4,5 /ciąg dlaszy pierwszego dnia/
Czkawka
- Szczerbatku, to jest Astrid. Astrid to jest Szczerbatek. - powiedziałem uważnie obserwując mojego przyjaciela. Nigdy nie mogłem być pewien, co mu strzeli do łba. Smok zawarczał groźnie, a blondynka zaczęła uciekać.
- Ta ta ra! I kicha! - zawołałem. Gad odwrócił się i ruszył w kierunku Góry - A ty dokąd!? - zawołałem za nim.
Astrid
Nie mogłam w to uwierzyć! Czkawka, popychadło i pośmiewisko całej Berk oswoił smoka i rozmawiał z Fenrirem, wielkim wilkiem który pewnego dnia miał pożreć świat! Biegiem ruszyłam do wioski. Nie dlatego, że chciałam o tym komuś opowiedzieć, ale dlatego że znając tyle ich sekretów byłam dla nich zagrożeniem. Mogli chcieć, tak jak ten smok przed chwilą, mnie zabić. A ja nie miałam na to ochoty.
Wpadłam do domu i wbiegłam do pokoju. Wtedy ogarnęły mnie wątpliwości. Pamiętam, że czytając Wielką Księgę Bogów jako dziecko natrafiłam na rozdział o Fenrirze. Pisało tam, że wilk ten ma wiele super mocy, ale nie pamiętałam czy obejmują one również teleportację.
Co do smoka, sytuacja była podobna. Nie rozpoznałam w nim żadnego znanego nam dotąd gatunku opisanego w Księdze Smoków. Nie miałam jednak czasu na zbędne rozważania o tym, co oni potrafią, a czego nie. Złapałam topór i ukucnęłam za łóżkiem. „ Niech tylko tu przyjdą " pomyślałam „ będą mieć nie miłą niespodziankę". Nie miałam zamiaru dać im się żywcem!
Czkawka
Ja i Szczerbatek wylądowaliśmy na tyłach wioski, w porę aby zobaczyć jak Astrid zamyka się w domu. Nie mogliśmy za dnia opuścić osłony, którą dawały nam drzewa, gdyż Wikingowie od razu by nas zobaczyli. Ja sam w sobie nie byłem fenomenem, ale gdybym wchodził do domu dziewczyny, podczas gdy jej rodziców nie było w domu? Postanowiliśmy zaczekać i mieć nadzieję, że blondynka się nie wygada.
Wieczorem smoki przypuściły atak, a więc do niego dołączyliśmy. Nigdy nie miałem sentymentu do przeklętej wyspy, którą miałem w krótce opuścić.
Gdy bitwa rozgorzała zaatakowaliśmy. Dla odmiany namówiłem Szczerbatka do strzału w domy Wikingów blisko Astrid. Musieliśmy ją stamtąd wykurzyć. Po pierwszym strzale zobaczyliśmy jak ucieka i kieruje się do moich rówieśników gaszących pożary. Gdy do nich dotarła zadarła głowę i nas dostrzegła. Mogłem sobie tylko wyobrazić wściekłość malującą się na jej twarzy. Uśmiechnąłem się smętnie. Pewnie już doszła do wniosku, że mój przyjaciel to Nocna Furia.
Przystąpiliśmy do oblężenia twierdzy wraz z kilkoma Śmiertnikami Zębaczami. Kilka strzałów plazmy wystarczyło bo Wikingowie przestali stawać opór. Zewsząd dochodziły mnie głosy krzyczące tylko trzy słowa: „Nocna Furia! Padnij!" Dokonałem w głowie szybkiej kalkulacji: jeden strzał blisko domu Astrid, dwa w twierdzę. Zużyliśmy zatem trzy strzały. Bardzo ciekawiła mnie maksymalna liczba strzałów nocnej furii.
Zabraliśmy się za balistę i katapulty. Na to poszły cztery pociski. Byłem pod ważeniem szybkości i celności strzałów przyjaciela. Wtedy Szczerbatek spojrzał na mnie wzrokiem mówiącym:
„Koniec stary"
Czyli siedem. Nocna Furia może wystrzelić siedem razy. Złapałem się łęku siodła i skierowałem smoka w stronę Góry. Dopiero wtedy sobie przypomniałem, że ominęło mnie szkolenie Fenrira. No to po mnie pomyślałem. Właśnie wtedy byliśmy już na skraju osady. Straciłem czujność i słono nas to kosztowało. Ktoś cisnął w nas siatką z kulami i zostaliśmy trafieni. Spadliśmy tuż za moim domem.
Astrid
Nie mogłam w to uwierzyć. Wyraźnie widziałam jak Stoik Ważki cisnął siatką w odlatującego smoka, w legendarną bestię nie na darmo zwaną nocną furią i ... i powalił ją na ziemię. Spadli tuż za domem Czkawki.
- Masz. - oddałam moje wiadro z wodą Szpadce i nie czekając na odpowiedź pobiegłam zobaczyć smoka z bliska. Był tam już Stoik i paru innych Wikingów. Od razu poznałam, że coś jest nie tak.
- Synu. - rzekł wódz - jak mogłeś mi to zrobić? - zamarłam. Czkawka ... latał na tym czymś!? Niedorzeczne, ale prawdziwe. Jakiś mężczyzna podał wodzowi topór. Ten go jednak odepchnął i odwracając się rzucił:
- Zamknijcie ich z resztą.
I wtedy zniknęli.
Fenrir
Idioci. Skończeni, nierozważni, krótkowzroczni debile. Ten cały "Szczerbatek" i mój brat dali się zauważyć jakiejś tępej blondynie, wciągnąć w nalot smoków i dać się złapać. Tylko oni są do tego zdolni. Aż nie chciało mi się ich ratować. Od niechcenia machnąłem łapą teleportując ich do siebie. Potem zawyłem cofając czas do rana.
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top