotykał, miał wrażenie, że była jeszcze piękniejsza, a on zdawał sobie sprawę, jak bardzo za nią tęskni, za jej widokiem i ciętym językiem. Avril faktycznie miała do niego słabość, ale on też nie potrafił oderwać od niej oczu.

Wyszedł spod prysznica, wytarł się i podszedł do okna. Wziął lornetkę i przez dłuższy czas obserwował ocean, statki i łodzie płynące w różnych kierunkach. Potem podszedł do bocznej ściany budynku i spojrzał na basen. Był długi na piętnaście metrów i odpowiednio głęboki. Lubił w nim pływać.

– Avril? – zdziwił się nagle, gdy ją dostrzegł. Leżała na wiklinowych, fikuśnie wygiętych leżakach stojących nad basenem i opalała się. Miała wspaniałe, długie nogi, skąpe bikini, a na głowie słomkowy kapelusz z wielkim rondem. Jej kształtne ciało wpasowywało się w miękki materac.

Robert przysiadł na parapecie okna i obserwował ją przez chwilę. Pomyślał, że mógłby podejść do niej i zatopić twarz w jej brzuchu, przejechać językiem od pępka aż do skromnych majteczek i rozkoszować się gładkością jej skóry.

Jednak zdawał sobie sprawę, że w pierwszej kolejności powinien iść do niej, usiąść obok na leżaku i powiedzieć:

– Przepraszam – wyszeptał to słowo na głos.

Avril była cudowna, idealna i doskonale leżała w jego ramionach. Stała się ostatnio jego obsesją i jego marzeniem. Tylko co z tego, skoro niewiele miał jej do zaoferowania.

Zmarszczył ze złości brwi.

Był tak naiwny... Pokręcił z niedowierzaniem głową i potarł czoło. Myślał, iż rozwód nie pozostawi na nim śladu. Odegra się na Verze za jej zdrady, wyrzuci ją, pozbędzie się jej z domu, z serca i umysłu i wszystko dobrze się ułoży. Właściwie tak się stało, z jednym tylko: ale. Nie potrafił już zaufać tej drugiej osobie tak, aby zawierzyć swe życie i serce w ręce kogoś innego. Stracił wiarę w instytucję małżeństwa i w to, że jeszcze kiedykolwiek będzie szczęśliwy.

Małżeństwo z Verą zmęczyło go i wykończyło psychicznie. Nie widział perspektyw na to, aby mógł z kimś stworzyć w przyszłości trwały związek. Po prostu nie chciał, uprzedził się i bał się kolejnej porażki. Na razie odpoczywał i nabierał dystansu do tego co przeżył. Wolał szaleć i korzystać z życia bez jakichkolwiek zobowiązań. 

Chciał Avril, ale wiedział, że takim romansem zrobi jej tylko krzywdę. Nie mógłby jej nic obiecać, a tym bardziej nie dałby jej tego, co mógł dać jej Mark. Podsłuchał kiedyś jej rozmowę z Blanką i wiedział, że pragnie małżeństwa, rodziny i dzieci. On też tego kiedyś chciał, jeszcze tak niedawno, ale stracił wiarę w to wszystko.

Nie miał pojęcia, czy byłby w stanie znów komuś zaufać i kogoś pokochać.

Avril na to zasługiwała.

Powinien w końcu ją zmusić, aby go wysłuchała.

Wstał, wyciągnął z walizki kąpielówki i zszedł na dół.

Jakież było jego zdziwienie, gdy jej tam nie zastał. Leżak był pusty. Rozejrzał się i zobaczył ją chwilę później. Weszła do basenu, stanęła z boku tak, że od strony domu zasłaniał ją żywopłot. Wyglądała, jakby chciała się ukryć.

Podszedł bliżej, rzucił swój ręcznik na leżak obok jej leżaka i spojrzał w jej kierunku. Piła przez słomkę stojącą przed nią na kafelkach mrożoną lemoniadę i sprawdzała coś w swoim telefonie. Zupełnie go nie widziała. Podszedł bliżej i wtedy zobaczył, że stoi w basenie po pas w wodzie, opiera się o murek i jest bez stanika. Na ten widok jakiś płomień rozpalił się w jego żyłach i poczuł, że musi jej dotknąć, sprawdzić osobiście czy jest taka słodka na jaką wygląda.

– Jak się bawisz, Pączku? – zapytał.

Avril aż się zakrztusiła i rozkaszlała. Wystawiła rękę, jakby chciała go zatrzymać. Nie chciała, aby do niej podchodził, ale on nie miał zamiaru się zatrzymać. Ten fragment piersi, którego nie zdołała zasłonić, tuż przy żebrach, wydał mu się cholernie kuszący. Poza tym, miała zajebiste cycki i chciał je znów zobaczyć.

– Nie podchodź – wyjąkała w końcu.

On jednak wszedł już do basenu. Woda była przyjemna i sięgała mu w tym miejscu do bioder.

– Prosiłam cię o coś! – rzuciła zagniewana i wyciągnęła rękę po swój stanik leżący na kafelkach. Robert chwycił go przed nią i odrzucił trochę dalej, poza jej zasięg.

– Zaczekaj chwilę, Avril i wysłuchaj mnie, bo i tak cię stąd nie wypuszczę.

– Będę krzyczała – zagroziła, zasłaniając przedramieniem swoje piersi, chociaż i tak były ukryte za brzegiem basenu.

– Przecież cię nie zgwałcę – powiedział jakby z bezsilności. Minął ją i stanął jakieś dwa kroki za nią, z drugiej jej strony w rogu basenu. Teraz mogła uciec. Był ciekaw kiedy to zrobi? – Muszę tylko coś ci powiedzieć – wyjaśnił.

– To mów – rzuciła. Mocniej przylgnęła do brzegu basenu, próbując zasłonić się chociażby odrobinę.

Robert uśmiechnął się widząc ten jej ruch. Lubił jej dokuczać, drażnić się z nią i obserwować jak się peszy. Od zawsze to robił. Nawet gdy była nastolatką, a on już poważnym mężczyzną. Tylko że Avril była teraz kobietą.

– Masz ładne piersi.

– Już to kiedyś mówiłeś.

– I nie zmieniłem zdania.

– Hmm ... – fuknęła tylko i niedbale wzruszyła ramionami.

Znowu uśmiechnął się do swoich myśli. Pamiętała tamten wieczór, gdy jej dotykał.

Ogarnął spojrzeniem jej włosy zebrane i skręcone w fikuśny koczek, zsunął wzrok na jej kark, gdzie opadały niesforne kosmyki. Westchnął, oparł się plecami o ścianę basenu, a przedramionami położył na jego brzegu. Wystawił twarz do słońca. Cudownie grzało.

– Cieszę się, że tu przyjechaliśmy – stwierdził.

– Ja zdecydowanie mniej – odparła.

– Nie podoba ci się tutaj? – zapytał, uśmiechając się przekornie.

– Ty mi się nie podobasz – stwierdziła i spojrzała na niego.

Widział, jak przez moment błądziła po nim wzrokiem. Czuł, a właściwie wiedział, że jej się podoba, ale nie mógł jej wykorzystać. Nie mógł jej tego zrobić. Za bardzo mu na niej zależało.

– Avril, musisz wiedzieć, że nie jestem w stanie dać ci tego, co możesz mieć z Markiem – wyszeptał, prostując się i przybliżając się do niej.

– Wiem...

Wiedziała o czym rozmawiają. O nich. O tym, co się między nimi nie wydarzy, o obowiązkach, lojalności i niespełnionej namiętności.

– Gdybym mógł... gdybym był w stanie cię uszczęśliwić, wierz mi... zrobiłbym to bez zastanowienia... – Głos mu się rwał, gdy była tak blisko.

Spojrzała na niego swoimi pięknymi oczami. Były czyste i przejrzyste jak kryształ, a on widział w nich żal i smutek.

Westchnęła tylko i spuściła głowę.

Serce mu się kroiło, gdy widział ten zawód na jej twarzy. Przybliżył się do niej i stanął za jej plecami. Jedną dłonią objął ją w talii, a drugą ręką otoczył jej ramiona. Przycisnął do swojego ciała i zatopił twarz i usta w jej włosach. Nie protestowała.

– Chciałbym, ale nie mogę, mimo że cholernie mi się podobasz i diabelnie podniecasz – dodał.

Czuł jak ciężko oddycha. On też oddychał nią całą, wciągając w płuca jej zapach. Mógłby w nim utonąć i byłby szczęśliwy.

– Avril, rozumiesz co do ciebie mówię? – wymruczał i otarł usta o jej rozgrzaną skórę tuż za uchem.

– Tak, wiem... Masz żonę.

Wzdrygnął się, ale zaraz oprzytomniał.

Avril nie wiedziała o jego rozwodzie. Niech więc tak myśli, że to przez Verę. Będzie jej łatwiej – pomyślał i rozkoszował się dotykiem jej ciepłej skóry na swojej piersi.

– Pozwól mi na co dzień na siebie po prostu patrzeć i bądź, jak kiedyś, moją przyjaciółką. Tylko o to proszę. Chcę, abyś była szczęśliwa, abyś miała ten swój upragniony dom, rodzinę, dzieci. On da ci to wszystko, a ja nie jestem w stanie.

Mówił do niej tak, jakby kiedyś byli razem, jakby robili wspólne plany. Jakby był pewien, że ona też go pragnie i chce z nim być. Po jej reakcji poznał, że wcale się nie pomylił. Ta kobieta mogłaby należeć do niego. Tylko że tak się nie stanie...

Położył mokrą dłoń na jej ramieniu, a woda zwilżyła jej rozpaloną słońcem skórę. Robert przesunął kciukiem po licznych wgłębieniach i wzorkach, które odbiły się na jej skórze od ronda kapelusza, gdy leżała wcześniej na leżaku. Pogładził je, pochylił głowę i pocałował. Poczuł jak przestała oddychać, jak zastygła, czekając co będzie dalej. Zapragnął odkryć coś jeszcze, poczuć i usłyszeć więcej takich reakcji. Przesunął ustami i językiem wzdłuż ramienia na jej szyję, a ona cicho jęknęła. 

Poczuł jak jego mózg i ciało ogarnia wielkie pragnienie. Nie był w stanie się powstrzymać, a ona odchyliła głowę i pozwoliła mu się całować w tym miejscu. Powinien przestać, ale to było silniejsze od niego i musiał jej kosztować, całować i pochłaniać kawałek po kawałku. Zlizywał z niej krople wody, czuł zapach olejku do opalana i ciepło oraz słoność aksamitnie miękkiej skóry rozgrzanej słońcem. 

– Powstrzymaj mnie Avril... Nie pozwól mi... – jęknął pieszcząc ją dłońmi.

Ona jednak nic nie odpowiedziała. Uniosła obie ręce do góry i wplotła je w jego włosy. Od razu przesunął dłonie po jej ciele na odsłonięte piersi. Oboje westchnęli z przyjemności, gdy najpierw zgniótł sprężyście miękki półkule w dłoniach, a potem zaczął subtelnie drażnić ich szczyty palcami.

– Chryste, Avril, zrób coś, bo cię tu przelecę... – powiedział, drażniąc jej sutki i ciągnąc za nie, aby jeszcze bardziej stwardniały.

– Taaak! – jęknęła drżącym głosem. – Właśnie tak...

Czuł, jak cholernie jej się to podoba.

Przycisnął jej ciało do swojego z całej siły. Skóra przy skórze...

Z trudem oddychał, a podniecenie zalewało go intensywnymi falami.

Wyglądała tak smakowicie i przepięknie, że wcisnął udo między jej nogi i otarł się biodrami o jej pośladki, aby poczuła jaki już jest podniecony. Napawał się̨ drobnymi drgnięciami i ruchami ich bioder.

– Chciałem spotkać się z tobą, wyjaśnić wszystko, a ty mnie ignorowałaś...

– Bo wszystko by się skończyło tak jak teraz.

Chryste, czyżby go pragnęła  tak bardzo jak on o jej?!

Ucieszył się, słysząc te słowa. Więc jednak chciała go i myślała o nim i o tym co mogliby razem robić!

– Musimy przestać Avril, to niebezpieczne dla ciebie. Należysz do Marka, a ja nie chcę niszczyć twojego życia. Czy nadal jesteś moją przyjaciółką?

Avril odwróciła się przodem do niego. Jej piersi otarły się o jego skórę, a dłonie przesunęła po jego ramionach. Przeszył go przyjemny dreszcz. Ledwo nad sobą panował. Spojrzał na nią, prosto w jej oczy. W blasku słońca widział dokładnie kolor jej tęczówek. Były niebieskie, ale dopiero teraz zauważył parę miodowych refleksów dookoła źrenic.

– Tak będzie najlepiej, prawda? – szepnęła niepewnie.

– Tak – potwierdził, chociaż wiedział, że będzie to cholernie trudne. Była piękna, kusząca i tak bardzo jej pragnął. 

Avril poruszyła się kusząco w jego ramionach ocierając swoje ciało o niego. Czuł każdą wypukłość i zaokrąglenie jej ciała i wiedział, że ta kobieta pasuje do niego idealnie. Przybliżyła usta do jego ust. 

– Uważaj, bo zaraz cię pocałuję – ostrzegł ją. 

Zwilżyła językiem swe usta i to przeważyło. Przywarł delikatnie swoimi wargami do Avril i był pewien, że znalazł się w niebie. Chciał więcej, dużo więcej, a w zasadzie mógłby wziąć wszystko. Obiecał sobie jednak, że będzie ostrożny. Nim zdążył się odsunąć do ich uszu doleciało wołanie:

– Avril!

Odsunęli się od siebie i spojrzeli na siebie przerażeni.

– To Mark! – spanikowała.

Robert wychylił się zza żywopłotu, który osłaniał ich od strony domu.

– Cholera, idzie tu! – rzucił i szybko sięgnął po jej stanik. – Ubierz się – polecił, podając jej go.

– Avril, gdzie jesteś?! – usłyszeli znów głos Marka.

– Tutaj! – zawołała w chwili, gdy Robert zapiął klamerkę stanika na jej plecach.

– Popływam z dala od ciebie – powiedział szybko i zanurkował.

Avril spojrzała na niego, jak pokonuje już pod wodą kolejne metry i oddala się od niej. Weszła na schodki basenu, aby wyjść na spotkanie Marka, który szedł przez trawnik w ich stronę.

– Nevill dzwonił! – zawołał i biegiem ruszył do niej. – Jedziemy na polowanie! – cieszył się. Avril podeszła do leżaka w chwili, gdy Mark podbiegł i chwycił ją w ramiona. Podniósł ją i kręcąc się z nią dookoła wołał: – Jedziemy na krokodyle!

– Na aligatory! – zawołał Robert z daleka. Właśnie stał na środku basenu i powoli wychodził z wody. – Cieszę się, że jedziemy razem!

Mark postawił ją i spojrzał na Roberta.

– Ty, ja i Avril. Będzie doskonała zabawa! – cieszył się Mark.

– Ja nie jadę – przypomniała mu Avril. – Nie lubię takiego bestialstwa i nie popieram.

– O której wyjazd? – dopytał Robert.

– Wyjeżdżamy o trzeciej po południu i wracamy jutro rano.

– Czy wyście oszaleli?!

– Raz się żyje, Avril – stwierdził zadowolony Robert, po czym zaczął wycierać włosy ręcznikiem, który tu przyniósł. Zerkał na nią i widział jak śledzi i wręcz pochłania go wzrokiem.

– To mamy trochę czasu – stwierdził Mark.

– W takim razie możemy się napić – ucieszył się Robert i rzucając ręcznik na leżak, ruszył przed siebie, zabierając ze sobą do domu Marka.

– Za przygodę! – zawołał Mark. Cieszył się jak dziecko.

Robert lubił Marka i jakoś musiał mu wynagrodzić swoje zachowanie wobec Avril. Nie chciał zachowywać się nie fair, ale ciągle coś mu się w życiu knociło. Chciał rozmówić się z jego dziewczyną i zostawić ją w spokoju, a o mało... Pokręcił głową. Wiedział, że to polowanie bardzo mu się przyda.

– Mark! – zawołała z pretensją w głosie Avril.

Odwrócili się równocześnie w jej stronę.

– Jedziecie i zostawiacie mnie samą?

– Na jeden wieczór – odparł Mark.

– Jutro wrócimy – dodał Robert. Chciał jechać, bo po tym, co przed chwilą robili w basenie, pewnie nie zniósłby obecności Avril obok siebie. Musiał ochłonąć, aby się na nią nie rzucić. Wolałby zostać z Avril, ale skoro mieli być przyjaciółmi to była doskonała okazja, aby skończyć te czułości na wieki. – Mark, idziemy się napić – zwrócił się do kumpla i klepnął go po męsku w ramię. Ruszyli w kierunku domu. – O, i musisz zabrać klatkę, Avril chce mieć krokodyla.

– Pewnie, zostawcie mnie samą! – krzyknęła, na serio już zdenerwowana. Robert doskonale słyszał ten gniewny sarkazm w jej głosie. – Pójdę sobie do Nevilla i tam się zabawię – dodała jakby do siebie.

Wtedy Mark się zatrzymał i rozejrzał się dookoła.

– Właśnie, mieliśmy mieszkać w hotelu Nevilla, a potem...

– ...mieliśmy mieszkać w domkach na terenie klubu – wtrąciła z zainteresowaniem Avril i podeszła do nich. Podparła się pod boki i spojrzała pytająco na Roberta.

On natomiast patrzył na nią z przyjemnością. Czarny strój kąpielowy, piękne ciało... 

Z zamyślenia wyrwały go kolejne słowa Marka.

– Gdzie nasz hotel? Mówiłeś, że miały być bungalowy! – zwrócił się do niego z pytaniem. Robert roześmiał się i przeczesał palcami swoje czarne włosy.

– Gdzie my, do cholery, jesteśmy?! – dodał Mark rozglądając się dookoła. – To zajebiście piękna willa. Skąd ją wytrzasnąłeś.

– To mój dom – odparł spokojnie Robert.

– Twój? – zdziwił się Mark. – Masz dom w Palm Beach nad samym oceanem?

– Jak widać...

Avril spojrzała na niego przymrużonymi oczami.

– Oszust – szepnęła.

– Źle ci tutaj? – zapytał ją.

– Rewelacyjnie! – odparł za nią Mark. – Chodź, napijemy się i pokażesz mi dom. Nigdy w takim nie byłem, a lubię styl wiktoriański. Oglądałem co nieco na dole i powiem ci, że jest doskonale wyposażony.

Robert pomyślał, że nie mogło być inaczej, skoro sporo go kosztował ten dom i utrzymanie tego zielonego trawnika w tym upale. Jednak nie po to zarabiał tyle pieniędzy, aby odmawiać sobie luksusów. Vera wolała tę pieprzoną Kalifornię, a on Palm Beach. Miał tu wszystko, czego potrzebował, aby odpocząć. Przestrzeń, trawnik i basen. Ocean na wyciągnięcie ręki, plażę, a ostatnio i kolegów. Lubił tu przyjeżdżać.

Robert chętnie ruszył z Markiem do środka licząc na to, że nie będzie musiał wysłuchiwać pretensji Avril.

– Domki dla gości w klubie Nevilla są ładne i czyste, ale były już zajęte – wyjaśnił Markowi. – Poza tym dom stał pusty i miło jest mi sprowadzić tutaj gości. Jesteśmy zaledwie piętnaście minut spacerkiem od klubu Nevilla – wyjaśnił Markowi, gdy tylko weszli do środka. – Jeśli chcecie, możemy przejść się tam plażą.

– Nie ma takiej potrzeby. Wolę zobaczyć twój dom i przygotować się do podróży.

– Pewnie, przygotuj się i zostaw mnie tu samą – powiedziała Avril, wchodząc za nimi do pokoju gościnnego.

– W garażu mam dwa Melexy – odezwał się Robert. – Główną drogą będzie parę minut jazdy na południe i już jesteś w Delfin Club.

– Jesteś moim przyjacielem Robercie, ale jak tak dalej będziesz odciągać ode mnie Marka...

Robert w ogóle jej już nie słuchał. Nalał drinka sobie, Markowi i Avril, i cieszył się, bo nazwała go swoim przyjacielem.

Przyjęła przeprosiny i wszystko powinno wrócić do normy.

– Wypijmy! Za przygodę! – wzniósł toast i wypił razem z Markiem.

Avril nie wypiła. Odstawiła drinka i wyszła.

– Obraziła się – stwierdził Robert.

– Myślisz, że jeżeli poproszę ją o rękę, to mnie przyjmie?

Robert oniemiał na chwilę. Spojrzał poważnie na Marka. Nie spodziewał się takiego pytania.

– Dlaczego miałaby cię nie przyjąć? – rzucił niedbale. Był ostatnia osoba, którą Mark powinien pytać o takie rzeczy.

– Nie wiem, może dlatego, że za pensję fotografa nie mogę kupić jej takiego domu.

– Za pensję sławnego fotografa! – podkreślił dobitnie, bo lubił prace Marka i doceniał jego talent. – A poza tym, po co ci taki dom? Dla rodziny? Owszem, ale Avril ma tyle pieniędzy, że nie musisz się o to martwić. Będziecie mieli dom, jaki wam się tylko zamarzy. Jest z tobą szczęśliwa i to jest najważniejsze – dodał.

– Tak myślisz?

Robert skinął głową. Avril była szczęśliwa z Markiem, a przynajmniej tak mu się wydawało. Pomyślał, że będzie między nimi jeszcze lepiej, jak tylko odsunie się od niej i zostawi ją w spokoju. Taki miał plan.

– Jedziemy do klubu Nevilla? – zaproponował.

– Kusisz, ale muszę przygotować mój sprzęt do podróży. Nie każdy aparat i obiektyw nadają się na taką wyprawę. Pokażesz mi klub Nevilla po powrocie. Chętnie go zobaczę.

– Okej, to ja spakuję się i pójdę do niego sam. Mam z nim coś do omówienia.

Rozstali się, a Robert po drodze zwinął butelkę whisky i poszedł na górę. Miał zamiar załatwić z Nevillem parę spraw.

Pomyślał o Avril i o tym, co stało się w basenie. Do wyjazdu na polowanie zostało sporo czasu, więc wypił jednego drinka, a potem drugiego. Czuł, że nie potrafi o niej nie myśleć.

– Cholera – powiedział pocierając nerwowo swoje szorstkie od zarostu policzki. Czuł jak drży jego ciało i jak bardzo pragnie Avrli. Jednym szybkim ruchem przechylił szklaneczkę i wypił ją do dna. Wściekły zacisnął powieki. Zdawał sobie sprawę, że Mark oświadczy się jej już niedługo, a on zostanie tylko jej przyjacielem. Koniecznie musiał jechać na to polowanie, aby o niej zapomnieć chociaż na chwilę. 

------------------------------------>>>>>>>>


Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top