Rozdział 6
Chyba każdy słyszał o Pirje. Nie należało do najczystszych miejsc na ziemi. Idąc pomiędzy budynkami, mijałam całą masę śmieci. Dodatkowo zapach panujący w uliczce był nieciekawy. Co jakiś czas spotykałam dziwnych ludzi. Nie czułam się dobrze w tamtym mieście.
— Gdzie idziemy? — zapytałam Kristophera, który prowadził nas w jakieś miejsce.
— Znam świetną gospodę — odpowiedział. — Możemy tam się zatrzymać na noc.
Skrzywiłam się słysząc to co powiedział. Nie wierzyłam, że miał zamiar tam zostać. Ja miałam mieszane uczucia. Nie ufałam Pirje na tyle, żeby spędzić tam cholerną noc. To było dla mnie trochę zbyt wiele. Nie moje klimaty.
***
Weszliśmy do jakiegoś drewnianego budynku. Śmierdziało tam potem i alkoholem. Dookoła była cała masa osób. W tłumie było widać dziwki, które przechadzały się między stolikami. Zauważyłam, że oprócz nich nie było żadnej kobiety.
Po chwili wilkołak podszedł do jakiegoś typa, który stał za ladą. Jego twarz należała do jednych z najbardziej paskudnych, jakie w życiu widziałam. Ogromna blizna ciągnęła się od czoła do brody. Jedno oko było praktycznie czarne, a broda przypominała wylęgarnię karaluchów.
— Dwuosobowy pokój na jedną noc — powiedział rozweselony.
— Pięćdziesiąt geldów — odparł.
Sięgnęłam do torby i wyjęłam odpowiednią ilość pieniędzy, a następnie rzuciłam na kamienny blat.
Po chwili obskurny koleś podał klucze dla Kristophera.
— Życzę miłej nocy. — Uśmiechnął się pokazując swoje krzywe zęby. — Tylko nie bądźcie zbyt głośno.
Byłam oburzona jego słowami. Mężczyzna nie miał ani za grosz kultury. Należałam do osób, które wymagały od innych chociaż minimalnego dobrego zachowania.
Pokazałam w jego stronę wulgarny gest, a następnie się odwróciłam i ruszyłam schodami na górę.
— Nie musisz być taka agresywna — odezwał się wilkołak, gdy otwierał drzwi.
— Nie musisz ze mną tu być. — Weszłam do środka.
— Jesteś strasznie kapryśna — mruknął.
Ignorując Kristophera, zaczęłam się rozglądać po pokoju. Warunki nie należały do najlepszych. Małe okno, jedna szafa, wypłowiały dywan i łóżko. Jedno łóżko!
— No chyba to jakieś jaja. — Jęknęłam.
— No przecież jest dwuosobowe. Nie bój się, nie zajmuję dużo miejsca — szepnął.
Popatrzyłam na niego jak na idiotę. Miał tupet, żeby składać takie propozycje. Nie miałam zamiaru dzielić z nim łoża. To by było poniżej mojej godności.
— Oj nie, kochany. — Pomachałam palcem. — Ja śpię tu. — Wskazałam na posłanie. — A ty tu. — pokazałam na podłogę.
— Liczyłem na spanie z tobą. — Oparł się o ścianę.
Tak jak wcześniej wspominałam... Kundle myślały tylko o jednym.
— Spodziewałeś się, że będzie jak w książkach, że posłusznie zasnę u twojego boku? — Popatrzyłam na niego.
— Jestem aż tak odrażający? — Przybrał pozę, która chyba miała wyeksponować wszystkie jego atuty...
— Dokładnie.
Był wręcz natarczywy.
Usiadłam na posłaniu. Nie było wygodne. Na dodatek nie ufałam materacowi. Był zbyt miękki. Wolałam nie wiedzieć kto spał w tamtym pokoju. Położyłam torby, łuk i kołczan na podłodze. Średnio mi się chciało ciągać to ze sobą. Potrzebowałam chwili westchnienia.
— Chodź idziemy coś zjeść. — Wilk złapał mnie za ramię i zaprowadził na dół.
Nawet nie chciał słuchać moich słów sprzeciwu. Nie podobało mi się siedzenie tak blisko tych wszystkich szumowin.
Zasiedliśmy przy stoliku stojącym praktycznie na samym środku sali. Miałam świetny widok na półnagie dziwki, które świeciły swoimi atutami na prawo i lewo. Próbowały być seksowne, ale im nie wychodziło. Brzydziłam się nimi. Nigdy nie rozumiałam jak można oddawać swoje ciało za pieniądze.
— Zaraz wracam — powiedział Kristopher i gdzieś poszedł.
W lokalu skromna orkiestra składająca się z jakiegoś chudego skrzypka i bladego saksofonisty. Grali wesołe utwory, które ledwo słyszałam, ponieważ głosy licznych osób zagłuszały muzykę.
Po chwili mężczyzna wrócił cały obładowany talerzami.
— Masz zamiar to wszystko zjeść? — zapytałam niepewnie. — Ja bym nie ryzykowała zatruciem pokarmowym.
— Jestem głodny jak wilk. — Ryknął głośnym śmiechem. — Rozumiem, że nie chcesz. Więcej dla mnie. — Po tych słowach zajął się konsumpcją dań.
Nie wyglądały zachęcająco. Jakieś szare mięso. Ani trochę nie wydawało się smacznymi.
Palcami poprawiłam włosy i wyciągnęłam nogi przed siebie. Taka pozycja była najlepsza.
Nagle do stolika podeszła jakaś brunetka ubrana jedynie w sukienkę, która więcej odkrywała niż zakrywała. Pochyliła się tak, żeby wilkołak miał świetny widok na jej cycki. Już miałam ją zwyzywać, ale Pan Idiota odsunął się od blatu i pozwolił usiąść kobiecie na swoje kolana. Powoli zaczynałam się irytować.
— Nie patrz tak na mnie Czerwony Kapturku. — Uśmiechnął się. — Jestem tylko facetem.
Znowu użył wobec mnie tego okropnego "Czerwonego Kapturka". Nie lubiłam tego. Brzmiała jak nazwa dla jakiegoś dziecka biegającego w szkarłatnej narzucie.
Jego łapa wyglądała na jej brzuchu. Nie miałam ochoty patrzeć na ich obściskiwanie się. To było niesmaczne, wręcz wulgarne, ale czego innego mogłabym się po nim spodziewać...
Wstałam ze swojego miejsca i poprawiłam pelerynę, a następnie zaczęłam się przechadzać po sali.
Trafiłam na idealne miejsce. Stolik i facetów grających w pokera. Byłam w nim dobra. Nudziłam się więc podsunęłam jedno krzesło w wolne miejsce. Oczy mężczyzn były zwrócone na mnie. Szybko narzuciłam kaptur na głowę i lekko opuściłam wzrok.
— Witam panów — przywitałam się. — Mogę dołączyć? — zapytałam.
— Wiedźma? — warknął jeden z nich i już chciał odskoczyć z miejsca, ale złapałam go za dłoń, która była wyjątkowo mokra. Brzydziło mnie to.
Jednak nie byli jeszcze aż tak półprzytomni. Miałam nadzieję, że byli głupi.
— Nie kochanieńki — odpowiedziałam słodko. — Chyba za dużo alkoholu wypiłeś. — Cmoknęłam.
— Możesz grać — powiedziałam mężczyzna siedzący obok mnie.
— Dziękuję — szepnęłam.
***
Granie z nimi było mega łatwe. Wygrałam parę rund. Żałowałam, że w puli nie było pieniędzy, pewnie zarobiłabym trochę. Jednak musiałam zadowolić się ich minami.
— Nie spodziewaliście się, że pokona was kobieta — oznajmiłam.
Poker to była moja ulubiona gra karciana. Czasami z Groverem o coś się zakładaliśmy. Ach właśnie... Martwiłam się o niego. Jednak nie miałam jak się z nim skontaktować. W tamtym mieście nie było poczty.
— Oszukiwałaś! — krzyknął ktoś.
— Ja? — zapytałam niewinnie. — Nigdy.
Nagle wyjął nóż i wywrócił swoje krzesło do tyłu. Od razu zerwałam się z miejsca. To prawda, że alkohol źle działał na mężczyzn, ale tamten chyba przeholował.
Skutecznie unikałam jego ruchów, ale w pewnym momencie zahaczył o moją pelerynę i zrobił w niej dziurę. Tego już było za wiele. Rzuciłam się na niego i powaliłam na ziemię. W sumie to sam się potknął i przywalił głową o podłogę. Stracił przytomność. Nawet nie musiałam nic mu robić. Sam siebie znokautował.
— Dziękuję za miłą grę, panowie. — Pomachałam i odeszłam.
Oczy wszystkich w gospodzie były zwrócone na mnie. Konkretnie patrzyli się na moje oczy. Materiał zsunął się z mojej głowy. Nie myślałam, ze tak szybko się połapią jaki mają kolor. Śledzili każdy mój ruch.
Znalazłam Kristophera, który migdalił się z brunetką. Odciągnęłam go od niej.
— Chyba nie jestem tu miło widziana. — Skrzywiłam się.
Jeszcze tylko brakowało, żeby zaczęli uciekać w popłochu. Paru ludzi opuściło gospodę, inni dalej mnie obserwowali, jakby czekali na mój ruch.
— Nie przesadzaj. — Machnął ręką.
Możliwe, że miał rację... Zbyt mocno dramatyzowałam. Byłam pewna, że połowa z nich następnego dnia nic by nie pamiętała.
Przypatrzyłam się jego twarzy i nie mogłam powstrzymać się bez komentarza.
— Jesteś uwalony szminką. — Zachichotałam.
— Świetnie całuje — oznajmił.
— Obślinianie twarzy to nie całowanie - odpowiedziałam. — A tak poza tym... Atmosfera się trochę zmieniła — powróciłam do poważnego tonu głosu. — To moja wina.
— Olśniłaś ich swoim charakterem? — mruknął.
— Raczej oczami. — Skrzyżowałam ramiona. — Idę do pokoju, może nikt mnie nie zamorduje.
Zaczęłam iść w stronę schodów i udałam się na górę, a następnie weszłam do pokoju. Otworzyłam okno na oścież, żeby trochę wywietrzyć pomieszczenie, które śmierdziało stęchlizną.
Zdjęłam pelerynę, którą złożyłam i położyłam na ziemi. Potem podeszłam do łóżka i rzuciłam jedną poduszkę na ziemię, żeby Kristopher miał chociaż ociupinkę luksusu na twardej powierzchni.
Ułożyłam się na materacu, które od moim ciężarem zaskrzypiało. Ignorując fakt, iż było mi niewygodnie, okryłam się kołdrą i przymknęłam powieki.
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top