15
Per. ZSRR
Od kilku miesięcy praktycznie nie ma dostaw jedzenia do miasta. Ludzie zaczynają kraść i zabijać, a władza ma to wszystko w dupie. Kiedy idę najbiedniejszymi ulicami miasta co chwilę mijam umierające i żebrzące dzieci, ludzi zamarzających na chodnikach i mnóstwo trupów wśród najbiedniejszych mieszkańców.
Leżałem w łóżku i patrzyłem w sufit. W całym pokoju panował mrok, jedynie przez okna wpadało trochę światła z lamp na ulicy. Chmury zakryły nocne niebo, a wiatr dudnił o ściany kamiennicy. Mój pokój nie był duży. Było to maleńkie pomieszczenie, gdzie mieściło się tylko stare łóżko, maleńki stolik przy oknie, na którym stała prawie całkowicie zużyta świeca, krzesło z obdartą tapicerką i maleńka szafka na ubrania nad którą wisiało brudne lustro. Ze ścian obłaziła farba, a okna były nieszczelne.
Okryłem się mocniej starą, podartą kołdrą. Jak to w lutym było okropnie zimno, a na dodatek n ie mam pieca, aby zapalić. Lecz nawet gdybym go miał to nie miałbym czym zapalić. Od miesiąca rekwirują zapasy drewna dla wojska.
Zastanawiam się czy to co ma się jutro rozpocząć ma sens i czy się nam uda. Co będzie jak uda nam się obalić władzę? Czy poradzimy sobie sami rządząc państwem? Coraz bardziej mam mieszane uczucia czy tego chcę...Ale jeśli zrezygnuję to nadal będzie tak jak było...Muszę to zrobić dla tych wszystkich biednych ludzi...
Nastał dzień. Leżałem tak jeszcze kilka może kilkanaście godzin, gdy ktoś zapukał do moich drzwi. Nie mam nawet siły, aby się odezwać. Ta sytuacja jest dla mnie trudna. Może i nawet mnie przeraża. Osoba za drzwiami powiedziała, że za godzinę zaczynamy.
Zmusiłem się do wstania. Uchyliłem drzwi i zobaczyłem dzban z wodą i miskę. Zaniosłem je na stół i przemyłem twarz. Założyłem na siebie zżółkłą koszulę z mnóstwem dziur. Moje spodnie nie były lepsze, ale nie mam innych. Zapiąłem kamizelkę i zarzuciłem na siebie stary płaszcz w ciemnym kolorze. Na głowę założyłem szary kaszkiet i spojrzałem na siebie w lustrze. Pomyślałem o Marii. Ciekawe co by powiedziała na to...
-Niech się dzieje co ma się dziać. Jestem gotowy...-powiedziałem sam do siebie i wsadziłem pistolet za pasek i wyszedłem z mieszkania.
Kiedy tylko wyszedłem z kamiennicy zacząłem lekko drżeć z zimna. Grube płatki śniegu spadały z nieba zasypując ulice. Brnąłem przez nieodśnieżane chodniki prosto pod pałac zimowy. Kiedy już znalazłem się na bogatych ulicach, gdzie niegdyś co rusz przejeżdżały dorożki, samochody, powozy wiozące damy w pięknych sukniach i dżentelmenów mających spore majątki. Dziś ulice te są opustoszałe z powodu zimna i trwającej nadal wojny.
Nim dotarłem do pałacu minąłem kilka sporych grup robotników z plakatami nawołującymi do wycofania się z wojny. Nie wierzę, że car i Aleksander wycofają się, już im w nic nie wierzę...Dotarłem pod pałac.
Starałem się przedostać pod samą bramę, gdzie stali już moi towarzysze. Było to dość trudne przez ogromny tłum wzywający caryce, która obecnie sprawuje tu władze, bo car jest na froncie. Ta cholerna Niemka nie dba o nic poza własnymi sprawami.
Wreszcie dotarłem pod bramę. Po drugiej jej stronie dostrzegłem żołnierzy z bronią wycelowaną w tłum. W jednym z okien dostrzegłem caryce. Patrzyła na nas obojętnym wzrokiem. Nagle do tarły do mnie odgłosy bójki. Robotnicy zaczęli walczyć z strażnikami, a niektórzy starali się rozwalić bramę do pałacu.
Patrzyłem, jak strażnicy pałują tych co chcą otworzyć bramę. Bez wąchania sięgnąłem za pasek i chwyciłem pistolet. Od dałem dwa strzały i patrzyłem jak kilku strażników upada na ziemię bez ducha. Śnieg w koło nich zaczął zabarwiać się na szkarłat. Patrzyłem na to z ogromną satysfakcją.
Powolnym ruchem podniosłem broń w stronę okna, gdzie stała caryca i z uśmiechem wystrzeliłem do niej. Pocisk rozwalił rzeźbę przy samej szybie. Widziałem strach w jej oczach. Gdy uciekła przerażona odwróciłem się i ruszyłem do swojej kamiennicy. Tłum rozstąpił się przede mną niczym morze przed Mojżeszem. Kiedy mijałem wojska carskie patrzyłem zadowolony jak rzucają broń na ziemię i kłaniają mi się....Niech tylko Aleksander wróci do stolicy...
.............
Od tygodnia trwają zamieszki na ulicach miasta. Wszędzie, gdzie się pojawię lud klęka i wiwatuje. Prawie wszystkie oddziały w mieście poddały się mi. Teraz to ja mam władzę, ale jeszcze nie pełną...
Siedziałem na moim starym i wy obdzieranym krześle paląc papierosa i jedząc chleb ze smalcem popijanym wódką. Nagle bez pukania wpadł jeden z moich podwładnych, szesnastoletni Wania. Podał mi jakiś papier i wybiegł zamykają c za sobą drzwi.
Niechętnie otworzyłem kopertę i zacząłem czytać. Z każdą kolejną literą czułem, jak wypełnia mnie szczęście. Czułem swoje zwycięstwo. Car abdykował i zmierza do stolicy...
Stałem z wojskiem na peronie i czekaliśmy na carski pociąg. Kiedy wreszcie dojechał i wysiedli z niego Car z Imperium poczułem ogromną satysfakcje. Kazałem pozbawić ich broni i zawieść do Carskiego Sioła, gdzie umieściliśmy resztę rodziny królewskiej. Budynek był dobrze strzeżony a oni byli naszymi więźniami.
Gdy dotarliśmy car...znaczy Mikołaj udał się do rodziny, a ja zaprowadziłem Saszę do jego dawnego gabinetu należącego teraz do mnie. Gdy patrzyłem na wściekłość w jego oczach czułem ogromną satysfakcję i dumę z mojego wyboru, aby jednak doprowadzić do rewolucji.
-A więc jak widzisz udało mi się. Teraz Rosja należy do mnie. Tak samo jak ty i twoje życie.
-Ciesz się puki możesz. Moi sojusznicy pomogą mi odzyskać państwo.
-A ty jak zwykle jesteś pewny siebie. Ale na twoim miejscu nie byłbym tego aż tak tego pewny. Oni mają teraz znacznie poważniejsze sprawy niż biednego Saszkę co nie umiał utrzymać państwa.
-Ile masz zamiar mnie tu więzić? Nie ma m na to czasu dzieciaku.
-O proszę. A co jest tak ważne, że nie masz czasu gnić w areszcie?
-Nie twoja sprawa.
-Teraz już moja. Należysz do mnie i wszystko zależy od mojego widzi mi się.
-Skoro i tak przegrałem i państwo jest twoje chcę odzyskać córkę
-Córkę? Mówili, że zaginęła i już na pewno nie żyję. Sam obwiniałeś mnie w bolesny sposób w lochach. Pamiętasz?
-Pamiętam...Moja maleńka córeczka żyję i błagam abyś pozwolił mi odejść do niej. Przysięgam, że jak to dla mnie zrobisz już nigdy nie wrócę tu i nie odbiorę ci władzy- uśmiechnąłem się okrutnie do niego i wziąłem zdjęcie z szuflady biurka. Na nim znajdował się Saszka stojący dumnie w mundurze galowym z mnóstwem medali. Obok stała Maria w pięknej sukni i trzymała ich córeczkę mającą może z dwa latka. Pokazałem mu to zdjęcie. Na jego twarzy pojawił żal i cierpienie.
-To bardzo dobra propozycja, ale...Skoro Jelena Aleksandrowna jest córką Marii Iwanownej, a ja nowym Rosją to ona jest nową Polską...Więc mogę i tak zapewnić ci spotkanie z córcią. Jeśli zdobędzie niepodległość to bądź pewny, że się nią nie nacieszy i w tedy będziecie sobie żyli razem na Syberii.
-Nie waż się jej skrzywdzić!
-Bo co mi zrobisz? Zabrać go! - do sali weszli żołnierze i zakuli go w kajdany. Nim go wyprowadzili podszedłem do niego i wyszeptałem mu do ucha.
-Tak między nami to to co się z nią stanie zależy od niej. Jeśli będzie grzeczna i posłuszna to spojrzę na nią jak na córkę mojej Marii, a jak nie to będzie twoją córką i będę jej nienawidził tak samo jak ciebie...
Myślałem już, że władza będzie już należeć tylko do mnie, ale jak na złość władzę przejął Rząd Tymczasowy. Lecz już ja doprowadzę do ich upadku. Ci idioci nie mają zamiaru wycofać się z wojny, która nas wyniszcza. Lecz lud popiera mnie więc to tylko kwestia czasu nim przejmę władzę...Na razie mogę pocieszyć się władzą nad Saszką który siedzi w areszcie domowym...
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top