Konsekwencje

Astrid Hofferson cały czas poganiała Wichurę do jeszcze szybszego lotu. Łzy żalu i zawodu spływały po jej nieskazitelnych, kremowych policzkach. Szlochała na głos, przytulając się do szyi smoczycy. Wojowniczka usilnie chciała się nie przejmować, chciała aby było tak, jak to robiła zawsze. Wzruszyć ramionami i powiedzieć.

-Jestem wojowniczką. Dam radę. Jestem Astrid Hofferson

Ale tym razem nie mogła. Z jakiegoś dziwnego powodu wiedziała ,że te słowa nie pomogą, że nawet one nie uleczą jej złamanego serca. Tak. Złamanego. Przez tego idiotę Czkawkę! Jak on mógł jej coś takiego powiedzieć?! Na samą myśl o tym co się stało, Astrid skuliła się w siodle jeszcze bardziej. Po jej prawej stronie leciał Szczerbatek. Nocna furia wyglądała na tak samo przygnębioną, jak ona sama. Zerknęła w tył i zobaczyła Sztukamięs usiłującą za nimi nadążyć. No tak. Lecieli już dobre kilka godzin. Smoki są zmęczone. Dziewczyna natychmiast zaczęła rozglądać się za jakimś miejscem do odpoczynku, a już po chwili wypatrzyła małą samotną wysepkę. Zbliżając się, zdała sobie sprawę ,że nieświadomie poleciała na dokładnie tą samą wyspę ,na której tego samego dnia poznała Korę. Wylądowała na piaszczystej plaży i usiadła tuż przy brzegu. Próbowała sama siebie przekonać, że nic się nie stało, że da sobie radę, ale nie wychodziło. W głębi duszy wiedziała doskonale, że słowa jej chłopaka....byłego chłopaka... na zawsze wryją jej się w pamięć, podobnie jak oskarżenia innych jeźdźców. Wojowniczka zaszlochała i oparła głowę o grzbiet podchodzącego do niej Szczerbatka. Smok wydawał się być równie smutny i rozgoryczony, jak ona sama. Astrid wtuliła się w jego ciało czując, jak jego skrzydło ją okrywa, imitując uścisk, który faktycznie podniósł ją na duchu. Oderwała się od nocnej furii i pocałowała ją w pysk.

-Dziękuję Szczerbatku. Od razu lepiej.
W odpowiedzi smok uśmiechnął się smętnie, ukazując bezzębne dziąsła. Wojowniczka mimowolnie się roześmiała i podźwignęła na nogi. Po kolei objęła każdego przyjaciela i odpowiednio podziękowała za to ,że z nią tu przylecieli. Kiedy skończyła tą ckliwą scenkę ,zaczęła myśleć w kategoriach przeżycia. Zdawała sobie sprawę ,że odchodząc od Wandali, zrobiła prawdopodobnie najgłupszą rzecz jaką mogła ,co nie oznaczało ,że ma zamiar wracać. Aktualnie nie mieli jedzenia, schronienia, ani planu, wobec czego Astrid postanowiła się tym zająć. Szybko ściągnęła z grzbietów smoków siodła i odpięła topór i miecz z grzbietu Wichury. Miecz wykonany z gronkielowego żelaza, należał oprócz topora rzecz jasna ,do jej ulubionych broni. Świsnęła nim w powietrzu i przećwiczyła pchnięcie wyobrażając sobie ,że zamiast drzewa naprzeciwko stoi Czkawka. Oczywiście nigdy nie miała i nigdy nie będzie miała zamiaru zabić go ale takie wyładowanie emocji ,w postaci walenia w coś z całej siły przynosiło efekty, więc nie przestawała. Kiedy wciąż lekko płacząc poobcinała wszystkie gałązki na jej wysokości, schowała miecz do pochwy i głęboko odetchnęła. Otarła mokrą i spuchniętą od płaczu twarz i obrzuciła wzrokiem okolicę. Nie zauważając niczego niepokojącego, nakazała smokom rozpalić ognisko na plaży. Po zapaleniu suchych gałązek, poszły na brzeg, złowić dla siebie ryby. Dziewczyna wiedziała, że podczas gdy Szczerbatek, Hakokieł i Wym i Jot byli przeszczęśliwi, Sztukamięs i Wichura musiały przemóc się i na siłę jeść nie lubiane przez siebie rzeczy. Astrid postanowiła ,że jedzeniem dla siebie i dla nich zajmie się następnego dnia. Wypompowana jak szambo w zimie wojowniczka ,ułożyła się blisko ognia, opierając się o brzuch leżącej Wichury i zasnęła głębokim snem.




Czkawka nie mógł poukładać sobie wydarzeń  z ostatnich godzin w głowie. Miał potworne wyrzuty sumienia za to, co powiedział Astrid i za to, jak traktował przez ostatnie tygodnie zarówno ją jak i Szczerbatka. Inni jeźdźcy też wydawali się rozżaleni i pełni poczucia winy.
-To nasza wina.-szepnął Śledzik.-Gdybyśmy się nimi zajmowali ,nie uciekłyby.
-One nie uciekły.-warknął Smark.-One poszły za Astrid.
Wszystkie oczy zwróciły się na wciąż oszołomionego wodza Berk.
-Wiem.-powiedział drżącym głosem.- To wszystko przeze mnie. To ja nie poświęcałem jej wystarczająco dużo czasu. To ja ją zaniedbywałem. Ją i Szczerbatka. Odsunąłem ich od siebie, a na sam koniec powiedziałem coś, czego za żadne skarby nie chciałem powiedzieć. Jestem takim idiotą...
-Czyli tak nie myślisz?-spytała rzeczowo Szpadka.
-Oczywiście ,że nie!-zdenerwował się wiking.-Skąd ci to przyszło do głowy?!
-W końcu z jakiegoś powodu to powiedziałeś...
Czkawka zamarł. Spuścił głowę i objął ją rękami.
-Ale nie chciałem.-wymamrotał.-Ja ją kocham. Naprawdę kocham.
-To o nią walcz.-powiedział Sączysmark, co kompletnie zbiło wodza z tropu. Uniósł głowę.
-Zaraz. Dlaczego ty mi to mówisz ,skoro sam od lat byłeś zakochany w Astrid?
-Stary...Dobrze wiesz ,że nie mam u niej szans. Najmniejszych. Jeżeli mogę powiedzieć cokolwiek o jej uczuciach, choć nie uważam się za eksperta to powiem jedno. Ona cię na prawdę kochała.
-A ja ją. Dalej kocham.
-To zrób coś, żeby ją odzyskać.-wtrącił Śledzik. 

Ta scena była tak nieprawdopodobna, jak tylko mogło się to wydawać. Przyjaciele Czkawki nie byli ani ekspertami od udanych związków, ani nigdy nie próbowali ingerować w życie uczuciowe jego i Astrid. A jednak, kiedy przyszło do takiej sytuacji, wódz mógł liczyć na ich szczery osąd i porady. 

-Zrobię.-Czkawka szybko wstał i zaczął chodzić po polanie.-Oczywiście ,że zrobię! Ale....-głos mu się załamał i spojrzał na resztę ze łzami w oczach.-...co?
-Najpierw daj jej trochę czasu.-poradziła bliźniaczka Thorston.
-Teraz jest w emocjach.-dodał Mieczyk.
Wódz popatrzył na te dwójkę z zaskoczeniem. Czyli jednak mają mózgi! Głęboko ukryte i za pewne nie za wielkich rozmiarów, ale są!
-Dziękuję wam. Ale to nie zmienia faktu ,że nawaliliśmy w kwestii smoków.
Cała reszta jeźdźców milcząco przyznała mu rację i ukryła zawstydzone twarze w dłoniach, lub włosach.
-Mieliśmy je w miejscu ,gdzie potęga Odyna nie dochodzi.-mruknął Smark.
-To dlatego odeszły.-potwierdziła jego słowa Szpadka. Tych dwoje chyba po raz pierwszy w czymś się zgadzało.
-Astrid się nimi opiekowała, przez cały ten czas.....
-Trenowała je.-dodał Czkawka.-Wtedy ,kiedy my byliśmy zajęci.
-Musimy je przeprosić. -rzekł Śledzik.
-I odzyskać.-zawtórował mu Mieczyk.
-Odzyskamy.-rzekł poważnie wódz.-Odzyskamy, obiecuję wam to.
-Odzyskamy.-powtórzyli cicho.
-Tylko jeszcze nie wiemy jak....-dodała cichutko Szpadka.

Popatrzyli po sobie poważnie. Po chwili milczenia, nastąpił czas na niemrawe pożegnanie, po czym wszyscy rozeszli się do domów.
Czkawka był zmęczony, sfrustrowany i rozgoryczony. Od razu udał się do sypialni, ale czekała już tam na niego Valka.
-Gdzie byłeś? Co się stało? Pyskacz coś wspominał, ale jak to się skończyło? Gdzie Szczerbatek? Gdzie Astrid? Gdzie smoki?-zasypywała go pytaniami. Zmęczony wiking opadł na łózko i popatrzył ze smutkiem i melancholią na matkę.
-Odeszli...
-Kto?-Valka spojrzała na syna z przestrachem.
-Astrid, Szczerbatek, smoki....Wszyscy.- głos mu drżał, a oczy ponownie zaszły łzami.-Przeze mnie.
-Czkawka....-matka wodza usiadła na łóżku syna i ze zmartwieniem zaczęła gładzić go po włosach.-Co się stało?
Opowiedział jej wszystko. Począwszy od oskarżeń skierowanych do Astrid, przez ich ostrą wymianę zdań i wybór smoków, aż do tej łamiącej serce sceny ,kiedy wojowniczka odeszła od niego i od Wandali.
-Synu, rozumiem jak musisz się czuć, ale nie mogę zrozumieć jednego. Dlaczego to powiedziałeś?
-Nie wiem mamo, na prawdę nie wiem. Wolałbym już stracić język i nic nie powiedzieć w tamtej chwili. Złość na nią za odejście Szczerbatka zaślepiła wszystko.
-Powinieneś być jej wdzięczny.-stwierdziła Valka z pewnością w głosie-Ona...
-Tak wiem. Byłem u niej w pokoju. Trenowała nasze smoki i opiekowała się nimi.
-Robiła to, co powinniście robić wy.-dodała, patrząc na niego jednocześnie surowo, jak i łagodnie. To jest jedna z tych umiejętności, które potrafią tylko matki. Potrafią jednocześnie ochrzanić za wszelkie czasy i delikatnie pogłaskać po włosach, zapewniając o swoim wsparciu.
-Co powinienem robić ja...-odparł cicho wiking.
-Czkawka. Nie będę cię przekonywać ,że to nie wasza i nie twoja wina. Nie powiem ,że to nie przez was odeszły smoki i Astrid. Nie zrozumiem waszego zachowania i nie pocieszę was bagatelizując wasze słowa. Skłamałabym. Ale powiem jedno.-Valka świdrowała syna wzrokiem.-Skoro na prawdę zależy ci na Astrid i wam wszystkim na smokach, powinieneś walczyć o nią dotąd, aż będzie gotowa ci wybaczyć. Nie możecie się teraz poddać. Smoki wybaczą wam tylko ,jeśli nie ustąpicie w odkupywaniu waszych win.-kobieta westchnęła głęboko.- Na Odyna, synu. Sprowadźcie ich wszystkich z powrotem.
Czkawka zerknął na nią z determinacją i odpowiedział.
-Wiem mamo. Zrobię wszystko co będzie konieczne.

Czkawka nie miał bladego pojęcia jak miał odzyskać smoka i Astrid, ale matka tchnęła w niego nadzieję i odwagę. Dopóki starczy mu sił, dopóki będzie żył i dopóki będzie miał najmniejszą szansę, będzie walczył o przyjaźń i o miłość. Już teraz wiedział ,że nie zabraknie mu ani nadziei, ani determinacji. Jedyne czego może mu zabraknąć, to czasu. Z tą myślą zasnął snem, w którym nic mu się nie śniło.

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top