3
Przez następne cztery dni Jan pod różnymi pretekstami wychodził z domu. Raz była to pomoc u sąsiadki, raz odwiedziny u ciotki, a raz wyjście z chłopcami. Oczywiście prawdą był tylko jeden mały szczegół: pomoc.
A więc każdego dnia okrążał wieś, by wejść na dróżkę na polu i następnie szedł na ogródek dziewczyny. Od dnia, w którym się to zaczęło codziennie też przynosił dwie łyżki miodu w słoiku, co dziewczyna przyjmowała z wielkim uśmiechem na twarzy.
Fakt, że więcej rozmawiali może i nie wpływał na życie Krysi, ale on podczas każdej drogi próbował uspokoić to irytujące uczucie w brzuchu. Odczuwał to od około roku, lecz gdy zaczęło się rozrastać, rozrastała się również złość czarnowłosego. Nie wiedział co to może oznaczać, był jednak pewny, że jeszcze chwila, a oszaleje.
-Wiesz co - zaczęła, gdy otworzył puszki z farbą. - Ten kolor nie będzie pasował.
-Tak sądzisz? - spojrzał na nią, po czym wstał.
-Będzie się zbyt zlewała z trawą i liśćmi - wskazała na jabłonkę, zza której Janek parę dni wcześniej ją obserwował. - Coś żywszego musi być i to zdecydowanie.
Pogrążyli się w ciszy, skakając wzrokiem po różnych częściach ogródka, aż w końcu natrafili na dziko rosnące kwiaty pod ich nogami.
-Czerwony - obwieścili razem, przez co unieśli na siebie wzrok i się zaśmiali.
-Mam dwie puszki w piwnicy, można się przejść - powiedział, a dziewczyna się zgodziła i już po chwili pomagał jej przeskoczyć rów. Przeszli przez podwórko piekarza i przed samym wejściem na główną drogę Krysia poprawiła swoje falowane włosy związane w kucyka. Weszli przez pomarańczową furtkę, co wzbudziło u niej ogromny zachwyt, wcześniej nie zwracała na to uwagi. Rodzice Janka akurat byli z tyłu domu z krowami, więc jedyną przeszkodą mogła być starsza siostra chłopaka.
Weszli do środka, Krysia zaczęła się rozglądać po ścianach i tych wszystkich drobnych szczegółach, a on za jakąkolwiek żywą duszą. Doszedł jednak do wniosku, że siostra albo udała się do przyjaciółek, albo razem z rodzicami.
-Podoba mi się tutaj. Tak żywo i czysto - stwierdziła, odwracając się na pięcie w stronę chłopaka.
-Zasługa mamy - odpowiedział, uśmiechając się szeroko. Chwilę na siebie patrzyli, aż w końcu czarnowłosa ponownie się odezwała.
-To gdzie ta piwnica? - Janek wyrwał się z transu i poprowadził ją wzdłuż korytarza, otworzył drzwiczki, po czym zaczął schodzić po wąskich schodkach, próbując zrozumieć wydarzenie sprzed chwili. Dlaczego poczuł się tak dziwnie? Przecież to tylko para zielonych oczu.
Dotarli do największego pomieszczenia w całej piwnicy i mimo, że okienka były dosyć małe to dawały wystarczająco światła na bezpieczne poruszanie się.
-Widzę! - zawołał, podbiegając do stosu różnego rodzaju puszek. Dziewczyna od razu się przy nim znalazła, chwyciła ścierkę leżącą na krzesełku obok i przetarła wieka.
-Daj jedno - zwróciła się do niego, gdy próbował unieść obydwa pojemniki. - Jak się przewrócisz i rozwalisz to nie będzie czym malować. Jestem silniejsza niż ci się wydaje.
-Tak? - zagadnął z uśmiechem. - To może małe siłowanko na ręce?
-Kobiecie nie wypada - parsknęła, podnosząc puszkę i przekręcając się w stronę wyjścia, zaczęła iść z wyprostowaną głową. Uśmiechnął się pod nosem i podążał za nią wzrokiem. - No dalej - spojrzała na niego, będąc na siódmym stopniu. Zerwał się natychmiastowo, nie spuszczając z niej wzroku ani nie tracąc lekkiego uśmiechu z ust.
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top