2

Czkawka

Wieczorem przechadzałem się po plaży, kopiąc pojedyncze kamyki.
- Bogowie się na mnie uwzięli. - mruknąłem. Podszedłem do wody i usiadłem. Skierowałem swój wzrok na nikłe światełka osady majaczące w oddali. Zachodzące słońce sprawiało, że ocean przybrał barwę pomarańczy. Kolejny luksus zapewniany mi przez ojca - słodki owoc o pomarańczowej skórce i soczystym wnętrzu, sprowadzany przez Johana Kupczego.

Właśnie wtedy woda w pobliżu moich nóg zaczęła wrzeć. Zerwałem się na równe nogi. ,, Warzypluj!?" pomyślałem rozgorączkowany, jednocześnie się cofając. Ale to nie był smok. Z wiru wrzącej wody wynurzył się wielki, czarno-czerwony wilk o złotych ślepiach. Spowijała go szara mgła, warczał groźnie i unosił się pare centymetrów nad powierzchnią wody. Wtedy go rozpoznałem. To był Fenrir.  Legendarny wilk, który pewnego dnia miał pożreć cały świat.

Uklęknąłem na jedno kolano i spuściłem głowę. Tak oddawało się cześć złym istotom pokroju Lokiego. Gdy tylko to uczyniłem usłyszałem chrzęst łap na piasku i cichy rechot.
Nisko upadłeś Czkawko Haddocku III zaśmiał się wilk. Nie odpowiedziałem. Przywykłem do tego, że wszyscy się ze mnie nabijają. Zwłaszcza, że jesteś ode mnie ważniejszy wysyczał braciszku.

Astrid

Wieczór poświęciłam na treningi. W lesie na Berk jest pełno grubych drzew, w które mój topór wchodzi jak w masło, dobrze się więc tam ćwiczy technikę rzutów.

W każdym razie po paru godzinach treningu zacięłam się jednym z ostrzy mojej broni. Trenowałam wtedy akurat rzuty na dalekie odległości, musiałam więc trzymać topór blisko jego ostrych części. Poczułam lekkie szczypanie i lekko się skrzywiłam. Przypasałam sobie broń do paska i pobiegłam nad wodę odkazić ranę morską wodą.

Gdy wybiegłam z lasu, aż przystanęłam z wrażenia. To co zobaczyłam było... niesamowicie dziwne! Sprawiło, że zapomniałam o wszystkim: treningu, ranie na ręce, toporze obijającym się boleśnie o udo.

Czkawka rozmawiał z jakimś wielkim wilkiem. Chwilę zajęło mi jego rozpoznanie. Ale zorientowałam się po mgle otaczającym stworzenie. To był Fenrir. Cofnęłam się szybko między krzaki i zaczęłam ich obserwować. Po chwili się zorientowałam, że mówi tylko Czkawka. Wilk milczał, co jakiś czas wydając tylko jakieś niezrozumiałe pomruki. ,, Czy to możliwe, że on mówi do niego w myślach?!" pomyślałam. Przecież tak rozmawiają ze sobą tylko wybrane magiczne istoty.

Szczerbatek (Kili)

Obudziłem się wieczorem i poleciałem łowić ryby. W końcu, podczas ataku na wyspę Berk musiałem być najedzony! Złapałem pare większych sztuk i poleciałem na cel naszego ataku. Jak zawsze najpierw musiałem się ukryć w górach przed napaścią. Wleciałem do jaskini i czekałem.

Czkawka

- Braciszku!? - wykrzyknąłem i aż usiadłem na piasku.  Złapałem się za głowę mrucząc: ,, to tylko sen ... to tylko sen, zaraz się obudzę! "
  To nie jest sen. Śmieszy mnie twoja reakcja Magnusie.
- Co ty znowu wygadujesz!? - krzyknąłem.
  Cisza. warknął ktoś tu jest... ,, No pięknie!" pomyślałem ,, Jeszcze tylko niech Astrid i reszta przylecą tu na smokach ze Szczerbkiem!"
Muszę iść. Jutro tutaj o tej samej porze. Zrobimy sobie trening. Zanim zdążyłem wyrazić swój sprzeciw i zadać milion pytań, on zniknął. Tak po prostu rozpłynął się we mgle. ,, Cudownie"

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top