Nowa

Jest godzina 8:15, za 10 minut rozpoczyna się apel.

No pewnie, nowy rok szkolny trzeba rozpocząć jednym z najnudniejszych wydarzeń możliwych w obrębach szkolnictwa i edukacji polskiej - durnym apelem, na którym dyrektor (lub dyrektorka) ględzi dziesięć godzin o wszystkim i o niczym. Głównie o niczym. Skoro mowa o szkole, ta jest dużo mniejsza niż moja poprzednia. Mniejsza i nowocześniejsza - mają nawet windy! No dobra, windy są do przewożenia sprzętu, ale i tak jakiś sukces. Rozglądam się po auli i zauważam, że w tym liceum dominuje płeć żeńska. Dziewczyn jest gdzieś z 200, podczas gdy chłopców jest... No cóż, coś około pięćdziesięciu. Może przyjdą później? Praktycznie wszystkie osobniki płci pięknej mają spódnice. Ja na to nie mogłam sobie pozwolić. Mam spodnie praktycznie za kostki, do tego w miarę wysokie skarpetki (żeby mieć pewność, że nic nie widać) i trampki. Miejmy nadzieję, że nikt nie zwróci uwagi na mój nieco inny strój. Na podium wchodzi kobieta koło pięćdziesiątki, w różowym, zdecydowanie za małym kostiumie. Pewnie dyrektorka. Rozlega się dzwonek i do sali wbiega dobra setka chłopaków. To by wyjaśniało ich wcześniejszy brak.

- Witam na rozpoczęciu roku w naszym wspaniałym liceum! - zaczyna kobieta - szczególnie pierwsze klasy!

W tym momencie spojrzenia wszystkich padły na grupkę wybrańców, czyli ową pierwszą klasę. Nic ciekawego jak dla mnie, ale jedna dziewczyna bardzo wybija się z tłumu; niebieskie włosy, kolczyki - takie rzeczy.

Przez kolejne pół godziny różowy wieloryb - jak postanowiłam nazwać naszą dyrektorkę - nędził coś o wychowaniu i umiejętnościach, a ja obserwowałam niebieską dziewczynę. Cały czas coś majstrowała przy krześle siedzącej przed nią koleżanki. Chwilę później dziewczyna upadła i wyjaśniło się tajemnicze majstrowanie. Cieszę się, że nie jestem z Niebieską w klasie.

Dzwonek rozległ się po raz drugi i nauczyciele zaczęli wołać uczniów. Znalazłam kartkę z napisem "2 b" i udałam się w tamtym kierunku. Przy tym samym znaku stało już kilkanaście osób - osób z mojej nowej klasy. Udaliśmy się wszyscy do sali i wtedy nasz wychowawca się przedstawił.

- Nazywam się Krzysztof Krwotok - zaczął - i będę waszym wychowawcą w tym roku. Uczę również geografii. I od razu mówię - jeśli ktoś ma jakieś pytania, ręka w górę. No więc tak - mówił dalej - zaraz przedstawię wam plan zajęć na najbliższy semestr, jednak zanim to nastąpi, chciałbym, żebyście się przedstawili i powiedzieli coś o sobie. Zaczniemy od lewej strony.

Postanowiłam od razu szukać materiału na przyjaciółkę, więc przysłuchiwałam się temu, co mówią. Jednak zamiast z lewej, z prawej strony wstał chłopak, podniósł rękę i powiedział:

- Panie psorze, ale czemu my mamy się przedstawiać? Jesteśmy tu drugi rok, wszyscy się znamy.

Kurde gościu, zepsułeś. Skąd ja mam teraz wiedzieć kto ma jak na imię?

- Ależ chłopcze, posłuchaj - odpowiedział wychowawca - mamy w klasie nową osobę! Może niech chociaż ona się przedstawi.

Wstałam więc i powiedziałam:

- Nazywam się Anna i... Interesuję się... (trzeba coś wymyślić)... malarstwem.

No, to im powinno wystarczyć. Do końca lekcji, kiedy to pan Krzysztof przedstawiał nam plan zajęć, wszyscy się na mnie lampili. Modliłam się w duchu, żeby mi się nogawka nie podwinęła, wtedy wszystko by się wydało.

Kolejny dzwonek. KONIEC. Koniec pierwszego dnia w nowej szkole!

Cała w skowronkach już szłam do wyjścia, ale zatrzymały mnie dwie dziewczyny z klasy.

- Te, nowa! - zaczęła pierwsza - wydajesz się okay, więc wpadnij do mnie dzisiaj, robię imprezę z nocowaniem. Faaaajnie będzie!

Druga wręczyła mi kartkę z adresem i godziną, po czym uśmiechnęły się i odeszły.

O boże, impreza z nocowaniem... Chciałabym pójść! Ale noga - przecież do snu muszę ją odkręcać! Co jeśli zobaczą? Chociaż z drugiej strony, zdobyłabym wreszcie przyjaciółki...

Sama nie wiem.




Napiszcie w komentarzach, czy Ania ma iść na imprezę - jeśli tak, napiszę o tym osobny rozdział. Jeśli nie - będą inne przygody. ~ Y

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top