Rozdział 10

 Nasunęłam kaptur na głowę i chwyciłam w dłonie tiul sukni, abym nie zaczepiła się o materiał. Jeszcze by tego brakowało, żebym ponownie wywróciła się na oczach króla... 

 Byłam prowadzona przez liczne korytarze. Towarzyszyły mi dwie kobiety, które stały po obu moich stronach. Czułam się otoczona. Pewnie sądziły, że zechcę im uciec... Tak jakbym miała szansę... Nie znałam tamtego miejsca, więc ciężko by było znaleźć nawet wyjście. Byłam skazana na ich łaskę. Muszę przyznać, że życie pałacowe ani trochę mi się nie podobało. Za dużo koronek, kiecek, bogactwa i innych błyskotek. To nie moje klimaty.

 Doszliśmy do dwuskrzydłowych drzwi, przy których stali strażnicy. Służące zrobiły krok do tyłu i skinęły głowami. Kryształowa powłoka się otworzyła i ukazała salę tronową. Liczne połyskujące żyrandole, przepiękne zdobienia i oczywiście na przeciwko szklany tron, na którym siedział elf w kryształowej koronie w której odbijało się światło księżyca wpadające przez ogromne okna.

 Ktoś mnie lekko popchnął i dał znać, abym weszła. Szłam po idealnie wypolerowanym parkiecie w którym mogłam zobaczyć własne odbicie. Stawiałam pewne kroki, a dźwięk obcasów stukających o podłogę, roznosił się po całym pomieszczeniu. Chciałam to już mieć za sobą.

 Stanęłam kilka kroków przed podwyższeniem i zrobiłam głęboki ukłon, aby jako tako ukazać szacunek dla władcy... Otaczali go strażnicy i o dziwo sam generał, który dumnie wypinał swoją pierś do przodu.

 - Witam cię Czerwony Kapturku, w moim królestwie. - rzekł Aaron. - Jestem zaszczycony twoją obecnością.

 Czy on serio myślał, że uwierzę w jego słowa? Chciał wypaść na osobę, która ma szacunek do każdego i bla bla bla... Widziałam w jego oczach pogardę, której za wszelkie skarby nie chciał ukazywać. Miał jakieś plany wobec mnie. A ja musiałam je odkryć.

 - Generał George Willow przedstawił mi całą zaistniałą sytuację. - Wziął głęboki wdech. - Z przyjemnością udzielę ci schronienia. - Uśmiechnął się. - Żaden wampir nie postawi stopy na moich ziemiach.

 Jak miło z jego strony... Udawał i z chęcią pewnie by mnie oddał tym krwiopijcom. Ogólnie ta cała bajeczka, że niby mieli jakąś wojnę z pijawkami, zdawała mi się mało prawdopodobna... Z każdą chwilą coraz bardziej zaczynałam myśleć o tym, że oni coś knują...

 - Dziękuję, królu. - Ponownie się ukłoniłam. - Jestem dozgonnie wdzięczna za pomoc.

 Kłamstwa tak łatwo wychodziły z moich ust. Musieli mi uwierzyć, żebym w spokoju mogła trochę poszpiegować. 

 - Możesz korzystać z mojej gościnności tyle czasu ile zechcesz. - powiedział i zmarszczył brwi. - Chciałbym abyś zjadła ze mną dzisiaj dzisiaj kolację o godzinie dwudziestej.

 - Oczywiście. - Pokiwałam głową.

 - Przed sobą masz cały wolny dzień. - Wyszczerzył swoje białe zęby. - Możesz odejść.

 Wielki łaskawca się znalazł...

 - Do widzenia. - Ukłoniłam się i odwróciłam na pięcie, a następnie ruszyłam w stronę wyjścia. 

 Gdy przekroczyłam próg, głośno ziewnęłam i kazałam służącym zaprowadzić mnie do sypialni.

 Gdzieś miałam to ile czasu poświęciły na doprowadzenie mnie do stanu "idealnego". Marzyłam jedynie o śnie. Byłam bardzo zmęczona tym wszystkim.

 Będąc w pokoju, zdjęłam suknię, pelerynę i zostałam w samej bieliźnie. Następnie rzuciłam się na łóżko i okryłam swoje ciało puszystą kołdrą. Dłońmi wymacałam szpile we włosach i je wyjęłam. 

 Nareszcie mogłam zasnąć i chociaż na chwilę zapomnieć o zmartwieniach.

***

 Obudziła mnie kobieta ubrana w strój pokojówki, która krzątała się po pomieszczeniu. Przetarłam ręką oczy i usiadłam. Cała sypialnia była skąpana w promieniach słońca. Aż humor mi się polepszył.

 Nie zdążyłam kiwnąć palcem, a pojawiły się służące ze śniadaniem. Położyły przede mną zapełnioną tacę. Przeróżne półmiski pełne jedzenia, które wyglądało wprost cudownie. Warto było czekać tyle czasu...

***

 Po posiłku nadeszła pora na strojenie. Ponownie zostałam dokładnie umyta, włosy znowu spięto, chwilę męczyłam się z gorsetem. Tym razem miałam na sobie kremową suknię z mniejszą ilością tiulu, dzięki temu nie czułam się jak beza. Na stopy włożyłam obuwie na płaskim obcasie. W takich czułam się najlepiej.

 Nareszcie wyglądałam jak człowiek. Nie byłam przesadnie wypudrowana. Cieszyłam się z tego.

 Wyszłam z pokoju i zauważyłam, że pod drzwiami stoją strażnicy. Któż by się tego spodziewał... Były dwie opcje, albo dla bezpieczeństwa, albo po to, żebym nie zrobiła czegoś co by się nie spodobało Aaronowi. 

 Poprosiłam jednego mężczyznę, aby oprowadził mnie po pałacu. Musiałam znać teren potencjalnego "wroga". 

 Dokładnie obejrzeliśmy pierwsze piętro na którym nie znajdowało się nic ciekawego, sala balowa, kuchnia, jadalnia i inne mniej ważne rzeczy. Drugie piętro zajmowały sypialnie, natomiast trzecie należało w całości do króla. Potrzebował tak wielkiej przestrzeni... A to tylko po to, żeby mieć gdzie zmieścić swojego ego.

 Zapragnęłam zobaczyć ogrody. 

 Okazały się olśniewające. Kryształowe drzewa, równo ścięte żywopłoty, liczne kwiaty, małe źródła. Wszystko wyglądało jak z bajki. Jednak dalej przeszkadzało mi słońce, którego promienie odbijały się od kryształów. Nie wiedziałam jakim cudem elfy to znoszą. Gdybym ja mieszkała całe życie w takim miejscu, to pewnie bym oszalała, albo oślepła, albo jedno i drugie.

***

 Popołudniu naszła pora na obiad, który składał się z pieczeni oblanej sosem grzybowym, który nie przypadł mi do gustu. To pewnie dlatego, że nienawidzę grzybów. Nigdy mi nie smakowały...

 Oczywiście ten posiłek również jadłam w sypialni, ponieważ jadalnia była przeznaczona dla najjaśniejszego władcy... Tyle miejscu tyle po to, żeby mógł zjeść w samotności... Powoli zaczynał działać mi na nerwy.

 Był szarmancki do chwili, gdy zobaczył moje oczy. Wtedy jego zachowanie diametralnie się zmieniło. Już nie był klasycznym podrywaczem. Jak ja kocham osoby, które patrzą na mnie z pogardą, bądź strachem. Przyzwyczaiłam się do tego. Lata praktyki... Ludzie od zawsze oceniali mnie po kolorze tęczówek, bo przecież jak czerwone, to znaczy, że mają do czynienia z wiedźmą, która jest zła, czaruje i nie ma serca... Nigdy mnie nie rozumieli, że jestem człowiekiem, a oczy odziedziczyłam po zmarłej matce. Nie miałam w sobie krzty magii. 

 Resztę dnia spędziłam na snuciu się po pałacowych wnętrzach. Podziwianiu architektury. I tak nie miałam nic ciekawszego do robienia... 

 Życie arystokraty musi być bardzo nudne...  

 Naprawdę tęskniłam za lasami. Tam przynajmniej miała co robić. A w królestwie elfów mogłam tylko siedzieć na tyłku i ładnie wyglądać...

***

 Około godziny osiemnastej przyszły do mnie służące i ponownie przebrały w super cisną kieckę w której ledwo oddychałam. Tym razem materiał w kolorze mięty, który ani trochę nie pasował do peleryny, której nie miałam zamiaru zdejmować...

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top