Rozdział 9
Mormo, Mormo, Mormo. Od ostatniej rozmowy z Fire tylko ta nazwa chodziła mi po głowie. Wszystkie informacje udzielone mi przez jedną z sióstr za dużo mi nie dawały. Teraz tylko nasuwa się pytanie z czym to ugryźć. No cóż zaczęłam od kontaktu z doktorem Google i ciocią Wikipedią. Co poradzić na to, że lepszy pomysł na chwilę obecną do głowy mi nie przychodził.
Po przeglądnięciu różnych stron mój zasób wiedzy nieznacząco się powiększył, co nie znaczyło, że wiedziałam co mam z tym wszystkim zrobić. Co to to nie. Za łatwo by było. W tej sytuacji pozostało mi tylko czekać na kontakt z siostrami. Może wiedząc, jaką decyzję podjęłam w sprawie demona udzielą mi szczegółowych informacji, czego mogę się po nim spodziewać. Powiem wam szczerze, że w tej całej sytuacji znalazłam w końcu jeden zasadniczy plus. Mając o wiele bardziej istotne sprawy na głowie moje życie prywatne zostało zepchnięte na dalszy plan. Narzekać na to nie mogłam.
Dobra my tu gadu gadu. Jako, że mam niedzielę całą dla siebie, postanowiłam się wybrać do galerii na małe zakupy. Zarzuciłam na plecy bluzę i wyszłam z domu. Na moje szczęście do centrum mam niedaleko, dlatego też mały spacerek mi nie zaszkodzi. Idąc myślałam sobie, że już dawno nie mogłam sobie pozwolić na takie leniwe niedzielne popołudnie. Człowiek wiecznie zalatany. Nie wie, ile mu sprzed nosa czasu ulatuje.
Kierowałam się w stronę centrum, kiedy moją uwagę zwróciła tablica ogłoszeniowa. Na niej zamieszczona była masa zdjęć podpisanych nagłówkiem ZAGINĄŁ. Nie chciałam nawet ich liczyć. Już na pierwszy rzut oka widać było, że jest ich cała masa.Teraz dopiero zdałam sobie sprawę, że to co mówili w telewizji, to było delikatnie nagięcie prawdy. W tym momencie zrozumiałam, że skala ofiar Mormo była już bardzo duża, a z każdą chwilą się powiększała. Postanowiłam odłożyć zakupy na inny dzień, a sama wróciłam do domu.
Już w swoim pokoju próbowałam sobie przypomnieć czy mój widmowy znajomy mówił coś o kontakcie z Fire i jej siostrami. Na moje nieszczęście nawet jeżeli mówił, to ja nic takiego nie pamiętałam. Pozostało mi jedno wyjście. Jako, że oprócz posiadania mocy wszystkich żywiołów jestem naznaczona duchem, to tylko dzięki temu ostatniemu mogę się czegoś dowiedzieć. Wyciągnęłam mój nieodłączny scyzoryk, nacięłam delikatnie palec, z którego zaczęła wypływać krew i wypowiedziałam słowa, które już nie raz bardzo mi się przydały:
Ty, który pomóc mi możesz
Za swą usługę opłatę pobierz
Ma krew dla ciebie, jako zapłata
Weź i zrób co chcę! Vic wzywam cię!
Nie musiałam długo czekać, jak krew na moim palcu zaczęła znikać. Zamiast niej obok mnie pojawił się Vic.
- Alex wzywałaś mnie.
- Tak. Próbowałam sobie przypomnieć nasze lekcje. Chodzi mi mianowicie o kontakt z boginiami, jednak nic mi do głowy nie przychodzi. Wiesz może, w jaki sposób mogę z nimi porozmawiać, bez czekania na ruch z ich strony?
- Faktycznie w czasach naszych treningów ten punkt ominęliśmy, ponieważ były ważniejsze sprawy do nauczenia się. Aby porozmawiać z siostrami musisz wpaść w nazwijmy to trans. Musisz koło siebie zapalić zioła, które pomogą ci się zrelaksować, uspokoić. Po ich zapaleniu spróbuj wyciszyć umysł. O niczym innym nie myśl, jak tylko o osobie, z którą chcesz porozmawiać. Jeżeli wszystkie te czynniki będą spełnione, to powinno się udać. Innego sposobu nie ma.
- Dziękuję Vic. Możesz odejść.
Zaraz po moich słowach zniknął. Co by tu użyć. Myślę, że lawenda będzie idealna. Nie zwlekając dłużej udałam się na jej poszukiwania.Gdy moje poszukiwania zakończyły się powodzeniem wróciłam do pokoju, gdzie drzwi zamknęłam na klucz, aby nikt mi nie przeszkadzał. Tam usiadłam na podłodze, zapaliłam zioła, przyjęłam pozycję kwiatu lotosu i próbowałam się wyciszyć. Jedyną rzeczą, o której myślałam była chęć zobaczenia się i porozmawiania z Fire.
Pierwszą rzeczą, którą zobaczyłam w pierwszy raz wywołanej przeze mnie scenerii było to, że siedziałam w tej samej pozycji co u mnie w pokoju. Jednak jedna rzecz mi się nie zgadzała. Zamiast pięknego bujnego ogrodu, który zastałam ostatnim razem to powitała mnie brzydota krajobrazu. Piękne bujne kwiaty zamieniły się w zastygłe w niemym krzyku męskie głowy nabite na pale. Na środku tego dziwnego miejsca stał tron. Na nim zaś siedziała jedna z tych kreatur, z którymi nie chciałam mieć nigdy do czynienia. Niestety i tym razem były to marzenia ściętej głowy. Jakoś to stwierdzenie pasowało idealnie do rzeczywistości, w której się znajdowałam.
- Proszę, proszę, a co tu ty robisz parszywy robaku? - rozglądnęłam się wokoło. Acha to chyba było skierowane do mnie. Ups nie zaczaiłam za pierwszym razem.
- Co ja tu robię?
- To ja się ciebie pytam jak się znalazłaś w mojej świątyni?- to mówiąc wstała z tronu i krokiem, który miał odzwierciedlać całą jej potęgę powoli się zbliżała w moim kierunku, aż mnie ciarki przeszły.
- Ja... nie wiem.
- Zobaczmy.- w tym momencie nie wiedząc nawet kiedy wbiła jeden ze swoich szponów w moją rękę. Nie mogę powiedzieć, że nie zabolało. Bolało, piekło niemiłosiernie. A ona wzięła i oblizała wbity wcześniej w moją rękę szpon. Bleee.
- Mmm... pyszna. Co prawda nie gustuję w nastolatkach, ale mogłabym sobie ciebie zostawić na deser- to mówiąc zaśmiała się ohydnie.
- Jesteś wstrętna. Już nie wystarczają ci te ofiary, które zabiłaś? Jak tak w ogóle można?
- Miernoto ludzka, jak ty śmiesz do mnie mówić i to w dodatku takim tonem?
To mówiąc zamachnęła się na mnie, a ja poleciałam na ścianę i wszystko co w tamtej chwili czułam to ogromny ból. Na moje nieszczęście ona nie skończyła.
- Tu masz coś na pamiątkę po mnie.
Podeszła i swoim pazurem przejechała wzdłuż mojego brzucha, na którym momentalnie pojawiła się krew. Tego było już dla mnie za dużo. Nastała ciemność ...
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top