7

- Gdzie jest Szczerbatek? - zapytałem, gdy Heather miała już zapukać w drzwi.
- W stajni. Gotowy? - odpowiedziała zniecierpliwiona. Wahałem się bowiem od paru minut. Jeśli wejdę do siedziby Wczesnojaśniejących nie będzie już odwrotu. Nadal, teoretycznie mogłem wrócić na Berk ale ... po co? Wziąłem głęboki wdech i pokiwałem głową.
- Dobrze. - ruszyła do drzwi. Dzwoniącą mi w uszach ciszę zakłóciło dwukrotne pukanie. Puk, puk! Potem identyczne, szybkie i trzykrotne dźwięki zakończone zostały tupnięciem. Puk, puk, puk, tup!  Kod. Po tym drzwi się otworzyły, a nas zalała fala oślepiającego światła. Gdy moje oczy przyzwyczaiły się do tego, zacząłem odróżniać szczegóły otaczającego mnie świata. Znajdowaliśmy się w ogromnym pomieszczeniu, na którego środku rosło wiekowe drzewo. Po bokach wrót stali wysocy strażnicy, w czarnych zbrojach. Skinąłem im głową na powitanie, zdezorientowany obojętnością dziewczyny. Na Berk wszyscy zawsze się ze sobą witają, nawet podczas nalotu smoków, a ona na nich nie spojrzała. Nie byłem pewny jaka panuje tu hierarchia, ale miałem niejasne wrażenie, że dziewczyna obok mnie stoi w niej bardzo wysoko.

Dopiero teraz mogłem wyraźnie przyjrzeć się Heatherze, pewnie kroczącej obok mnie. Miała długie, czarne włosy upięte w warkocz, całkiem inny niż nosiła Astrid. Czarnowłosa nie miała niesfornych kosmyków, bo z pewnością przeszkadzają w strzelaniu, a warkocz leżał na jej lewym ramieniu. Jego końcówka była zatknięta za pasek na biodrach. Uwagę też przyciągała przeraźliwie blada cera i kontrastujące z nią, wręcz neonowo zielone oczy. Ubranie było identyczne jak moje, tylko mniejsze. Dziewczyna była bardzo ładna, ale według mnie, nie dorastała Astrid do pięt.

Skierowaliśmy się w najbliższy korytarz po prawej stronie, po paru metrach skręciliśmy w lewą odnogę i weszliśmy do pomieszczenia. Świece we wnękach zapewniały dużo światła, lecz nie aż tyle co przy drzewie. Na ziemi rozciągało się pięć dziewczyn.
- Cześć. - przywitały się z Heatherą.
- Hejka. - odpowiedziała - To jest Magnus, ten nowy. Emma zaprowadź go do pokoi dla chłopaków, dobrze? - rzekła czarnowłosa, bardzo wyraźnie akcentując każde słowo. Emma skinęła potakująco głową. Miała piwne oczy i brązowe, średniej długości włosy. Leżała na ziemi, w pełnym szpagacie, z głową opartą na rękach. Podniosła się łącząc nogi.
- Hejka. Jestem Emma. - zwróciła się do mnie - Ale wszyscy mówią mi Emma. Rzekomo takie do mnie najbardziej pasuje. - zaśmiała się. Przez chwilę tylko dziwnie się na nią patrzyłem, a potem zwróciłem spojrzenie na Heather. Ta podeszła do mnie i wyszeptała:
- Emma ma uszkodzony mózg. Na jednej z misji oberwała w głowę i cudem ją odratowano. Nadal jednak posiada umiejętności godne zwiadowcy. Po prostu niektóre rzeczy bierze zbyt dosłownie, lub niektóre, identyczne słowa nie są dla niej takie same. - pokiwałem głową ze zrozumieniem.

Nagle, ni stąd ni zowąd Emma wybiegła z sali. Zdziwiony powiodłem wzrokiem po dziewczynach. Jedna z nich powiedziała z lekkim rozbawieniem:
- Dalej. Goń ją! - wtedy się zreflektowałem i rzuciłem do drzwi. Wypadłem na korytarz i zacząłem nasłuchiwać. Kroki odbijały się echem i zdawały się dochodzić zewsząd. Miałem do wyboru trzy trasy: tą z przodu, z lewej albo prawej strony. Przyjrzałem się dokładniej słabo oświetlonym tunelom. Ten po lewej był bardzo długi, mógł mieć może kilkaset metrów. Emma nie zdążyłaby dobiec do najbliższego zakrętu, chyba że osiągałaby prędkość Nocnej Furii. Zostały więc tylko dwa, nadal jednak nie chciałem strzelać na chybił trafił. Ten po prawej był średniej długości, sprinterka mogłaby go pokonać. Zalegał tam jednak gesty kurz. Został zatem środkowy. Rzuciłem się biegiem i już po paru krokach przede mną pojawiło się kolejne rozwidlenie, ale i plecy uciekającej dziewczyny. Gnałem za nią, tym razem jednak nie straciłem jej z oczu. Zatrzymała się dopiero przy wielkich drzwiach z napisem «PODZIELNIA»
- Dlaczego, tu jest ... tak napisane? - wysapałem, przytrzymując się ściany.
- Nie ja tu jestem od wyjaśniania, hehehe. - zaśmiała się i pchnęła drzwi.

Moim oczom ukazał się przedziwny widok. Całe pomieszczenie pokryte było świerkowymi deskami, znajdowały się tam meble charakterystyczne dla królewskiego salonu. Na nich spoczywało dwudziestu chłopców, trochę starszych ode mnie i około dziesięciu dziewczyn. Wszyscy byli mokrzy i zawinięci w puchowe ręczniki, grzali się w ogniu buchającym z trzech wielkich kominków. Dorównywały one wielkością koszmarowi ponocnikowi i tym samym zajmowały praktycznie połowę pomieszczenia.
- To ja lecę! - zawołała Emma za moimi plecami i zamknęła drzwi. Gdy tylko to zrobiła wesołe rozmowy ucichły i wszyscy skierowali wzrok na mnie. Chciałem opuścić wzrok, gdy przypomniałem sobie słowa Fenrira: masz mieć wysoko uniesioną głowę i zimne spojrzenie. Pamiętaj, jako jeden z nielicznych jesteś synem nordyckiego boga, nie ważne że drugiej kategorii - Loki i tak jest potężny i należy się go obawiać. Uniosłem zatem wysoko głowę i zmierzyłem wszystkich spojrzeniem. Jako jedyny nie ociekałem wodą i miałem na sobie strój zwiadowcy.

Przysiadłem się do najdalszego stolika i zacząłem bawić nożem do rzucania. Jest to bardzo przydatna sztuczka, którą w razie potrzeby można zastosować z monetą. Fenrir mnie jej nauczył. Poprawiłem kaptur na głowie i rozmowy znowu zaczęły powoli się rozwijać. Ludzie siedzący ze mną przy stole (nadal w ręcznikach jednak już susi) zagadnęli:
- Hej, jestem Hal, a to Stich. Jak się nazywasz? - zapytał blondyn pokazując na siebie i swego rudego kompana.
- Magnus - odparłem po chwili zastanowienia. W końcu muszę sobie znaleźć przyjaciół.
- Trenowałeś już? - zapytał ten drugi, niby od niechcenia, ciągle patrząc się na mój nóż.
- Tak. - odpowiedziałem. Specjalnie starałem się ściszać głos, aby brzmieć groźniej.
- Wiesz, że to nielegalne? - zapytał Hal.
- Tak, ale większość z ludzi tutaj - powiodłem ręką po pomieszczeniu - z pewnością umie władać jakąkolwiek bronią. - chłopacy pokiwali lekko głowami.
- No, w każdym razie przegapiłeś codzienną naukę pływania. W dormitorium znajduje się rozpiska. - rzekł Stich - Chodź to ci pokarzę. - Z udawaną niechęcią wstałem z fotela i podążyłem za moimi mocno zbudowanymi, nowymi "przyjaciółmi". Mieli typowo skandyjskie ciała: w barkach rozrośnięci, głowy trochę puste. Ich celem na pewno nie było zostanie zwiadowcą Wczesnojaśniejących. Poszedłem za nimi do jednego z ognisk ( tego po prawej stronie ). Po czym Stich i Hal wkroczyli w płomienie.

Niepewnie popatrzyłem na płonące przede mną ognisko i chłopców, którzy stali w płomieniach jak gdyby nigdy nic. Stich przemówił:
- Będzie cholernie bolało, ale ogień cię nie podpali. Jutro, po kąpieli w naszej specjalnej wodzie przestaniesz to czuć. Ona sprawia, że nie czujemy poparzeń, oraz nie zostają one na naszej skórze. - skinąłem głową w odpowiedzi i przekląłem w duchu Fenrira. Potem zamknąłem oczy i dumnie wszedłem w płomienie, zagryzając zęby i czując na sobie spojrzenia wszystkich w pomieszczeniu. Pilnowałem, aby wyraz mojej twarzy pozostawał neutralny. Bolało okrutnie, całe ciało pulsowało w jednym, wielkim proteście. Jak przez mgłę usłyszałem:
- Czapla! - i ból ustał. Wyszedłem z płomieni, oszołomiony ogniem rozprzestrzeniającym się po mojej skórze. Już nie bolało, żar jednak bił z mojego ciała, jakbym sam był wielkim, podpalonym knotem świeczki. Z czasem przygasłem i wciągnąłem w płuca świeże powietrze. Wbrew podejrzeniom nie było w nim aromatu palonej skóry, włosów i wełny, oddychało się idealnie. Mimo wszystko skórę miałem zaczerwienioną. Obejrzałem się za siebie. Hal i Stich szczerzyli się od ucha do ucha i jakby nigdy nic wyszli z ogniska. Wtedy rozejrzałem się po miejscu, w którym się znalazłem. Byłem na końcu długiego korytarza. Nie był on szczególnie przestronny, na ścianach wisiały lampy gazowe i obrazy a na szafkach, w kryształowych wazonach znajdowały się bukiety róż. Symetrycznie, co dwa metry rozmieszczone były drzwi. Każda para wyglądała wprost identycznie, jedyną różnicą były drewniane tabliczki ze złotymi napisami i wygrawerowanymi gwiazdkami. Podszedłem do najbliższych i przeczytałem: Jasper ⭐️⭐️⭐️⭐️⭐️, ostatnia koloru niebieskiego.
- Co to znaczy? - zapytałem pokazując palcem na drzwi.
- To znaczy, że są to drzwi do pokoju Jaspera i że przeszedł on wybitnie całe szkolenie, oraz że jest już pełnoprawnym członkiem Wczesnojaśniejących, najepszym z najlepszych. - rzekł Stich z namaszczeniem - To wielki mistrz, nauczyciel. Nikt, nigdy nie wykonał tyle pchnięć w jednym pojedynku. Niestety, stracił równowagę i brak mu małego palca u nogi. - skinąłem głową. Niebieska gwiazdka była moim celem. Musiałem stanąć na wysokiej pozycji, aby poprowadzić Wczesnojaśniejących przeciw Lokiemu. Kto posłuchałby bowiem zwykłego zwiadowcę?

Drzwi naprzeciwko należały do niejakiego Sztorma z identycznym wynikiem jak Jasper.
- A ten to kto? - zapytałem.
- Jeden z najlepszych szermierzy na całym archipelagu, stawiany na równi z Jasperem. Jest zastępcą szefa. Mistrz w swoim fachu, szkoli wojowników. Poza tym to najlepszy sternik jakiego dała matka Ziemia. - powiedział Hal. Zamyśliłem się. A więc to jego miałem wykopać z roboty i zastąpić. Ciekawe jak miałem tego dokonać.
- Dość gadania, pokażemy ci twój pokój.- Przerwał me rozmyślania Stich, ruszyli przodem. Przeszliśmy obok dwudziestu różnych drzwi, gdy moją uwagę przykuła jedna para. Po lewej stronie znajdował się zatarty napis: Fenrir ⭐️⭐️⭐️⭐️⭐️, a na przeciwnych drzwiach: Heather ⭐️⭐️⭐️⭐️⭐️. Wskazałem palcem drzwi zielonookiej.
- Kto to? - zapytałem. Po chwili wachania odpowiedzieli.
- Nauczycielka, niezrównana w sztuce kamuflażu. Uczy przyszłych zwiadowców, ale ... - Stich zawiesił głos.
- Ale? - pogoniłem go niecierpliwie.
- Spośród dwudziestu czterech chętnych wybiera tylko jednego. Najlepszego z najlepszych, wprost nie podobne, aby się dostać. Nie uczy hurtowo, szkoli komandosów. Jeśli bardzo się napaliłeś na bycie zwiadowcą, lepiej poszukaj jakiegoś innego nauczyciela, takiego z cyklu hurtowych. -  zaciekawiony skinąłem głową w milczeniu. Może Fenrir byłby w stanie mi pomóc...






10 ⭐️

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top