Rozdział 24
Pov Alex
Dostałam. Moje dotychczasowe przeświadczenie o swojej nietykalności obróciło się w niwecz. Dobra. Myśl Alex, jak tę sytuację wykorzystać na własną korzyść. Coś na pewno da się zrobić. Czas goni, a głowa pusta. Pozostało mi w tym wypadku tylko jedno wyjście. Może to głupie, ale innego pomysłu niestety brak. Tak dobrze mi znana formułka była w tym momencie ostatnią deską ratunku:
Ty, który pomóc mi możesz
Za swą usługę opłatę pobierz
Ma krew dla ciebie, jako zapłata
Weź i zrób co chcę!
W momencie, kiedy ostatnie słowo wypłynęło z moich ust krew z mojej ręki zaczęła znikać tak szybko jak się pojawiła, a przede mną pojawiła się półprzeźroczysta postać.
- Czego sobie życzysz pani?
- Czy w waszym świecie kontaktujecie się między sobą?
- Oczywiście, a o co chodzi?
- Mógłbyś zapytać ofiar tej pani, czy mają ochotę na zabawę z nią w ramach zemsty?
- Oczywiście.
- To znikaj. Jeżeli odpowiedzą twierdząco, to niech się tutaj pojawią, do tej pory spróbuję wytrwać.
Nawet się nie zorientowałam kiedy zniknął. Trwało to dosłownie ułamek sekundy. Teraz moja kolej. Miejmy nadzieję, że moje umiejętności okażą się przydatne.
Moja ukochana bańka. Wymyśliłam, że najlepiej będzie otoczyć nasza polanę ogromną wodną bańką. Tutaj pod ziemią, gdzie wszędzie pełno ognia postanowiłam działać jego przeciwnikiem. Dzięki temu mam zapewnienie, że nikt z zewnątrz, jakiś nieproszony gość nie wpadnie na imprezę. Teraz pora na moja przeciwniczkę. Wszędzie panuje ogień, więc nim raczej krzywdy jej nie zrobię, więc postanowiłam pobawić się pozostałą trójką żywiołów. Tylko chwila. Tak się zamyśliłam, że Mormo się ukryła, ale tak to się bawić nie będziemy.
Ni stąd, ni zowąd pojawiła się za moimi plecami. Chciała uderzyć, lecz wykazałam się niezłym refleksem. Hm... Moją najgorszą zmorą były jej szpony, a gdyby tak...
No nieźle mi idzie, tak myślę. Wyobraziłam sobie diamentowe ostrza. Jak szaleć to szaleć. Na moje szczęście zaraz pojawiły się w moich dłoniach. Ciach. Ciach. I już powodu mojego udręczenia nie było. Aż zaśmiałam się na tą myśl.
Niestety moja radość była przedwczesna. Mormo postanowiła wziąć odwet. W moim kierunku poleciały ogniste ostrza, wbijając się boleśnie w moją skórę. Nie chciałam pozostać dłużna. Moje ogniste łańcuchy przyszpiliły ją do ziemi. Ja w tym czasie myślałam co mogę jeszcze użyć. Najlepszą myślą były ognisto- powietrzne shurikeny. To co nimi wyrządziłam przeszło moje najśmielsze oczekiwania. Mormo teraz wyglądała tak pięknie, jak ja po każdym spotkaniu z nią. Jednak na tym nie było końca naszego starcia. Teraz moja trąba powietrzna miała za zadanie zmieść ją z powierzchni naszej planety. Jednego jednak nie przewidziałam. Nie znała ona kierunku, w którym ma się poruszać. Owszem Mormo została wciągnięta w wir, lecz ja razem z nią. Ups.
W sytuacji, w której byłam człowiek gorączkowo myśli, jakie ma bezpieczne wyjście z sytuacji. Pozostało mi jedynie odwołać się znowu do powietrza, aby mnie stąd zabrało. Moja trąba jednak wyrządziła powiedziałabym odpowiednie szkody. Troszkę na ziemi poczekałam na swoją przeciwniczkę, a jak już się pojawiła, to nie wyglądała najlepiej.
Jej ciało było całe poobijane, z krwawymi smugami biegnącymi wzdłuż każdej kończyny. Wcześniej nie emanowała pięknem, ale to co było teraz wprost brzydziło. Tak się skupiłam, na "podziwianiu" jej obrażeń, że nie zwróciłam nawet uwagi, że podeszło do mnie zbyt blisko. Złapała mnie w swoje objęcia, zbliżyła moją rękę do ust i ugryzła. Bleee.
To, co potem się stało napawało mnie lękiem i niedowierzaniem. Na moich oczach jej rany, które z taką trudnością jej zadałam goiły się momentalnie. Za to ja z pełnej energii czułam się coraz słabsza i słabsza. W pewnym momencie Mormo puściła moje ciało, które od razu padło na ziemię. Co człowiek może czuć w chwili takiej, jak ta?
Znalazłam się w sytuacji matowej. Już zaczynałam żegnać się ze światem, gdy nastąpił nieoczekiwany zwrot akcji. Zamiast napawać się swoim kolejnym zwycięstwem, Mormo zaczęła się rzucać w różne strony. Na początku nie wiedziałam, co to może znaczyć. Dopiero po chwili zobaczyłam wydobywającą się z jej ciała bladą poświatę. Teraz wiedziałam, że miałam jedyne, a zarazem ostatnie wyjście z tej sytuacji. Moja ostatnia deska ratunku, aby pozostać żywą.
Mormo "opętana" przez duchy swoich ofiar nie zwracała już na mnie uwagi. Wstałam powoli z ziemi, tworząc klatkę z wszystkich żywiołów, która niepostrzeżenie otoczyła mojego wroga. Pewnie nawet nie zwróciła na nią uwagi, tocząc walkę z niewidzialnymi dla nikogo innymi demonami przeszłości.
Każdego czeka nagroda, za swe uczynki, bądź kara, jak w jej przypadku. Żądne zemsty jej ofiary nie odpuszczą, puki nie padnie martwa na ziemię. Ja ze swej strony im to tylko umożliwiłam. Klatka wzmocniona mocą mojej krwi, nie zostanie przez nią unieszkodliwiona. Teraz została tylko ona i oni, jej prześladowcy. Moje zadanie dobiegło końca. Zamknęłam oczy. Pora wrócić do przyjaciół. Do domu...
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top