Rozdział 13

 Następnego dnia zostałam ubrana w nieco wygodniejszą sukienkę, która na szczęście była pozbawiona gorsetu. O wiele lepiej się w niej czułam. Nareszcie nic mi nie miażdżyło żeber i mogłam normalnie oddychać. Dodatkowo kolor materiału był taki sam co peleryna. Uważałam, że to najlepsze połączenie, czerwony i czerwony.

 Na stopy wsunęłam buty na płaskim obcasie. Natomiast włosy związałam w warkocz, żeby mi nie przeszkadzały. Nienawidziłam, gdy opadały mi na twarz i zasłaniały widok. To było dość irytujące, bo ciągle trzeba było je poprawiać, a one i tak robiły co chciały.

 Usiadłam na łóżku i czekałam. Niezbyt wiedziałam co miałam robić. Z nudów zaczęłam się bawić palcami u dłoni. Było to lepsze od bezczynnego gapienia się w ścianę i jeszcze większego nudzenia się.

 Nagle usłyszałam pukanie, a do sypialni wszedł uśmiechnięty Aaron, który był ubrany w nieco luźniejszy strój składający się ze skórzanych spodni i białej koszuli pozbawionej tych wszystkich odznaczeń. Chociaż... Sama do końca nie wiedziałam za co miałby mieć te odznaki. Przecież już od dawna nie prowadzili wojen. Z drugiej strony... Wiek władcy był dla mnie istną zagadką. Wyglądał młodo, ale mógł mieć kilka setek na karku.

 — Gotowa? — zapytał.

 — Oczywiście. — Wstałam z miękkiego posłania i ruszyłam w stronę mężczyzny.

 Ponownie szłam długimi korytarzami, znowu trafiłam do ogrodu, ale byłam prowadzona w inną stronę, w kierunku bramy przy której stała dwójka strażników. Ciekawił mnie jeden fakt... Jeżeli przez barierę nie mogły przejść jakieś straszne istoty, to po co była potrzebna taka liczba osób do stania przy wejściach. Przecież pałacowi nic nie zagrażało. To było nieco dziwne...

 Po drugiej stronie był kryształowy las. Ale i tak mi czegoś w nim brakowało... Życia... On był jakiś taki pusty. Nawet nie widziałam zwierząt. Wszystko wydawało się dość... Jakby to nazwać... Sztuczne. Byłam zaskoczona, że dopiero wtedy to zauważyłam. Wcześniej byłam zaślepiona pięknem królestwa. Wystarczyło jedynie trochę dłużej posiedzieć w tamtym miejscu.

 Po kilku minutach spaceru doszliśmy na niewielką polanę. W jej centrum znajdowało się jezioro wypełnione płynnym światłem gwiazd. Podeszłam, uklękłam, a następnie zanurzyłam dłonie w cieczy. 

 — Polecam popływać — rzekł Aaron.

 Odwróciłam się w jego stronę i od razu wróciłam do poprzedniej pozycji. Kolejny facet, który musiał pochwalić się swoim ciałem i rozebrać... 

 Gdy usłyszałam plusk wody, dopiero wtedy na niego spojrzałam. "Woda" sięgała mu do połowy klatki piersiowej.

 — Teraz twoja kolej. — Zaśmiał się. — Wskakuj.

 Jeżeli myślał, że będę paradowała przed nim nago, to grubo się mylił.

 — Nie mam zamiaru pływać — prychnęłam.

 Mężczyzna podpłynął w moją stronę i nagle chwycił mnie za rękę i wciągnął do jeziora.

 Na chwilę zanurzyłam się cała w cieczy. Była to bardzo przyjemne uczucie. 

 Gdy tylko się wyburzyłam, wzięłam głęboki wdech.

 — Czy ty już do reszty postradałeś zmysły? — burknęłam. — Będę teraz cała mokra, jak ja niby wrócę do pałacu?

 — Nie dramatyzuj, Czerwony Kapturku. — Uśmiechnął się nonszalancko. — Płynne światło nie zamoczy ci ubrania.

 — To czemu się rozebrałeś? — zapytałam zaskoczona.

 — Nie wiem. — Wzruszył ramionami i wybuchł śmiechem.

 Sądziłam, że to wilkołaki są dziwne, ale elfy biły ich na głowę... Trafiłam po prostu na kolejnego narcystycznego chłopa. Ja to miałam prawdziwe szczęście.

 Podobało mi się to, że dotykałam stopami dna. Nie musiałam się martwić o to, że utonę. Raczej należałam do osób, które słabo pływały.

 Postanowiłam skorzystać z chwili i oparłam się plecami o brzeg, a następnie zamknęłam oczy. Z każdej strony otaczała mnie srebrzysta, ciepła ciecz, która działała na mnie wręcz kojąco.

 Jednak mój spokój nie trwał długo, bo po chwili Aaron przyciągnął mnie do siebie. Wtedy to już miarka się przebrała.

 — Co ty wyprawiasz idioto?! — krzyknęłam.

 — Cicho. — Zasłonił mi usta. — Ktoś tutaj jest — szepnął.

 Ściągnęłam jego dłoń z moich warg i ciężko odetchnęłam. 

 — Możesz mnie puścić? — Próbowałam się wydostać z jego ramion.

 — Maskuję twój zapach. — Jeszcze bardziej przylegałam do jego klatki piersiowej. — To na pewno nie jest elf. — Zaczął rozglądać się dookoła. — Ktoś najwidoczniej ciebie szuka.

 — Przecież nikt nie może przedostać się do królestwa. — Coraz bardziej czułam niepokój. — Czy to wampir?

 — Nie. — Pomachał głową. — To ktoś inny. — Spiął się. — Nie wiem jakim cudem tutaj się przedostał. Musimy wracać do pałacu, szybko — podkreślił ostatnie słowo.

 Wyszedł z jeziora i odsunął się ode mnie na chwilę, aby założyć spodnie. 

 — Trzymaj się. — Po tym przerzucił mnie przez ramię jak jakiś worek i zaczął szybko biec.

 Byłam trochę zaskoczona prędkością, którą osiągał, ale to przecież był elf... 

 Gdy tylko przekroczyliśmy bramę kazał mi wracać do sypialni. Sam zajął się wydawaniem rozkazów. 

 Sytuacja była mało ciekawa... A to wszystko była moja wina...

===============

 Następny rozdział jutro, ponieważ ten jest trochę zbyt krótki, a dzisiaj już nie mam więcej czasu, aby pisać.

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top