6

Gdy przyszła burza, jakiej ta wieś dawno nie widziała, Janek nie dosyć, iż martwił się o gospodarstwo rodziców to jeszcze myślał o ławce. Wytrzyma taki wiatr, deszcz? Dopiero co nałożyli pierwszą warstwę farby.

Z okna ledwo dało się zauważyć drugi koniec podwórza przez tak silnie padający deszcz, chłopak słyszał też trzaskające bramy i inne przedmioty uderzające o siebie. Siedział wpatrzony w to wszystko, aż nagle do kuchni wparował jego ojciec.

-Ubieraj się szybko - rzucił i energicznie zaczął ubierać kalosze. Jan nie zastanawiał się ani chwili, zerwał się najszybciej jak potrafił i niecałą minutę później otwierał drzwi. 

-Co się dzieje? - spytał, ale starszy wyleciał do przedsionka, a następnie na dwór, więc jedynie podążył za nim. Doszedł za nim do stodoły, robiąc z dłoni daszek nad czołem.

-Trzymaj i leć do Pana Józefa! - wrzasnął ojciec przez przeszywający powietrze hałas pogody, podając synowi wiadra. - No już!

Janek dopiero wtedy ruszył się z miejsca i mimo, że na każdym kroku mógł się przewrócić, nie myślał nad tym. Zalewało sąsiada.

Nie rozglądał się, przebiegając przez ulicę, jego uwagę zwróciło jedynie paru ludzi robiących coś przy wlocie odprowadzającym wodę. Wskoczył na podwórko naprzeciw, gdzie biegało już całkiem dużo ludzi.

-Wiadra, świetnie! - zawołał mężczyzna, który zauważył chłopca. - Chodź tutaj! - machnął ręką, więc Jan do niego podbiegł. - Daj je i biegnij na ogród! - tak jak powiedział, tak też zrobił. Zanim odbiegł jednak na tyły spojrzał, co się dokładnie dzieje. Trzech ludzi stało przy odpływie umieszczonym przy chodniczku obok obór, przepychali otwór łopatami, widłami. Wtedy zauważył, że stoi po kostki w wodzie, gdyż podwórze znajdowało się w pewnego rodzaju dole. Największy ruch był jednak przy domu, a dokładniej przy dużym oknie od piwnicy. Dał radę zauważyć, że ze środka co jakiś czas wyskakują ręce i albo coś odbierały od tych z góry, albo im dawały. Janek po tych paru sekundach rozeznania pobiegł finalnie na ogród, po drodze wpadając na Beniamina.

-Jesteś! Idź na prawo, jest tam jeszcze parę osób, za chwilę wrócę! - zdążył oznajmić młodszy, nie zatrzymując się i rzucił się w stronę roju ludzi. Czarnowłosy prawie wywrócił się na błocie, ale dotarł gdzie miał.

Tam stan był nieco mniej poważny, ponieważ używana była pewnego rodzaju pompa, która zdecydowanie pomagała. Janka tylko na chwilę zastanowiło, dlaczego to przy domu jej nie używają, bo usłyszał swoje imię ze strony tego całego zamieszania.

-Janek! - już wiedział kto to. Przedarł się przez sprzęt i prawie wpadł na dziewczynę.

-Krysia, jak pomóc? - zapytał, na co ona zaciągnęła go na bok.

-Pompa przestaje działać, a ręcznie nie idzie tak sprawnie, ale nie mam pojęcia, co zrobić - obwieściła zdenerwowana, rozglądając się. To tutaj były zgromadzane plony i niewiele brakowało do ich całkowitego zamoczenia. Janek już wiedział, że nie będzie dla nich ratunku.

-Dzieciaki, idźcie lepiej do domu! - krzyknął ich sąsiad, unosząc na nich wzrok. - Nic sobą nie wnosicie, a może przynajmniej uspokoicie twoją matkę! - spojrzał na Krystynę, która nie chciała się ruszyć z miejsca.

-Krysiu, chodź - odezwał się chłopak, łapiąc ją za dłonie. - Chodź, on ma rację - patrzył jej w oczy, a ona w końcu dała mu się.

-Czekaj, psotka - zatrzymała go nagle i wskazała na środek podwórka. Wzięła małego psa na dłonie i wtedy już pobiegli do domu.

W środku było o wiele cieplej. Zaraz obok drzwi znajdowała się malutka łazienka, gdzie legowisko miała psotka i tam też ją odłożyli. Umyli tam dłonie i się rozebrali, wchodząc do kuchni, gdzie siedziało parę kobiet. Dwie spoglądały za okno co jakiś czas, jedna robiła kawę i herbatę, jeszcze dwie rozmawiały. Każda z nich była zdenerwowana i lekko przerażona.

Nastolatkowie po spojrzeniu na to udali się dalej. W salonie było zadziwiająco cicho, tam też zostali.

-Chmura chyba przechodzi - powiedział, odsłaniając lekko firankę i spoglądając za okno. Odwrócił się w stronę kanapy, gdzie usiadła dziewczyna i również zajął miejsce. - Będzie dobrze.

-Nie wiesz tego - mruknęła, patrząc w podłogę.

-Ale wiem, że jak coś to zawsze będę obok - stwierdził, opierając kolana na udach i nie spuszczając z niej wzroku. Uniosła głowę, lustrując jego twarz.

-Wiesz co - zaczęła, skręcając się lekko w jego stronę. - Już mi lepiej.

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top