47
Już od dłuższego czasu jechali w nieznanym jej kierunku. Z powodu starej i zniszczonej sukienki trzęsła się z zimna. Czuła strach, ale starała się go nie okazać. Nie pamiętała już co oznacza się najeść, a do tego wciąż czuła, że najgorsze jeszcze przed nią. Za każdym razem, gdy słyszała coś po niemiecku pragnęła wykorzystać łańcuch od kajdan na jej kościstych dłoniach i zacisnąć go na szyi Rzeszy. Nienawidziła go za to co jej zrobił i jej przyjaciołom.
Gdy ciężarówka się zatrzymała słyszała tylko jakieś rozmowy na zewnątrz. Pomimo doskonałej znajomości niemieckiego nie była w stanie powiedzieć o czym rozmawiano. I szczerze to miął to w dupie, aż nie pojawił się kolejny głos. Taki zupełnie inny od pozostałych. Spokojny i łagodny, aż ciężko uwierzyć, że jest użyty do niemieckiego. Każde wypowiedziane nim słowo było łagodne i uspokajające. Dziewczyna zamknęła oczy i lekko się uśmiechnęła wsłuchując się w niego. Po policzkach spłynęło jej kilka łez. Wspomnienia z nim związane były tak bardzo nierzeczywiste i odległe, a jednak kiedyś się wydarzyły naprawdę. Jak ona dawno tego pięknego głosu nie słyszała.
Nagle drzwi się otworzyły i do przyczepy wpadły ciepłe promienie słońca. Strażnicy chwycili ją pod ramiona i wyciągnęli na zewnątrz. Cały czas musieli ją podtrzymywać ponieważ przez długi czas tylko leżała skuta w przyczepie. Po chwili zdecydowała się podnieść powieki i spojrzeć na właściciela ukochanego jej głosu. Jego błękitne oczy nie były wcale takie łagodne, wyrażały pogardę i obrzydzenie na widok jej osobom. Ale co się dziwić, zatracił dawnego siebie już lata temu. Jak uważała dziewczyna zabił samego siebie, aby stać się tym czym jest teraz. Potęgą pozbawioną uczuć i sumienia. Bestią rządną krwi niewinnych.
-Długo wam zeszło ją tu przywieść. Były jakieś problemy?- Rainer nadal był spokojny jak przed laty
-Nein mein Fuhrer, ale to ze względów ostrożności. Woleliśmy poruszać się tylko nocą.
-Mądrze. Zabrać ją do mojego gabinetu.
-Ja mein Fuhrer!- dwa pachołki w mundurach SS zaciągnęli ją za swoim panem. Dziewczyna rozejrzała się po okolicy i pierwsze co rzuciło jej się w oczy była metalowa brama z napisem, który napawał ją lękiem. „ Arbeit macht frei", Praca czyni wolnym. Ciekawe co to oznacza według Rainera, bo na pewno nie to co dla każdego normalnego człowieka. Szli opustoszałymi ścieżkami przy których stały w rzędzie budynki z ciemnej cegły. W jednym z okien dostrzegła patrzących na nich ludzi ubranych w pasiaki i z wygolonymi głowami.
Nagle weszli do jednego z budynków. Wewnątrz były tylko szare ściany, kilka drzwi i schody na górę po których weszli. Górne piętro wyglądało identycznie jak parter. Skręcili potem na prawo i weszli do jednego z pokoi. W środku były kolejne drzwi biurko, małe okienko i parę kwiatków. Na widok Rainera dziewczyna wypełniająca papiery wstała jak poparzona i powitała swego pana nazistowskim powitaniem. Więźniarka rozpoznała w niej Słowację. Gdy Lucia zauważyła więźnia uśmiechnęła się jadowicie i z wyższością, po czym zaczęła naskakiwać rzeszy jak piesek, który wyczekiwał jak jego właściciel wróci z pracy.
-A może zrobię kawę, o albo herbatę? A może tak przynieść obiad? Musisz być zmęczony.-na jej przesłodzony i piskliwy głos Izrael miała ochotę ją uderzyć w twarz. Jak można aż tak lizać komuś dupę? Rainer przyzwyczajony już do tego pokiwał tylko przecząco głową i wszedł do gabinetu. Jego dwa pachołki zaczęły iść za nim ciągnąć zmęczoną Izrael za sobą. Nim weszła do środka zerknęła na mijaną Lucię. Ta tylko przejechała palcem po szyi z ogromnym uśmiechem i pomachała na pożegnanie.
Gdy tylko znalazła się za progiem została mocno pchnięta na podłogę. W ostatnie chwili podparła się rękami i nie rozbił twarzy. Pachołki jak na rozkaz odeszły zamykając drzwi zostawiając ich jak króliczka w klatce z wygłodniałym wilkiem. Rainer jedynie przyglądał jej się w milczeniu. Jego mina sugerowała, że zastanawia się nad czymś. Debora postanowiła wreszcie wstać z podłogi, dopiero w tedy Rainer wrócił na ziemię, ale nadal miał łagodny głos który tak kochała.
-Pozwoliłem ci wstać? Twoje miejsce jest na podłodze.
-Przypomnę ci, że niewolnictwo się skończyło w ubiegłym stuleciu. Więc Może zacznij traktować innych jak ludzi.
-Żeby być traktowanym jak człowiek należy wpierw nim być. A ty jesteś nędznym robalem, który należy unicestwić.
-Skoro, aż tak mnie nienawidzisz to po co mnie tu przywlekałeś?
-Aby osobiście pokazać ci twoje miejsce.
-Ty chu...Co z tobą? Wyglądasz jakby cię coś zżerało od środka. I od razu ci mówię, że to nie ja rzuciłam na ciebie klątwę jak to twierdził twój braciszek.- Na jej słowa otworzył usta jakby chciał coś powiedzieć, ale zrezygnował i spuścił wzrok.-Czyżby twoje sumienie dało o sobie znać? Jeszcze nie jest za późno, aby poddać się i błagać o przebaczenie.
-To już nic nie zmieni...-wyszeptał-A teraz czas się pozbyć zarazy raz na zawsze- jego ton stał się okrutny i zimny niczym stal. Mężczyzna podszedł do dziewczyny i zacisnął dłoń na jej policzkach przybijając ją do ściany. Izrael stała się nie pokazać mu strachu, ale to co widziała w jego oczach przerażało ją. Zamiast radości, miłości i nadziei był tylko obłęd. On oszalał tak jak wszyscy mówili. Ale gdy lepiej się przyjrzała dostrzegła resztkę, ostatnią cząstkę dawnego jego. Lecz ona umierała.
-Starze!- niemal od razu wpadli ci dwaj-Przygotujcie konia. I dość długi sznur. Czas się zabawić.
-Ja mein Fuhrer!-Gdy wyszli rzucił ją na podłogę i zawołał Słowacje. Izrael próbowała uspokoić oddech i nie była wstanie skupić się na ich rozmowie. Ale za każdym razem jak Rainer coś powiedział Lucia podskakiwała przez co jej biust skakał góra dół, ewidentnie rozpraszając Rzeszę, a miało co podskakiwać. Gdy wróciły sługusy rozkazano związać jej ciasno sznur na szyi i wyprowadzono na pole. Rainer wszedł na kasztanowego konia z białym pasem na pysku i skarpetkami na tylnych nogach. Izrael była ciągnięta w za nim. Jak widział, że nie nadąża ciągnął za sznur przez co się dusiła. I tak przez ponad trzy kilometr polną droga z mnóstwem kamieniu i dziur na boso. Debora wiedziała jedno. Prowadzą ją na egzekucję.
Dotarli pod olbrzymią bramę pod którą przechodziły tory. Weszli na platformę gdzie stał opustoszały bydlęcy wagon, a obok była stert waliz z podpisami właścicieli, których nigdzie nie było. Z każdej strony za drutem kolczastym ciągnęły się baraki. Na wprost bramy na końcu obozu było widać cztery olbrzymi kominy, które dymiły roznosząc po okolicy okropny smród. Izrael zastanawiała się co to może być, ale nic jej takiego nie przychodziło do głowy. Może to jakaś fabryka, gdzie pracują więźniowie?
Debora została zaciągnięta do jednego z baraków, a następnie zmuszona do rozebrania się do naga na oczach Rainera, Luci i dwóch pachołków. Posłusznie wykonała rozkaz, ale wpierw odwróciła się tyłem. Gdy była naga jeden z esesmanów zmusił ją by stanęła przodem do jego pana odsłaniając wszystko. Rainer patrzył obojętnie, a Lucia ustawiła się tak by zaprezentować, że ma znacznie ładniejsze kształty i cały czas zerkała na Rzeszę. Gdy nie doczekała się jego reakcji prychnęła podchodząc do jednej z szafek i biorąc z niej jakiś przyrząd. Następnie zmusiła Żydówkę aby usiadła na taborecie i zaczęła bawić się jej skołtunionymi włosami.
-Ależ paskudztwo. Należy jej naprawić. Zajmę się tym koleżanko.- puściła oczko do Rzeszy i zaczęła ciąć ciemne, prawie czarne loki należące do Izrael wywołując u niej łzy. Kiedy jej długie włosy sięgały do żuchwy Lucia wymieniła przyrząd. Debora domyśliła się co ona teraz robiła. Tak bardzo czuła się upokorzona stojąc nago przed nimi i będąc golona. Gdy Lucia skończyła podała jej lusterko. W zwierciadle dostrzegła swoją gołą głowę i odstającymi uszami. Wyglądała tak strasznie żałośnie. Żołnierze jakby zapominając o obecności swego panna podeszli do niej i zaczęli ją obmacywać. Dotykali wszędzie gdzie nie mieli prawa.
-Dość! – Głos Rzeszy rozległ się po pomieszczeniu. Pachołki od razu odskoczyli jakby się poparzyli. Słowacja „podała" jej rzucając jak psu na ziemię pasiak. Gdy założyła go okazało się, ze jest to tylko za duża na nią koszula i nic poza tym. -Od dziś jesteś już tylko więźniem, numerem takim samym jak wszyscy. Bez praw i łaski ze strony innych. Zabierzcie ją do baraku, gdzie mają przydzielone najgorsze obowiązki.
Izrael nie była wstanie powiedzieć jak długo już tu jest. Czuła jedynie upokorzenie. Inni więźniowie mieli przynajmniej dolną część, albo chociaż buty, a ona nieczuła już nóg. Do tego była bez przerwy gwałcona i poniżana. Na szczęście Rainer siedział w Auschwitz i nie zaglądał do Birkenau od kiedy tu trafiła. Miała nadzieje, że do tego nie dojdzie. Bała się go jak nigdy.
Jak na złość nawet tu go znalazła. Rainer na widok Genevieve i to z dziećmi w takim miejscu był zły, ale wiedział, ze jego rząd zabronił jej krzywdzić. Mają zgrywać zakochana parkę z dwojgiem małych aniołków. To było dla niego takie upokarzające. Tak bardzo jej nienawidził. Ale niestety jak trzeba to trzeba.
Jego córki właśnie miały obchodzić urodziny. Szkoda tylko, że w takim oto miejscu. Na szczęście przejęli jeden z dworków niedaleko rynku. Małe dostały duży tort z dwiema świeczkami w kształcie cyfry trzy. Rainer patrząc jak jego córki dmuchają świeczki mimo woli się uśmiechnął. Kochał je, chyba jako jedyne na całym tym świcie. Gdy dziewczynki zaczęły rozpakowywać prezenty Genevieve podeszła do niego z kuszącym uśmiechem.
-Ah kochany. Rozchmurz się. -uwiesiła mu się na szyi.
-Uśmiechnąłbym się gdyby Hans tu był. Ale dzięki tobie już nigdy nie zobaczę swojego brata zresztą ty pewnie też.
-To ty wiesz, że...-wyglądała na przerażoną
-Wiem. Ale nie mogę nic z tym zrobić. Więc ciesz się swoja wieczną bezkarnością.- od razu chytrze się uśmiechnęła z wyraźnym triumfem.
-Ale co oznacza, ze ja też pewnie nie zobaczę brata?
-Leonard zaginął. Prawdopodobnie zdechł. Nie umiał żyć bez Hansa i się zabił. A szkoda miałem co do niego tyle planów.
-Szkoda. Kochałam go, ale nie tak bardzo jak ciebie Raniusiu. -Na zdrobnienie zacisnął szczękę- Już wiem co cię rozweseli kochanie. Tylko musisz się zgodzić.
-A co mi tam. I tak już długo się wstrzymywałem od tego.-był gotowy nawet z nią powtórzyć to przez co dzisiaj świętują.
-Doskonale! Panowie.- Zwróciła się do paru nazistów sprawujących władze w obozie.- Zajmijcie się dziewczynkami. My musimy coś załatwić. Luciu?- Powiedziała z odrazą na co Lucia odpowiedziała krzywym uśmiechem.
Jechali prosto do obozu zagłady. Rainer się zdziwił. Dlaczego chce uprawiać seks w obozie przy więźniach? Jej już serio odpierdala. Gdy tylko przekroczyli bramę dostrzegli nowy transport. Gdy zabierano ich do komór gazowych Genevieve kazała przyprowadzić Deborę. Gdy strażnicy przywlekli kobietę wepchała ją do środka.
-Ale będzie zabawnie! Szkoda trochę, że nie zdechnie, ale i tak będzie fajnie.
-Ty jesteś...Eh...Puścić gaz!
Debora tak samo jak pozostali więźniowie zaczęła panikować gdy do środka wleciał zielony dym o musztardowym zapachu. Już raz miała z nim styczność. W czasie wojny Niemcy używali gazów bojowym o podobnym zapachu. Po chwili przypomniała sobie, że Niemcy nazywali broń na jej lud Cyklon B, udoskonalony Iperyt. Ludzie w pomieszczeniu zaczęli się dusić i krzyczeć. Błagali o ratunek, który nie nadchodził. Debora nie mogła uwierzyć gdzie się znalazła. Miała rację, ze kominy świadczą, że to fabryka, ale nie zwyczajna. To fabryka śmierci.
Gdy wszyscy już umarli zaczęto wietrzyć pomieszczenie i do środka weszło kilku strażników w maskach przeciwgazowych. Rozejrzeli się po zwłokach i gdy znaleźli te po które przybyli chwycili bez szacunku i wynieśli na zewnątrz rzucając jak śmieciem na ziemię prosto pod stopy Rzeszy i jego kochanki. Rainer na ten widok rozpromienił się. Genevieve miała racje. Potrzebował dokładnie takiej rozrywki.
Gdy się obudziła zmuszono ją do wyciągania zwłok i zanoszenia ich do krematoriów. Patrząc jak ciała tych wszystkich mężczyzn, kobiet i dzieci których powinna chronić są pochłaniane przez płomienie czuła nienawiść do samej siebie. Jak mogło do tego dojść? Dlaczego to się dzieje? Gdzie są alianci?!
Kolejne dni mijały jej na nieludzkiej pracy przy kopaniu dróg, staniu na boso w jej stroju podczas wielogodzinnych apelów, nawet podczas deszczu, a od niedawna doszedł do tego śnieg. Robiło się coraz zimniej. Debora była wykończona psychicznie i fizycznie. Musiał walczyć z własnymi rodakami o kawałek suchego chleba aby przeżyć. W głowie zaczęła słyszeć czyjś głos. Jego głos. Tego który już nie żyje. Śmiał się z niej, wytykał jej błędy i miał rację.
Kolejny dzień kopania drogi. Dziewczyna miała jedynie obwiązane stopy szmatami. Śnieg sypał, ale z braku mrozu rozpuszczał się tworząc kałużę i błoto. Strażnicy chodzili i przyglądali się robotnikom od czasu do czasu bijąc ich batem. Debora robiła coraz wolniej ze zmęczenia.
~Radziłbym szybciej~ powiedział Dawny Rainer
-Zamknij się.
-Do kogo to było suko?- Odezwał się nagle jeden ze strażników.
~Przeproś. Wesz, ze w innym razie cię skrzywdzi. A przecież tego nie chcesz Deb~
-Zamknij się! Nie żyjesz! Ciebie nie ma!- chwyciła się rękami za głowę i zaczęła się strząść. Strażnik patrzył na nią ze zdziwieniem
~Uspokój się! Będzie bolało bardziej jeśli nie przestaniesz. Deb proszę~
-Mój Rainer nie żyje! Zamknij się! Zostaw mnie!-poczuła nagle uderzenie batem w twarz. Upadła z bólu na ziemie nie wiedząc co się właśnie stało.
-Ty suko! Jak śmiesz wymawiać imię naszego pana!? Zostaniesz ukarana! Przynieść bat!
-Nie trzeba. Mam dla niej lepszą karę. Przyda mi się nieśmiertelny królik doświadczalny w moim gabinecie.
-Jak tam chcesz doktorze Mengele. Ale ostrzegam ona jest niezrównoważona psychicznie.
-Co oni mi zrobią?- wyszeptała ściskając się za policzek.
~Obawiam się, że nic dobrego. Ostrzegałem.~ Dziewczyna nim zabrali ją strażnicy zerknęła na swoje odbicie w kałuży. Wyglądała jak żywy trup. Chuda, łysa, brudna. Nagle przez chwile zamiast siebie dostrzegła jego. Wyglądał na smutnego. Gdy strażnicy zaczęli ją szarpać próbowała się wyrwać. Gdy jej się udało ponownie spojrzała w kałuże, ale po za jej odbiciem nie było już nic. Gdy zabierano ją słyszała tylko wyzwiska pod jej adresem i to nie tylko od strażników, ale też od więźniów.
Debora nie wiedziała nic co się tam tak naprawdę działo. Od kiedy tu trafiła miała zakryte oczy. Czuła jak coś jej wstrzykiwano, ale nic nie czuła. Ciągle traciła przytomność, to się budziła, to karmiono ją i nic więcej nie wiedziała. Jedynie w przerwach od eksperymentów i będąc w pełni świadomą słyszała głos Rainera, który ją pocieszał jak dawniej, to jej śpiewał to próbował dodać jej odwagi. Czuła, że wariuje. Traciła na pewno rozum. Rozmawiał z kimś kto przecież nadal żyje. Chyba...A jeśli jego dawna cząstka z nią rozmawia. Nie przecież to niemożliwe.
~ Jak się dzisiaj czujesz?~
-Musimy pogadać Rainer- Na imię swego pana Doktor Mengele zwany aniołem śmierci podszedł z zainteresowaniem, aby się przysłuchać swojej ofierze.
~Oczywiście. O czym?~
-Dlaczego tu jesteś? Czemu cię słyszę? Dlaczego widziałam cię w kałuży? Przecież ty żyjesz.-Doktor przysunął się jeszcze bliżej i zaczął notować z zainteresowaniem. Ona myśli, że rozmawia z jego panem. Zabawne.
~ Nie wiem. ~
-Więc ty tylko mi się śnisz. Ciebie tu nie ma. Jesteś tylko wspomnieniem kogoś kogo kochałam
~Nie wiem nawet tego, ale wiem, że nie jestem częściom twojego umysłu. Bo będąc tu widzę samego siebie~
-Jak to widzisz III Rzeszę? To co on, ty teraz robisz?
~Morduje Polaków na ulicy strzelając im w tył głowy. Jeśli ona to widzi....~ jego głos był przesiąknięty żalem i cierpieniem.
-Czemu ci przykro? Ty już nie masz ludzkich uczuć.
~On nie ma...Jak mogłem jej to zrobić? Dlaczego pozwoliłem na to?~
~Wciąż możesz przestać. Walcz z nim. Pokonaj go i wróć. – na te słowa doktor lekko się przestraszył. A co jeśli w jakiś sposób ona naprawdę rozmawia z dawnym Rzeszą i może mu jakoś pomóc?
-Pomocniku! Co o tym sądzisz?
-Że jest psychicznie chora
-Nie koniecznie...
-Co pan ma na myśli?
-Jako lekarz czytałem o podobnym przypadku. Jeśli to rozdwojenie jaźni może być źle. A trzeba przyznać, że Rainer przeszedł zmianę charakteru. Wszystko przypomina tamten przypadek. Więc jest duże prawdopodobieństwo, że rozmawia z Rainerem. -mówiąc to nie zwracał uwagi czy dziewczyna go słyszy
~Co za głupiec...Ale może mieć racje. Ale jeśli to prawda mogę nadal wrócić. Naprawić wszystko.~
-Wiedziałam, że ten potwór to nie ty!
-W gwoli ścisłości to jego druga osobowość. Tak mroczna strona. Która jest naszym panem i nie myśl, ze pozwolę go nawrócić. – powiedział doktor zdejmując jej opaskę z oczu- A teraz pozbędę się waszej dwójki. Bo nikt po za tobą o nim nie wie i tak zostanie.
~Ty skurwielu!~-Doktor wstrzyknął dziewczynie coś i rozkazał zamknąć ją w izolatce. Było to ciemne pomieszczenie mieszczące się w piwnicach pod obozem. Pomieszczenie było małe i ciemne, pozbawione okien i cuchnące stęchlizną. Dziewczyna została przykuta do ściany i co parę godzin faszerowana lekami usypiającymi. Chłopak po mimo próby rozmowy wychodził z niczym. Musiał zaczekać, aż zapomną o niej, a nie miał na to czasu. Liczyła się każda sekunda, aby ocalić tych których kochał...
__________
Alianci już od dłuższego czasu wyczekiwali na kolejne rozkazy i plany pokonania państw osi. Co wszystkich dziwiło najbardziej to brak lidera, którym był Jack. Jego rodzeństwo milczało nie wiedząc co on wymyślił. Gdy wreszcie raczył wejść do Sali rozejrzał się z nieskrywaną odrazą na wszystkich i zasiadł na swoim miejscu. Jego adiutant nalał mu herbaty i dopiero po łyku postanowił się odezwać.
-A więc tak. Pewnie wszyscy już słyszeliście co się stało z Rzymem. Nasze Nowe Włochy trafiły do niewoli Niemieckiej. Ale to nic. -W sali rozeszły się szepty pełne oburzenia. To już kolejny sojusznik oddany na pastwę wroga.-Cisza! Mamy przecież Giuseppe. Dopóki faszysta jest nasz to Chiara jest bezpieczna. Więc nie będziemy nic robić w jej sprawie.
-Jak możesz!?
-Ty gnoju!
Znowu zostawiamy swoich!
-Przepraszam bardzo ale jeszcze nikogo nie zostawiliśmy
-Czyżby?-Na środek wyszedł Ameryka. Bill wydawał się być wściekły na Anglika- A Poland? France? Czech Republic? Belgium? Luxemburg? Netherlands? Denmark? Norway? Mam wymieniać dalej czy starczy?
-A niby jak mieliśmy im pomóc? Zresztą ja widzę to inaczej. – na te słowa nawet Jennifer przestraszyła się dalszych słów brata.-Danmark sama się poddała bez obrony, no bo to jej kuzyneczek. Norwey nie miał szans ale teraz jest z nami- Na wzmiankę o nim i jego ukochanej był gotów przywalić herbaciarzowi, ale Czechy go zatrzymał
-Belgium, Netherlands and Luxemburg...Eh dostali się do niewoli bo woleli zgrywać bohaterów i walczyć.
-Ty kurwo...
-P...Panie Czech proszę się nie złościć. O tylko tak pierdoli- Irlandia próbowała powstrzymać Słowianina. Do pomocy podszedł Kanada wpatrując się błagalnie w brata, aby powstrzymał Anglie przed dalszymi słowami. Lecz Bill tylko czekał.
-Czech Republic po prostu nie zasługuje na ratunek, a już na pewno na bycie krajem.
-Czyżby szmato?! A ty zasługujesz jebany zdrajco?!
-Proszę uspokój się panie Czechy- Maghan zaczynała bać się co może się stać.
-Owszem, bo jako jedyny coś robię- kolejna fala oburzenia rozeszła się po sali-A jeśli chodzi o Poland i France
-Jack już wystarczy- Jennifer próbowała to zakończyć. Obawiała się najgorszego na temat tej dwójki
-Quiet! Poland jest idiotką, która zamiast się poddać i podpisać tę całą kapitulacje wolała bawić się w kotka i myszkę ze swoim kochankiem Więc jeśli Rainer ją dopadł do na jej własne życzenie. A Leonard zapewne się zabił z rozpaczy za tym swoim szwabskim pedałkiem! Nie zasługują na wasze zainteresowanie.
Jennifer wpadła w ramiona Colina i patrzyła z przerażeniem jak cała sala pragnie krwi Jack'a . Kanada i Irlandia z odraza patrzyli na Anglię i przestali powstrzymywać Czecha. Słowianin Przeskoczył przez dzielący ich stół i przygwoździł go do ściany
-Williamie! Masz natychmiast powstrzymać tych idiotów! A zwłaszcza to słowiańskie bydle!- Jack piszczał jak mała dziewczynka wołając Amerykanina.
-No! Zasłużyłeś, aby wymierzono ci karę! Zapłacisz za tych których straciliśmy przez ciebie! Których poświęcenia nawet nie potrafisz uszanować!
Nagle rozległ się strzał ostrzegawczy. Rozłoszczeni alianci zamilkli. Czechy zatrzymał nawet swoją pięść przy twarzy swojej ofiary. Wszyscy spojrzeli w stronę z której rozległ się wystrzał. Na widok Francji i Polski wszystkim opadły szczeki. Jack tylko poprawił binokle i wyglądał tak jakby zobaczył ducha.
-Wystarczy już tego. Mamy ważniejsze, rzeczy na głowię niż te śmieć. Czy jest w śród was ktoś kto opowie mi o obecnej sytuacji?- Francja brzmiał bardzo poważnie i stanowczo. Kanada w pospiechu chwycił dokumenty Anglii i podał mu je.
-Ty żyjesz? Tak się martwiłem! Nie dawałaś znaku życia gówniaro!- Czech podbiegł do siostry i mocno przytulił.
-To...długa historia. Ale mniejsza o to, kiedyś ci opowiem. Teraz musimy się skupić na pokonaniu naszych wrogów.
-No proszę. Mała suka Rzeszy i jego niedoszły szwagier raczyli się pojawić.-Jennifer i reszta rodzeństwa westchnęli z załamania nad głupota Anglii.-No na co czekacie? No dalej! Świętujmy bo o to Leonard wrócił i nas poprowadzi do boju bez armii i kraju! A pomagać mu będzie jeszcze większe zero jakim jest Helenka! No co jest radujmy się, bo przybyli nasi bohaterowie!
-Zapomniałbym, że twoje poprzednie słowa o Hansie zasługują na kare.-Leonard bez ostrzeżenia przywalił mu w twarz. Anglik upadł na ziemie. Gdy się otrząsnął wypluł własnego zęba.
-Jeszcze pożałujesz żabciu-szepnął bardziej sam do siebie i wyszedł
-Naziści nie zabiją Chiary. Jak zginie jej ojciec będzie jedynymi Włochami i będzie nieśmiertelna.
-Chcesz zabić Giuseppe?-Ameryka i reszta nie dowierzali w słowa Francuza
-Musimy zdobyć Rzym, a do tego potrzebujemy państwa włoskiego. On nam nie pomorze, a jak ona zostanie nieśmiertelna będziemy mieli szanse.
-Masz rację Leon. Więc na co czekamy? Ameryka i reszta przyjęli tą wiadomość z radością. Nie mogli się doczekać, aż Giuseppe zapłaci za to do z czego się przez lata dopuścił.
Wszyscy udali się na plac na który przyprowadzono więźnia. Każdy wyczekiwał na ruch Francji. Giuseppe będąc w więzieniu schudł i stracił swoje jak to mówił „boskie bice". Na widok kuzyna rozmawiającego z Polka się zaśmiał.
-Czy miałem racje, ze ty żyjesz i teraz wszyscy muszą mi przyznać racje. Szkoda, ze ten twój ciota nie może zobaczyć jakiś jest bohater. A ona? To twoja nowa kochanka? Uuu...Rani nie będzie zadowolony. Tak lubił ją ranić.
-Stul pysk! Najwyższy czas wydać wyrok!
-Wyrok? Zaraz, chwila! Jaki znowu wyrok?
-Śmierci za twoje zbrodnie. -Powiedział Josef z uśmiechem pełnym triumfu i pogardy
-Chwila! Ja wam pomogę! Zdobędę palny Rainera i Shizuki! Przysięgam!
-Nie masz za grosz honoru. Aby radować własną dupę sprzedasz własnych sojuszników. Nie zasługujesz na łaskę.- Powiedziała bez emocji Helena
-Nie!!!- Leonard złapał Helenę za rękę i spojrzał jej w oczy.
-Zamierzasz się tak na nią gapić czy załatwisz kuzynka? -irytujący głos Jack'a wyrwał go z zamyślenia. Stanowczym krokiem podszedł do Giuseppe i spojrzała na niego.
-W imieniu wszystkich aliantów, skazuję cię za zbrodnie przeciwko ludzkości i innym krajom oraz za doprowadzenia do powstania III Rzeszy oraz drugiej wojny światowej. Ale nie zasługujesz na zastrzelenie. Powiesić jak przestępcę!
-Nie! Jak możesz nawet podczas mojej śmierci mnie upokarzać?! Leonard! Leonard!- Na szyi Włoszka pojawił się gruby sznur. Wiedział co się zaraz stanie. Błagał już tylko żałosnym głosem- Helenko! Helenko proszę zmiłuj się! Maghan!? Proszę bella. Leonard!
-Żegnaj kuzynie-Francja przeciął sznur i patrzył jak bezwładne ciało jego kuzyna kołysze się na linie...
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top