5 /pierwszy dzień szkolenia x2/
Czkawka
Ja i Szczerbatek staliśmy z opuszczonymi głowami słuchając obelg rzucanych nam przez Fenrira.
Nieodpowiedzialni kretyni! Niepunktualni, zapominalscy idioci! Po pierwsze: zdajecie sobie sprawę, że zwykła śmiertelniczka zobaczyła nas razem już dwa razy!? Dzięki mojemu Zmieniaczowi Żyć nie zapamięta tego razu z Kilim, ale wpadliście! W dodatku nie powiedzieliście mi o tym, że was dzisiaj zobaczyła tylko polecieliście za nią i jej nie dogoniliście. - spojrzał spode łba na mojego smoka. Tego już nie mogłem wytrzymać. Niech mnie obraża ile chce! Ale od mojego przyjaciela z daleka!
- Zostaw go Fenrirze! Jest najszybszym smokiem na całym archipelagu, a może nawet na świecie! Ale nikt nie powiedział, że dorówna szybkością pół bogowi! Z resztą nie musi - spojrzałem z czułością na Szczerbatka - dla mnie i tak jest najważniejszy.
Zaraz rzygnę. mruknął wilk. Położył się na skalistej podłodze jaskini treningowej Następnym razem nie dajcie się złapać. Ale nic. Czas zacząć trening. Magnusie, Kili jak mówiłem wcześniej zaczniemy od teorii. A więc tak. Zaczniemy od początku, czyli od powstania Świata. Na początku nie było nic, jedynie Gyinungagap *. Później zaś był Nilfheim, świat gdzie rządzi mróz. On panował na północy. Na południu zaś rządy sprawował Surt ze swym płonącym ostrzem. - i takich nudziarstw słuchaliśmy sześć dni.
Przez 36 godzin w ciągu tych sześciu dni wysłuchiwałem o bogach zasiadających pod Yggdrasil, aby sprawować rządy, oraz o Asgardzie. Bardzo chciałem tam dotrzeć po śmierci, ale skoro jestem pół bogiem to oznacza że nie umrę. Myślałem wtedy o swoim tytule: Syn Lokiego, brat Fenrira Czkawka Odważny, Jeździec Furii.
Ostatniego dnia tygodnia, gdy nie było smoczego szkolenia - w końcu to dzień odpoczynku - odbyła się interesująca lekcja. A przed nią interesujące spotkanie z pewną niebieskooką blondynką. Pamietam wtedy, że zamyślony na nią wpadłem.
- O... przepraszam Astrid ... - mruknąłem.
- Gdzie idziesz? - zapytała ignorując moje przeprosiny. ,,Dziwne" pomyślałem ,,normalnie już dawno leżałbym na ziemi, zbity na kwaśne jabłko"
- Ja? No ... tego ... do ... - zawahałem się. Do kogo takie popychadło jak ja mogło iść? Nie byłem przekonany, czy przyznanie się do jakiegokolwiek związku z Fenrirem jest bezpieczne - Do lasu. - dokończyłem zmieszany. Dziewczyna skrzyżowała ręce na piersi.
- Pozwolisz, że pójdę z tobą. - dodała już łagodniejszym tonem. O matko, o matko, o matko! Mój umysł pracował na najwyższych obrotach.
- Nie, bo wiesz to jest osobiste. - rzuciłem szybko - To cześć! - i zacząłem uciekać. Usłyszałem za sobą odgłosy pogoni, więc zacząłem lawirować między drzewami, aż w końcu padłem na ziemię i przeturlałem się w głęboką nieckę pod pniem drzewa.
Obserwowałem cierpliwie, aż zobaczyłem szare kozaki biegnącej dziewczyny. Wtedy odczekałem chwilkę, żeby się upewnić że nie ma jej w pobliżu i wypełzłem z kryjówki. Starając się przemykać jak najciszej dotarłem do umówionego miejsca, wskoczyłem na Szczerbatka i odlecieliśmy. Gdy byliśmy już nad chmurami zrobiło mi się zimno. Na szczęście z tamtąd niedaleka droga do jaskini treningowej, która nawiasem mówiąc była dość obszerna, i gdzie czekało na mnie już rozpalone ognisko. Zdawało się, że lekcja będzie tak nudna jak zawsze, okazało się jednak że porozmawiamy o bardzo ciekawym temacie - mianowicie o wrogach i sprzymierzeńcach Berk, Wczesnojaśniejących, zaginionych dzieciach i handlarzach niewolników.
Zdajesz sobie sprawę, że jako pół bóg mogę czytać w twoich myślach Czkawka? powiedział przyglądając mi się uważnie. „dziwne" pomyślałem ,, czemu zwraca się do mnie przy użyciu mego ziemskiego imienia?"
Ponieważ czuję, iż chodzi o coś poważnego. O miłość
Postanowiłem wysłać mu kolejną telepatyczną wiadomość. ,, jaką znowu miłość!? Do kogo, że do Astrid, bo o niej teraz akurat myślałem? Nonsens! " nie mogło to brzmieć przekonująco.
Ona kiedyś umrze Czkawka. Nie licz na nic szczególnego ze śmiertelniczką, bo czekać cię będą tylko ból, łzy i strata. Wiem coś o tym. I zakończył rozmowę. Lekcja zaczęła się na poważnie.
Jak pewnie wiesz, najzacieklejszymi wrogami Berk są Berserkowie.
W milczeniu pokiwałem twierdząco głową.
O tuż masz o tym zapomnieć powiedział. Zdziwienie, które z pewnością odmalowało się na mojej twarzy wywołało u niego karykaturę uśmiechu.
Wiedz, że większość nauczycieli Wczesnojaśniejących to właśnie Berserkowie. Z tego co wiem, twoją nauczycielką będzie twoja rówieśnica Heather.
- Jak to? - zapytałem - Przecież, skoro jest w moim wieku, to jak może mieć dostateczne umiejętności aby nauczać?
Ludzie, którzy tak jak ona urodzili się w podziemiach organizacji są szkoleni do misji od dziecka.
- No tak, - mruknąłem - mogłem się domyślić.
No i tak płynnie przepływamy z jednego tematu do drugiego. Już na początku zadałeś mi pytanie: "Kim są?" czy " Co robią Wczesnojaśniejący?" Są oni szkolonymi zabójcami, zwalczającymi Drago Krwawdonia i handlarzy niewolników. Jak możesz się domyślić, złoczyńczy bez przerwy zmieniają swoje położenie, przesuwając się coraz bardziej na północ. Ich następnym przystankiem będzie ...
- Berk. - dokończyłem przerażony.
Tak. Dopłyną tu dopiero za trzy tygodnie, więc zwiadowcy Wczesnojaśniejących przybedą równo za dwa tygodnie i jeden dzień spojrzał na mnie znacząco i wtedy, chcę abyś do nich dołączył. Zapowiedziałem im twoje przybycie.
„Czyli klamka zapadła" pomyślałem.
Tak.
- Możesz przestać!? - wydarłem się na niego. Nie będzie mi czytać w myślach padalec jeden!
Astrid
Nie wierzyłam własnym oczom! Czkawka, którego goniłam w lesie w poszukiwaniu wyjaśnień, jakby rozpłynął się w powietrzu. Po prostu skręcił za krzakiem i nie wybiegł z drugiej strony. Przeszukałam każdy kamień i każdą skrytkę w drzewie, ale go nie znalazłam. Wzruszyłam ramionami i wróciłam do domu. „Widocznie nie dane było ci go dzisiaj złapać Astrid. " pomyślałam.
Zrezygnowana weszłam do domu i położyłam się na łóżku. W końcu nie miałam dzisiaj nic do roboty. Po paru minutach postanowiłam jednak się ruszyć i podeszłam do półki na książki w rogu pokoju. Zauważyłam tam pięć tomów. Pierwszy tytuł z nich głosił: Wielka Księga Bogów, drugi: Księga Smoków, trzeci: Cała Prawda O Trolach, a czwarty: Berk I Nie Tylko. Piąty był zamazany, a książka stara. Nie pamiętałam jej.
Zabrałam ją na łóżko i otworzyłam na pierwszej stronie. Widoczne dwa zdania głosiły: Odyn jest najstarszym i najpotężniejszym bogiem. Był stworzycielem świata nieba i ziemi, a także człowieka.
„Oczywiste" pomyślałam i znowu zabrałam się za lekturę. Kolejne słowa były jednak zamazane i praktycznie nieczytelne. Wszystkie poza dedykacją na dole. Głosiła ona:
Dla Astrid Hofferson, która pamięta o swej obietnicy wobec Fenrira. ~ Thor.
Zamarłam z ręką nad kartką.
Czkawka
Następnego dnia rozpoczęła się praktyczna cześć szkolenia. Fenrir poprowadził mnie na polankę, gdzie przed rozpoczęciem lekcji czeka na mnie Szczerbatek.
- Nie jesteśmy za blisko wioski? - zapytałem.
Nie, Wikingowie są zbyt skupieni na własnych zajęciach. Z tego co wiem nie są tobą zbyt zainteresowani co?
Mruknąłem potwierdzająco.
Tak też myślałem rzekł usatysfakcjonowany. Wprost rozsadzała mnie ciekawość, ale przez ostatni tydzień dowiedziałem się, że zadawanie zbędnych pytań w niczym nie pomoże. Wilk powie mi wszystko tylko wtedy, kiedy sam zechce. Nie wcześniej i nie później. Gdy stanęliśmy na łące Fenrir spojrzał na mnie i powiedział:
Najpierw nauczę cię rzucać sztyletami.
„Pewnie" pomyślałem „Ciekawe czy jakikolwiek z nich zdołam choćby utrzymać"
Owszem rzekł sucho gdy kiedyś pomogłem Wczesnojaśniejącym dostałem od nich komplet wyposażenia ich zwiadowców. Są to bronie wykonane specjalnie dla takich chucherek jak ty.
- Ale po co ci ... - zacząłem, ale nie dane było mi dokończyć.
Mogę przybrać formę dowolnego stworzenia. Człowieka też. Tak więc taki zestaw mógł się kiedyś przydać. Zwłaszcza peleryna. powiedział Jak powinieneś wiedzieć z lekcji dodał zgryźliwie. Ja oczywiście nie pamiętałem o co chodzi.
Pod kłodą z lewej strony znajduje się całe twoje wyposażenie. Przynieś je tutaj, ale na razie wykorzystamy tylko sztylety. Wykonałem polecenie i założyłem pasek z trzema pochwami z lewej strony.
- Wszyscy zwiadowcy Wczesnojaśniejących są praworęczni, czy ...?
Każda część ekwipunku robiona jest dla konkretnej osoby, przez kowali Asgard'u. Ale jak wiesz dodał lekceważąco ja mogę trochę naginać rzeczywistość. Zaczynamy.
Wyciągnąłem dwa sztylety i zgodnie ze wskazówkami zacząłem ciskać nimi w porastające obrzeże polanki drzewa.
Złap je bliżej ostrza, aby obracały się częściej. Stosuj tego przy dalszych celach. Im dalszą cześć rękojeści chwycisz, tym wolniej sztylet będzie się obracał. To jest na bliskie cele.
A więc ciskałem nożami, od rana do nocy, co poskutkowało bólem mięśni pleców, ramion i dłoni, oraz rozciętym palcem. Gdy wracałem do domu Fenrir obwieścił mi, że sam muszę dbać o używane wyposażenie, mianowicie codziennie je czyścić i pilnować by nie rdzewiało. Tak więc drżącymi ze zmęczenia rękami polerowałem ostrza, gdy księżyc już dawno stał wysoko na niebie. Byłem jednak zadowolony. Dwa razy trafiłem w dalekie cele, a trzy w te bliższe. Nigdy nie lubiłem broni, czy przemocy, ale nie wiedzieć czemu ten wynik (jak na pierwszą próbę) napawał mnie satysfakcją.
Następnego dnia znowu stawiłem się na polance i znowu ciskałem nożami. Jednak gdy wybiło południe, Fenrir przemienił się w człowieka. A raczej jego namiastkę. Wyglądał jak chodzący, materialny cień za wyjątkiem świecących, zielonych oczu. Skojarzył mi się ze Szczerbatkiem. Wyciągnął miecz z paska o trzech pochwach, który gdyby nie swój kolor wyglądałby identycznie jak mój. Dwa miejsca w nim zajmowały sztylety, jedno miecz.
- To jest Zaklinacz. - powiedział ludzkim głosem - Twój miecz nazwany jest Piekło, ze względu na zdolność samozapłonu i dlatego, że podczas jego wyrabiania wpadł jednemu z kowali do wulkanu. - Wyjąłem swój miecz i zacząłem go porównywać z bronią brata. Cóż, jego prezentował się znacznie groźniej. Miał szerokie, ostre ostrze lśniące w świetle dnia.
- Nie oceniaj go po wyglądzie. Jest równie śmiercionośny. - rzekł Fenrir, ponownie odczytując moje myśli. Chyba zacząłem się do tego przyzwyczajać. Spojrzałem na Piekło. Zdobiona rękojeść posiadała rubin po środku. Z kolej u mojego brata był to szmaragd.
- Od czego zależy kamień w rękojeści? - zapytałem.
- To zależy od klasy żywiołu miecza. Twój miecz jest z żywiołu ognia, więc posiada rubin. Mój pochodzi z żywiołu ziemi, dlatego ma w sobie szmaragd. Jest to aluzja do jadu węża, uprzedzając kolejne pytanie.
- Aha. - odpowiedziałem. Kolejnym kryterium oceny miecza była klinga. Jak wspominałem, ostrze mojego brata było szerokie i ostre, lśniące. A moje przypominało bardziej stalowe, tępe pręty ułożone na kształt miecza. Poza tym było puste w środku.
- Przyjrzyj mu się. - szepnął Fenrir. Zbliżyłem Piekło do twarzy. Dostrzegłem małe, ostre haczyki i kolce przy kątach, oraz ostry jak brzytwa czubek miecza.
- Niesamowite. - mruknąłem. To było mistrzostwo w kwestii produkcji. Ten miecz wykonany został przez mistrza mistrzów. Był lekki i poręczny, idealnie leżał w dłoni. Przez czysty przypadek mój palec powędrował pod spód rękojeści. Tam znalazłem guzik, który nacisnąłem. W ciągu ułamka sekundy ostrze pokryło się zielonym szlamem i zapaliło się, a z boków wyleciał gaz zębiroga zamkogłowego.
- Przesuń klapki, aby zablokować gaz. - doradził. Wtedy zauważyłem małe skórzane naszywki, sztywno umieszczone przy otworach. Zasuwałem je na dziurki i momentalnie gaz przestał lecieć.
- Niesamowite. - Powtórzyłem.
- Koniec zachwycania się bronią. Czas walczyć. - rzekł i zaczęła się zabawa. Przez cały dzień uczyłem się wypadów, parowań ciosów, uderzeń z góry, boku, dołu, półobrotu, wszelkiego rodzaju sekwencji, zwodów i wszystkich szermierczych sztuczek. Wieczorem zgiąłem się w pół i wyłapałem:
- Nie ma opcji, żebym w dwa tygodnie się wszystkiego nauczył...
- Oczywiście, że nie! Gdy trafisz do Wczesnojaśniejących czekać cię będą tygodnie ćwiczeń! Do tego co robisz teraz dojedzie jeszcze łuk, kamuflaż, telepatia, kontrola umysłów, zamiana w zwierzęta i odporność na ból. - wyliczał. Jakoś nie zwróciłem wtedy uwagi na ostatnią umiejętność do opanowania. Byłem po prostu zbyt zmęczony. Pożegnałem się i wróciłem do domu. Tam zastałem ojca. Spojrzał na mnie uważnie, przyglądając się mojemu paskowi. Już szykowałem jakieś wymyślne kłamstwo, gdy się odezwał:
- Czemu nie było cię na Smoczym Szkoleniu?
- Źle się poczułem. - odpowiedziałem bez namysłu - A potem jak mi przeszło, to poszedłem do kuźni robić broń, w końcu smoki już nie atakowały od dłuższego czasu i pewnie niedługo się to zmieni nie? - powiedziałem bez tchu.
- Tak - mruknął ojciec dając za wygraną - Za dwa tygodnie wyjeżdżam szukać Smoczego Leża. A ty lepiej bądź jutro na szkoleniu.
- Dobrze tato. - powiedziałem. Gdy wyszedł, pewnie do twierdzy na naradę, popędziłem do pokoju, wyczyściłem broń i usnąłem.
Właśnie tak wyglądały moje kolejne dwanaście dni, nie licząc rozmowy z ojcem.
Pamietam, że w dniu przybycia zwiadowców umiałem już bardzo dobrze ciskać nożami i walczyć mieczem. O pierwszej rano tamtego dnia wymknąłem się na polankę, pożegnać się z Fenrirem, zgarnąć Szczerbatka i cały ekwipunek.
Odprowadzę cię. powiedział I co miesiąc będę wpadać zobaczyć co i jak. Doszliśmy do przystani, gdzie akurat przybijała mała łódka, z kołczanem strzał namalowanym na żaglu. Z jej pokładu wyszedł mężczyzna z chustą zakrywającą twarz do nosa i kapturem na oczy. Peleryną była upstrzona ciemnymi barwami, które sprawiały iż jej właściciel stawał się niewidzialny. ** Przez ramię miał przewieszony ogromny łuk, a w kołczanie około trzydziestu strzał.
- Fenrirze. - skinął głową wilkowi, na co on odpowiedział tym samym - Magnusie.
- Witaj. - powiedziałem. Cały czas ciężko mi było z tym nowym imieniem.
- Widzę, że masz smoka. - powiedział z uznaniem patrząc na Szczerbatka.
- To nie problem prawda? - zagadnąłem. W sumie to nie wpadłem na to, żeby wcześniej o to zapytać.
- Oczywiście, że nie. U nas każdy ma swojego smoka. Valka pokazała nam jak je oswoić, jakieś piętnaście lat temu.
- To z pewnością bardzo interesująca kobieta. - rzekłem z namysłem. Jeszcze nawet nie dotarłem do siedziby Wczesnojaśniejących, a już zaczynałem czuć się w ich towarzystwie na właściwym miejscu. Jedyne czego mi tam brakowało to pięknych tęczówek koloru lazurytu i złotych włosów Astrid. Wszystko potoczyło się bardzo szybko. Wsiadłem na łódź wraz z moim przyjacielem i pożegnałem się z Fenrirem, który rozpłynął się we mgle. Zanim się obejrzałem byliśmy już na otwartym morzu, a Berk pozostała tylko jako ciemna kropka na horyzoncie. Pomyślałem wtedy, że zaczynam kompletnie nowe życie. Berk, rówieśników, ojca i wodza, oraz cząstkę mnie zostawiam tu, w tym znienawidzonym ale i kochanym miejscu. Oraz imię. Czkawka Haddock III miał zostać wymazany z historii mego życia na rzecz Magnusa, brata Fenrira. Jeźdźca Furii.
———————————————————————————
* znaczy próżnia bądź otchłań.
** tak znowu się inspiruję wyposażeniem Zwiadowców Johna Flanagan'a 😀
10 ⭐️ i do zobaczenia!
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top