4# Co ja robie ze swoim życiem ...
Obudziłam się ogłuszona dźwiękiem budzika w telefonie. Przekręcając się spadłam z kanapy zaplątana w kocyk. Wspięłam się za pomocą szafki i dorwałam budzik. Z głośnym warknięcio-stęknięciem podniosłam się do pionu i rzuciłam urządzeniem o wypoczynek.
- Jap[piiiiip] czemuuuuu, jest dopiero 6.00 rano - jojczyłam - Egh, trzeba zrobić tyle rzeczy - rzuciłam się na kanapę i zaczęłam wierzgać - Nie chce mi się~
Leżałam i wierzgałam jeszcze dobre 10 minut, dopiero po nich zaczęłam planować co i w jakiej kolejności muszę zrobić.
Gdy skończyłam, wstałam z kanapy i uznałam, że w końcu nastawiłam tak wcześnie budzik by się wyrobić. Zabrałam wszystkie swoje rzeczy, powyłączałam całą elektronikę i wyszłam. Przeszłam do domu po kamiennej ścieżce którą kiedyś zrobiłam razem z dziadkiem.
Pierwsze co zrobiłam po wejściu do domu to wzięcie ciuchów i pójście pod prysznic. Pół godziny później miałam już wysuszone włosy i byłam ubrana w mundurek, bluzę z kapturem i spodenki schowane pod spódnicą.
Poszłam do pokoju i w oddzielny mały plecak włożyłam zapasowe ciuchy. Zazwyczaj uczniowie noszą książki w teczkach podobnych do aktówek, a ja zawsze się tym wyróżniałam, bo zawsze nosiłam plecak. Nie robiłam tego by się wyróżnić po prostu wygodniej mi z plecakiem.
Zeszłam na dół po schodach i udałam się do kuchni. Zrobiłam bento do szkoły, spakowałam kilka jabłek i zaczęłam szykować śniadanie. Zrobiłam spory stosik naleśników, podzieliłam na dwa talerze i postawiłam na stole dodatki. Nawet nie musiałam wołać, a moja babcia pojawiła się w kuchni wąchając zapach jaki się rozchodził po całym domu.
- Już w pokoju czułam naleśniki. Co to za okazja ? - uśmiechnęła się pędząc dość szybko jak na swój wiek do talerza
- Żadna, chciałam zrobić dla ciebie coś miłego, wiem jak uwielbiasz naleśniki - powiedziałam obojętnie i zasiadłam do stołu
- Dziękuję... A więc dziś zaczynasz jeździć ?
- Ta - mruknęłam
- Masz jeszcze sporo czasu do rozpoczęcia lekcji, co będziesz porabiać ?
- Jeść
- Tylko tyle - zdziwiła się
- Tak, w brew pozorom pół godziny to mało na zjedzenie, wyjście i dotarcie do szkoły
- A więc, itadakimas - powiedziała szczęśliwa
- Itadakimas - mruknęłam i zaczęłam wpychać naleśniki na siłę
Gdy była 7.48 spakowałam resztę naleśników z dżemem do pudełka, wrzuciłam do torby i wybiegłam z domu jak oparzona. Będąc w szatni spojrzałam na zegarek w telefonie, który wskazywał 7.59. Zmieniłam buty i gdy miałam już biec do klasy zza rogu wyskoczył Taichi i na mnie wpadł.
- Co ty robisz, pośpiesz się zaraz się lekcja zacznie - poganiałam
- Pewnie, tylko buty zmienię - powiedział zdziwiony
Aby zmienił buty zaczęliśmy szybko biec mając nadzieję, że nauczyciel jeszcze nie przyszedł.
- Gniewasz się na mnie - zapytał
- Nie, a czemu miałabym się gniewać - odpowiedziałam opanowana
- Bo zapytałem o coś o co nie powinienem
- Było minęło, nie byłam zła, byłam po prostu smutna
- To dlaczego się do mnie nie odzywałaś potem
- To ty zazwyczaj zadajesz pytania i zaczynasz rozmowę. Ja nie wypytuję bo nie chcę się do nikogo przywiązać
- Wolny duch ? - zaśmiał się
- Nie, bardziej osoba która boi się stracić bliską osobę - westchnęłam smutno
- Przepraszam
- Niby za co ?
- Znowu jesteś przeze mnie smutna
- Ja ciągle jestem smutna, więc nie masz za co przepraszać - wyjaśniłam
- Czyli mogę pytać o wszystko?
- Trochę wyczucia - uprzedziłam
- Mnie pasi
- To dobrze - kiwnęłam głową i rozsunęłam gwałtownie drzwi od klasy
Złapałam za klamkę będąc rozpędzoną i nie wyrobiłam się na zakręcie. Skutkowało to tym, że trzymając za klamkę poleciałam kawałek dalej. Gdy drzwi się otworzyły nikt w nich nie stał, jednakże po chwili przeleciał za nimi Taichi, który także nie zdołał zahamować.
Ślizgał się na butach i gdy miał przejechać obok mnie złapałam go za przedramię i zatrzymałam.
- Gdzie lecisz - zakpiłam
- Ha ha ubaw po pachy, ty też nie wyhamowałaś
- No i - dąsałam się podnosząc nas z ziemi na której wylądowaliśmy co było skutkiem szarpnięcia i gwałtownego hamowania
- Oby nauczyciela nie było - westchnął
Wychyliliśmy głowy za framugę drzwi, rozejrzeliśmy się po klasie i odetchnęliśmy z ulgą wchodząc do środka.
- Jeszcze go nie ma - złapałam się teatralnie za serce
- Co za ulga - skopiował mój gest
Usiedliśmy szybko do ławek nim mężczyzna przyszedł, a cała klasa patrzyła na nas jak na głupich. Aby podsunęliśmy krzesła nauczyciel dotarł i przeprosił nas za zwłokę.
Cały dzień miną mi w miarę szybko na lekcjach słuchałam lub bazgrałam wzorki w zeszycie, a na przerwach jadłam i słuchałam jak Taichi opowiadał o siatkówce. Przy okazji dowiedziałam się, że Ushijima ma na imię Wakatoshi i jest kapitanem ich drużyny.
Po lekcjach pobiegłam do szatni po zapasowe ciuchy. Wparowałam do damskiej łazienki, przebrałam się i wróciłam do szatni. Trafiłam na moment, w którym Taichi zmieniał obuwie. Podbiegłam do swojej szafki, wrzuciłam w głąb swoje rzeczy i zajęłam się zmianą butów.
- Uważaj bo się zapalisz - zaśmiał się brunet
- Ha ha ubaw po pachy, po prostu się denerwuje, od roku nie siedziałam w siodle
- Długo
- Pytanie tylko czy się utrzymam
- To chyba nie jest trudne
- Przydzielony mi koń zrzucił swojego poprzedniego jeźdźca kilka razy
- Słabo
- Ale muszę, jak nie ja to nikt na nim nie będzie jeździł
- Trochę samolubnie
- Nie samolubnie, jak go nie dosiądę to wyślą go na ubój
- Na co ?
- Na śmierć, bo nikt na nim nie chce jeździć
- Musisz na nim jeździć by żył?
- Tak
- Czyli bardzo nie samolubnie - dał nacisk na słowo "nie"
- Dobra ja już gotowa, idziemy chyba w tym samym kierunku
- Nom
- To rusz dupe, a nie siedzisz
- Hai ! - zaśmiał się
Zza szafek znowu wychyliła się głowa z czerwoną czupryną.
- Cześć - przywitał się
- Cześć - odpowiedział mu Taichi, a czerwono-włosy spojrzał na mnie
- Yo - uniosłam rękę w geście powitalnym, a chłopak się do mnie uśmiechną
- Zaśpiewamy ?
- Trochę mi się śpieszy - spojrzałam na Taichi'ego
- Szybciej nie umiem wiązać butów - tłumaczył się
- Następnym razem ?
- ...Pewnie - powiedziałam po chwili zastanowienia
- Już! - powiedział wstając z podłogi
- No nareszcie, idziemy - popędzałam
- Idziesz? - zapytał czerwono-włosego
- Tak - powiedział szczęśliwy i do nas dołączył. Aby ruszyliśmy zaczął śpiewać - Baki baki ni oreee~
- On ciągle to śpiewa - tłumaczył Taichi
- Nani wo ? - zwrócił się do mnie
- Kokoro wo da yo ~
- Znasz te piosenkę ? - zapytał brunet na co przytaknęłam
- Konagona ni kudake ! - śpiewał dalej -
...nani wo ?
- Seishin wo da yo ~ - nagle stanęłam jak wryta i wpatrywałam się w parkur
- Laura ? - zapytał Taichi po czym spojrzał w kierunku, w którym byłam zwrócona - aaaa, już rozumiem - podszedł i mnie przytulił od boku - Dasz radę - pokrzepiał
- Puść mnie - miotałam się na wszystkie strony
- Już, już - śmiał się odstawiając mnie na ziemię
Aby dotknęłam ziemi, ustawiłam się i dalej stałam jak wryta. Po chwili zza drzwi wyszedł Ushijima i staną obok nas.
- Cześć, kapitanie - przywitał się brunet
- Witam - odpowiedział mu
- Ushijima - kiwnęłam mu głową na powitanie
- Fel - odwzajemnił mój gest
- Co tak oficjalnie Wakatoshi-kun ? - zaśmiał się czerwono-włosy
- Normalnie się przywitałem - zdziwił się wieżowiec - Przyszedłem zobaczyć czy Fel nie blefowała
- Niby w jakiej sprawie - uniosłam brew
- Czy nie powiedziałaś tego tylko po to by uratować konia
- Mówiłam prawdę
- A więc się przekonajmy - podjechała do nas na koniu ta sama franca, która spadła z konia
- Co ? - zdziwiłam się
- Załóżmy się, jak utrzymasz się w siodle i ani razu nie spadniesz to wygrasz i otrzymasz moje uznanie - wystawiła rękę w moją stronę - ale jeśli spadniesz dziś choćby raz, to koń idzie na ubój - powiedziała dumna z siebie
- Nie zakładam się o takie rzeczy - odepchnęłam jej dłoń - Jestem jeszcze przy wszystkich zmysłach, a twoje uznanie jest dla mnie gówno warte
- Od kiedy ty jesteś zła? Od kiedy ty w ogóle wyrażasz jakieś emocje poza smutkiem - dopytywał Taichi
- Od kiedy pani "Nie umiem utrzymać się w siodle" chciałam posłać konia na ubój
- Phi, znalazła się panna "Idealna" - od chapała
- Ale ja nie jestem idealna - spojrzałam na nią jak na kretynkę po czym odwróciła się w stronę hałasu jaki wydawał mój nowy koń - Idę, bo jeszcze kogoś stratuje - pomachałam do grupki chłopaków odchodząc w stronę dżokeja próbującego uspokoić konia - Chwila, ja spróbuję - powiedziałam odbierając lance mężczyźnie
- A jednak się stawiłaś - zdumiał się
- Przecież powiedział pan bym tu przyszła po lekcjach w pierwszą środę od rozpoczęcia roku, w ciuchach na zmianę - pociągnęłam wodze w dół i zmusiłam zwierzę do spojrzenia na mnie
- Racja, tak powiedziałem - zdziwił się widokiem spokojnego wierzchowca
- A więc ? Co dalej ?
- Dalej? Pokażę ci pokój klubowy, stajnię, zapoznam z pozostałymi członkami klubu i sprawdzę jak jeździsz. Muszę ci dać jeszcze kask zanim wsiądziesz na konia. Ty natomiast musisz mi pokazać jak jeździsz i jak opiekujesz się koniem, czyli podstawowe umiejętności na przykład zdejmowanie i zakładanie siodła oraz lanc, jak czyścisz konia, czym i w jakiej kolejności okrywasz go na noc, a także powiesz mi podstawowe informacje dotyczące koni, czyli środki ostrożności i jak należy się zachować przy koniach
- Hai - odpowiedziałam starając się zapamiętać wszystkie dane
~
Zapewne macie w dupie takie pierdoły i nie chcecie czytać informacji o koniach.
Rozumiem to, przyszliście tu po romans Satori x Oc, a ja wam pierdole nie istotne fakty.
Więc... wycinka.
Wycinam wam te pierdoły i okrajam do minimum, rozdział będzie krótszy ale za to nie będziecie się nudzić.
Przechodzimy do momentu w którym dżokej sprawdził już wiedzę Laury, która była na picuś glancuś...
~
- Wsiadaj na konia - polecił
Nie wahając się, podeszłam do zwierzęcia i się wspięłam. Usadowiłam się wygodnie i gdy dostałam znak, ruszyłam. Na początku wolno, potem truchtem, a na końcu galopem.
Gdy zrobiłam kółko dżokej mnie zatrzymał, pochwalił i dał trudniejsze zadanie. Skakanie przez przeszkody.
Nie byłam do tego przekonana bo dawno tego nie robiłam, ale wiedziałam, że nie mogę się stresować przy koniu. Nie myśląc o tym, że mogę spaść, ruszyłam galopem. Po rozpędzie i udanym skoku usłyszałam bicie braw i gratulacje. Spojrzałam w stronę z kąt dochodził dźwięk i zobaczyłam stojącego pod ścianą Taichi'ego. Pomachałam mu i podjechałam do trenera.
- Wszystko dobrze, widzę, że umiesz jeździć i masz wiedzę teoretyczną. Witam w klubie - podał mi rękę, którą uścisnęłam
- Miło mi - zeszłam z konia
- Ja zajmę się koniem, a ty możesz już iść
- Um - kiwnęłam głową - Mam tylko jedno pytanie. Jak on się nazywa ?
- Storm... był sprowadzany zza granicy - dodał - To koń wyścigowy, jak będziesz chciała, to może startować w konkursach jeździeckich
- Pomyślę nad propozycją, do widzenia - powiedziałam i podeszłam do Taichi'ego
- Szybko, Satori-senpai na nas czeka - krzykną i pociągną mnie do szatni
- Dobra, przestań mnie poganiać - powiedziałam podchodząc, a raczej podbiegając pod szafkę
- Bierz rzeczy i lecimy pod bramę
- Już, już - złapałam plecaki, zamknęłam powoli szafkę i pobiegłam, zostawiając Taichi'ego w tyle z czystej chęci zrobienia komuś na złość
Mimowolnie lewy kącik moich ust poszybował lekko do góry. Wybiegłam ze szkoły i popędziłam do bramy przy której stał czerwono-włosy. Widząc chłopaka przyśpieszyłam i go minęłam. Aby znalazłam się za bramą zaczęłam hamować. Gdy się zatrzymałam, odwróciłam się i stałam z założonymi rękoma czekając aż Taichi do nas dobiegnie.
- Szybka żeś - powiedział sapiąc po biegu
- Nie opłaca się mnie poganiać, bo mogę jeszcze cię prześcignąć - powiedziałam dumna z siebie, a wyraz twarzy dalej mi się nie zmienił
- Ty się uśmiechasz - na jego twarzy widniał szok i niedowierzanie
- Ehh, po prostu kiedyś lubiłam robić ludziom na złość i wygląda na to, że nadal mnie to bawi. To jedna z niewielu rzeczy - mruknęłam do siebie
- A co jeszcze cię bawi - zapytał aby zaczęliśmy iść
- Nie wiem, to dopiero drugi raz jak się uśmiechnęłam od roku - przybrałam po chwili swój standardowy wyraz twarzy
- A więc ja będę drugą rzeczą, która będzie wywoływała u ciebie uśmiech - powiedział czerwono-włosy uwieszając mi się na ramionach
- Powodzenia - powiedziałam obojętnie
- A chwilę temu byłaś wesoła - mrukną zawiedziony - Powiedz, bawi cię jak ktoś inny robi komuś na złość ?
- Po przyjacielsku, ale nie jak robi to z jakąś większą krzywdą dla drugiej osoby. W skrócie, jestem sadystą ale nie lubię jak ktoś się nad kimś znęca.
- Czyli może cię bawić moja gra podczas meczu
- Satori-senpai, bo popsujesz niespodziankę - zbulwersował się Taichi
Chłopak w jednej chwili przestał się na mnie uwieszać i staną wyprostowany unosząc ręce w geście obronnym.
- Chcę wiedzieć jaka to niespodzianka?
- Jeszcze nie - odpowiedział mi Taichi, na co przewróciłam oczami
- To tu - powiedziałam po chwili, podeszłam pod furtkę przed domem i przeszłam przez nią
- W takim razie można już zdradzić ci niespodziankę - ucieszył się brunet i wskazał ręką na wyższego dając mu znać by mówił
- Idziesz na nasz mecz w sobotę - powiedział przytulając mnie i podnosząc. Mógł to zrobić, gdyż furtka była na wysokości ud, a ja jestem dość wysoka
- Ja da - dąsałam się - Nie chce mi się ruszać w sobotę z domuuu~ - jojczyłam
- Nie ma nie, teraz wiem gdzie mieszkasz i po ciebie przyjdę - śmiał się brunet
- Nie idę - oburzyłam się
- Wyciągnę cię siłą z domu. Wybłagam nawet twoich rodziców by cię puścili - na jego słowa wykrzywiłam usta w jeszcze większą podkowę
- Nie dasz rady, a ja muszę już iść. Zapewne ktoś świruje, że mnie jeszcze nie ma - powiedziałam przewracając oczami
- Przynajmniej się zastanów - czerwono-włosy spojrzał na mnie błagalnym wzrokiem - No weź, będziemy grać mecz towarzyski przeci...
- Mecz towarzyski - powtórzyłam - on nie jest aż tak ważny
- Niby tak, ale gramy bardzo blisko i w dodatku przeciwko silnej drużynie z Tokio - chwalił się
- Czekaj, Tokio ! - podeszłam bliżej furtki po tym jak się oddaliłam
- Tak, a co - zdziwił się moją reakcją
- Z którą szkołą - patrzyłam na niego z wyczekiwaniem
- Nekoma - powiedział spokojnie
- Oo! - miałam już powiedzieć, że przyjdę ale szybko ugryzłam się w język - P-pozdrówcie ich rozgrywającego ode mnie - posmutniałam, włożyłam ręce do kieszeni, zwiesiłam głowę i skierowałam się w stronę drzwi
- Znasz go - zapytał zaciekawiony Taichi
- W gimnazjum byłam z nim w klasie, był moim najlepszym przyjacielem. Łatwo go rozpoznać, zawsze siedzi z nosem w konsoli - uniosłam lekko kącik ust - To pa - powiedziałam przechodząc przez drzwi
- Pa - powiedzieli jednocześnie, lekko zdziwieni
Pam param, koniec rozdziału.
2376 słów, więcej nie trzeba.
Bez zbędnego przedłużania życzę wam miłego dnia/nocy/południa/wieczoru/popołudnia czy jaką tam porę teraz macie.
Dziana ;P
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top