Niewdzięczna


 Kiedy Czkawka obudził się następnego dnia natychmiast opanowały go wyrzuty sumienia. Po wczorajszej rozmowie z matką dużo myślał i doszedł do wniosku ,że ma ona trochę racji. Faktycznie, od kilku dni...tygodni...No dobra, może nawet miesięcy ,strasznie zaniedbywał swoją dziewczynę. Było mu wstyd ,że dopiero Valka musiała zwrócić mu na to uwagę. Sam przecież nic nie zauważył. To ona zwróciła mu uwagę na Astrid i Szczerbatka. W kwestii przyjaciela również był na siebie wściekły. Przez to całe wodzowanie kompletnie zaniedbał najbliższe mu osoby!
-To się musi skończyć-powiedział do siebie i szybko wybiegł z domu. Miał wielką nadzieję ,że zastanie jak zwykle nocną furię pod drzwiami, ale ku jego zaskoczeniu nikogo tam nie było. Nawoływał Szczerbatka, ale również wtedy nic się nie działo. Czkawka zdążył już poważnie zaniepokoić się o przyjaciela, kiedy wpadł na niego rozemocjonowany Śledzik. Masa wikinga nieomal zwaliła młodego wodza z nóg, ale zdołał utrzymać równowagę.
-Śledzik co się stało?-zapytał zdyszanego przyjaciela.
-Nie ma ich....ich wszystkich...Moja.....Ona.....-wydyszał i widać było ,że jest na granicy histerii.
-Kogo nie ma?
-No ich!
Czkawka pokręcił z niedowierzaniem głową, chwycił jeźdźca za ramiona i potrząsnął nim.
-Jakich ich?!
-Smoków!!!-wrzasnął Śledzik i zaniósł się płaczem.
-Wszystkich?-spytał z niedowierzaniem.
-Nie.-wiking pokręcił głową.-Nie ma Wyma i Jota, Hakokła, Wichury i...Księżnisi....Mieliśmy nadzieję ,że Szczerbatek jako alfa ich przywoła.
-Ale Szczerbatek....-wódz westchnął ze smutkiem-Jego też nie ma....
-O nie....-szepnął Śledzik-Czkawka chodź do Akademii. Reszta już tam jest.
Czkawka pokiwał głową i razem pobiegli do SA. Weszli przez wrota i zastali tam zapłakanych Smarka, Szpadkę i Mieczyka. Astrid nigdzie nie było widać.
-Gdzie Astrid?-spytał od razu
-Nie wiemy. Pewnie śpi.-wyszlochał Mieczyk-To wszystko przez nas!
-Co przez was?
-Smoki uciekły!-wybuchnęła płaczem Szpadka.
-To nie może być nasza wina..-zaczął wódz, ale w głębi duszy wiedział ,że kłamie.
-Jak to nie?-zezłościł się Smark-Wszyscy ,odkąd zaczęliśmy pracować, praktycznie na nich nie latamy! Nie zajmujemy się!
-Muszą być w kiepskiej formie.-rzekł smutno Śledzik.-Tyle nie latały....
Czkawka ciężko usiadł na skrzyni do treningu i zwiesił głowę.
-To nasza wina...-po tych słowach jego oczy wypełniły się łzami żalu i nieogarnionego smutku.

Siedzieli tak przez chwilę ,która wydawała się wiecznością, po czym Sączysmark wstał.
-Trzeba iść obudzić Astrid i przekazać jej wieści-stwierdził.
Młody wódz przytaknął i wstał. Wraz z kuzynem poszli powolnym krokiem do domu Astrid. Pukali i pukali ale nikt im nie otwierał więc weszli.
-Astrid!Astrid jesteś tam?!-krzyczeli.
Kiedy nikt nie odpowiadał, zaniepokojony Czkawka wszedł do jej sypialni i stanął w drzwiach jak wryty.
-Jest tam?-spytał Sączysmark z dołu. Wiking pokręcił głową i powoli wszedł do jej pokoju. Nie widząc innej opcji Smark podążył za nim. Sam był zszokowany tym co zobaczył. Normalnie w pokoju Astrid stała szafa, łóżko, biurko, krzesło i mała szafeczka. Teraz też tak było ,ale nie to ich zdziwiło. Całą ścianę za biurkiem ozdabiały rysunki. Piękne szkice smoków w różnych pozach. Była tam rzecz jasna Wichura, ale na wielu innych znajdowali się też Sztukamięs, Szczerbatek, Hakokieł, Wym i Jot, oraz wiele nieoswojonych smoków. Obrazki przedstawiały je najczęściej w locie, wykonujące dziwne manewry, zionące ogniem, z zapalonym ogonem, same ich pyski, oczy, ale były tam jeszcze co dziwne szkice ulepszonych siodeł, ogonów Szczerbatka, kolczug, zbroi, masek i toporów. Oprócz tej galerii, obok jej szafy na ścianie wisiały trzy ogony dla Szczerbatka. Czkawka podszedł do nich i popatrzył na niebywałe mechanizmy.
-Niemożliwe.-szepnął.-On będzie mógł latać sam...
Smark natomiast udał się do ściany obok i podziwiał niezwykłe łuki, miecze, topory, sztylety i strzały, wykonane ręką Pyskacza, ale ozdobione zapewne właśnie przez Astrid. Chłopcy rozglądali się ze zdziwieniem po pokoju przyjaciółki i obaj czuli się, jakby zupełnie nic o niej nie wiedzieli. Nagle Sączysmark udał się wprost do szafy. Czkawka chwycił go za ramię.
-Nie możemy myszkować jej w rzeczach.-upomniał, co Smark zbył machnięciem ręki.
-Nikt się nie dowie, a poza tym trzeba się dowiedzieć o co chodzi.-po tych słowach otworzył szafę. Natychmiast wypadły z niej notesy oprawione w skórę i elementy zbroi i strojów Astrid. Obaj wikingowie natychmiast chwycili notesy i siadając na podłodze zaczęli je wertować. Były w nich opisy treningów. Ku ich zaskoczeniu, nie byle jakich treningów. Astrid trenowała z ich smokami! Ze wstydem przeglądali spostrzeżenia przyjaciółki na ich temat, jej rozterki w ćwiczeniach, spekulacje o niebywałych zdolnościach smoków, o których oni nie mieli nawet pojęcia. Po skończonym rekonesansie zszokowani zapakowali wszystko z powrotem do szafy i wybiegli z domu wojowniczki. Opowiedzieli o wszystkim reszcie, która została w Smoczej Akademii. Wydawali się równie zdumieni, ale w końcu Śledzik zwrócił ich uwagę na ważną rzecz, która niestety im umknęła.
-To wszystko niebywałe, ale chłopaki. Gdzie jest Astrid?
Obaj spojrzeli po sobie i po reszcie grupy.
-Nie ma jej-odparł Czkawka.
-Smoków też-dodała Szpadka.
-Czy wy myślicie o tym co ja ?-zapytał Śledzik ze zgrozą.
Mieczyk podrapał się po głowie, pod hełmem.
-O tym, czyli o czym?
-Ale ty jesteś głupi brat!-skomentowała jego siostra.
-Bo ty niby wiedziałaś!
-Ja...yyy..
-No właśnie!-krzyknął wiking ,po czym oboje zaczęli się bić.
Bardziej poczytalna część tej grupy ,do której zaliczał się Śledzik, Czkawka i Sączysmark, spojrzała po sobie, po czym Smark wypowiedział słowa ,których Czkawka nie chciał przyjąć do wiadomości.
-Astrid porwała smoki!


Astrid Hofferson czuła się szczęśliwa jak nigdy. Szybowała sobie spokojnie na grzbiecie Wichurki. Obok leciały pozostałe smoki ze Szczerbatkiem na czele. Dziewczyna była niezwykle dumna ,że zaprojektowany i zrobiony przez nią ogon do samodzielnych lotów sprawdzał się tak wspaniale. Do całkowitej euforii brakowało jej tylko jednego... Czkawki...Odrzuciła od siebie tę myśl. Jeśli on miał ją w nosie, ona nie będzie się tym przejmować. Łatwo powiedzieć. Gorzej zrobić. Czkawka Hadock był jej pierwszą prawdziwą miłością i wojowniczka wiedziała już ,że ostatnią. Był dla niej jak cząstka duszy. Jak nieoderwalny kawałek, który jej odebrano, a bez którego nie mogła oddychać tym samym powietrzem co kiedyś... Dziewczyna wpadła w ponury nastrój, ale szybko o tym zapomniała gdy Szczerbek podleciał nad Wichurę i polizał ją wielkim językiem po twarzy.
-Hej!-zaśmiała się. Smoki po obu jej stronach ryknęły z radością, jakby się śmiały.
Astrid miała serdecznie dość wyspy i postanowiła udać się ze smokami na dłuższy lot. Zazwyczaj w porannych godzinach ich jeźdźcy mieli swoje, beznadziejne jak oni sami sprawy i nie zaglądali do smoków. Dziewczyna leciała już 3 godziny ale wcale nie czuła nudy. Rozkoszowała się lotem, ale przed powrotem chciała dać odpocząć smokom. Zatrzymała się na nieznanej jej dotąd wyspie i zeszła z Wichurki. Ściągnęła ze Sztukamięs kosz z przysmakami i rozdzieliła je wśród przyjaciół. Sama też poczuła burczenie w brzuchu, więc sięgnęła po pieczonego kurczaka. Wichura trąciła ją skrzydłem, ale uśmiechnęła się swoim smoczym uśmiechem. Astrid zachichotała i rzuciła jej jeszcze jedno udko z kosza.
-No masz, masz. Przecież wszystkiego ci nie zjem.
Resztę posiłku dokończyli w milczeniu, a potem Astrid poszła zwiedzić wyspę. Zabrała topór, a smoczkom kazała czekać i odpoczywać. Przemierzała gęste zarośla, lasy, szła wzdłuż strumyka przez nieco ponad godzinę, ale nie napotkała żadnego nowego smoka. Zawróciła i mniej więcej w połowie drogi usłyszała przerażony krzyk. Stanęła i przykucnęła nisko przy ziemi, nie chcąc się zdemaskować. Po chwili oczekiwania wrzask się powtórzył. Tym razem znacznie bliżej. Wojowniczka uniosła topór i zakradła się bliżej. Wyjrzała zza drzewa i zobaczyła makabryczną scenę. Na jednym z gałęzi ,głową w dół wisiała ładna rudowłosa dziewczyna, mniej więcej w jej wieku. Obok stało trzech mężczyzn, a za nimi kolejnych pięciu trzymało potężne kusze mierząc w Gronkla czającego się za krzakami. Dziewczynie nie umknęło, że ów smok miał na sobie siodło. Przycisnęła się do drzewa i obserwowała scenę. Jeden z mężczyzn podszedł do rudowłosej i zapytał niskim, szorstkim głosem z nutą groźby.
-Gdzie reszta tych smoków?Są jeszcze jakieś?- uniósł rękę, a dziewczyna skuliła się i wymamrotała.
-Nie powiem. Zróbcie co chcecie, nie powiem.
-Gadaj!-krzyknął inny mężczyzna i walnął ją pięścią w brzuch. Jęknęła, po czym wyszeptała jeszcze raz.
-Nic wam nie powiem.
Wszyscy trzej zaczęli ją kopać i bić wyzywając. Astrid nie wytrzymała. Może było to lekkomyślne ale wybiegła z krzykiem.
-Zostawcie ją!-i zamachnęła się toporem. Dwaj mężczyźni zdążyli się uchylić,ale trzeci już nie. Ostrze wbiło mu się w plecy i padł martwy na ziemię. Wojowniczka odwróciła się do reszty i ponownie wzięła zamach. Wtedy właśnie wszystko poszło nie tak. Jeden z kuszników, wystrzelił strzałę z liną i spętał jej nogi w kostkach. Astrid przewróciła się na ziemię, upuściła topór i natychmiast została zawieszona do góry nogami. Rudowłosa obok niej spytał cicho.
-Cóżeś zrobiła? Nie warto było mnie ratować...
-Następnym razem wystarczy zwykłe dziękuje za próbę.-odszepnęła.
-A ty kim jesteś zdziro?!-wrzasnął jej prosto w twarz, plując przy okazji na ziemię. Blondynka spojrzała na niego drwiąco. Wiedziała ,że może sobie tym zaszkodzić, ale nie mogła się powstrzymać.
-Powtórz ,bo się nie równo oplułeś padalcu.-syknęła i natychmiast poczuła jego pięść na ramieniu. Nie zamierzała kulić się ze strachu ,jak jej niewdzięczna towarzyszka więc wysiliła całą siłę woli by się nie skrzywić.
-Tylko na tyle cię stać?
Mężczyzna pochylił się i wymierzył jej siarczysty policzek. Lekko się zakołysała i usiłowała ukryć ból prawej strony twarzy.
-Tknij mnie jeszcze raz to pożałujesz.-zagroziła. Dziewczyna obok niej westchnęła.
-Nie kłam.-rzekła ledwie słyszalnie.
-Nie kłamię.-odparła głośno wojowniczka i spojrzała na mężczyzn.-Puśćcie mnie i tą dziewczynę bo pożałujecie.
-Śmiesz mi grozić dziewczynko?!-ryknął ten który ją uderzył.
-Tak ,śmiem! Jeszcze jeden ruch to zawołam przyjaciół! Marmoladę z was zrobią.-warknęła, czym zasłużyła sobie na cios prosto w żołądek. Tego nie mogła zbagatelizować i jęknęła z bólu. Postanowiła zdobyć się na jeszcze jeden wysiłek ,który nieudany mógłby ją sporo kosztować. Astrid wrzasnęła całym gardłem.
-Tutaj!-za co dostała potężny cios kolanem w czubek głowy. Czaszka pulsowała jej z bólu i już miała zapaść się w ciemność ,gdy usłyszała znajomy ryk śmiertnika, a po nim warczenie nocnej furii.
"Niech was Thor błogosławi"-pomyślała i otworzyła szeroko oczy. Przez chwilę nic się nie działo ale już potem strażników ,którzy pilnowali tego niebieskiego gronkla ,coś zmiotło z ziemi. Astrid uśmiechnęła się ciesząc ,że Sztukamięs zastosowała jej taktykę. Po chwili drugi gronkiel był wolny. Z krzaków wyłoniła się reszta smoków. Wym i Jot załatwili kuszników, a Szczerbatek mknący jak błyskawica uśmiercił mężczyznę ,który bił jego przyjaciółkę. Hakokieł zapalił ogon i wysłał drugiego mężczyznę na długi lot, zakończony wyjątkowo bolesnym skokiem na brzuch. Wichura natomiast wystrzeliła kolce i przecięła ich liny, po czym złapała Astrid. Rudowłosa nie wiedząc co się dzieje spadła na glebę, głową w dół i szybko usiadła. Astrid zeszła ze smoka i podeszła do nieznanej.
-Ostrzegałam.-powiedziała z chytrym uśmiechem. Wyciągnęła rękę i pomogła dziewczynie wstać. Tamta natychmiast cofnęła się i oparła o niebieskiego gronkla, którego była właścicielką.
-Dziękuję.-wyszeptała, rozglądając się po smokach.
-Jestem Astrid.
-Kora.-odparła uściskając dłoń blondynki.-To wszystko twoje smoki?
Wojowniczka skrzywiła się i podniosła zgubiony topór z ziemi.
-To nie MOJE smoki. To moi przyjaciele.
Kora uśmiechnęła się szeroko i pogładziła swojego smoka.
-Chmura to także moja przyjaciółka.
Astrid przedstawiła smoki i zachwiała się na nogach. Brzuch i głowa dawały jej się we znaki. Nagle zbliżył się do niej Szczerbatek i polizał ją. Obrażenia natychmiast zeszły ,a ból przestał dokuczać.
-Dziękuję Szczerbatku.
-Co on....zrobił?-wyjąkała dziewczyna.
-Uleczył mnie. Nocne furie produkują jakąś wydzielinę o leczniczym działaniu, ale mogą jej użyć tylko dziesięć razy do roku. To jego drugi raz.
-Niesamowite. Jeśli mogę spytać jak wytresowałaś Szczerbatka? To przecież nocna furia! Myślałam, że już dawno zmiotło je z powierzchni ziemi. 
Astrid zmarszczyła brwi.
-To nie ja. To mój chłopak.
-Jest tu gdzieś? Strasznie mnie ten temat interesuje.
-Nie ma go.-odparła szybko wojowniczka, czując jak jej policzki czerwienieją z bezsilnej złości.-Jestem sama.
-Cóż.-westchnęła Kora.-Tak czy inaczej dziękuję za ratunek.
-Nie ma za co. A tak w ogóle skąd jesteś?
- Z Wyspy Łupieżców.

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top