Wszystko i nic

Hej, hej Polko z czerwonym szalikiem,
pamiętasz może Twoje przybycie?

Gdzie Twój uśmiech promieniał
wszystkie żale, a ja od niego oszalałem?

  Rozlał ponownie czarny atrament na aksamitnym, białym papierze. Westchnął bezgłośnie, jakby wszystko na tej ziemi utraciło swój sens, a on siedział tu jak żołnierz przed egzekucją.

  Pisanie listu w bibliotece zdawało się koszmarnym pomysłem. Lecz myśl o powrocie do domu, gdzie z pewnością ujrzy swą matkę na kuchennym stole z tym obleśnym Amerykaninem, przyprawiało go o zawroty głowy.

  Pogniótł kartkę papieru zdecydowanym ruchem, plamiąc bezmyślnie swoje długie i blade palce. Krople atramentu bezwładnie opadały na stół, wytarł je jednak rękawem koszulki, która i tak była kupiona na targowisku za marne funty. Identycznie zrobił ze swymi dłońmi, nie zważając na to, że wyglądał niechlujnie w białej koszuli z czarnymi plamami.

  Lecz przerwał swoją czynność, gdy do jego uszu dobiegł okropnie głośny zgrzyt i skrzypienie ogromnych drzwi. Wnet jednak zostały one szybko zastąpione niemrawymi krokami i bezwstydnymi szeptami o słowiańskim wydźwięku.

  Zainteresowany tym bez żadnych skrupułów spojrzał w tamtym kierunku, dziwiąc się, że ktoś śmiał o tej godzinie przybyć do biblioteki. Myślał bodajże, że w ten biały poranek, pozostanie sam aż do wczesnego południa.

  I w tamtej chwili zobaczył ją.

  Nie była to urokliwa dziewczyna, do której każdy pan by biegł z bukietem najdroższych kwiatów. Można było rzec, że Pan Bóg postanowił zaoszczędzić trochę piękności na inne damy.

  Włosy miała jak siano, spinane wieloma spinkami. Suknia jakby zrobiona z babcinego obrusu, jednak nie zasłaniała ona jej pokaleczonych kolan, gdzie z daleka można było ujrzeć wiele dziecinnych plastrów z drobnymi kwiatkami i serduszkami.

  Lecz to, co najbardziej przykuło jego uwagę, był ten przydługi i wygnieciony, czerwony szalik spoczywający na jej drobnej szyi. Wcale nie było w nim jej do twarzy, wyglądała  jak szmaciana lalka, która została ubrana przez jakieś dziecko w losowe szmaty.

  A jednak jego serce zabiło i podskoczyło aż do samego gardła.

  Stąpała twardo i zdecydowanie swoimi koślawymi nogami. Miała posturę jak generał armii, posyłający swoich żołnierzy na pole bitwy. Zdecydowana, stanowcza, seksowna. Tak mógł ją wtedy określić.

  Przy jej boku szedł wysoki młodzieniec, który swym spojrzeniem mógłby zmrozić krew w żyłach. Wyglądał, jakby dopiero powrócił ze zimnej Syberii i pierwszy raz szedł po czystej ziemi. Nie poprawiało faktu to, że ubrany był jak na mroźną zimę, choć dopiero co przywitało lato.

  Gdy tylko ujrzał, że zbliżają się w jego kierunku, szybko odwrócił wzrok na kulkę papieru, pobrudzoną tym nieszczęsnym atramentem.

  — Wojsko nie jest dla ciebie. — usłyszał wnet zdecydowany półszept. Mógł dosłyszeć w nim stanowczy ton, choć na kilometr można było uznać, że język angielski nie był jego rodowitym.

  Jednak kiedy do jego uszu dotarł perlisty śmiech dziewczyny, zaprzestał myślenia o akcencie jej towarzysza i oblał się soczystym rumieńcem.

  — Co Racja to racja kuzynie... Wojsko nie istnieje dla mnie, ja dla niego istnieję! Gdyż karabin w swych dłoniach i walka dla mej najukochańszej ojczyzny jest tym, do czego zostałam stworzona! I doskonale o tym wiesz!

  Niektórych słów niestety nie był w stanie zrozumieć, ponieważ zostały wymówione w nieznanym przez niego języku. Jednakże, wcale mu to nie przeszkadzało we wysłuchiwaniu się w jej prześliczny głos, który był jak miód dla jego uszu.

  — Obiecałem twoim rodzicom, że nie spocznę, dopóki nie będę pewny, że nie pójdziesz na pole bitwy.

  — Sraty pierdaty! Co mnie obchodzą zdanie jakichś zdrajców narodowych? Pluję nad ich grobem! Naziści pieprzeni!

  — маўчы кузен*. Jesteśmy w bibliotece po książki, uspokój się.

  — Jedynymi osobami co tu przybywają poza nami, jest głucha bibliotekarka i ten blondasek! —Pokazała na niego palcem, przez co miał ochotę zapaść się pod ziemię. — A on tylko patrzy na swoje kolana!

  — Po prostu weź już te książki.

  Ponownie usłyszał jej przecudowny śmiech.

  Jedynie co w tej chwili się spodziewał to tylko jej głośne kroki, które by powoli odchodziły. Więc nic dziwnego, że wydawało się, że zejdzie na zawał, gdy ta tajemnicza panienka dotknęła jego ramienia.

  — Hej, hej! Wiesz może, gdzie znajdę książki historyczne? Najlepiej coś o polskiej historii!

  Widząc jej twarz, którą można uznać za brzydką samą w sobie, poczuł, jak jego nogi się uginają, a ręce się niemiłosiernie trzęsą. Była za blisko, stykali się wręcz nosami.

  Starał się cokolwiek jej odpowiedzieć, jednakże jedyne co udało mu się wydusić to tylko małe jęknięcia, które na jego szczęście, młoda dama nie słyszała, albo usłyszała, jednak postanowiła zamilczeć na ten temat.

  — W d-dziale trzy C! — odpowiedział na jednym wdechu.

  Wtem na jej twarzy pojawił się najszczerszy i najpiękniejszy uśmiech, jakikolwiek ujrzał w swym krótkim i nędznym życiu.

I właśnie w tym momencie zrozumiał
że anioły istnieją.

______

*маўчы кузен - z białoruskiego "cicho kuzynko"

Dedykowane trzem pannom,  o których myślałam, gdy pisałam tę katastrofę literacką

JapanNyo

laineath

riketsjoza

Bo miłość do tego paringu trzeba szerzyć. Pojawią się może jeszcze trzy części.

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top