#5
Pomieszczenie było jasne i przestronne. Wszystkie ściany były białe oprócz jednej - czarnej z namalowanymi jakimiś złotymi punktami połączonymi również złotymi liniami.
W pomieszczeniu oprócz prostego białego biurka z dwoma krzesłami znajdowały się tylko rośliny. Były przeróżnych rozmiarów i ustawione w jakby przypadkowych miejscach, co tworzyło jednak dobrze dopasowaną kompozycję.
Nie patrząc na osobę siedzącą przy biurku, bez słowa podeszłam do krzesła i na nim usiadłam.
Nadal nie podnosiłam wzroku.
- Podaj mi proszę, twoje imię oraz twój numer w szpitalu.
Nadal na nią nie patrzyłam, ale też nie odpowiedziałam.
- Chwila... Hannah, tak?
Jej głos nie wskazywał ani trochę zniecierpliwienia czy irytacji,
był za to przyjazny, miły i delikatny. Zdecydowałam się więc na podniesienie wzroku by ujrzeć osobę o tak pięknym głosie.
Kobieta na około 40 latka o trochę tęższej posturze miała piękną twarz. Delikatną, ze zgrabnym noskiem i głębokimi, niebieskimi oczami, od których nie mogłam oderwać wzroku. Było w nich coś przyciągającego, ale nie przerażającego. Były tak nadzwyczaj przyjazne, że momentalnie czuło się w sobie wewnętrzny spokój. Jej włosy, związane w luźny, puszusty kok sprawiały, że wyglądała młodziej i jednocześnie poważniej.
To była ona.
Osoba, której można wszystko powiedzieć.
-Anabell. - powiedziała i wyciągnęła do mnie rękę. Odwzajemniłam uścisk, choć przyznam, że trochę niezręcznie.
- Twój główny lekarz uprzedził mnie, że nie będziesz zbyt dobrze nastawiona do tej rozmowy.
Więc... dlaczego nie chcesz rozmawiać?
- A czy to w ogóle Panią obchodzi? Czy kogokolwiek obchodzi to co JA myślę?
Nie! Moje zdanie się nie liczy! Chodzę do liceum, które matka mi wybrała, chodzę w ubraniach, które ona kupiła, a ja nie mam nawet do nich prawa wyboru!
Mój pokój ma fioletowe ściany. Fioletowe! Kto wybrał ten kolor? No oczywiście, moja matka! I wie Pani co? Ja nawet nie mam SWOICH przyjaciół. Jedyną osobę, która miałam to Rebelia, która ,,przyjaźniła" się ze mną tylko dlatego, że moja matka dała jej za to pieniądze! Rozumie Pani?! Miałam płatną przyjaciółkę!
- Czy zdajesz sobie sprawę, że powiedziałaś mi wszystko co chciałam o tobie wiedzieć? Możemy omówić już twój pierwszy problem, czyli ,,dyktaturę" twojej mamy.
- Z tym nie da się nic zrobić...
- Myślę, że jak na dziś dzień, wystarczająco sobie powiedziałyśmy. Teraz poproszę twoją mamę o rozmowę na osobności, a potem wspólnie zdecydujemy co dalej. Tak więc, jak na razie, tobie dziękuję.
Wstałam z krzesła i odwróciłam się do drzwi, nawet na nią nie patrząc. Ja tyle jej powiedziałam, z tak wielu rzeczy się zwierzyłam, a ona zachowała się jak pierwszy lepszy pedagog szkolny...
Idąc po korytarzu minęłam swoją mamę, która kierowała się do gabinetu psychologa.
Nadal unikałam jej wzroku i dość dobrze mi to wychodziło.
Odkąd dowiedziałam się o tym, że moja ,,przyjaciółka" była PŁATNĄ przyjaciółką to straciłam już resztki zaufania do mojej matki i gdybym mogła to bym się od niej wyprowadziła.
To był chyba jedyny plus tego, że byłam w szpitalu. Przynajmniej nie musiałam gnić w moim pokoju z FIOLETOWYMI ścianami.
Poszłam do łazienki znajdującej się na końcu korytarza i obmyłam twarz zimną wodą.
Moja twarz.
Potargane, brudne włosy.
I tłuste.
Nie myłam ich od kiedy tu jestem.
Cztery dni.
Duże, zielone oczy.
Ale nie ma w nich nic.
Żadnych uczuć.
Ja nie żyję.
Przechodzę tylko niewzruszona przez tonę sytuacji i chwil.
Wory pod oczami.
I fioletowe sińce.
Pasują do koloru ścian w moim pokoju...
Pieką mnie oczy.
Cztery dni...
Ciągle śpię, ale nadal czuję się niewyspana.
Brzydzę się sobą.
Od dwóch miesięcy już kompletnie o siebie nie dbam.
Wychodząc z łazienki mam czerwone plamy na policzkach w kształcie rąk.
A z palców na zimną posadzkę spada kilka kropel krwi...
Wychodzę na wewnętrzny dziedziniec szpitala i siedząc na niskim murku odpalam papierosa.
Jakaś pielęgniarka pcha wózek inwalidzki z niepełnosprawnym chłopcem.
Głupi inwalida.
Niszczy tylko wszystkim życie.
Powyginane nóżki i co...?
Wszyscy muszą wokół niego skakać.
Sam sobie radź, inwalido od siedmiu boleści.
Co za samolub i egoista.
Nawet na wózeczku trzeba cię popychać?
Nie martw się.
Rodzice i tak cię nie pokochają.
Jesteś kaleką.
Bezużyteczny.
Nie przydasz się do niczego.
Nagle zerwałam się i pobiegłam w stronę budynku rzucając gdzieś niedopałek papierosa.
Wbiegłam do środka i skierowałam się od razu w stronę mojego pokoju.
Zabarykadowałam drzwi krzesłem, które stało obok i rzuciłam się na łóżko.
...bezużyteczna...
***
Po dwudziestu minutach bezsensownego gapienia się w sufit, wstałam i poszłam do łazienki. Wzięłam szybki prysznic założyłam na siebie bieliznę i zanim całkowicie się ubrałam, bmyłam twarz zimną wodą. Przy okazji mój wzrok zachaczył o lustro. Lustro, na którym było moje odbicie.
Miałam już rozmazany makijaż, a moje oczy...
W ogóle ich nie rozponawałam.
Były takie... Puste.
Nagle pękłam.
Wszystko co tłumiłam w sobie od kilku miesięcy nagle wybuchło.
Wszystko...
Za jednym razem.
Czułam się jakby opętał mnie jakiś demon.
Nie mogłam nad sobą zapanować.
Zaczęłam wrzeszczeć jakieś niezrozumiałe rzeczy.
Szamotałam się po całej łazience.
Nie wiedziałam gdzie podziać ręce.
Spojrzałam jeszcze raz na lustro i...
Rzuciłam się na nie.
Waliłam w szkło, które nacinało głęboko moje dłonie.
Zmęczyłam się.
To wszystko trwało tylko kilka minut, ale ja miałam wrażenie, że siedzę na tej zimnej posadzce całe wieki.
Siedziałam i płakałam nie mogąc pohamować potoku łez. Cała się trzęsłam, a na moim ciele pojawiła się już gęsia skórka.
Siedziałam tak, tylko w majtkach i staniku nie mając siły się ubrać.
Nie mając siły wstać.
Nie mając siły podnieść wzroku.
Nie mając siły myśleć.
W głowie miałam pustkę.
Nagle usłyszałam głośny trzask łamanych drzwi i podniesione i poddenerwowane głosy.
Jakieś ręce podniosły mnie z zimnych kafelków i położyły na łóżko.
A ja zanęłam.
Byłam taka zmęczona...
***
Znowu byłam w tym pokoju z ładną, czarną ścianą ze złotymi punktami i liniami.
Tyle, że teraz nie byłam tu ,,w cztery oczy" z panią psycholog.
Raczej...
,,W dwanaście oczy"...
Albo raczej...
,,W sześć par oczu".
Tak jak wcześniej siedziałam na zwykłym, ale niewygodnym, drewnianym krześle, na przeciwko pani psycholog siedzącej za biurkiem.
Obok mnie dostrzegłam, kątem oka, moją matkę, która nerwowo darła chusteczkę na malutkie kawałeczki.
Po prawej stronie pani psycholog siedział, na wygodnym fotelu, mój główny lekarz. Ten z początkującą łysiną.
Po drugiej stronie psycholożki siedziały dwie pielęgniarki, których w ogóle nie kojarzyłam.
Obydwie - mniej więcej dwudziestolatki z klasycznymi białymi czapeczkami na głowach z czerwonym krzyżykiem.
Jedna miała rude i kręcone włosy do ramion oraz delikatne rysy twarzy.
Druga natomiast miała czarne, krótko przystrzyżone włosy do połowy ucha i nie wyglądała zbyt sympatycznie...
Zaczął mówić lekarz.
- Hanno, po wizycie u pani psycholog zastała stwierdzona u ciebie depresja.
Próbowałam nie zmieniać mojego wyrazu twarzy i nie zdradzać moich uczuć, ponieważ widziałam, że psycholożka wszystko zapisuje.
- Ponadto, stwierdziliśmy też przynajmniej jedną próbę samobójczą, chociaż ja skłaniam się do stwierdzenia, że były dwa samobójstwa. - patrzyłam mu prosto w oczy i nie odwracałam wzroku.
Moja matka głęboko westchnęła.
-Jak to próba samobójcza? Moja córka? Przecież Hannah wiedzie szczęśliwe życie! Nie ma problemów w szkole... Ma dobre oceny, niedawno miała chłopaka, który był westchnieniem wszystkich dziewczyn w szkole...
- I który próbował mnie zgwałcić...
-Ma cudowną przyjaciółkę - Rebelię, która...
- Jest płatną przyjaciółką. Wynajętą przez ciebie...
- Śliczny dom! Ja charuję całymi dniami żeby zapewnić jej dobrobyt... Ma taki śliczny nowy pokój...
- Z fioletowymi ścianami...
- ... i drogie, piękne ubrania!
- Które mi się nie podobają...
- Jak to możliwe, że jest jej źle?! - ze zdenerwowania matka stała już przy biurku pochylając się nad lekarzem i panią psycholog.
- Może dlatego, że istniejesz... - odpowiedziałam bez zastanowienia.
Matka odwróciła się w moją stronę i popatrzyła mi głęboko w oczy.
Wzruszyłam ramionami nie odwracając wzroku.
- Gdzie zrobiłam błąd? - szepnęła, a w jej oczach zauważyłam łzy.
Złapała torebkę lewą ręką i wyszła z pomieszczenia zostawiając na ziemi podarte kawałki chusteczki.
- Czy sprawia ci to przyjemność?
Odwróciłam się odkrywając wzrok od drzwi.
- Sprawia ci to przyjemność? - pani psycholog powtórzyła swoje pytanie.
Wzruszyłam tylko ramionami.
- Dobrze, może to zostawimy na inną wizytę... - lekarz przerwał naszą wojnę wzrokową - Zebraliśmy się tutaj wszyscy... by poinformować cię o tym co zamierzamy z tobą zrobić.
Ta dzisiejsza sytuacja z lustrem... tylko pomogła nam podjąć decyzję.
- Pójdziesz do OIK. - poinformowała mnie pani psycholog.
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top