Rozdział 16

Pov Sonia

Ostatnie dni były dla mnie cudowne.  Alex sprawiła mi ogromną niespodziankę swoim przyjazdem. Co prawda mogłaby już tu z nami zostać, ale cóż wszystkiego mieć nie można. Teraz moja w tym głowa, aby zmieniła swoją decyzję. Tak łatwo nie odpuszczę.

No dobra my tu gadu gadu, ale miałam wpaść do wyżej wymienionej na ploteczki. Może przez ten czas, kiedy przyjaciółka była w swoim domu rodzinnym miałyśmy kontakt, to jednak rozmowa na żywo do tej przez internet się nie umywa. Miałam tutaj zarówno kolegów, jak i koleżanki, ale takiego dobrego kontaktu jak z Alex z nikim nie miałam. Teraz miałam okazję przypomnieć sobie to, czego mi przez te miesiące tak brakowało.

Wolnym krokiem, nigdzie się nie śpiesząc udałam się w stronę pokoju przyjaciółki. Będąc już na miejscu zapukałam kilka razy, ale ku mojemu zdziwieniu odpowiedziała mi głucha cisza. Coś mi się w tej sytuacji nie podobało. Trochę znam Alex i wiem, że dotrzymuje obietnic, a za to można było wziąć nasze umówione spotkanie. No nic spróbowałam nacisnąć klamkę, a ona od razu ustąpiła. W pokoju na pierwszy rzut oka nikogo nie było. No właśnie. Miałam wychodzić, kiedy w oczy rzucił mi się leżący na podłodze nieruchomy kształt. To było coś, co mroziło krew w żyłach. 

Na podłodze leżała moja przyjaciółka. Najgorsze z tego wszystkiego było to, że wyglądała jak ofiara jakiegoś psychopaty. Nie mogłam wymyślić, co mogło mieć tu miejsca. Jedyną rzeczą, do której się zmusiłam było wezwanie pomocy. Niestety nie jestem jakimś mięśniakiem, który byłby w stanie wziąć ją na ręce i zanieść do szpitala. Chociaż z drugiej strony, to nawet nie wiem, czy można ją ruszać, biorąc pod uwagę stan, w jakim ją znalazłam. 

Najszybciej jak umiałam pobiegłam w stronę naszego szkolnego szpitala. Tam znalazłam lekarza, a po szybkim wyjaśnieniu czemu do niego przyszłam razem z niezbędnym sprzętem wróciliśmy do Alex. Tam zostawiłam lekarza, który miał zając się ranną. Miałam tylko cichą nadzieję, że poważnie to wszystko tylko wyglądało. Sama w tym czasie wyszłam z pokoju. Chodziłam po korytarzu cała w nerwach, czekając na jakiekolwiek informacje. Gdybym mogła to w czasie, który nawiasem mówiąc dłużył mi się niemiłosiernie wydeptałabym ścieżkę na dywanie. 

Chodziłam w tę i z powrotem, kiedy moje myśli przerwało energiczne potrząsanie ramieniem, na które o dziwo nie zwróciłam wcześniej uwagi. Koło mnie stał mój ukochany.

- Sonia, co się dzieje?

- Nie wiem. Poszłam do Alex, a ona leżała na ziemi cała zakrwawiona. Teraz jest u niej lekarz.

- Ale jak to? Przecież w szkole nic nikomu nie powinno się stać. Jak to w ogóle możliwe?

- Nie wiem. Jak lekarz wyjdzie to może się czegoś dowiemy, chyba że dalej jest nieprzytomna. Dlaczego cały czas coś takiego jej się dzieje?

- Kochanie spokojnie. Wiesz przecież, że ktoś musi zawalczyć o ludzi, a tylko ona ma moc pozwalającą jej na to. Zresztą Alex jest silna, więc będzie dobrze. Musimy w to wierzyć.

- Masz rację, ale ciężko przyjąć to na spokojnie. Gdybyś tylko ją widział. Nawet ciężko to opisać słowami. Aż włos na głowie mi się jeży, gdy sobie o tym przypomnę.

Naszą wymianę zdań przerwało wyjście lekarza, który miał niezbyt wesołą minę.

- Niestety musimy zabrać ją na oddział. Tam opatrzymy jej rany, które są dosyć głębokie. Straciła też dużo krwi. Miejmy nadzieję, że jak się obudzi, to dowiemy się, co tak naprawdę się stało.

W tym momencie jedno miałam w głowie. Co by było, gdybym nie przyszła na spotkanie, albo jakbyśmy się w ogóle nie umówiły? Byliśmy o włos od tragedii, ale o tym co by było gdyby wolałam więcej nie myśleć, bo nic dobrego z tego by nie wyszło.

Razem z lekarzem i sanitariuszami, którzy niebawem zjawili się z noszami udaliśmy się do szpitala czekając, aż nasza przyjaciółka odzyska przytomność. Niestety ani tego dnia, ani następnego się nie obudziła. Wtedy wracałam wspomnieniami do niedawnej przeszłości, gdzie byliśmy w podobnej sytuacji. Szkoda, że byliśmy tylko nastolatkami, a jedyne wyjście jakie nam pozostało nie było dla nas zadowalające...

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top