4 /pierwszy dzień szkolenia/

Astrid

Poprzedniego dnia
Następnego dnia wciąż nie mogłam się pozbierać. Gdy przeglądałam się w tafli wody z beczki w łazience, widziałam przeraźliwie bladą twarz. Ból w czaszce nadal był obecny, ale zdecydowanie zelżał i przypominał teraz raczej tępe pulsowanie. Gdzie ta nieustraszona wojowniczka? pomyślałam To tylko pozory, w głębi jestem małą przerażoną dziewczynką kontynuowałam, przedrzeźniając ojca. Zdenerwowana zacisnęłam pieść i uderzyłam w wodę z całej siły. Postanowiłam, że cały ten dzień prześpię, tak też zrobiłam.

Chwila obecna
Kolejny poranek, kolejne dwadzieścia cztery godziny, które trzeba przeżyć. Gdy rano znowu się przejrzałam, z zadowoleniem stwierdziłam, że cześć kolorów powróciła już na moją twarz. Przebrałam się w świeże rzeczy i ruszyłam na Smocze Szkolenie. Dziś był pierwszy dzień i musiałam dobrze wypaść. Ruszyłam zatem w kierunku areny, słuchając koncertu ptaków. Cudowne.

Przybyłam na umówione miejsce jako pierwsza. Oczywiście. pomyślałam Sączysmark się klasycznie spóźni, Śledzik może jeszcze zdąży na ostatnią chwilę a bliźniaki pewnie się nie pojawią. O Czkawce to już nawet nie wspomnę. gdy tylko ta ostatnia myśl przemknęła mi przez głowę, od razu postanowiłam że wypytam Czkawkę o to zdarzenie na plaży. W końcu nie złamię tak obietnicy złożonej Fenrirowi. Nikomu o tym nie powiem, bo ten chłopak o tym wie. Naprawdę nie chciałam znowu się spotkać z tym stworzeniem nadnaturalnych wielkości.

Gdy tak rozmyślałam na arenę wszedł Śledzik i bliźniaki. Zdziwiłam się trochę na ich widok. Mieczyk i Szpadka przed czasem!? Coś musiało się wydarzyć. Zaraz za nimi wszedł Pyskacz, Sączysmark i Czkawka. Stanęłam koło tego ostatniego i szepnęłam:
- Musimy pogadać po zajęciach. Nie wymigasz się, bo cię widziałam ... - nie dane mi było jednak dokończyć, gdyż nasz nauczyciel wrzasnął:
- No dobra, ustawcie się w rzędzie. - gdy wykonaliśmy jego polecenie kontynuował - Za tymi drzwiami znajdują się podstawowe znane nam gatunki smoków. Koszmar Ponocnik, Straszliwiec Straszliwy, Gronkiel, Śmiertnik Zębacz, Zębirug Zamkogłowy. W ciągu najbliższych dni nauczycie się z nimi walczyć, oraz walczyć z innymi Wikingami.

Czkawka

Stałem na arenie obok Astrid, gorączkowo zastanawiając się jak to możliwe, że mnie widziała z Fenrirem. Bo bez wątpienia o to chodziło. Niby dlaczego miałaby inaczej się do mnie odzywać? To po pierwsze, a po drugie wielki wilk przy naszym pierwszym spotkaniu mówił coś o tym, że ktoś tam był. Dotychczas myślałem, że był to jakiś myśliwy, względnie rybacy szli szukać nowego miejsca na połów. Ale myliłem się. Teraz tylko się modliłem, aby rozmowa z blondynką nie doprowadziła do tego, że rozpowie o tym całej wiosce. Naprawdę - mam już dość problemów.
- Zaczniemy od Straszliwca Straszliwego. - rzekł Pyskacz i to było jedyne co usłyszałem po powrocie do rzeczywistości. Kowal już szedł do dźwigni otwierającej klatkę smoka. Czym prędzej ruszyłem w stronę tarczy. Nie miałem zamiaru wygrać Smoczego Szkolenia. O nie! Jeszcze tylko mi brakowało, żeby musieć zabić smoka! Ale chciałem przeżyć.

Złapałem za osłonę dokładnie w chwili w której mały, słodki smoczek, wielkości dużego kota wystrzelił na arenę.
- To!? - prychnął Mieczyk - On jest mniejszy od - zaczął, ale nie dane było mu dokończyć, gdyż ten "mały, słodki smoczek" rzucił się na niego i wgryzł w nos małe haczykowate zębiska. Chłopak wrzasnął i przetoczył się na bok, kalecząc ciało na ostrych kamyczkach rozsianych gdzieniegdzie na arenie. Złapał za gada obiema rękami i odciągał go od swojej twarzy.
- Może was nie zabije, ale czy ugryzie to inna sprawa. - przemówił Pyskacz opierając się spokojnie o ścianę. Szybko schowałem głowę za tarczą i wycofałem pod ścianę. Nie wiedziałem na ile Fenrir się mną opiekuje.

- Czkawka! Nie chowaj się! - usłyszałem. Chciałem się odsunąć, ale właśnie w tym momencie, Straszliwiec Straszliwy oderwał się od Mieczyka, cicho pochlipującego na ziemi i skierował się w moją stronę. Znowu skuliłem się za tarczą, przylegając twarzą do sosnowych desek tarczy ćwiczebnej. Usłyszałem skrobanie małych pazurków o deski mej osłony, wojowniczy krzyk Astrid, uderzenie czegoś drewnianego w małe ciałko i cichy jęk. Pamiętam, że zastanawiałem się wtedy, kto komu przylał? Smok Astrid, czy Astrid smokowi?

Wychyliłem lekko głowę znad tarczy i zobaczyłem Astrid wlokącą za szyję Straszliwca Straszliwego, który naszpikowany był drzazgami. Tarcza blondynki leżała u moich stup. A raczej to co z niej zostało. Domyślałem się, że dziewczyna podbiegła do mnie i zdzieliła smoka tarczą.

Gdy już wrzuciła biedne stworzenie do klatki i Pyskacz zamknął jej drzwi, czym prędzej rzuciłem się do wyjścia. Gdy usłyszałem, że dziewczyna zaczęła mnie gonić zawołałem przez ramię:
- Cześć! To ja lecę! - i zniknąłem z areny. Astrid była ode mnie lepiej wysportowana i szybciej biegała, więc na tym polu miała przewagę. Ale ja znałem las jak własną kieszeń, a my byliśmy już w połowie drogi do niego. Zygzakami pokonałem trasę (zdawać by się mogło, że przypadkową) do leśnej gęstwiny i ruszyłem w stronę Góry. Miałem już zadyszkę, więc zwolniłem gdyż uznałem, że blondynka nie dogoni mnie w leśnej gęstwinie. Po chwili, gdy byłem już prawie u celu mej wędrówki musiałem wyjść z lasu na spotkanie Szczerbatkowi.

Tam wpadłem na Hofferson.
- O ja...! Aaa ... a co ty tu ... robisz? - wydukałem. W sumie, to równie dobrze mogłem się już do wszystkiego przyznać, bo beznadziejny ze mnie kłamca.
- Chcę wiedzieć co jest grane. - odpowiedziała szorstko. Jej błękitne oczy, od których zazwyczaj nie mogłem odwrócić wzroku, odpychały zimnym spojrzeniem. Spuściłem wzrok. Jak zawsze.
- Ale co? - mruknąłem.
- No gadaj no! - powiedziała - Z kim ... Z czym rozmawiałeś wtedy na płazy? - dodała szeptem. W jej głosie pobrzmiewała nutka ... nie, nie strachu to za mocne słowo. Niepokoju. To było coś nowego. Astrid się niepokoi?
- To był ... - zacząłem, coraz bardziej ściszając głos, który po tych dwóch słowach przemienił się w niezrozumiałe burczenie.
- KTO? - teraz nie pozostawiła wątpliwości, że oczekuje wyjaśnień, bo z kim rozmawiałem pewnie się domyśliła, oczekiwała tylko potwierdzenia. Wtedy stało się najgorsze.

Na polanie pod Górą czekać miał na mnie mój smok, aby zawieźć nas na szkolenie Fenrira. Najwyraźniej Nocna Furia obudzona naszą rozmową postanowiła złożyć nam wizytę. Szczerbatek zaczął się do nas skradać, z góry zakładając że Astrid jest pokojowo nastawiona, skoro tu ze mną przyszła. Dałem mu umówiony znak ręką, mówiący „Stój!" Był on bardzo dyskretny, ledwie dostrzegalny ale dziewczyna nie była głupia. Uważnie obserwowała całą mą sylwetkę, przez co zauważyła sygnał. Odwróciła się na pięcie i go zobaczyła.

Nocna Furia odruchowo przyjęła pozycję obronną i zawarczała. Hofferson krzyknęła z przerażenia i przypadła do ziemi w samą porę by uniknąć wystrzelonej w nią plazmy.
- Szczerbatek! - krzyknąłem - Uspokój się! Natychmiast! - stanąłem między moim przyjacielem a Astrid. Mój smok warknął obrażony. Zdawał się mówić: „No co? Przecież był sygnał! Sygnały się stosuje wobec wrogów! Jestem głodny, daj mi ją zjeść! "
- Spokojnie. - powiedziałem i położyłem mu rękę na pysku, jak wtedy gdy się poznaliśmy.
-  Co to jest? - usłyszałem za sobą. Ciekawe, co ja mam z nią zrobić?

Heyy! Mam nadzieję, że rozdział się podoba? Nie za długi, ale może w przyszłości będą dłuższe? Kto wie. W każdym razie, mam nadzieję że zostawicie komentarze, gdyż bardzo lubię je czytać 😗
10 ⭐️ i widzimy się w następnym rozdziale! Bye

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top