Rozdział 15

 Przetarłam oczy i ponownie spojrzałam na Kristophera, który siedział pod ścianą. Zrozumiałam, że to no musiał być tym złapanym wilkołakiem. To jego szukano i to jego wyczuł Aaron w lesie

 — Co ty tutaj robisz? — szepnęłam, a następnie rozejrzałam się dookoła, czy aby na pewno nikt nie idzie i podeszłam bliżej krat.

 Nie powinno go tam być. Jego rasa przecież nie miała wstępu do Królestwa Elfów.

 — A może tak dzień dobry? — zwrócił się do mnie. — Dzisiaj mamy piękną pogodę, prawda? — Szelmowsko się uśmiechnął.

 Przetarłam skronie i próbowałam się nie zirytować. Nadal był dupkiem, nadal mnie denerwował. Zadałam mu normalne pytanie, ale nawet na nie nie potrafił odpowiedzieć.

 — Gadaj — warknęłam.

 — Złość piękności szkodzi. — Zaśmiał się i wstał z podłogi. — W sumie to już trochę zaszkodziła. — Zrobił krok w moją stronę.

 Postanowiłam niepotrzebnie się nie denerwować. Wzięłam głęboki wdech i spiorunowałam go wzrokiem.

 — Dobra, ja idę, powodzenia w gniciu w celi... — Odwróciłam się i już miałam zmierzać w stronę wyjścia, ale usłyszałam jego głos.

 — Stój. — Wyciągnął dłoń w moją stronę. — Muszę uratować twój tyłek — oznajmił. — Władca tych skrzatów chce cię wydać wampirom.

 Obróciłam się w stronę Kristophera i skrzyżowałam ramiona.

 — Wiem o tym.

 — Wiesz? — Jego wyraz twarzy był bezcenny. — Nic z tym nie robisz?

 Planowałam ucieczkę, ale jednak murów pilnowała cała masa żołnierzy. Nie było szans, żeby udało mi się je przekroczyć. Prędzej zostałabym zabita. Jakoś niezbyt chciałam być martwa.

 — Chyba zauważyłeś, że mnie pilnują, prawda? — Westchnęłam. — A poza tym czemu nagle chcesz mnie ocalić? Przecież mnie zostawiłeś.

 Pamiętałam tę chwilę, gdy był na mnie zły, bo udawałam czarownicę. Nie mogłam o tym zapomnieć. Przecież on miał rację. Z całych sił chciałam być inna od tej rasy, a i tak przestraszyłam dziewczynę swoimi oczami. Oczami, które były tak podobne do oczu mojej matki i babki...

 — Głupio wyszło... — Podrapał się po głowie. — Jednak, jak widzisz jes... — Zatrzymał się i zaczął nasłuchiwać. — Ktoś tu idzie. — Szukał czegoś w kieszeniach. — Trzymaj. — Podał mi klucz.

 Patrzyłam na srebrny przedmiot w którym odbijało się światło ognia.

 — Skąd go masz? — Zmarszczyłam brwi.

 — Nie gadaj. — Ponaglił. — Otwieraj ten zamek.

 Bez zbędnych pytań zrobiłam to co kazał. Popchnął z całych sił metalowe drzwi i przeszedł przez próg. Następnie ruszył korytarzem. Byłam o kilka kroków za nim. Nie wiedziałam co planował. Po chwili gestem ręki pokazał, żebym się zatrzymała, a on poszedł dalej. Nagle rozległ się dziwny dźwięk. Podbiegłam i ujrzałam strażnika leżącego na ziemi.

 — Co ty mu zrobiłeś? — Wskazałam na mężczyznę.

 — Trochę go ogłuszyłem. — Pięść pokrytą krwią wytarł o spodnie. — Idziemy. — Złapał mnie za dłoń i ciągnął schodami na górę.

 W holu było pusto. Ani jednej żywej duszy. Wydawało się to dość podejrzane.

 Gdy tylko przekroczyliśmy wejście do pałacu, ujrzeliśmy elfich żołnierzy, którzy stali pod murami.

 — Alice — powiedział Kristopher. — Gdy tylko się przemienię wejdź na mój grzbiet i mocno się trzymaj, rozumiesz? — Pokiwałam głową. — Musimy się wydostać z tego szamba — mruknął.

 Odsunął się ode mnie o kilka kroków. Dźwięk łamiących się kości był mało przyjemny. Gdy otworzyłam oczy zobaczyłam przed sobą wilka. Nie tracąc czasu wdrapałam się na niego i chwyciłam sierść.

 Zwierzę biegło wprost na tłum uzbrojonych istot, które naciągałby łuki. Przywarłam jak najbardziej do ciała wilkołaka, nie chciałam dostać strzałą.

 Kristopher nawet się nie zatrzymał. Nie bał się ich. Swoimi kłami rozrywał ciała elfów. Musiałam przyznać, że był to mało przyjemny widok. Ale jednocześnie byłam pod wrażeniem jego siły. Zauważyłam, że jego ciało było pokryte paroma ranami, pomimo tego dalej walczył.

 — Czerwony Kapturku! — usłyszałam Aarona.

 Był to facet, który doprowadzał mnie do nerwów wymawiając moje przezwisko.

 — Jestem Alice, skrzacie! — odkrzyknęłam, a po chwili uświadomiłam sobie co zrobiłam.

 Bicie mojego serca momentalnie przyśpieszyło. Popełniłam ogromny błąd, który mógł mnie wiele kosztować. Magia imienia była silna. Powiedzenie go elfowi to niezbyt dobry pomysł.

 — Alice! — krzyknął.

 Fala gorąca uderzyła w moje ciało. Mimowolnie obróciłam głowę w jego stronę. Stał na podwyższeniu w otoczeniu swoich doradców. Jak zwykle miał na sobie swój oficjalny strój. Prezentował się idealnie, jak istny bóg.

 — Masz przepiękne imię! — Roześmiał się.

 Na "polu bitwy" zrobiło się jakoś tak rzadko. Dodatkowo brama była otwarta. Coś mi nie pasowało. Byłam również lekko zdezorientowana.

 Jednak wilkołak pobiegł w jej stronę. Po chwili byliśmy poza pałacem. Przemierzaliśmy kryształowy las, nagle poczułam, że przekroczyliśmy granicę Królestwa Elfów. Byliśmy na najzwyklejszej polanie, w zielonym lesie, zero szkła.

 Zeszłam z wilka, a on zmienił swoją formę. Cały był pokryty krwią.

 — Nic ci nie jest? — Kucnęłam przy mężczyźnie.

 — Za kilka minut nic nie będzie widać. — Machnął ręką. — Myślałem, że będzie gorzej, a oni praktycznie nas puścili.

 Jego ciało było pokryte w większości osoczem elfów. Dotknęłam palcem jednej z ran, ale ona po chwili zniknęła.

 — Oni coś planują — rzekłam. — Przecież by mnie nie puścili wolno, jeżeli mają sojusz z wampirami.

 — Od zawsze ci spiczaści byli dziwni — prychnął. — A ten z ładną buźką tą już całkiem... Zgraja wariatów.

 — Chodzi o ich króla? — Usiadłam na trawie. — On zna moje imię... — Zaczęłam z nerwów obgryzać paznokcie. — Już po mnie.

 Mógł ze mną zrobić co tylko chciał. Warunkiem było to, że musiałam usłyszeć jego głos. Ale to nie był problem. Gdy tylko by mnie znalazł, wystarczyłoby jedno słowo, żebym posłusznie do niego podeszła.

 — Przesadzasz, Alice. — Zarzucił mi na barki ramię. — Nic ci nie zrobi. — Przybliżył się. — Będę obraniał ciebie i twoje dziewictwo! — ogłosił dumnie. — Jesteś dziewicą, co nie? — Uśmiechnął się. — Jeżeli chcesz to mogę odebrać ci twoją cnotę, jestem nagi i chętny.

 Momentalnie odskoczyłam od niego i stanęłam na nogi.

 — Jesteś obleśny... — Skrzywiłam się i zaczęłam rwać suknię do wysokości kolan. — Zakryj się. — Rzuciłam w niego materiałem. — Przed chwilą zamordowałeś dziesiątki elfów, a teraz składasz mi jakieś niemoralne propozycje. Jesteś dziwny — stwierdziłam.

 — Kocham się z tobą droczyć, maleńka. — Cmoknął.

 Bez zawahania chwyciłam kamień i nim w niego rzuciłam.

 ====================

 Bardzo wszystkich przepraszam za moją nieobecność. Przez te miesiące nie wiedziałam co pisać. Brakowało mi weny na pisanie fantastyki. Jednak wreszcie wróciłam z nowymi chęciami. Przez najbliższe kilka dni będę codziennie dodawała po jednym rozdziale. Mam nadzieję, że ktoś jeszcze będzie czytał moje wypociny...

 Przepraszam również za to, że was nie powiadomiłam o swojej nieobecności. Już nigdy nie popełnię tego błędu. Możliwe, że większość z was czekała na nowy rozdział, a on nie nadszedł... Przepraszam.

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top