30
Per. Republiki Weimarskiej
Wybory w tym roku przyniosły spore korzyści dla mojego brata. Wiem, że powinienem trzymać po stronie mojego rządu, ale ja się nie nadaję. Nie potrafię zadbać o naród, naprawić gospodarki, odbudować armii. Jestem do niczego. Od dziecka przygotowywano mnie na objecie tej roli, ale to mnie przerasta. W obecnej sytuacji w jakiej jest państwo jestem bezsilny.
Siedziałem cały dzień w swoim pokoju czekając na wyniki. Błagam niech Rainer zabierze ten ciężar ode mnie. On sobie poradzi, a ja nie. Zawsze sobie radził we wszystkim podczas gdy ja czekałem na pomoc.
Moją samotność przerwało pukanie do drzwi. Nie zdążyłem nawet zareagować jak mój brat wszedł do środka. Miał na sobie ten typowy brunatny mundur nazistów. Na jego twarzy zauważyłem lekką troskę. Usiadł na skraju łóżka obok mnie.
-Dlaczego siedzisz w naszym starym pokoju?
-Jak mi źle to zamykam się tu, aby powspominać czasy dzieciństwa. A ty?
-Co ja?
-Nie tęsknisz za tamtymi dniami?
-One nie wrócą, więc tęsknienie nic nam nie da.
-A ty jak zwykle chcesz być jak ojciec. Zawsze poważny, nieokazujący uczuć i emocji.
-Nie powinno się ukazywać emocji, bo ktoś może to wykorzystać przeciwko tobie. Co zrobisz po wyborach?
-Jeżeli moi wygrają to pewnie będę robił to co do tej pory czekając na kolejne wybory. Jeśli wygrają twoi to z radością przekażę ci władzę i odejdę.
-Nie możesz.
-Jak to? Jak ty będziesz krajem ja będę wolny
-Nie do końca. Rodzina nie pozwoli ci odejść.
-Ale...Nie poddam się. Znajdę sposób by być z ukochanym.
-Powodzenia. - nagle wstał i poszedł do swojego starego łóżka i położył się na nim.
-Co robisz?
-To co ty. Czekam. Do północy jeszcze sporo czasu.
-Zgadza się...Pamiętasz, jak nocami gadaliśmy? A jak szli rodzice do zakrywaliśmy się kołdrą i udawaliśmy, że śpimy. Kiedy odchodzili zaczynaliśmy się śmiać...Dlaczego to się skończyło.
-Co takiego? Nasze dzieciństwo? Wspólne noce?
-Nasza przyjaźń. Dawniej był taki okres, że zawsze byliśmy razem. Wspólnie bawiliśmy się, spędzaliśmy czas, uczyliśmy się, nawet mama ubierała nas tak samo. Dlaczego to odeszło? Czemu straciliśmy nasza więź?...Rainer?
-Nie wiem. Dorośliśmy, każde z nas miało inne cele, znajomych...Zaczęliśmy żyć własnym życiem...
-Chce odzyskać tę więź. Zawsze chciałem, ale nie wiedziałem jak, a do tego miałem inne sprawy.
-Hans to...skomplikowane...
Nie zdążył dokończyć, bo rozległo się okrzyki z ulicy. Rainer wstał i wyszedł na balkon. Udałem się za nim. Stąd słychać je dużo głośniej, ale nie jestem w stanie wyłapać słowa. Z miejsca, gdzie znajduje się Reichstag było nadzwyczaj jasno, a jest dobrze po północy. Wyglądało to jakby pożar zajął tamtejszą ulicę.
-Co się tam stało? Rainer? - mój brat wpatrywał się w to z niedowierzeniem. -Co się tam dzieję?
-Wygrał...-wyszeptał
-Moje gratulacje! Wspaniale się składa, nareszcie jesteś krajem...
-Ale to ty jesteś krajem. - jego głos był pozbawiony emocji, zimny i surowy niczym stal.
-J...jak to? Przecież to twoja partia wygrała.
-Ale władze ma nadal twój kanclerz. Nadal jesteś Republikom Weimarską.
-Ale...nic nie rozumiem. To ty powinieneś zostać krajem.
-Nadal istniej to samo państwo, czyli ty.
-To co trzeba zrobić? Muszę...umrzeć?
-Nein! Trzeba zaczekać, aż skończy się republika. Musi nadejść nowy ustrój państwa.
-A to dobrze, bo już się bałem, że mnie zabijesz.
-Wiesz...Był takie sytuacje, kiedy chciałem to zrobić z przyjemnością, ale nie potrafiłbym...Nasza więź nadal istnieje...
Jego słowa sprawiły, że poczułem się tak jakbym dostał najwspanialszy dar jaki mógł mi dać. Nadal mam swojego młodszego braciszka. I nadal mam szanse naprawić wszystko co kocham. Zacznę od brata...
Per. III Rzeszy
Razem z Hansem staliśmy na głównym korytarzu Reichstagu. Mój brat mocno się denerwował i cały czas bawił się swoimi palcami. Ja starałem się zachować zimną krew i stałem oparty o ścianę i patrzyłem przed siebie.
Czekanie na decyzje kanclerza w sprawie władzy jest męcząca. Trwa to już kilka godzin, ale Hitler uparł się, abym tu czekał. Nie wiem na co, ma tylko otrzymać tytuł kanclerza, a władze będzie sprawować Hindenburg, czyli Hans będzie krajem.
Nagle przez ogromne drzwi prowadzące do gabinetu Kanclerza Niemiec wyszedł Hitler razem z Hindenburgiem. Podeszli do nas i przyjrzeli się nam. W tedy Hindenburg spojrzał na mnie i z lekkim gniewem przemówił.
-Mam nadziej, że synowie Cesarstwa raczą nam towarzyszyć przy ogłoszeniu nowych rządów.
-O...Oczywiście. Ja i mój braciszek zawsze jesteśmy chętni towarzyszyć wam- Hans złapał mnie za ręke i ruszył za nimi na balkon. Szarpnąłem go lekko do tyłu i szepnąłem mu zdenerwowany do ucha.
-Co ty do cholery robisz? Puszczaj.
-Oj daj spokój braciszku. Dawniej lubiłeś mnie trzymać za rękę podczas takich uroczystości.
-I tu jest problem. To było dawniej. -Stanęliśmy z tyłu.
-Od dzisiaj urzędy prezydenta i kanclerza będzie jako jeden urząd. A pierwszym führerem zostaje...Adolf Hitler. A naszym nowym państwem jest...Rzesza Niemiecka...III Rzesza.
Kiedy usłyszałem, że mówi o mnie brawie upadłem z wrażenia, ale Hans mnie przytrzymał w ostatniej chwili.
-Rani, jesteś krajem. Udało ci się.
-Tak...udało mi się...Udało się!
_______________
Razem z moim führerem zaczęliśmy od pozbycia się naszych przeciwników. Podsunąłem mu nawet pewien pomysł na pozbycie się ich nie stosując jeszcze terroru.
A jakby ich tak pozamykać w specjalnych obozach pracy? Byli by i użyteczni i nieszkodliwi. Gdy tylko poddałem pomysł praktycznie od razu zabrali się za jego wykonanie.
Kiedy wybrano już idealne miejsce zabrano się za budowę. Dachau stało się miejsce idealnym na pozbycie się przeciwników.
Osobiście postanowiłem zrobić inspekcje obozu. Cudownie się patrzy jak moi więźniowie błagalnym wzrokiem stoją w pasiakach na mrozie bez butów pragnąc mojej łaski. Ten widok z każdą moją wizytą sprawia, że czuję się jakbym jechał do najwspanialszego sanatorium na odpoczynek. Co najzabawniejsze dziadek i ojciec pochwalili mnie. Uważają, że robię dobrze, niestety mama ma zupełnie inne zdanie.
Od powstania Dachau mama non stop błaga mnie o zlitowanie się nad więźniami, dania im drugiej szansy. Głupia. Nie mam zamiaru ulegać motłochowi jak Hans. Mają wiedzieć kto tu rządzi. Niech oddają mi cześć.
Jeśli chodzi o Hansa, to znalazłem dwa idealne zastosowania mojego brata. Po pierwsze to moja karta przetargowa u Francji. Leonard nic mi nie zrobi, jak mam Hansa. A jeśli spróbuje to pożałuje. Po drugie Hans zaczął pomagać w tworzeniu propagandy. Włoch nauczył mnie, że nic tak nie jednoczy narodu jak wspólny wróg. Żydzi są do tego idealni. Hans pomaga w stworzeniu ich portretu jako sprawców klęski ojca.
Zostaje mi jeszcze do załatwienia kwestia reparacji dla aliantów, armii i gospodarka. Dam radę. W ciągu kilku miesięcy osiągnąłem tak wiele to bez problemu załatwię resztę. A i jeszcze zostaje mój "freund", Giuseppe. Koniec z byciem uległą zabawką. Zapłaci mi za to upokorzenie.
Szedłem razem z Hansem, którego ostatnimi czasy ma problem się pozbyć. Każdy mijany w parku pozdrawiał nas wyciągniętą ręką i hasłem ,,Sieg heil". Hans przez cały czas pierdolił jakieś głupoty o żydach. Naprawdę mam go dość, ale nie mogę go puścić potrzebuję go na France.
Nagle poczułem, jak ktoś obejmuje mnie od tyłu. Hans jak to zobaczył to zaczął się śmiać jak głupi. Powoli odwróciłem się zobaczyć kto śmie mnie dotykać, za takie coś na pewno znajdę mu miejsce w Dachau. Gdy tylko spojrzałem w te szmaragdowe oczy wiedziałem już, że na pewno jej tam nigdy nie wyślę.
Helena uśmiechała się radośnie do mnie nie przestając się przytulać. Jej kremowa sukienka lekko powiewała na wietrze w raz z małymi loczkami które powychodziły z warkocza oplecionego wkoło jej głowy tworząc uroczy efekt. Odwzajemniłem jej uśmiech i pocałowałem ją, na co Hans westchnął z zachwytu. Ale ob. Się prosi o wpierdol.
-Zostaw nas samych.
-Dobrze braciszku to ja pójdę na fontannę, do której wpadłeś jak byłeś mały. Pamiętam, jak dziadziu nurkował za tobą. - poczułem jak moje policzki zaczynają się czerwienić, a Helena zachichotała.
-To idź. -wycedziłem przez zęby. Hans na widok mojego wzroku odwrócił się i pobiegł na fontannę.
-Czyli misiu, jeśli będę chciał pogadać o twoim dzieciństwem to musze rozmawiać z Hansem.
-Tylko spróbuj.
-A jak mnie powstrzymasz? - bez zapowiedzi podniosłem ją jak pannę młodą
-Może sama chcesz ochłodzić się w fontannie~ Pokazała mi język i zaczęliśmy się śmiać.
-Ha! Udało mi się cię rozśmieszyć. Ostatnimi czasy udajesz tylko poważnego.
-A to źle?
-Tak. Bo starasz się ukryć prawdziwego siebie.
-Nieprawda. Po prostu spadła na mnie ogromna odpowiedzialność. Staram się zachować zimną krew.
-Rozumiem cię. Wiem co to znaczy zostać krajem z dnia na dzień, nie będąc przygotowanym.
-Cieszę się, że tu jesteś. A tak w ogóle to czemu nie powiedziałeś? Przecież bym po ciebie wyszedł na stację.
-Chciałam ci zrobić niespodziankę. I mam do ciebie małą sprawę.
-Dla ciebie wszystko kochanie.
-Chodzi o...Bo...Chodzi o Hansa i Leonarda. -Żaba ją tu przysłał? Czego on chce?
-Co z nimi?
-Bo od kiedy Hans przestał być państwem i nie może opuścić kraju, Leonard się załamał. Próbowałam mu pomóc, ale to na nic. Ciągle tylko pije i się tnie. Boję się o niego. Więc proszę, a raczej błagam, abyś pozwolił Hansowi pojechać do niego. Chociaż na chwilkę. Błagam, zrób to dla mnie.
Wiedziałem, że Franca coś wymyśli. Ale nie sadziłem, że posłuży się Heleną, aby osiągnąć to czego chce. Ale to nawet dobrze się składa. Mam pewną sprawę do niego.
-Dobrze. Ale pojadę z wami. Uznaj to za wakacje. Nasze pierwsze, wspólne wakacje, z daleka od polityki. Tylko ty i ja w Paryżu.
-Och Rani! - skoczyła mi w ramiona i mocno uścisnęła. To się nazywa upiec dwie pieczenie na jednym ogniu.
_________________
Razem z Hansem i Heleną dotarliśmy właśnie do Paryża. Mój brat wyglądał na zestresowanego i trzymał MOJĄ dziewczynę za rękę. Ona starała się go uspokoić, ale mało mnie to obchodzi. Pośpieszyłem ich, żeby jak najszybciej pozbyć się zbędnego balastu.
Pałac należący do Francji znajdował się na najbogatszej paryskiej ulicy. Pamiętam, że z okna mają widok na wieżę Eiffla. Nie zwracając uwagi na panikę Hansa zapukałem dość mocno w drzwi. Do środka wpuścił nas kamerdyner i zaprowadził do salonu. Kiedy odszedł po swojego pana rozejrzałem się po pomieszczeniu. Poza kilkoma współczesnymi dodatkami nic się nie zmieniło.
Po chwili do środka wszedł ten sam kamerdyner co nas wpuścił. Wyglądał na zaniepokojonego. Nigdzie nie było widać Leonarda.
-Obawiam się, że mój pan nie jest w stanie przyjąć państwa.
-Pierdolenie. Gdzie on jest?
-Rainer, spokojnie. Pójdę sprawdzić co u niego i powiem mu o was...
-Nein. Sam chcę go zobaczyć. Hans chodź. - ruszyłem prosto do pokoju Francy. Mój brat powoli szedł za mną, a Helena próbowała mnie powstrzymać.
-Może on się źle czuje? No proszę, nie powinniśmy tam wchodzić. Kochanie proszę.
-Bzdura. Nie wiem co on chcę pokazać swoim cierpieniem, a el mu się to nie uda. Udowodnię, że symuluje.
-Rainer...- Nie zwracając na nią uwagi wparowałem do jego komnaty. Od razu uderzył mnie smród alkoholu i zaduch. Wszystkie okna były zasunięte, przez co panował tu mrok. Potrąciłem po drodze kilka pustych butelek chyba po winie. Kiedy doszedłem do łóżka zauważyłem dzięki lekkiemu światłu z korytarza jak Leonard leży wtulony do butelki i zdjęcia Hansa.
Wyglądał naprawdę żałośnie. Ale w takim stanie nie przyda się. Z całej siły chwyciłem go za rękę i zaciągnąłem do łazienki pomimo protestów Polski. Kiedy pyłem już na miejscu wepchałem go do wanny i puściłem lodowatą wodę. Praktycznie od razu się ocknął.
-Błagam nie krzywdź go! - Hans podbiegł i wyłączył wodę.
-Hans...?
-Tak. Kochanie to ja. Jestem przy tobie. - patrząc tak na nich tulących się na podłodze poczułem obrzydzenie. Są nadzwyczaj żałośni.
Spojrzałem na Helenę, która mała prawdziwy smutek w oczach. No cóż nie wiem czemu lubi France. Jak dla mnie jest nikim. Zamiast walczyć o ukochanego wolał się upić i gnić w ciemnościach. No cóż...
Razem z Polską wyszliśmy na korytarz zostawiając ich samych. Cały czas patrzyła w ziemię i milczała.
-Przepraszam, ale to był jedyny sposób, aby go ocucić.
-Wiem...Dziękuję. Biedny...Tak bardzo tęsknił za Hansem.
-Ta...A zapomniałbym, że mieliśmy im dać czas i iść na miasto.
-Myślisz, że dadzą sobie radę?
-Wyrazie czego jest jeszcze służba. To jak? Idziemy?
-Tak.
Razem z Heleną zwiedziliśmy trochę Paryża. Cieszę się, że z nią jestem, ale...Muszę coś załatwić i to mi nie daje pełni spokoju. Oby tylko Franca doszła do siebie jak wrócimy.
-Wiedziałeś, że Paryż jest nazywany miastem miłości?
-Ta, coś mi się obiło o uszy.
-To może...skoro dawno się nie widzieliśmy...-dziewczyna przybliżyła twarz do mojej i lekko pocałowała co oczywiście odwzajemniłem.
-Jeśli tylko chcesz, bo ja zawsze jestem chętny.
-Kocham cię...
-Ach! Rainer! Cóż za niespodzianka. A ostatnio myślałam o tobie i proszę jesteś. - Tylko nie ona. Za co?! Genevieve podbiegła do nas i mocno mnie przytuliła.
-Tak, miło cię widzieć.
-O ty też tutaj? Obrobiłaś już swoje pole, że masz czas na odwiedzanie eleganckich miast? - powiedział to przesłodzonym głosem na co Helena się skrzywiła.
-Nawet nie zaczynaj.
-Ale ja nic nie robię Ma chérie. Staram się z nią rozmawiać o tym co ona rozumie. No bo wiesz ona nie wie co to tetr, opera czy choćby bal. Na wsi tego nie mają. - Cały czas mówiła po Francusku, a by Helena nie rozumiała.
-Nie znasz jej. I uwierz, że wie więcej od ciebie Mademoiselle.- na szczęście znam bardzo dobrze ten język.
-Cóż l' aimé (kochany) ty zapewne już dobrze ją poznałeś od każdej strony. Ale spokojnie kochanie. To tylko przejściowa fascynacja i niedługo się skończy. Będę czekać na ten moment.
-Nie licz na to. - spojrzałem na Heleną, patrzyła w ziemię, wyglądała na zdenerwowaną i smutną. No cóż nie dziwię się nie wie nawet o czym rozmawiamy, ale po minach Genevieve mogła się domyślić. - Chodźmy, już późno.- chwyciłem ją za rękę i ruszyliśmy zostawiając Francuzkę samą.
Podczas kolacji wszyscy normalnie rozmawiali, a Leonard jak widać wrócił do normy. Kiedy wszyscy zjedli poszedłem z nim do gabinetu zostawiając Hansa z Heleną samych. Czas zająć się moją sprawą.
-Dziękuję za pomoc i że przyprowadziłeś go.
-To Heli podziękuj.
-Dobrze wiedzieć. Więc? Czego chcesz za Hansa?
-Nie mogę dać ci go na stałe, ale mogę raz w miesiącu dać wam tydzień.
-Więc błagam zrób tak III Rzeszo.
-Zabawne. Jeszcze do niedawna naśmiewałeś się, że nigdy nie będę krajem...Powinieneś wiedzieć czego chcę.
-Obawiam się, że nie wiem. Ale dam ci.
-Hans płacił reparacje. Wiem, ile dzieliłeś na siebie i Brytola, a ile ukrywałeś dla Hansa.
-Miał dostać je za pięćdziesiąt lat jak zakończą się reparacje. Chciałem, aby miał jakieś oszczędności.
-Doskonale się składa. Nie będzie już żadnych reparacji. A wszystkie te pieniądze dasz mi.
-Zgoda, ale chcę mieć pewność, że Hans będzie bezpieczny.
-Nie skrzywdzę go, jeśli mnie do tego nie zmusisz.
-Słucham?
-Jeśli staniesz mi na drodze w moich planach to Hans ucierpi. Masz się nie mieszać w moje sprawy, a jak ktoś z aliantów będzie próbował ty masz go powstrzymać. Rozumiemy się?
-Tak...
-A za tę ten tydzień ciesz się kochankiem.
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top