Rozdział 2
Jestem oczyszczony z zarzutów ale to nic nie zmienia. Wszyscy nadal omijają mnie szerokim łukiem i szepczą do siebie kiedy przechodzę obok. Staram się żyć jak inni ale nie jest łatwo.
Wyremontowałem mieszkanie. Salon ma nowy pomarańczowy kolor, sofa na której śpię jest wyczyszczona a książki na półkach poukładane. Na stoliku nocnym stoi kilka ramek z zdjęciami z albumu matki. Najczęściej na zdjęciach jestem ja, matka i Aron ale jest też kilka z Eleonorą. Kuchnia ma zielone ściany a szafki umyłem i pomalowałem na biało. Zająłem się także podwórzem: skosiłem trawę, obciąłem krzewy, wyrwałem chwasty i naprawiłem płot. Największa zmiana jaka zaszła w moim domu to odsłonięte okna, jest teraz bardzo jasno.
W dzień, nie wychodzę z domu, chyba że naprawdę muszę. Znieść nie mogę spojrzeń tych wszystkich osób mijanych na ulicy i tego oskarżycielskiego głosu w mojej głowie nic nie zrobiłeś. Aron miał wtedy rację, nie mogę wybaczyć sobie że nie powstrzymałem mojej psychopatycznej matki, że przyglądałem się w osłupieniu wszystkiemu. Ten wzrok Eleonory który zatrzymał się na mnie na chwilę i wyraz jej twarzy jakby mówił że ja jej nie pomogę. Nic, nic nie zrobiłem.
Obudziłem się jak zwykle, męczony nawiedzającym mnie koszmarem. Umierająca Eleonora, moja matka zabijająca Arona, Daniela, Karolinę. Dumny ton jej głosu kiedy daje mi do ręki nóż a ja podcinam gardło Kamila. Te słowa dźwięczą w mojej głowie "mój synek, doskonale". Na dworze było ciemno, słabe światło lampionów oświetlających miasto wpadało przez okno. Podniosłem się z łóżka i ubrałem to co zwykle, czarne spodnie i zieloną koszulkę, narzuciłem na to czarną pelerynę z kapturem i spokojnym krokiem wyszedłem z domu. Jest koło 3:00, światła wszystkich domów są pogaszone, mogę wreszcie pospacerować po mieście. Poszedłem jednak w stronę lasu. Zagłębiałem się w niego mijając drzewa, w pewnym momencie napotkałem rzekę. To chyba ta z legendy, podszedłem bliżej wody, nie zaatakowała mnie potworna zjawa ani macka. No tak, jestem przecież pół Astrantem. Przeszedłem przez rzekę i znów ruszyłem wgłąb lasu.
Zaczęło się rozjaśniać. Jak daleko od domu jestem? Ile godzin już idę? Chyba czas zawracać, ruszyłem z powrotem w linii prostej. Kiedy dotarłem do rzeki słońce było wysoko na niebie. Ubrałem kaptur i poszedłem do domu starając się nie rzucać w oczy. Jak mój brat wytrzymywał kiedy dziewczyny go nienawidziły? Wtedy do mnie dotarło, zachowywał się tak jak o nim mówiły, bez uczuciowy dupek łamiący damskie serca. Może ja też bym spróbował? Może odczepią się jeśli będę taki jak mnie widzą. Muszę być zimny i oschły, arogancki i niewzruszony.
Dotarłem do domu i pierwsze co zrobiłem to wstawiłem wodę na herbatę. Postawiłem kubek na blacie i zorientowałem się że nie mam herbaty, nadal jej nie mam. Wyłączyłem wodę i poszedłem się ogarnąć. Stanąłem przed lustrem, spróbowałem zrobić arogancką minę ale wyszedł mi tylko jakiś grymas
-Ja tak nie potrafię- jęknąłem sam do siebie, a może właśnie nie powinienem udawać? Może powinienem pokazać im jak bardzo się mylą?
Do południa zastanawiałem się co powinienem zrobić, być takim jakim ja chcę czy takim jakim oni chcą? Kiedy słońce było na środku nieba wyszedłem z domu, nadal bez odpowiedzi. Poszedłem w dół schodów do szklanego drzewa przeniku, położyłem dłoń na gładkim i zimnym materiale. Czerwony liść na końcu jednej z gałęzi zaszeleścił, pomyślałem o miejscu z ładnym parkiem i sklepami. Poczułem przyjemne wibracje w okolicy ramienia a moje oczy same się zamknęły.
Stałem w parku, wiał zimny wiatr i ogólnie było zimno. Nie wiem czemu się dziwię, na Ziemi jest zima. Poprawiłem jak się okazało czarną kurtkę i poszedłem w stronę sklepów. Miasteczko było ładne, nie duże i spokojne. Ulice były prawie puste, zauważyłem jakąś starszą panią z zakupami
-Może pomogę?- zapytałem a kobieta podała mi torby, nie mogłem udawać bez uczuciowego dupka, nie tak mnie wychowano. Z drugiej strony wychowała mnie psychiczna kobieta więc nie wiem czy robię dobrze. Poszedłem obok staruszki
-Miły z ciebie chłoptaś, teraz nikt nie pomaga innym, tylko te telefony w głowach- westchnęła starsza pani
-Telefony?- zapytałem, nie byłem na Ziemi już długi czas, prawie nie pamiętam jak się zachować
-Tak, chodzą z głowami w tych małych ekranach, nic innego nie istnieje- skręciliśmy na jakąś klatkę
-A książki, listy, wychodzenie na powietrze?- pamiętam tylko to z mojej wizyty
-Wszystko mają w telefonach. Dziękuje, mogę ci się jakoś odwdzięczyć?- zabrała od mnie torby stając przed drzwiami
-W sumie to, wie pani gdzie mogę kupić dobrą herbatę?- kobieta posłała mi ciepły uśmiech
-Jak wyjdziesz z klatki idź prosto a potem trzecia ulica w lewo i trafisz na rynek. Jest tam sklep herbaciany, ostatni jaki chyba istnieje- pokiwałem głową, pożegnałem się i odszedłem.
Rynek był przystrojony lampkami a na środku stała marmurowa fontanna. Sklep herbaciany był na drugiej stronie. Przeszedłem wzdłuż prosto do niego ale w pewnym momencie naprzeciw mnie stanęła blond włosa dziewczyna
-Cześć przystojniaczku, jestem Kornelia a ty pewnie nowy w mieście, może cię oprowadzić?- zamrugałem kilka razy
-Nie trzeba, dziękuje- spojrzałem za dziewczynę, na ławce z tyłu siedziała druga dziewczyna. Miała brązowe włosy i kiedy zauważyła że się patrze uśmiechnęła się.
-to moja kumpela Lena, to co oprowadzić cię?- w sumie to co mam do stracenia
-okej- powiedziałem niepewnie i podszedłem z blondynką do jej koleżanki
-okej, ja jestem Kornelia a to Lena- podałem im rękę przedstawiając się. Dziewczyny zabrały mnie do parku, nad jedno z dwóch jezior i z powrotem na rynek. Opowiadaliśmy trochę o sobie, są rok młodsze. Kornelia uwielbia fotografować, opowiadała całą drogę o jej podróżach z rodzicami, za to Lena była bardzo cicho. Kiedy blondynka weszła do sklepu coś zobaczyć postanowiłem porozmawiać z jej koleżanką
-wszystko okej?- zapytałem patrząc w jej orzechowe oczy
-tak, więc lubisz czytać książki?- zmieniła temat, jeśli ktoś nie chce mówić o sobie nie wolno naciskać
-nie mam innego zajęcia więc czytam, a ty czym się interesujesz?- dziewczyna wyjęła z kieszeni mały prostokątny przedmiot i stuknęła w niego palcami
-Co to jest?- zapytałem zainteresowany, zachichotała widząc moją reakcję
-telefon, nigdy nie widziałeś?- pokiwałem głową tłumacząc jej że nie używam rzeczy elektronicznych, okazało się że Kornelia musi coś załatwić więc Lena odprowadziła mnie na rynek
-to czym się interesujesz?- zapytałem idąc przez rynek
-też czytam, głównie fantastkę, czytałeś Harrego Pottera?- ożywiła się trochę, pokręciłem głową na co rozszerzyła oczy
-jak można tego nie czytać? to piękne książki o magii i przyjaźni- zaśmiała się. Ma taki piękny śmiech, jej oczy błyszczały. Weszliśmy do herbacianego sklepu, zacząłem chodzić od jednej półki do drugiej wąchając torebki z herbatą. Lena przyniosła mi mały woreczek, powąchałem go -herbata z lipy, moja ulubiona. Zapłaciłem za woreczek i poszedłem odprowadzić dziewczynę. Całą drogę rozmawialiśmy o książkach, brunetka powiedziała że da mi pierwszą część Harrego Pottera. Zatrzymaliśmy się pod bramą jej domu, weszła do środka a po chwili światło w oknie na górze zapaliło się. Wyszła z domu z książką
-przeczytaj to okej? to pierwsza część- zabrałem od niej tom przygód jak się dowiedziałem czarodzieja
-niedługo ci oddam- pokiwałem książką odchodząc w stronę parku
-niedługo wrócisz po więcej- powiedziała głośniej wchodząc do domu.
To jest obietnica, obietnica następnego spotkania.
Jest nowy rozdział! Miałam dodać wczoraj ale mój internet mnie nie lubi. Znów przepraszam za jakiekolwiek błędy :( Miłego czytania ~ImFA
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top