5

Astrid tkwiła w jednej z obleganych twierdz. Siedziała w Wysokiej Sali, gdzie znajdowało się smocze lądowisko. Ukryła się tam przed bandą jej nowego wroga - Henryego. Czaszkogniot ostatecznie został wcielony do armii i nie miał czasu na znęcanie się nad nastolatką, więc ich stosunki były normalne.
Na wypucowanej podłodze patrzyła na rany cięte na swojej ręce. Zamknęła oczy i całe zajście stanęło jej przed oczami.

Siedzi w bibliotece. Wśród starych ksiąg i zwojów szuka czegoś o Przemianach. Wysoki i przystojny fioletowooki podchodzi do niej i przywołuje gestem swoich towarzyszy. Biorą ją za ramiona i wloką do odległych sal. Gdyby było ich czterech to dałaby sobie bez problemu radę, ale ich było piętnastu.
Przewaga liczebna.
Zbieg okoliczności.
Gdy już się tam znaleźli kilku chłopaków przygwoździło ją do ziemi (co nie było proste, praktycznie niemożliwe ale się im udało). Henry wyciągnął nóż, pochylił się nad nią i zaczął ciąć jej rękę. Ciepła krew utworzyła sporą kałużę, gdy skończył. Stworzył duży napis, ciągnący się od nadgarstka do przedramienia.
Koślawy napis głosił
"KsIęŻnIcZkA"

Teraz opuszkami palców jeździła po świeżo zasklepionych ranach i zastanawiała się, co robi Nick.
~ Gdzie jest gdy go potrzebuję? ~ pomyślała zrozpaczona. Równocześnie bardzo nie podobało jej się to, że jest od niego taka uzależniona.
~ Na pewno ma poważny powód. ~ przekonywała się. Miała rację. Zamek DunBroch był oblężony. Przeważające siły wroga, pomimo wielkich strat, dotarły do lądu i pod wodzami silnych autorytetów prowadziły oblężenie. Nick i kilka innych smoków zostało wysłanych z odsieczą. Nie łatwo było przedrzeć się przez podziemne tunele niezbyt przyjaźnie nastawionych szeptozgonów, ale nie było innej drogi. Gdy znaleźli się w środku odrazu posłano ich do walki. Nick już nie mógł się doczekać i z największą furią rzucił się w jej wir. Z początku, gdy tylko jako Wandersmok postawił łapy na ziemi, szybko przemienił się w człowieka. Stan furiasty ogarnął go niemal natychmiast. Ręka sama powędrowała ku paskowi wyciągając miecz z pochwy. Cały świat zamazał się i znikł, a widoczne zostały tylko fragment ciał takie jak nadgarstek od miecza, aorta, żyła na lewym udzie, która krwawi bardzo mocno, brzuch i czoło. Trafiał w cel nawet nie zdając sobie z tego sprawy. W przeciwieństwie do szybko męczących się na polu bitwy żołnierzy Viggo i Krwawdonia, wykonywał lekkie, wręcz nieznaczne ruchy. Za każdym razem trafiał, za każdym razem śmiertelnie. Wreszcie, gdy przeciwników zrobiło się za dużo nawet dla furiasty, zaczął wirować. Złapał za sztylet przy kostce, wyszarpnął go i chwycił w lewą rękę, jednocześnie trzymając miecz w prawej. Później obie rozłożył i obracał się w miejscu tworząc coś na kształt młynka do mięsa. Oczywiście, gdyby miał on śmiercionośne ostrza i wykonywał pięćdziesiąt obrotów na sekundę. Dopiero gdy Śmiertnik złapał go za ramiona i dosłownie wyniósł z pola walki, zorientował się że potyczka dobiegła końca, a on został sam. W czasie gdy leciał do zamku, a konkretnie do skrzydła medycznego odkrył też kilka strzał w piersi, oraz sztylet w nodze. Gdy adrenalina zaczęła opadać, ból zaczął przedzierać się do jego świadomości. Był on tak potworny i nieznośny, że aż stracił przytomność.

Czkawka Haddock III od paru minut klęczał na zimnych i twardych skałach w jaskini i patrzył na martwe ciało Heather.
- Po co mnie tu przyprowadziłeś? - szepnął.
- Bo chcę dać ci nadzieję. Jest sposób. Znalazłem go w starych księgach Zębaczy. Możesz zwrócić jej życie... - powiedział Darrow. Brunet odrazu się ożywił. Wstał z klęczek i złapał szatyna za ramiona.
- Jak?
- Spokojnie. Zaraz wszystkiego się dowiesz.
- Jak?
- Ech... - westchnął - Wszyscy jesteście tacy niecierpliwi. Po pierwsze musisz - zastanawiał się - musisz ... musisz poczekać na pierwszą część przepowiedni. Na zarazę. Potem wyjawię ci resztę. - Wskazał na Heather - Zostaw ją na razie tutaj. Nic jej nie będzie. W drodze do domu wszystko ci opowiem. - rzekł Darrow i poprowadził Czkawkę do wyjścia.

Terra siedziała w jaskini na lekcji u mistrza Misunga i przysypiała. Powieki były ciężkie i z trudem utrzymywała je otwarte. W końcu poddała się i prawie zasnęła. Dziadek jednak wyczuł, że nie cała dwudziestka uczniów o zdolnościach ziemskich go słucha. Podszedł do trzeciego rzędu i uderzył otwartą dłonią w stół.
- Moja panno, a ty czemu śpisz? - rzekł jak zwykle spokojny wschodniochiński nauczyciel. Przestraszona blondynka usprawiedliwiała się.
- No bo, panie Misung do czego mi się to przyda?! Coś o jakichś rodzajach skał. Tych tam ... magmowych, osadowych i ... i ... przeobrażonych?
- Drogie dziecko, wiedza którą w postaci czysto teoretycznej tu zdobywasz może ci się przydać w wielu życiowych sytuacjach.
- Na przykład? - prychnęła.
- Na przykład... jesteście w wulkanie. I nie kłam, że to się nie zdarzy, widziałem już kilka razu jak ty i twoja starsza siostra ... - tu nauczyciel ugryzł się w język i zamknął oczy. Usłyszał jak coś się podnosi i wybiega z jaskini. Gdy je otworzył w klasie zostało dziewiętnastu uczniów.
- Panie Misung? - powiedziała Asia.
- Tak drogie dziecko?
- Czy możemy kontynuować lekcję? - zapytała z oczami pełnymi łez BFF Heather.
- Oczywiście. -  Misung przełknął gulę w gardle i wrócił w okolice jeziorka ze świecącymi glonami i algami - A więc skały dzielą się na magmowe, które wywołać możecie jedynie w obszarach, gdzie magma zasychała lub zaschnie. Skały magmowe dzielą się na skały magmowe wylewne i głębinowe - w tym momencie wykładu większość uczniów posnęła. Terra biegła wtedy tunelami pod Wrzosem w nieznanym sobie kierunku. Nie płakała. Po prostu biegła  i to bardzo szybko. Mogła zmienić się w panterę i robić to dwa razy szybciej, ale ona chciała się wymęczyć. Zanim się zorientowała, gdzie jej podświadomość ją pokierowała znalazła się już w granicach Magisterstwa Magii Dla Zaawansowanych. Uczniowie wracający z wykładów wśród fosforyzujących glonów, przedzierali się do swoich dormitoriów. Minęła bramę srebrnych, miedzianych, żelaznych i inne, aż w końcu stanęła przed Bramą Złotych. Czyli drzwiami do pokoju najlepszych uczniów. Uzdolnionych, mądrych, pięknych, miłych, uprzejmych lizusów. Terra gardziła nimi wszystkimi tak bardzo jak tylko się da. Poza Heather i Czkawką. Oni chodzili do Magisterstwa Magii, ale nie okazywali wyższości innym stworzeniom. Popchnęła duże drzwi do kwatery uczniów ze złotego roku i pobiegła do pokoju, który kiedyś zajmowała jej siostra. Wszędzie walały się różne notatki, które nic nie znaczyły dla młodej dziewczyny. Przykładowo: pierwiastek tellur jest wartościowy na 2,4,6.
Albo: ogień potrzebuje trójkąta spalania wszystkie te rzeczy przypominały jej tylko o jednym: nie liczą się błachostki, takie jak szkoła. One nie mają znaczenia gdy możesz stracić coś cenniejszego: zdrowie, rodzine, szczęście.

Ten dla kogo napisałam tekst uwypuklonym drukiem mam nadzieje, że się domyśli że o niego chodzi i ogarnie się. rzeczy WAŻNE i WAŻNIEJSZE :D

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top