7
Leciały kilka dni. Wichura odpoczywała co osiem godzin na morskich wysepkach, Astrid w tym czasie łowiła ryby i uzupełniała zapasy słodkiej wody. Pewnego dnia, w czasie lotu zespolona blondynki zawarczała i spłoszyła się. Z racji, iż niebieskooka nie była jeszcze wytrawnym jeźdźcem, czym prędzej przytrzymała się łęku siodła i ścisnęła smoka kolanami. Zaczęła rozglądać się za przyczyną strachu jej przyjaciółki i w odległości nie większej niż sto metrów dostrzegła smoka z gatunku Śmierciopieśń, z jeźdźcem w pelerynie maskującej. Nieopatrzny podmuch wiatru przybliżył do siebie oba smoki. Astrid uważniej przyjrzała się tajemniczej postaci. Gdy odwróciła się ona w jej stronę, dziewczyna dostrzegła blondyna o fioletowych oczach. Większą cześć twarzy zasłaniała mu chusta. Wzrok blondynki przestudiował jego sylwetkę od góry do dołu, zatrzymał się na klatce piersiowej. Na maskującej powierzchni, złotymi nićmi wyszyto mały napis ,,Kyofu" a poniżej wymalowano srebrny liść dębu. Medalion z takim samym sygnetem połyskiwał na szyi młodzieńca. To słowo, kyofu, kojarzyło się z czymś dziewczynie. Nie mogła sobie tylko przypomnieć z czym.
Wichura ponownie szarpnęła się, wyrywając Astrid z zamyślenia. Nagle Śmierciopieśń, pod wpływem dotyku swego pana zaśpiewał. Smok blondynki jak urzeczony podążył za nim. Niebieskooka widziała to, zapierała się i krzyczała, na nic to się jednak nie zdało. Wichura podążyła za obcymi.
Tak, wiem zawiodłam takim krótkim rozdziałem 😅chciałam tylko ogłosić że udostępniłam nowe opowiadanie na moim profilu o JWS. Może zajrzyjcie?
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top