2# Pewnego letniego dnia ...
Jak co dzień rano ubrałam się w pierwsze rzeczy jakie wpadły mi w ręce. Tym razem padło na czarne dżinsy i grubą bluzę w tym samym kolorze. Zjadłam śniadanie przyszykowane przez babcię, która od razu po dopilnowaniu żebym wszystko zjadła wyszła na spotkanie dla seniorów gdzie udało jej się pozbierać po śmierci rodziny.
Ja jak co dzień udałam się za dom gdzie rosła wiśnia, to była jedyna rzecz, która łączyła mój stary i nowy dom. Siadłam pod drzewem i schyliłam głowę wpatrując się w trawę.
Jak zawszę zaczęłam wracać myślami do pięknych dni z rodzicami i dziadkiem. Do mojej głowy przyszło pytanie "Jak do tego doszło?"
Świętowałam ze znajomymi - kącik moich ust drgną do góry, ale tylko w mojej głowie - Zadzwoniła do mnie mama. Nic nie powiedziała, chciała żebym najdłużej jak się da była szczęśliwa. Dowiedziałam się o śmierci dziadzia, który odszedł w wieku 72 lat. Babcia wtedy miała 64 lata. Dwa miesiące później tata umarł wykończony żałobą. Tydzień później mama popełniła samobójstwo z rozpaczy.
- Jeszcze nie jestem gotowa, mamo - powiedziałam patrząc na niebo w oddali - ale chyba jestem gotowa coś zmienić
Weszłam do domu, w kuchni stała babcia patrząca na mnie z szokiem wypisanym na twarzy.
- Idę coś zmienić. Mogłabym... mogłabym zmienić swój wygląd ? Myślałam, że może... może czas na wyjście do ludzi. Pójdę do szkoły - spytałam bezemocjonalnym głosem i spojrzałam na staruszkę z góry
- Um - kiwnęła głową - Cieszy mnie to - posłała mi szeroki uśmiech
Chwilę później wyszłam z domu i udałam się do fryzjera. Siadłam na fotel i poprosiłam o farbowanie.
- Jest pani pewna? - zapytał stylista
- Tak - ostatni raz spojrzałam w lustro na moje długie włosy w kolorach kryształów. Miałam na głowie delikatne odcienie fioletu, błękitu, różu, zieleni i pomarańczu
( Media na górze, starałam się z przeróbką i mniej więcej o to mi chodzi)
Pół godziny później wyszłam z salonu fryzjerskiego z ciemno siwymi włosami. Moim następnym celem był sklep z pierdołami. Gdy nie znajdowałam upragnionej rzeczy w jednym sklepie to udawałam się do następnego. Tak oto po dwóch godzinach poszukiwań znalazłam kolorowe soczewki w różnych kolorach. Wybrałam matowo brązowe i je kupiłam za grosze.
Wróciłam do domu z kapturem na głowie unikając babci. Weszłam do łazienki, założyłam soczewki i zaczęłam szukać staruszki, którą zastałam w kuchni.
- Nowa ja - powiedziałam bezemocjonalnie i zdjęłam kaptur
- Niczym się nie wyróżniasz, skarbie
- O to mi chodziło. Moje włosy i dwa różne kolory oczu przyciągały ludzi. Nie jestem jeszcze gotowa na takie coś - potarłam ramię
- Daj znać jak będziesz, a teraz chodź na kolację
- Dobrze
~
- Myślałaś już do jakiej szkoły pójdziesz - powiedziała staruszka gdy zabierałam jej talerz do umycia
- Niedaleko z tond jest Akademia Shiratorizawy - wymamrotałam pod nosem
- Jakiś konkretny powód ?
- Jest blisko - mruknęłam
- I ? - dopytywała
- I jest tu klub ujeżdżania - wyszeptałam, a wszystkie wspomnienia o dziadziu wróciły - Dziadzio kochał konie, zaraził mnie miłością do nich - powiedziałam wręcz bezgłośnie
- Dobrze, że to przyznałaś - powiedziała jakby czytając mi słowa z twarzy - Zapiszę cię tam, ale wiedz, że będziesz musiała zdać egzaminy wstępne
- Obojętnie - odparłam wycierając naczynia
~
Zbliżał się rok szkolny, a razem z nim egzamin wstępny. W dniu testu nie czułam nic. Przyszłam, napisałam, wyszłam. Nawet nauczyciel był zdziwiony moim spokojem, pozostałe trzy osoby, które też pisały wstępny srały po gaciach.
Niedługo potem dostałam maila z wiadomością, że mam do rozpoczęcia roku szkolnego odebrać mundurek i plan lekcji.
Miałam tydzień na moje codzienne rytuały, a jeden dzień musiałam poświęcić. Oddałam pierwszy, dzień po otrzymaniu wiadomości udałam się na kampus akademii.
Przechadzałam się ścieżkami, korytarzami i alejkami. Mijałam różne kluby, które aktualnie miały jakieś spotkania na terenie akademii. Widziałam pustą halę do siatkówki, boisko do nożnej, na której rozgrzewali się zawodnicy. W pewnym momencie dotarłam za budynek gdzie znajdował się parkur.
- Dziadku, czy to ty mnie tu przyprowadziłeś - zapytałam mając nadzieję na jakiś znak
Marzyłam o tym by moi bliscy spoglądali na mnie z góry i prowadzili mnie przez życie. Chciałam wierzyć, że mają czynny udział w tym co robię.
Patrzyłam na konie, które z jeźdźcami w siodłach pokonują przeszkody lub ścigają się z pozostałymi na drugim placu. Niekontrolowanie po moim policzku popłynęła łza. Jeszcze dwa lata temu przyglądałam się jak mój dziadzio siedzi w siodle i uczy takie maluch jak ja kiedyś, jeździć.
Założyłam kaptur, spuściłam głowę, odwróciłam się na pięcie i zaczęłam iść w kierunku budynku. Byłam ubrana w bluzę o zgnito-zielonym kolorze i w szerokie spodnie moro.
Jednakże spokój nie był mi dany, przeszłam kawałek drogi i zostałam zaczepiona przez wysokiego chłopaka z włosami w kolorze moich ciuchów.
- Zgubiłaś się - zapytał poważnym tonem
Uniosłam głowę i spojrzałam mu w oczy, nic z nich nie wyczytałam, ni zdziwienia, ni szoku, gdyż nie założyłam soczewek i jedno oko miałam fioletowe, a drugie czerwone, nie wyczytałam żadnej emocji, jakby ich nigdy nie doznał.
- Nie - odparłam krótko i ruszyłam dalej
- Wskazać ci gdzieś drogę?
- Sama znajdę
- Mam czas, mogę cię zaprowadzić gdzie chcesz
- Nawet mnie nie znasz - mruknęłam do siebie, moi starzy przyjaciele wiedzieli, że nawet bym nie zwróciła na nich uwagi i bym poszła przed siebie, a nie tak jak oni mówią - Idę do sekretariatu
- Zaprowadzę cię
- Twoja wola - zaczęłam iść zostawiając go w tyle
Szłam jak to miałam w zwyczaju, przed siebie. Najwyraźniej podążałam w dobrym kierunku, gdyż bezimienny chłopak nic nie mówił.
- To tutaj - powiedział stojąc metr za mną, a ja spojrzałam w prawo by ujrzeć, że stoję obok mojego celu
- Dzięki
- Nic nie zrobiłem - powiedział obojętnie
- Ale i tak wypada podziękować - mruknęłam i zniknęłam za drzwiami
- Dzień dobry - powiedział jak się domyślałam dyrektor
- Dobry - ukłoniłam się i przeszłam do konkretów - Miałam odebrać mundurek i plan lekcji
~
Po załatwieniu papierkowej roboty i wpisaniu się na listę do klubu ujeżdżania, pożegnałam się z mężczyzną i wyszłam.
Nie opodal drzwi stał ten sam chłopak i patrzył się przez okno jak grupa identycznie ubranych chłopaków co on wchodzi na teren akademii.
- Twoi znajomi - zapytałam zastanawiając się czemu w ogóle otworzyłam japę
- Moja drużyna - powiedział, a w jego głosie można było wyczuć nutę dumy
- Okej - wyminęłam go i udałam się do wyjścia, chłopak jak piesek podążył za mną, ignorując to skierowałam się do wyjścia
- Chcesz ich poznać - zapytał po chwili
- Nie potrzebuję znajomych tylko czasu spędzonego samotnie - podszedł do mnie i zrównał krok
- Niby nie moja sprawa, ale czemu
- Bo uznałam, że ... że ... to zawiłe - dodałam po chwili
- Może ja zrozumiem
- Zapewne, ale nie chcę o tym mówić
- Um - skiną głową i udał się w inną stronę - Mam teraz trening, jak chcesz to możesz przyjść i popatrzeć
- Hm ? - zatrzymałam się w miejscu - Nie zaszkodzi, ale zapewne i tak będę zajęta swoimi myślami - powiedziałam idąc w jego kierunku i stając obok niego
Resztę drogi spędziliśmy w ciszy, zatrzymaliśmy się przed halą do siatkówki, z której dochodziły odgłosy skrzypienia butów i rozmów.
- To tu - powiedział i wszedł do środka, a ja za nim
- Ushijima ! - krzykną skrzat z siwizną - Gdzie byłeś!? Przybiegłeś pierwszy, a przyszedłeś ostat... - urwał, gdy zobaczył mnie wchodzącą za jak się domyśliłam Ushijimą
- Przepraszam trenerze - skłonił się i podszedł do grupki pijącej wodę - Gdzie Tendou ? - zwrócił się do chłopaka z wygoloną głową po bokach
- Musiał iść do domu, sprawy rodzinne - gdy to usłyszałam, jeszcze bardziej zebrało mi się na wspominki
Trybuny były złożone, a nie wiedziałam jak się dostać na balkon, więc miałam dwa wyjścia. Pierwsze, siąść pod ścianą, drugie, obok ich trenera na ławce. Wybrałam drugą opcję, podeszłam do staruszka i uprzejmie zapytałam czy mogę siąść obok.
Mężczyzna zgodził się od razu, przez cały trening dziwnie mi się przypatrywał, jednakże postanowiłam to olać.
Pod koniec podeszło do mnie dwóch chłopaków i przez ok pięć minut jeden mi się przyglądał, a drugi mu mówił, że zachowuje się niekulturalnie.
- Jestem Taichi Kawanishi, klasa 2-3 - przedstawił się po dłuższych obserwacjach z naprawdę małej odległości
- Laura Fel, będę z tobą w klasie - powiedziałam bezdusznie nie wysilając się nawet na niemrawy uśmiech
- Masz dwukolorowe oczy, ale super - powiedział opanowany
- Oi, to było już nazbyt nie miłe - walną go w tył głowy, białowłosy
- Nie szkodzi - mruknęłam
- Zostaniesz naszą menadżerką - zapytał Taichi
- Nie - powiedziałam wyraźnie lecz cicho
- Czemu~
- Zapisałam się już do innego klubu
- Szkoda~
- W takim razie, do zobaczenia za tydzień w klasie - powiedziałam wstając i ruszając do wyjścia po zobaczeniu jak zielonowłosy też już wychodzi
- Pa! - krzykną za mną
Uniosłam otwartą rękę w geście pożegnania i opuściłam hale. Stanęłam kawałek od drzwi i zastanawiając się po co, czekałam na Ushijime.
Gdy chłopak mnie zauważył, podszedł i staną obok.
- Zaprowadzić cię do wyjścia ?
- Pewnie
Szliśmy w ciszy, w pewnym momencie usłyszałam krzyk przerażenia i ostrzeżenia rzucane w moją stronę.
Podniosłam głowę, okazało się, że przechodziliśmy właśnie obok parkuru, z którego uciekał koń zostawiając swojego jeźdźca na ziemi.
Wszystko byłoby dobrze, gdyby nie fakt, że biegł prosto na nas.
Nie bałam się, Ushijime zdawało się to nie ruszać. Oczami wyobraźni widziałam jak koń zatrzymuje się przede mną, obraca w bok, a w siodle siedzi mój dziadzio. Niestety wiedziałam, że to nie prawda. Zrobiłam kilka kroków do przodu i stanęłam na przeciw galopującej bestii.
Gdy zwierzę było na wyciągnięcie ręki, złapałam za wodze pod jego brodą, obróciłam się w okuł własnej osi czym jednocześnie zeszłam mu z drogi. Gdy koń miał wbiec w Ushijime pociągnęłam lance, a on zawrócił. Zrobił kółko dokoła mnie zwalniając i się zatrzymał.
Ignorując chłopaka, stanęłam na przeciwko konia i zaczęłam go głaskać. W jego oczach widziałam smutek i strach. Strach bo zapewne bał się przeskoczyć przez jakąś przeszkodę do czego go zmuszono, a smutkiem zaraził się ode mnie.
- Już wszystko dobrze - powiedziałam do konia
Zwierzę zachowało się trochę jak osoba z depresją. Olał wołanie jeźdźca. Po chwili zabrał łeb z pod mojej dłoni którą unosiłam na wysokości czoła by go głaskać i przystawił głowę do mojej klatki piersiowej. Chcąc go pocieszyć, przytuliłam go. Szeptałam, że już wszystko w pożytku i kręciłam kółka dłonią na jego łepetynie.
Po dłuższej chwili odsunęłam się od zwierzęcia i trzymając za lance zaczęłam prowadzić go do dżokeja.
Koń jakby przewidując, że chce go oddać zaczął się miotać. Wyrwał mi lance i zaczął tupać w miejscu.
- Jeszcze się zobaczymy - powiedziałam podchodząc do konia, którego najwyraźniej uspokoiły moje słowa
- Jesteś cała - zapytał mężczyzna
- Tak... Ja bym bardziej się o konia bała - dodałam po chwili
- Co ? Czemu ?
- Boi się - powiedziałam bezemocjonalnie
- Teraz to my się boimy, nikt nie będzie chciał na nim jeździć...
- A na pewno nie ja! - krzyknęła dziewczyna, którą wcześniej koń wyrzucił z siodła. Wstała, minęła nas i poszła w stronę budynku, dalej za nią stał Ushijima
- To co ja mam z nim zrobić !? - krzykną za nią mężczyzna
- Na ubój z nim ! - odparła wykurzona, a mnie załączyła się czerwona lampka
- NIE !!! - krzyknęłam najgłośniej jak się da, a na mojej twarzy pierwszy raz od roku malował się pejzaż emocji. Na czole wyskoczyła mi żyłka wpierdolka, w oczach stanęły łzy, a usta wykrzywiły się w grymas smutku, żalu i pogardy do dziewczyny. W oczach Ushijimy można było wyczytać zdziwienie i lekki szok. Nawet dżokej spojrzał na mnie zdziwiony
- Nie mam zamiaru na nim jeździć, już drugi raz dzisiaj mnie tak zrzucił. Skoro nikt nie będzie na nim jeździł to niech dadzą go na ubój, przyda się na coś
- Ja będę na nim jeździć - powiedziałam i spojrzałam na mężczyznę
Facet przez dłuższą chwilę się zastanawiał, przekonało go jednak zachowanie konia, który wydał z siebie parsknięcie i szturchną mnie w ramie pyskiem.
- Nie podejmuje się takiej decyzji pochopnie. Jesteś pewna, że chcesz się zapisać do klubu ujeżdżania?
- Nie podejmuje żadnej decyzji pochopnie. Kilka godzin temu wpisałam się na listę
- Dobrze, skoro nawet koń cię wybrał. Zajęcia dla pierwszaków zaczynają się tydzień od rozpoczęcia roku, jest wtedy kilka lekcji teoretycznych, nauka wsiadania...
- Nie jestem pierwszakiem, ani amatorem. Zaczynam drugą klasę i od dziecka jeżdżę konno - przerwałam mu nim się zapędził
- To wyjaśnia niektóre rzeczy - powiedział po chwili patrzenia na mnie z szeroko otwartymi oczami - W takim razie, dobrze. Staw się tu w środę po lekcjach, w ciuchach na zmianę, no chyba, że masz struj jeździecki
- Jest już na mnie za mały, ale dobrze, stawię się tu. Proszę i do widzenia - powiedziałam podając lance dżokejowi. Podeszłam do Ushijimy mijając dziewczynę śledzącą mnie wzrokiem - Idziemy ? - powiedziałam lekko opanowana lecz w moim głosie dalej można było wyczuć odrobinę jadu
- Um - kiwną i ruszyliśmy dalej
Szliśmy powolnym krokiem, niby nigdy nic, ale moje serce wołało o pomstę do nieba. Nie wytrzymywałam tego wewnętrznie. Czułam jak powoli bariery, które tworzyłam w okuł siebie i swojego serca pękają. Wydarzenia, pochopnie podejmowane decyzje, wspomnienia i zdarzenia wywołujące we mnie emocje, to wszystko rozbijało ściany siłą próbując się przedostać. Utorować drogę prawdziwej mnie do wolności.
- Dzięki Ushijima - powiedziałam widząc bramę
- Nie masz za co...
- Ale tak wypada - przerwałam mu
- Jak się nazywasz ?
- Fel... muszę już iść, pa - powiedziałam wychodząc poza teren akademii i skierowując się do domu
- Um, pa - powiedział odchodząc w drugą stronę
Dotarłam do domu, przywitałam się z babcią, weszłam do pokoju zamykając za sobą drzwi, włączyłam muzykę na ful, powaliłam się na łóżku, zatkałam twarz poduszką i zaczęłam wydzierać się w niebogłosy.
Dawałam upust emocjom przez około 15 minut nim padłam wykończona. Obudziłam się dopiero wieczorem szturchana w ramię przez babcię.
- Kolacja, wstawaj, musisz coś zjeść - powiedziała zaniepokojona
~
Siedziałam w kuchni jedząc ryż, po długim czasie babcia przerwała ciszę.
- Długo cię nie było
- Ta - mruknęłam
- Co porabiałaś
- Rozmawiałam z jednym chłopakiem
- Przystojny ? - spojrzała na mnie z lannny faceem (nwm jak się pisze, proszę nie bijcie)
- Taki se, nie w moim typie
- Tylko rozmawialiście?
- Zaprowadził mnie do sekretariatu, a potem zaprosił na halę bym pooglądała trening jego drużyny
- O, a co trenowali
- Chyba siatkówkę
- Chyba?
- Nie zwróciłam na to za bardzo uwagi
- Niezbyt uprzejmie
- Mówiłam mu, że tak będzie, więc raczej nie poczuł się urażony
- Co jeszcze robiłaś
- Mówisz jakbyś wiedziała co się działo
- Nie wiem, ale zamknęłaś się w pokoju z głośno puszczoną muzyką, więc zapewne się wyżywałaś co oznacza, że ktoś zrobił szczelinę w tym murze - powiedziała dotykając palcem miejsca gdzie znajdowało się moje serce
- To nie ten chłopak, spowodował to koń. Dziewczyna powiedziała, że nie będzie na nim jeździć i skoro nikt inny tego też nie chce to niech wezmą go na ubój. Powiedziałam że ja będę na nim jeździć, a raczej to wykrzyczałam. Nie wiem co się ze mną stało, ale ten koń... on
- Był taki jak ty - dokończyła
- Z kont wiesz ?
- Twój dziadzio często opowiadał o połączeniu jeźdźca z koniem, gdy koń i jeździec mają lustrzane dusze
- Coś mi się obiło o uszy - powiedziałam obojętnym tonem
- Cieszy mnie to, że postanowiłaś wyjść do ludzi, może nawet kogoś sobie znajdziesz
- Jeszcze nie jestem gotowa na aż tak duże zmiany - powiedziałam wstając od stołu i sprzątając po sobie
- Życie nie będzie czekało, miłość tak samo. Zobaczysz, przyjdzie wtedy gdy nie będziesz tego chciała i gdy będziesz naj mniej jej potrzebowała
- W takim razie będę czekała - odparłam zabierając jej pusty talerz i dając buziaka w czoło - Było pyszne, dziękuję
Sprzątnęłam po jedzeniu i udałam się do pokoju na spoczynek.
Fanfact ; Za pierwszym razem gdy koń zrzucił tamtą lafiryndę, Laura odchodziła od parkuru. Chwilę nim spotkała Ushijime. Koń widząc to chciał za nią pognać, nie zrobił tego, bo nie udało mu się przeskoczyć przez płot.
Dziękuję wszystkim co to czytają za to, że jesteście ze mną.
2593 słowa
Bez zbędnego przedłużania życzę wszystkim miłego dnia/nocy/południa/wieczoru/popołudnia czy jaką porę tam teraz macie.
Dziana ;P
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top