21. AVRIL
Chrzciny małego Chrisa były wielkim wydarzeniem. Myślała, że odbędą się w gronie rodzinnym, w kameralnej atmosferze, a gdy weszła do środka z Markiem, okazało się, że kaplica była pełna ludzi. Podeszła do przodu do Blanki i Adama, usiadła przy nich w ławce i spojrzała na nich pytająco.
– Ewa, zaprosiła swoich gości i zamieniła salę w restauracji na większą – wyjaśniła Blanka. – Dowiedzieliśmy się niespełna dwie godziny temu.
Avril zerknęła na Adama.
– Pozwoliłeś jej na to?
– Nie chciałem zabijać synowi babki przed chrzcinami – westchnął i pokręciwszy głową dodał: – Boże, daj mi cierpliwość.
W obliczu takiej... zmiany, Avril nic już nie mówiła. Zerknęła tylko na Roberta siedzącego za Adamem. Widziała jego zagniewaną i poważną twarz. Wcale się nie dziwiła, że obaj bracia i Blanka byli wściekli. Ewa Lennox popsuła im ten piękny dzień. Nie pozwolili jej zdecydować o rodzicach chrzestnych, to zmieniła ich skromne przyjęcie w super party z wielką ilością swoich gości. Jedyne co mogli zrobić to przetrwać to przyjęcie.
Avril stała więc teraz z Blanką, Adamem i Robertem przy chrzcielnicy i unosząc wysoko brwi, słuchała jak jej chrześniak ćwiczy swój głos. Był niezadowolony z tego co mu robią, nie pozwalają spać, jeść i na dodatek polewają go wodą. Krzyczał wniebogłosy zakłócając ciszę kaplicy i demonstrując wszystkim, jak silne ma płuca i dźwięczny głos. Jeszcze takiego go nie znała. Jego siła wprawiała ją w zdumienie.
– Prawdziwy Lennox – szepnął zadowolony Adam i spojrzał nad Avril, a potem zaraz na brata stojącego za jej plecami.
– Zdecydowanie – potwierdził Robert. – Potrafi walczyć o swoje.
Avril musiała przyznać, że mieli rację. Obaj bracie byli uparci i zawsze walczyli o swoje racje, o nowe kontrakty i nie łatwo było wygrać z nimi nawet zwykłe potyczki słowne.
Tymczasem ksiądz osuszył główkę małego Chrisa, a Blanka naciągnęła na nią cieniutką czapeczkę. Nie chciała, aby się przeziębił. Potem Avril wzięła go na ręce, aby odciążyć Blankę. Słodziak robił się coraz cięższy.
Z czułością spoglądała na chłopca i cieszyła się, że przynajmniej w ten sposób należy do niej. Podniosła wzrok i spojrzała prosto na Roberta. Stał przy niej i trzymał w lewej dłoni zapaloną świecę. Przyglądał się jej z zainteresowaniem, jakby coś w niej zobaczył.
Spuściła wzrok. Nie potrzebowała kłopotów, a to spojrzenie wcale jej się nie podobało. Przez te dwa tygodnie wyciszyła się, uspokoiła i prowadziła własne życie, a przynajmniej próbowała. Z Markiem wszystko układało się dobrze i tylko jedna myśl ją przygnębiała. Mianowicie martwiła się tym wyjazdem na Florydę.
W czasie ceremonii była przejęta swoją rolą i płaczącym Chrisem, ale gdy znaleźli się na przyjęciu, cała opieka nad dzieckiem spadła na nią i Marka, bo pare pomieszczeń dalej, na końcu korytarza, toczyła się wielka kłótnia rodziny Lennoxów. Adam i Robert powiedzieli, że nie podarują matce tego, co zrobiła.
Minęło już prawie pół godziny, a gospodarzy przyjęcia nie było widać. Goście bawili się doskonale, świętując chrzciny pierwszego dziecka w rodzinie Lennoxów, ale coraz częściej podchodzili do niej i dopytywali się o rodziców Chrisa. Avril wykorzystując chwilkę, że jest sama i nikt z gości koło niej się nie pojawił, wyszła niepostrzeżenie z sali i ruszyła korytarzem, aby sprawdzić, czy nie nadchodzą.
Nagle drzwi otwarły się i z pomieszczenia wybiegła wzburzona Blanka. Ucieszyła się poniekąd widząc Avril i małego Chrisa. Podbiegła do nich i z czułością chwyciła synka w ramiona i wtuliła się w niego.
– Oszaleję z tą kobietą – wyszeptała tylko.
Avril pogładziła ją po plecach.
– Jeszcze chwila – szepnęła.
– Nie wytrzymam tutaj – pokręciła głową Blanka. – Od samego początku Ewa mnie nie nawidzi.
Avril podniosła głowę, gdy usłyszała kolejne głosy na korytarzu. W ich stronę szybkim krokiem zmierzał wzburzony Adam, a za nim podążała matka.
– Nie możesz, zabraniam ci! – wołała Ewa.
– Nie jesteś w stanie mi tego zabronić. Nie masz tu władzy, mamo – odparł zdecydowanie, nawet nie patrząc na nią.
– Nie zrobisz tego! – wołała za nim oburzona.
– Oczywiście, że to zrobię, tylko patrz! – rzucił i objął Blankę, gdy tylko się do nich zbliżył. Nachylił się nad nią, odgradzając od swojej matki i zerknął na Chrisa, aby się upewnić, czy wszystko w porządku.
– Możemy jechać do domu – szepnął do Blanki i ucałował ją w czoło.
Avril nagle znalazła się w centrum wydarzeń i osłupiała z wrażenia słysząc to wszystko.
– Nie waż się! – zagroziła Ewa. – Mamy gości.
Adam nawet nie drgnął i poprowadził Blankę do wyjścia.
– Adam, wracaj! – wołała za nim Ewa.
Serce Avril waliło jak szalone, gdy Ewa ją mijała biegnąc za synem. Zacisnęła powieki i najchętniej też by uciekła, ale droga odwrotu została jej odcięta. Musiałaby znów ich minąć.
Wtedy poczuła jak ktoś przy niej przystaje.
– Nie bój się, kochanie – powiedział Robert, kładąc dłoń na jej ramieniu.
Avril otworzyła oczy. Robert stał przy niej ze swoim ojcem.
– Wystraszyłaś się? – zapytał.
Skinęła tylko głową.
– Przepraszam, to tylko tak strasznie wygląda – powiedział ojciec Roberta. – Znam Ewę. Zaraz się uspokoi.
– Ewa pewnie i mnie nienawidzi – stwierdziła drżącym głosem.
– To akurat ciebie nie dotyczy – powiedział Robert i po prostu objął ją w talii i przytulił do siebie. Do swojego boku. Niespodziewanie otoczyło ją ciepło, cudowny zapach, a on cały był tak blisko niej.
– Dotyczy – szepnęła w jego ubranie. – Nie chciała mnie na chrzestną Chrisa – wyjaśniła.
– Tato, zostawisz nas na moment samych – poprosił Robert.
– Właśnie miałem zająć się mamą – stwierdził senior. – Zabiorę ją do domu.
– To dobry pomysł – przyznał mu rację syn.
Avril podniosła głowę i skinęła na pożegnanie ojcu Roberta. Gdy zniknął na końcu korytarza odezwał się Robert:
– Nie powinnaś przejmować się tym wszystkim, Avril.
Spojrzała na niego.
Był tutaj z nią i trzymał ją w ramionach. Poczuła, że wszystko wzięło w łeb, całe dni i tygodnie prób, aby o nim zapomnieć, po prostu o nim nie myśleć. Myślała o nim i to często, a teraz? Teraz patrzyła na niego, w jego cudowne niebieskie oczy, które były zmrużone i wpatrzone właśnie w nią.
Gdy był daleko, było jej łatwiej, a gdy był tak blisko traciła wolę i rozkoszowała się tymi chwilami z nim. Wiedziała, że źle robi, pozwalając mu na taką bliskość, ale to było silniejsze. Znów zagościło w jej myślach to dziwne uczucie strachu, jak ma się przed nim bronić. Zaczęła myśleć o wyjeździe i martwiła się tym, jak to będzie, gdy Robert będzie tak blisko.
Z wielkim wysiłkiem odsunęła się od niego, chociaż zupełnie tego nie chciała.
– Robercie – szepnęła cicho – proszę, nie jedź z nami na Florydę.
Robert zmarszczył brwi, przyjrzał się jej jeszcze uważniej i powiedział:
– Nie jadę tam, aby zrobić ci na złość, Avril. Mam tam swoje interesy.
– Zapewne z Nevillem.
– I z twoim bratem też.
– Dominik tam będzie? Nic mi nie powiedział.
– Udawaj, że nic nie wiesz. To miała być niespodzianka.
Ujął delikatnie jej brodę i uniósł jej twarz do góry.
– Nie zrezygnuję z wyjazdu i nie myśl, że ci odpuszczę.
– Co?
– Musimy porozmawiać.
– Uważaj, jeszcze twoja żona się dowie – powiedziała i wykonała ruch, jakby chciała się wyswobodzić.
Nie pozwolił jej na to.
– Nie ma Very?
– Celowo nie przyszła?
– Tradycyjnie wyjechała – szepnął.
Avril poczuła żal. Może było jej dobrze z Robertem, ale nic się nie zmieniło. Nie będzie należał do niej.
– Skoro jej nie ma, a kiedyś wróci, po co rozmawiać. Wiem o co ci chodzi Robercie, ale to, co się między nami wydarzyło... – pokręciła głową. – Nie chce o tym pamiętać – wypowiedziała z trudem. – Daruj, ale było, minęło... nie będę twoją kochanką – dokończyła dobitnie i zdenerwowana odwróciła się od niego. Odeszła szybkim krokiem.
– Zaczekaj, Avril! – zawołał za nią.
Nie miała zamiaru zatrzymywać się. Chciała uciec, ale podbiegł, chwycił ją i odwrócił do siebie. Szybkie cmoknięcie w usta oszołomiło ją na chwilę. Jakiś płomień ogarnął na moment jej ciało, gdy poczuła krótkie muśnięcia jego ust na swoich. Odepchnęła go.
– Nie potrafisz utrzymać rąk przy sobie, a ja nie mam zamiaru wysłuchiwać pretensji twojej żony. Skończ z tym! Nie życzę sobie, abyś tak się wobec mnie zachowywał i zabawiał się moim kosztem!
Robert uśmiechnął się z satysfakcją.
– Jesteś cudowna, gdy tak się złościsz, Pączku – wyszeptał zadowolony. Na jego ustach igrał dziwny uśmieszek.
– I już nigdy więcej tak mnie nie całuj.
– Obiecuję, że tak nie będę całował cię na Florydzie.
– Tylko spróbuj! – ostrzegła go i przygroziła mu palcem. Potem odwróciła się i odeszła.
– Avril – zawołał jeszcze za nią Robert. – Za pół godziny wyjeżdżamy na lotnisko.
Tak, jeszcze tylko weekend na Florydzie i znów będzie mogła o nim zapomnieć.
Przynajmniej na pewien czas.
————————————————-
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top