36

 Kiedy wreszcie ten irytujący komuch wrócił do Moskwy, Rainer wreszcie mógł skupić się na wykonaniu swojego planu. Po dość długim przemyśleniu sobie wszystkiego podjął decyzje. Pozwoli Hansowi się wykazać i pokazać swoją wierność wobec niego.

 Idąc do brata napotkał dziadka z wujem. Kiedy usłyszał, że teraz znowu można się modlić, bo okazało się, że Jezus nie był Żydem tylko Aryjczykiem zrobiło mu się niedobrze. Jak ludzie mogą wierzyć w brednie jakie wygaduje jego brat?

 Kiedy wszedł do jednej z sali w budynku, gdzie mieścił się Hitlerjugend zastał Hansa dającego jakiś idiotyczny wykład o Żydach dziesięciolatką. Na jego widok wszyscy stanęli na baczność i wykrzyczeli nazistowskie powitanie z wyciągniętą ręką.

-Musimy pogadać Hans.

-A to prawda, że umiałeś strzelać w wieku czterech lat? - zapytało jakieś dziecko, a reszta wpatrzyła się w niego. Rzesza poczuł się niezręcznie.

-T...tak

-Nawet kiedyś we mnie celował. Ale po paru wizytach u pewnego lekarza uspokoił się. No ale nie, że to coś złego, bo popatrzcie na niego. Chodzenie do lekarza jest dobre. No a teraz wracajcie do domu. Do jutra dzieciaczki.

 Kiedy tylko Rainer miał pewność, że nikogo już nie ma w pobliżu spojrzał na brata z żądzą mordu. Nie znosił jak wspominało się wizyty u psychiatry. Co prawda trwały tylko rok, lecz były dość traumatyczne i pełne igieł. Teraz już mu przeszło i to dzięki reakcji ojca. Gdy po roku zorientował się, że matka prowadziła Rainera na terapię zdenerwował się i zabronił dalszej terapii. Tamten pamiętny rok i tak odcisnął na niego dość spory wpływ. Rainer zrobił się przyjazny dla otoczenia, przestał interesować się wojskiem i bronią, wolał rysować i bawić się. To to zdenerwowało jego ojca, bo doskonale wiedział jaki jest Hans, a w Rainerze widział przyszłość.

-Jeszcze raz o tym wspomnisz, a przestanę być miły! - jego słowa rozniosły się groźnie echem po sali

-Przepraszam! -Hans aż pisnął ze strachu i lekko się skulił. Dopiero gdy nerwy opadły Rainer zwrócił się spokojnie do brata. Musiał być spokojny. Potrzebował go na Francje.

-Postanowiłem, że dam ci szanse pokazać swoją wierność

-Na...naprawdę? Tak się cieszę, że mi ufasz i chcesz na mnie polegać braciszku! To co mam zrobić?

-To proste zadanie. Chodź do mojego gabinetu. Tam wszystko ci wyjaśnię.

-tak jest braciszku- Hans był cały podekscytowany.

 Gdy bracia dotarli do ich posiadłości przez otwarte okno dało dotarły do nich ciche pomruki sierpniowej burzy. Rainer chwile wpatrywał się w błyski i nasłuchiwał grzmotów. Drzewa na ogrodzie wyginały się pod wpływem silnego wiatru. Obaj bracia przyglądali się jak największy dąb mający z trzysta lat ugina się pod mocą wiatru. Nagle wszystko ustało i tylko co jakiś czas słychać było pomruki. Obaj wiedzieli, że za chwile cisza zostanie przerwana ulewą i potężnymi grzmotami.

-To jakie to zadanie?

-Udasz się do Gliwic w tym mundurze i...

-Ale to polski mundur.

-Tak. Razem z moimi ludźmi włamiecie się do radiostacji i nadacie tam tę o to wiadomość- podał bratu jakąś kartkę.

-Ale po co ta szopka?

-Hitler chce mieć powód do rozpoczęcia Fall Weiss.

-Plan Biały...Co to za plan? Co chcesz zrobić?

-Skoro widzisz mundur to powinieneś się domyślić.

-Rainer...jak możesz...Chcesz zaatakować Polskę.

-Tak. Więc pośpiesz się po z rana atakujemy.

-Jak to z rana? Jutro?

-Tak.

-Jak sam chcesz zaatakować kraj wspierany przez aliantów?

-Po pierwsze nie będę sam. Po drugie nie boje się aliantów.

-A kto ci pomoże?

-Zapewne pamiętasz Lucię. A teraz ruszaj, nie pora na pogawędki.

-Ale Lucia i Helena są siostrami. Nie możesz pozwolić, aby rzuciły się sobie do gardeł.

-Helena była adoptowana. A teraz ruszaj!

 Hans nie mógł uwierzyć własnym uszom. Jak można pozwolić na zniszczenie rodzinnych więzi i to kogoś kogo się kochało? Wolał już nie pytać. Pamiętał jak w dzieciństwie reagował na zwracanie mu uwagi, nawet po terapii nie znosił tego. Raz to nawet próbował mnie udusić, bo powiedziałem mamie, że zjadł za dużo słodyczy. Musiał przyznać. Jego brat od zawsze był chodzącą destrukcją, ale jednak tamten psychiatra umiał go poskromić. Zmienił go nie do poznania. Niestety teraz gdy jest potrzebny już nic nie zdziała. Ojciec o to zadbał. Na pierwszą rocznice Rainer otrzymał od ojca doktorka na szubienicy.

 Hans martwił się o niego i pamiętał co mówił mu Leonard. Lecz nie mógł go zostawić. Matka gnije w obozie pracy, ojciec i dziadki popierają go we wszystkim i jeszcze podpuszczają. Tylko Hans starał się zapewnić troskę i wsparcie.

 Gdy wreszcie dotarł było już późno. Hans spojrzał na zegarek, dochodziła dwudziesta. Z godnie z planem weszli do środka i zasiedli do mikrofonu. To Hans miał przekazać komunikat. Nim wybiła punkt dwudziesta pomyślał o biednej Helence i o tym co czeka jej naród. Wiedział, że robi źle, lecz z drugiej stron ocali Leonarda. Jeśli będzie na Polskę to Francja nie udzieli pomocy i Rainer się nie zemści na nim. Hans musiał to zrobić, choć przeklinał się w duchu i wyzywał od bydlaków. Ona zawsze była dla niego dobra, lubił ją, zatroszczyła się o jego ukochanego i pomogła mu się z nim spotkać. Będzie tego żałował, lecz jego brat również...

-Uwaga, tu Gliwice. Radiostacja znajduje się w polskich rękach...

 Kiedy Rainer usłyszał komunikat na jego twarzy zagościł sadystyczny uśmiech. Lekko skinął na esesmana stojącego przy drzwiach. Ten tylko ukłonił się i wyszedł tak jak ustalono prosto do Reichstagu. Kiedy mężczyzna został sam wygodnie rozsiadł się na swoim fotelu. Jego wzrok był utkwiony w wiszącej na tablicy mapie z różnymi strzałkami, dokumentami i zdjęciami. Powoli do niej podszedł i zerwał jedno ze zdjęć i uśmiechając się przejechał dłonią po czarno-białej fotografii.

-Jeszcze tylko parę godzin kochanie i się zabawimy~ po tych słowach po pomieszczeniu rozniósł się jego psychopatyczny śmiech niczym obłąkańca z celi w jakimś psychiatryku.

____________________________

 Helena z trudem dała się namówić na małe przyjęcie w gronie przyjaciół z okazji ostatniego dnia wakacji. Podczas gdy wszyscy tańczyli w najlepsze ona wymknęła się do ogrodu i usiadła na trawie. Jej wzrok był utkwiony w rozgwieżdżone niebo. Lubiła tak siedzieć. Zawsze w tedy przypominała sobie jak siedziała tak z rodzicami i razem oglądali gwiazdy. Mama zawsze opowiadała w tedy różne historię albo śpiewała. Brakowało jej ich i to bardzo.

 Po chwili dosiadł się do niej Ukraina. Chłopak przez chwile milczał i również wpatrywał się w niebo. Jednak siedzenie tak w ciszy podczas gdy reszta tańczyła do najnowszych przebojów zaczęła go denerwować. Złapał dziewczynę za rękę i spojrzał jej w oczy.

-Niebo jest piękne, ale znacznie bardziej wolę podziwiać, jak tańczysz. Wstał i ciągnąc ja za rękę zmusił ja do wstania. - Zatańcz ze mną, muzyka jest wystarczająco głośno.

-Zgoda...- Razem zaczęli kołysać się w rytmie muzyki. Helena musiał przyznać, że to było bardzo przyjemne. Dima był dobrym tancerzem, ale znacznie lepiej tańczył ludowe niż salonowej tańce.

 Po kilku żywych kawałkach zaczęły lecieć wolne melodie. Chłopak wyciągnął butelkę bimbru i podał dziewczynie. Po dość sporej liczbie łyków dziewczyna zaczęła zasypiać w jego ramionach.

-Może chcesz się już położyć?

-Nie...jesse ne. Tak miło ssie tańcy s tobo...- kiedy już ledwo stała wziął ją jak pannę młodą i zaniósł do jej pokoju i położyl się obok niej na łóżku. Kiedy był pewny, że śpi zaczął ja całować. Niestety przeszkodziła mu najbardziej trzeźwa z towarzystwa Debora. Izrael spiorunowała go wzrokiem i położyła się na kanapie na wprost łóżka. Chłopak w pewnym momencie poddał się z czekaniem i zasnął, Izrael również nie posiedziała dużej i oddała się w objęcia Morfeusza.

 Zbliżało się wpół do piątej. Helena obudziła się wtulona w ramiona Dimy. Nie do końca pamiętała jak się tu znalazła i co on tu robi. Gdy się rozejrzała dostrzegła Deborę śpiącą na kanapie. Przez to, że nadal była lekko zaspana a chciało jej się pić postanowiła nie dociekać i załatwić swoje sprawy szybko.

 Po cichu zeszła na dół i rozejrzała się, gdzie są wszyscy. Jedynie Czechy spał w salonie w których grało wciąż radio. Przeskoczyła kilka pustych butelek i weszła do kuchni. Chwyciła pierwszą lepszą szklankę i nalała sobie zimnej wody z kranu, aby nawilżyć gardło.

 Odruchowo spojrzała na stary drewniany zegar wiszący przy drzwiach. Gdy wskazówka przesunęła się na jej oczach na czwartą czterdzieści. Polka poczuła, jak zaczyna się jej robić duszno i kręcić w głowie. Nagle wypuściła z hukiem szklankę, która roztrzaskała się o podłogę raniąc stopy dziewczyny. Czuła ogromny ból w klatce piersiowej i w sercu. Nie mogła zrobić oddechu, czuła, z traci przytomność, lecz nagle wszystko zniknęło tak szybko jak się pojawiło.

 Polska osunęła się na podłogę i skuliła. Nie miała pojęcia co to było, ale słyszała krzyki ludzi błagających o pomoc. Nie rozumiała tego. Powoli zaczęła dochodzić do siebie, gdy nagle na zegarze wybiła czwarta czterdzieści pięć. Kolejna fala bólu zaatakowała dziewczynę, lecz tym razem udało jej się wydobyć głos. Po całym domu rozległy się krzyki i wrzaski, które pobudziły śpiących gości.

 Jako pierwszy zjawił się Czech. Josef na widok swojej ukochanej siostry zwijającej się z bólu na ziemi zareagował od razu. Starał się ją uspokoić i przytulić. Debora kazał mu zanieść ja na kanapę do salonu. Wszyscy stali zaniepokojeni. Dopiero po chwili dziewczyna uspokoiła się i wtuliła w swojego brata.

-Co jej jest? - Natalia wyglądała na zaniepokojoną.

-Może lunatykowała i miała koszmar? -Warszawa jako jedyna była spokojna

-Dziecko co ci? -Kraków usiadła obok niej i przytuliła ja.

-Radio...- to jedyne co wyszeptała Polska. Dymitr odwrócił się w stronę wymienionego przedmiotu i podszedł, aby je wyłączyć. Nim zdążył w radiu rozległy się przerażające słowa.

- A więc wojna! Z dniem dzisiejszym wszelkie sprawy i zagadnienia schodzą na plan dalszy. Całe nasze życie, publiczne i prywatne przestawiamy na specjalne tory, weszliśmy w okres wojny. Cały wysiłek narodu musi iść w jednym kierunku. Wszyscy jesteśmy żołnierzami. Musimy myśleć tylko o jednym - walka aż do zwycięstwa!

 Wszyscy zebrani spojrzeli na siebie z przerażeniem. Polska nadal płakała w ramionach brata. Czechy jedyne co teraz czuł do chęć mordu na tym naziście. Nie dość, że zniszczył jego kraj, zranił jego siostrę to teraz to. Musiał być silny i wspierać Helę. Po chwili odezwał się najbardziej stanowczo jak tylko umiał.

-Słyszeliście. Rozpoczęła się wojna i musimy walczyć. Więc zabierać dupy w troki i do roboty! Miasta niech wrócą do siebie i przygotują się na obronę. A pozostali idą ze mną do dowództwa. Hela dasz radę wstać sama?

-Tak. Zapłaci mi za to! - nadal odczuwała ból, lecz, Białorusinka podczytywała ją ułatwiając zniesienie go. - Walka aż do zwycięstwa.

-Walka aż do zwycięstwa! - krzyknęli wszyscy zgromadzeni. 

_______________________

Wieluń, 1 września 1939 rok. .......4:30

 Kobieta już od dłuższego czasu nie mogła zasnąć. Kiedy wreszcie zmusiła się spojrzeć na zegarek zdenerwowała się. Postanowiła po prostu wstać, bo wiedziała, że nie ma szans na sen.

 Wieluń założyła na swoją białą, cienką koszulę nocną satynowy szlafrok i odcieniu lawendy i postanowiła wyjść na dwór.

 Była dość małym miastem i bardzo spokojnym. Na zewnątrz było bardzo przyjemnie. Powoli zaczynało świtać. Przeszła się po ogrodzie i wsłuchała się w pierwsze ćwierkanie ptaków.

 Nagle poczuła się nieswojo i usłyszała dość dziwne pomruki. To na pewno nie była burza. Przypominało jej to silniki samolotów, które miał okazje podziwiać na pokazach w Krakowie rok temu.

 Ale to nieobrzmiała jak jeden czy pięć samolotów tylko cała eskadra. Wyszła na środek ulicy i wpatrzyła się w ciemne niebo. Na szczęście nie było chmur i mogła dostrzec jak w jej stronę lecą samoloty. To nie wyglądało na polskie maszyny i nie słyszał nic o żadnych ćwiczeniach i dlaczego nadlatują od Niemiec?

 Coś podświadomie mówiło jej, ż eto nie wróży nic dobrego i powinna uciekać. Samoloty podzieliły się na dwie grupy i zaczęły jakby okrążać miasto. Gdy przelatywały bokiem dostrzegła na nich niemieckie czarne krzyże na białym tle. To nie możliwe?!

 Czym prędzej zaczęła biec przez śpiące miasto i krzyczeć, aby obudzić ludzi niezdających sobie sprawy z zagrożenia. Niestety jej wysiłek nic nie dał. Usłyszała nagle jak na budynki spadają bomby. Teraz sama musiał ukryć się do jakiegoś schronu. Przebiegając przez deszcz bomb błagała w myślach, aby to był tylko koszmar. Nagle poczuła jak coś ją przygniata. To były ruiny ratusza...

 Dziewczyna poczuła, jak ktoś wyciąga ja spod ruin Ale osoba ta nie starała się być delikatna widząc jej rany. Czuła, że jest ciągnięta za nogi po ulicy. Wiedziała, że jest już dzień, ale nie wiedziała co się dzieje. Bała się otworzyć oczy, bo czuła, że to nie Helena lub jej miasta.

 Nagle ktoś brutalnie wybudził ją lodowatą wodą. Przerażona tym nagłym zimnem dziewczyna zerwała się do pozycji siedzącej, lecz niemal od razu opadła z bólu. Zaczekała chwilę, aż jej wzrok się przyzwyczai do światła i rozejrzała się po otoczeniu.

 Wszystko w koło było tylko kupą gruzów. Nad nią stało dwóch mężczyzn. Jeden miał ciemnoblond włosy ulizane na bok i wyglądał na zatroskanego. Jego ciemno niebieskie oczy wpatrywały się w nią z chęcią udzielenia pomocy. Drugi był znacznie wyższy i miał jaśniejsze włosy zaczesane do tyłu i jasne niebieskie oczy, które wyrażały znudzenie i obojętność. Obaj mieli czarne mundury ze swastyką na ręce.

-Gdzie jest Polen? -zapytał wyższy z nuda w głosie

-P...Proszę?

-Nie zrozumiałaś prostego pytania?!

-Ej uspokój się. Właśnie wyjęliśmy ja spod gruzów, daj jej czas.

-Niech ci będzie. - niższy z mężczyzn od razu podbiegł do niej i zaczął ja opatrywać. Słowianka była przerażona. Kim oni są i czego chcą?

-K...Kim jesteście?-powiedziała drżącym głosem

-Oj spokojnie. Nie skrzywdzimy cię.

-Już to zrobiliście...

-Jak widzę wrócił ci głos. Gadaj, gdzie Polen.

-Na Boga daj jej spokój. Jest w szoku....Nie zwracaj na niego uwagi. Jestem Wiedeń, a ten tam to Berlin. Jaki kraj taka stolica...eh.

-Co się stało? Czemu to zrobiliście?

-To nie my. Dopiero tu przybyliśmy. Ale namartw się Rainer się o tobie nie dowie, ale wpierw odpowiedz mi na jedno pytanie, a zadbamy o ciebie. - Berlin starał się brzmieć jak najmilej umiał

-Nie wiem, gdzie Polen...Albo jest w Warszawie, albo w swoim dworku.

-A jebać ją i Rainerka. Niech sam se ją szuka. Mam znacznie ciekawsze pytanie.

-J..jakie?

-Gdzież moja ulubiona Kraków? ~Wiedeń tylko prychnął z zadziornością na jego słowa

______________________________ 

Westerplatte 1 września 1939 roku .....4:45

 Gdynia popijała sobie kawę jakby nigdy nic siedzą c na swojej warcie. Żałowała, że nie mogła dzisiaj wpaść do swojego kraju na przyjęcie. Uwielbiała przyjęcia. Koło niej dosiadł się Sopot uśmiechnął się zadziornie.

-Poranna kawusia?

-Jak co dzień. Ah uwielbiam poranki, a zwłaszcza wschody słońca.

-To masz szczęście, bo zaraz zacznie świtać.

-Tak...zostaniesz zemną?

-Z przyjemnością

 Oba miasta siedziały wtulone w siebie na plaży i wyczekiwały, aż pojawi się słońce na horyzoncie. Nagle ich spokój zakłóciły huki. Kiedy się podnieśli dostrzegli jak z niemieckiego okrętu są wystrzeliwane pociski prosto w Westerplatte. 

 Czym prędzej pobiegli tylnym wejściem do dowódcy. Wiedzieli, że to może oznaczać tylko jedno. Wojna. Ostrzegano ich wcześniej. Ale byli pewni, że Rainer się nie odważy...

 Gdynia pamiętała, że był miły i zawsze troszczył się o Helenę. Tak jak w tedy gdy był sztorm i dziewczyna wypadła za burtę. Skoczył za nią....

 Dlaczego dopuścił się czegoś takiego? Wiedziała, że zakończyli swój związek, ale nawet jeśli tak się nie robi! 

____________________________________

Gdańsk 1 września 1939 rok

 Gdańsk był silnym i dobrze zbudowanym mężczyzna o piwnych oczach i jasnych włosach. Zawsze sapał jak zabity i służba miała problem go wybudzić. Tym razem było inaczej. Mężczyznami został wyrwany ze sny przez krzyki i strzały. Powoli podszedł zaspany do okna i na widok uzbrojonych żołnierzy czym prędzej zaczął się ubierać. Po chwili był już na zewnątrz i podbiegł do jednego z niemieckich żołnierzy i przygwoździł go do ściany kamiennicy.

-Co się tu kurwa dzieje?! Po chuja się da drzecie i strzelacie?! Gadaj żołnierzu!

-Hitler wypowiedział Polsce wojnę. Dowództwo nakazało zdobyć pocztę polską.

-Że kurwa jak?! Pierdoleni naziści! Wojnę im się zachciało. Wypierdalaj mi z oczu, bo cię zajebie! - stary wilk morski czym prędzej zaczął, iść w stronę poczty, aby zapobiec rozlewowi krwi.

 Szedł jak najszybciej mógł kuśtykając na jedną nogę. Gdy był już prawie na miejscu usłyszał głośne "Halt". Mężczyzna zatrzymał się i odwrócił. Da widok rodziny Niemców w komplecie uśmiechnął się z dumą.

-Wilhelm, Andreas. Kopę lat, już prawie zapomniałem, jak wyglądacie. Ani nie raczycie wpaść na rybę, a ni na piwo. O i są synkowie. Czym zawdzięczam tę hałaśliwą wizytę?

-Wiesz po co tu jesteśmy przyjacielu-odpowiedział lodowatym tonem Andreas.

-Sądzę, że to z winy twojego dzieciaka, który wpadł na genialny pomysł bawienia się w ciebie. Czy ty kiedykolwiek użyłeś na nim pasa? Przydało by się, bo gnojek doprowadzi do katastrofy. Alianci lada dzień wesprą Polskę i po nim.

-Jeszcze zobaczymy starcze. Zabrać go do Berlina.

-Hola, hola młody. Jestem w większości miastem niemieckim i mam obowiązek służyć tobie i mam zamiar to zrobić więc nie potrzeba mnie aresztować. Ale jedno o co proszę to abyś zakończył tę niepotrzebna rzeź w moim mieście.

-Jeśli skapitulują teraz to ich oszczędzę.

-Rani pozwól mi z nim pogadać w cztery oczy- odezwał się lekko skołowany Prusy. Wnuk tylko kiwnął na zgodę i odszedł z ojcem i bratem w milczeniu.

___________________________ 

 Leonard i Jack już od tygodnia muszą spędzać czas w swoim towarzystwie. Ich rządy chciały się spotkać więc i oni musieli się spotkać. Jack uważał, że to dobra pora, aby omówić sprawę zaręczyn z Genevieve. Jej ojciec zaraz po Wielkiej Wojnie obiecał mu jej rękę, lecz dziewczyna ciągle grała na zwłokę. Francja miał to w dupie o czym rozmawia Anglia z jego siostrą. Ten tydzień był męczący pod każdym względem. Na szczęście dobiegał końca i mógł pojechać do Heli na obiecane pierogi.

 Razem zasiedli do śniadania w altance otoczonej różami, będącymi symbolem Anglii. Jack przez cały czas pił herbatę i zerkał na swoją narzeczoną. Genevieve patrzyła obojętnie w swój talerz ignorując Brytyjczyka, a jej brat błądził swoimi myślami do Polki. Ich spokój zakłóciło wejście posłańca.

-Na Królową Wiktorię, kazał nie przeszkadzać!

-Panie przynoszę złe wieści.

-Złe wieści nie są mile widziane podczas śniadania.

-Niech mówi-przerwał mu Leonard.

-III Rzesza dopuścił się mistyfikacji. Jego żołnierze w polskich mundurach nadali komunikat o ataku Polski. Hitler uznał to za powód to ataku...

-Czy Rainer...?- Leonard bał się nawet wymówić tych słów

-Wypowiedział Polsce wojnę. Wojska niemieckie od rana atakują jej ziemie.

-Musimy coś zrobić. Potrzebuje naszej pomocy.

-Braciszku spokojnie. Poradzi sobie. A wiesz przecież, że jeśli staniesz w jej obronie to Rani się zemści?

-Twoja urocza siostra ma rację. Wojnę wypowiedzieć musimy, lecz nie podejmiemy żadnej walki.

-Ty chuju! Obiecałeś, że będziemy ją bronić!

-I będziemy. Jak wypowiemy mu wojnę to Rainer zaprzestanie. Nie da rady walczyć z nami wszystkimi.

-Braciszku. Jak możesz wysyłać naszych żołnierzy, którzy przeżyli już Wielką Wojnę do walki za jakąś tak dziewuchę? - jej głos był pełne teatralnego dramatyzmu.

-Leonardzie pomyśl o swoich ludziach. Ona da sobie radę, a my nie ucierpimy. Zaufaj mi, wiem co robię.

-Leo, proszę posłuchaj go. Ta wiedźma namieszała ci w głowie i nie myślisz normalnie. A po stronie Rainera jest Hans. Chcesz walczyć za nią przeciwko niemu? Proszę braciszku.

-Będziemy jeszcze tego żałować- po tych słowach Francja odszedł z nienawiścią do Anglii. Pierdolony kłamca! Najpierw obiecuje ją chronić, a jak przyszło co do czego to robi wszystko, aby chronić siebie. Najbardziej bolało Francje to, że ona im ufa i czeka na ich pomoc, która nie nadejdzie i on nic nie może zrobić.... 

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top