32
Per. 3 os.
Armia niemiecka w dość krótkim czasie odrodziła się jako potęga światowa, a kraj, którego reprezentowała zaczął na nowo rozkwitać i wzbogacać się. Na pierwszy rzut oka cała ta przemiana wyglądał niczym sen, niczym bańka mydlana, która za chwile ktoś przebije. A jednak nic bardziej mylnego. Kraj wzrastał w siłę, ale praktycznie nikt nawet nie raczył zareagować.
III Rzesza rozpoczął swoje rządy od pozbycia się przeciwników politycznych oraz łamania traktatu wersalskiego. Z dnia na dzień stawał się zupełnie inny niż dawniej. Nie chodziło już tylko o dobrobyt narodu, ale o zemstę. Za wszelką cenę chciał pokazać wszystkim, że się mylili, a do tego chciał stworzyć odnowa naród niemiecki. Idealny, doskonały w każdy możliwy sposób...
Alianci, kraje które miały strzec porządku na świecie i chronić słabsze kraje nic sobie z tego nie robili. Byli bierni, ślepi na szaleństwo, które pochłaniało Rzeszę. Nie dbali o to co może się wydarzyć, ich interesują tylko i wyłącznie pieniądze i dobro własne...
III Rzesza siedział na czarnym, skórzanym fotelu należącym przed laty do jego ojca, a wcześniej dziadka. Jego wzrok był utkwiony w małą figurkę swojego wodza stojącą na komodzie obok zasłoniętego grubymi kotarami okna. Wpatrywał się w nią z ogromną dumą, ale nie z dokonaj Hitlera. O nie...On już dawno przestał widzieć w ludziach potęgę. Dla niego oni wszyscy byli tylko marionetkami wykorzystywanymi do jego przedstawienia jako kruche i nietrwałe istoty skazane z góry na śmierć. A on? Jako reżyser to on rozdziela scenariusze. Świat należy do niego tak jak życie każdego z jego poddanych. Niech główna marionetka gra, lecz jak się znudzi twórcy skończy marnie...
Po gabinecie rozniosło się rytmiczne pukanie do drzwi za kucając spokój jego właściciela. Nim mężczyzna zdążył jakkolwiek zareagować do środka weszła jego matka. Kobieta bez słowa usiadła na krześle na po drugiej stronie biurka na wprost niego i spojrzała na syna z nieskrywanym smutkiem i lękiem.
Rainer jedynie obrzucił ją obojętnym wzrokiem i wrócił do poprzedniego zajęcia jakim było rozmyślanie o swojej potędze, która wzrasta z dnia na dzień. Niezręczną cisze przerwała jako pierwsza Adelajda.
-Rani...Wysłuchaj mnie proszę...Chodzi mi o twój sposób sprawowania władzy. Nie możesz wpajać ludziom antysemityzm. Nie możesz pozbawiać praw obywatelskich ludzi niebędących z pokolenia na pokolenie Niemcami. Uważam, że musisz jak najszybciej to zakończyć. Jeśli Alianci się dowiedzą mogą coś ci zrobić i...
Na te słowa zaczął się śmiać niczym obłąkaniec z czegoś co tylko on dostrzega. Z każdym złowieszczym rechotem Adelajdę napawał coraz większy strach patrząc na to co stało się z jej ukochanym synem. Bolało ją kim się stawał, ale nikt po za nią nie starał się mu pomóc. Nikt! Andreas i jego rodzice wychwalali nazizm ponad wszystko, a Rainera nie dostrzegał nic niepokojącego.
-Pozwól, że przerwę twój wykład droga matko. Alianci nic mi nie zrobią. Są zupełnie obojętni na to co się dzieje. Troszczą się tylko o siebie, a strach przed powtórką Wielkiej Wojny sprawia, że są ulegli niczym wytresowane kundle.
-Czy ty nie wiedziesz co się z Tobą dzieję? Dziecko, martwię się o ciebie. Od kiedy dostałeś władzę dopuściłeś się okropnych rzeczy...
-Tak? A jakich to okropieństw się dopuściłem mamusiu? - jego ironiczny ton zaczął działać jej na nerwy. Podniosła się i oparła dłonie o biurko, aby chodź przez chwilę spojrzeć z góry na niego.
-Po pierwsze Dachau.
-Zwykły obóz pracy. Każdy, kto jest przeciwko mnie niech wie, że ja się nie cackam. Tylko tyle na mnie masz? - wyszczerzył się wyzywająco co jeszcze bardziej ja zdenerwowało.
-Zwykły obóz pracy tak? Wiem, że mordujesz tam ludzi!
-Gdy jest przeludnienie, należy wybić słabszych, aby było miejsce. To ojciec mi podsunął ten pomysł, lecz ja uważam, że szkoda marnować kule na nich. Przydałby się lepszy sposób pozbywania się zbędnego balastu – Adelajda z całej siły uderzyła pięścią o biurko co tylko bardziej go nakręciło.
-Przestań! Nie jesteś taki, znam cię synku. Nie jesteś potworem...
-Wiesz co. Nudzisz mnie tym paplaniem. - Adelajda poczuła ogromny ból w sercu. Dlaczego on jej to robi? Rzesza wstał i zaczął chodzić po gabinecie z rękami założonymi na plecach. - Pozwól, że ci coś wyjaśnię. Mój cel jest słuszny, chcę oczyścić nasz naród z brudów i przywrócić mu potęgę. Każdy kto jest po mojej stronie ma dobrze, a tych co się sprzeciwiają czeka nieprzyjemny los, zresztą sama już chyba to wiesz mamusi~
Po plecach kobiety przeszły ciarki, a na rękach pojawiła się gęsia skórka, gdy chłopak szepnął jej z nieukrywanym jadem te słowa do ucha. Stała tak przez chwile w zamyśleniu. I co ona ma teraz zrobić? Jak ma odzyskać syna?
-Porozmawiaj z dziewczyną...
-Was?
-Czeka na korytarzu, zaprosiłam ja, aby ci pomogła, skoro ja nie mogę.
-Oj wydaje mi się, że ty już nikomu nie pomożesz. - jego ton stał się zimny niczym stal.
-Proszę?
-Straże! Zabrać ja do mojej posiadłości za Berlinem. I macie ją pilnować, w końcu ma areszt domowy...Lecz wiedz, że na tym się nie skończy, gdy znowu wpadnie ci coś do głowy.
-Rainer! Nie możesz! Jak tylko Andreas się dowie...!
-To co mi zrobi? Ojciec mi jeszcze pogratuluję, że powstrzymałem cię nim zaczęłaś współpracę z aliantami. A teraz żegnam matko.
Jeszcze przez chwilę było słychać jej krzyki i nieudolne próby wyrwania się strażników w czarnych mundurach. Rainer jedynie stał uśmiechnięty i dumny z siebie. Kiedy był już pewny, że ja zabrali rozkazał przyprowadzić gościa jego matki.
Helena stała wpatrzona w zdjęcia przedstawiające małego Rzeszę z rodziną. Uśmiechnęła się na ten widok, lecz odczuła smutek patrząc na Rainera w różnym wieku uśmiechniętego z rodziną. Jej nie dane było dużej spędzić czas z rodzicami, brakowało jej ich. Jej rozmyślenia przerwał kamerdyner z informacją, że Rainer może już ją przyjąć. Czym prędzej pobiegła do niego. Po pełnym czułości, a przynajmniej z jej strony, przywitaniu zaczęli gadać na różne tematy. Lecz wreszcie nadszedł czas na poruszenie tego po co tu przybyła.
-A gdzie twoja matka?
-Musiała nas niestety opuścić. Pilne sprawy ją wzywały. - jego ton był przesiąknięty ironią i sarkazmem, sprawiał, że miała ochotę zrezygnować, ale Helena starała się udawać, że tego nie słyszy. Pamiętała po co ją Adelajda zaprosiła i wiedziała, że musi pomóc. Rainer coraz bardziej zatraca dawnego siebie.
-Kochanie. - powiedziała najbardziej stanowczo jak tylko potrafiła. Jej ton widocznie zdziwił go, ponieważ przestał poprawiać mundur do lustra i odwrócił się do niej z zaciekawieniem. - Zapewne już twoja matka poruszyła ten temat, ale ja również chcę z tobą o tym poroz...-nim dokończyła chłopak gwałtownie podszedł i zakrył jej usta. Jego wzrok przepełniony gniewem sprawił, że zaczęła lekko drzeć ze strachu.
-Nie będę tego słuchać. - wysyczał jej do ucha nie puszczając jej ust, aby mogła wydać choć jeden mały dźwięk. - To moja sprawa co robię i nie masz prawa się w to mieszać. Zrozumiałaś? - Sposób w jaki wypowiedział te słowa nie znosił sprzeciwu i Helena przytaknęła skinieniem głowy. Dopiero gdy to zrobiła to ja puścił. Usiadł za biurkiem i zaczął przeglądać coś w papierach ignorując obecność dziewczyny. Nie spodobało jej się to i po chwili postanowiła przerwać tą ciszę.
-Przestań...Skończ z tym swoim zimnym tonem. Chcę, abyś znowu był taki jak przed zastaniem krajem. Teraz nie istnieją dla ciebie uczucia, rodzina, ja...Jesteś pozbawiony wszystkiego co było mi bliskie. Więc błagam, abyś z tym skończył puki nie jest jeszcze za późno...
-A przeszło ci przez myśl, że może ja nie chcę? Stary ja już nie istnieje i się z tym pogódź. - mówił to w taki sposób jakby chciał, żeby się odpierdoliła. Nie raczył nawet spojrzeć. To zraniło ja mocno. Po głowie chodziło jej tylko jedno pytanie. "Gdzie się podział ten sam chłopak, na którego wpadła i pokochała"?
-...Co z nami? Prawie cię nie widuję, nie odpisujesz na listy, ignorujesz telefony...Stałeś się nieczuły, a wręcz okrutny. Jeśli w jakiś sposób to moja wina, że jesteś dla mnie taki to powiedz, na prawię to...
-Zabawna jesteś z tą swoja wiarą w ludzi. Jeśli masz zamiar dalej zawracać mi głowę tymi swoimi głupimi problemami to żegnam.
-Co?! Chyba nie mówisz poważnie? Rainer? - o jedynie spojrzał na nią z ironicznym uśmiechem, lecz jego oczy nie ukazywały żadnych emocji.
-Tam są drzwi- pokazał jedynie palcem na drzwi i wrócił do dokumentów. -Na stacje raczej trafisz, więc idź sobie, nie jesteś mi teraz potrzebna. - tego było już zawile. Bez słowa wyszła trzaskając najmocniej jak tylko umiała drzwiami i wybiegła prosto w stronę stacji. Starała się powstrzymać łzy, dopóki nie wsiądzie do pociągu. Nie da mu tej satysfakcji, niech wie, że ma go w dupie.
Gdy tylko wyszła, a drzwi przestały drżeć od uderzenia wezwał do siebie kilku żołnierzy. Wydał im rozkazy i zasiadł do biurka, by zaczekać aż wrócą z wykonanym zadaniem. Czas umilał sobie paleniem cygaro, które otrzymał od rządu argentyńskiego jeszcze z okazji zastania krajem. Zaciągając się dymem wydawał się w ogóle nie myśleć o dwóch rozmowach, które niedawno odbył. Spłynęła po nim świadomość, że zranił dziewczynę, która go szczerze kocha i nałożył areszt domowy na własna matkę.
Po niecałych dwudziestu minutach wrócili jego żołnierze i przyprowadzili osobę, na którą czekał. Izrael stała dumnie wyprostowana i starała się nie okazywać strachu, bo poznała go na tyle dobrze, że widziała, iż nie należy okazywać mu cienia strachu, bo to działa na niego jak zaproszenie do zabawy, która tak uwielbiał.
Milcząc z sadystycznym uśmiechem na twarzy i dłońmi za plecami zaczął wolno ja okrążać. To lekko podkręciło u niej niepokój. W końcu zatrzymał się przed nią patrząc jej w oczy z pogardą i wyższością.
-Czego chcesz? - starała się utrzymać głos pozbawiony jakichkolwiek emocji, lecz Rzesza bez trudu wychwycił strach, który tak dobrze zataiła.
-Masz się wynieść z mojego kraju. Daje ci godzinę na spakowanie i pojechanie jakim tam chcesz pociągiem. Liczy się tylko to abyś wyjechała stąd.
-Bo co mi zrobisz- jej głos stał się równie waleczny jak jego. To tylko wywołało kolejny uśmiech psychopaty.
-Oj, wolałabyś tego nie wiedzieć~ Podszedł do okna i zaczął czegoś wypatrywać. Po paru minutach zrezygnował z tego i wrócił wzrokiem do Debory. - Tik tak. Czas ci ucieka. Masz tylko godzinę.
Debora nie miał siły się z nim wykłócać i ostrożnie skierowała się do drzwi, którymi tu weszła. Gdy znalazła się na ulicy ruszyła biegiem w stronę swojego mieszkania. Gdy tylko do niego dotarła wyjęła z szafy torbę i walizkę. Walizka po paru minutach ledwo się domykała od ubrań kobiety, do torby powsadzała różne cenne dla niej rzeczy w tym zdjęcia, biżuterię i kilka kosmetyków.
Kiedy skończyła poinformowała sąsiadkę, że podeśle nowy adres, aby ta przesłała jej resztę rzeczy. Następnie gnała na złamanie karku prosto na dworzec. Rozglądając się po pociągach zauważyła kilku gestapowców z zegarkami. Wyglądali jakby odmierzali każdą sekundę, a by ją skrzywdzić. W akcie desperacji wpadła jak głupia do pierwszego lepszego pociągu. Na szczęście jej się u dało w ostatniej chwili. Nie dość, że czas się skończył, to pociąg właśnie ruszył. Przez okienko zauważyła, że gestapowcy odchodzą zrezygnowani. Udało jej się.
Kiedy pociąg przekroczył granice miasta i pędził, przez pola przypomniała sobie, że nie ma biletu i nie ma pojęcia, dokąd jedzie. Po chwili udało jej się znaleźć opustoszały wagon z przedziałami. W tylko jednym siedziała młoda brunetka, która wyraźnie płakał. Debora postanowiła zagadać do niej i nie tylko dlatego, że zrobiło jej się żal tylko ze strachu. Potrzebowała bliskości drugiego człowieka. Kobieta weszła do przedziału i od razu jej towarzyszka przyjrzała się jej dokładnie w milczeniu. Jej zielone, a wręcz szmaragdowe oczy były lekko zapuchnięte od łez.
-Mogę się przysiąść? - powiedziała przyjaźnie, na co dziewczyna lekko się uśmiechnęła i gestem wskazała mi miejsce. Widziałam, jak starała się wytrzeć łzy.
-Jestem Debora, obecnie reprezentuję Żydów na całym świecie, ale wiele ludzi mówi mi Izrael.
-Mam na imię Helena, jestem II Rzeczpospolitą Polską, Miło cię poznać- powiedziała z przyjaznym uśmiechem
-Mnie również. - nastała dość spora cisza w ich rozmowie, którą Polska postanowiła przerwać, gdy zauważyła, że jej towarzyszka również ma zaczerwienione oczy od łez.
-Czemu płakałaś? ...Czyżby przez mężczyznę?
-Tak...Rainer, znaczy III Rzesza dał mi godzinę, abym wypierdalała, albo pożałuję...Nie mam, gdzie się podziać. Poza moim bagażem nie mam nic.
-Cii...- Polka ja przytuliła- Będzie dobrze zobaczysz. To minie. On się jeszcze opamięta...
-Wierzysz w to?
-Tak. Jeszcze go odzyskam i wszystko wróci po staremu. Ale do tego czasu potrzebujesz domu. Może chcesz zamieszkać ze mną?
-Będę ci niezmiernie wdzęczna.
...Time skip...
Dwa tygodnie później w posiadłości Heleny...
Trzy najlepsze przyjaciółki siedziały razem na ławce w parku i plotkowały w najlepsze. Helena zaczęła już powoli zapominać o ostatnim spotkaniu z nazistą. Lecz nadal w sercu pragnęła mu wybaczyć. Wierzyła, że się pogodzą i będzie po staremu. Kochała go i czuła, że on to odwzajemnia.
Do rozbawionego trio dołączył Dymitr w samej korzyli i spodniach. Z powodu upałów zdjął marynarkę od stroju kamerdynera, po za tym wcale nie musiał nikomu służyć, lecz jak sam twierdził to zmyje w jakimś sensie zdradę. A przynajmniej tak on twierdził.
Tak spędzali prawie każdej dzień. Razem, podczas długich rozmów, żartów i zabaw. To dawało każdemu z nich uczucie bezpieczeństwa i więzi, która się między nimi zacieśniała przez te wszystkie dni.
Niestety ich spokój musiał zakłócić oczywiście nie kto inny jak III Rzesza. Gdy Izrael dowiedziała się jak łatwo Helena mu wybaczyła poczuła złość. Wiedział, że on jest zawodowym manipulatorem, królem kłamstw. Jedyne na co się zdobyła to powiedzenie Polsce, że źle zrobiła i na tym był koniec tematu.
Niestety nie wiedziała, że Rainer słyszał to co powiedziała. Gdy był przekonany, że nikogo nie ma w ogrodzie po za jego celem podszedł do niej i bez mrugnięcia okiem przygwoździł ją do drzewa lekko podduszając. W jego błękitnych niczym letnie, bezchmurne niebo w południe, oczach zauważyła nienawiść, gniew i...zazdrość? Tak, zdecydowanie to była zazdrość. Lecz nie potrafiła tego zrozumieć ani w żaden sposób wyjaśnić. Biernie czekała na kolejny jego ruch. Ten tylko mocniej zacisnął dłonie na jej gardle, odbierając tlen. Krzywy uśmieszek a la psychopatyczny morderca stojący nad swoja bezbronną ofiarą zagościł na jego twarzy. Niestety kobieta musiała przyznać, że dodawało mu to jeszcze większego uroku.
-Trzymaj się od niej z daleka szmato. A mówiąc wypierdalaj miałem na myśli Europe. - wycedził, przez zaciśnięte zęby. Debora bała się go i nie potrafiła tego ukryć. Nagle nazista odwrócił się w bok jak oparzony i zobaczył Natalię. Od razu puścił swoja ofiarę. Po dość krótkim pojedynku na wzrok Rainer odszedł, zostawiając Izrael z trudnością oddychania na jakiejś polanie. Na szczęście Natalia jej pomogła.
Gdy wracały zapytała się Natalii skąd wiedziała o tym co on planuje. Ona jedynie lekko westchnęła
-Nie wiedziałam tylko się domyśliłam po jego zachowaniu. Od jakiegoś czasu zaczynam mieć złe przeczucia co do niego. I niestety się nie pomyliłam. Musimy powiedzieć Heli, że on naprawdę zwariował.
-Nie. To ja załamie i będzie chciała zrobić wszystko, aby mu pomóc, co ja zniszczy. On nie ma już żadnych skrupułów. I dowiem się po co wrócił ja przeprosić.
-Czyli mam nie wspominać o tym zajściu?
-Dokładnie. Znajdę inny sposób, aby go pokonać.
Jak się później okazało zaraz po zajściu na polance wyjechał. Przyjaciółki wmówiły Polsce, że musiał wracać do Berlina, ponieważ dostał pilne wezwanie. Z radością przyjęła ta wiadomość, że wyjechał, bo miał pilna sprawę, a nie bo ma ją w dupie. Polska zdawała sobie sprawę, że robi źle uzależniając się od niego, ale nie potrafiła inaczej.
____________________________
III Rzesza wyjechał z dwóch powodów. Wiedział, że Izrael nadal go kocha i zrobi wszystko by ich skłócić. To oznacza, że powie wszystko Polsce i morze zrobić się nie przyjemnie, a nie miał czasu na flirt z nią. Wolał się pogodzić i wyjechać. Tak było prościej zachować pozory romansu, a w rzeczywistości łatwe odzyskanie terenów.
Kolejnym powodem wyjazdu była chęć zemsty i ustalenia kto tu rządzi. Gdy tylko dotarł do Rzymu bez zapowiedzi wszedł do gabinetu Duce. Niestety nie trafił na za dobry moment, bo faszysta właśnie zabawiał się ze swoimi częściami kraju.
Panie na widok Rainera tylko zachichotały i odsłoniły swoje intymne miejsca zachęcając go, aby dołączył do nich. Ten tylko spiorunował faszystę wzrokiem, na co ten założył spodnie i podszedł do niego.
-Ej amore mio, skąd ta mina? Zabaw się z nami
-Mam znacznie lepsza zabawę- bez ostrzeżenia przywalił swojemu rozmówcy pięścią w twarz. Wszystkie panie zamiast pisnąć czy uciec zaczęły się śmiać. Nie znosiły go. Wykorzystywał je i zmuszał do służenia mu i nikt nie mógł się sprzeciwić. Lecz wreszcie oberwał.
-D...dlaczego to zrobiłeś?
-Bo trzeba ustalić hierarchię. A przy okazji wreszcie mogę się zemścić za to do czego mnie zmuszałeś przez te wszystkie lata.
-C...co? - Pociągnął Włocha za włosy prosto do łazienki. Po trwającej kilkanaście minut serii podtopień i upokarzania Niemiec się znudził. Przyciągnął go do siebie i wyszeptał złowieszczo do ucha
-Teraz to ja tu rządze. A teraz przynieś mi cygaro i whisky z lodem. -Włoch jak przestraszony piesek poleciał prosto przed siebie. Gdy wrócił, Nazista nakazał mu paść na kolana i zastąpić podnóżek. Giuseppe wykonywał każde jego polecenie z ogromnym oddaniem i strachem.
-Wiesz...zwierzęta często noszą znaczki z informacją o właścicielu. Tobie też by się przydało na wypadek jakbyś mi się miał zgubić.
-C...co masz na myśli?- Jedyną odpowiedź jaka otrzymał do błysk ostrza bagnetu Rainera. Bez zapowiedzi wbił mu ostrze w prawy bok na brzuchu. Każde pociągnięcie sprawiało jeszcze większy ból. Kiedy Nazista skończył i zaczął zabawiać się z dziewczynami Giuseppe powoli wstał i podszedł do lustra. Powoli przestał przyciskać koszulę w miejscu rany i zobaczył wyrytą swastykę. Nie wiedzieć czemu spodobało mu się to. Podobało mu się, że jest własności a Rzeszy...
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top