2

-Janek! - zawołała kobieta z czarnymi włosami, takimi jak on. - Idź do pana Dąbrowskiego po miód na jutro - spojrzała na syna, gdy pojawił się w drzwiach. - Ale nie słuchaj tych jego wywodów, stary jest i trochę wiesz - popukała się palcem w skroń. Chłopak chwycił czapkę z wieszaka i wyszedł z domu, mijając po drodze kuźnię. Wszedł do środka, by zobaczyć co aktualnie robi jego dziadek, lecz wiele nie zauważył, mężczyzna stał do niego tyłem. Szedł poboczem drogi z kamieni, która była główną w tej wsi, prowadziła wprost do dworca. Miał ręce w kieszeni i nie patrzył przed siebie, kopał kamyk z wielką dokładnością.

Usłyszał krzyki za nim, środkiem drogi biegło dwóch chłopaków. Obydwoje byli najwyżsi z rocznika naszego bohatera, a jeden z nich był też strasznie gibki i skoczny.

-Cześć! - zawołali, synchronizując się również w machaniu. Posłał im kiwnięcie głową i patrzył za nimi, aż do zakrętu, za którym zniknęli.

Czarnowłosy pierwszą lepszą wymówką wydostał się z terenu gospodarstwa Pana Dąbrowskiego i zaczął wracać do domu polną ścieżką, prowadzącą wzdłuż pól. Kilka sarenek uciekło w stronę lasu, gdy krzyknął w ich stronę. Z uśmiechem maszerował wzdłuż rowu i już chciał zejść na podwórko piekarza, z którego mógł wyjść na ulicę, ale jego uwagę przykuło coś innego. Stanął za drzewkiem i zza liści obserwował dziewczynę. Stary fartuch miała obwiązany wokół spódnicy, a loki właśnie związywała w kucyka. Westchnęła, spoglądając na jakiś obiekt z delikatnym uśmiechem. Chłopak wychylił się lekko i wtedy spostrzegł drewnianą, starą ławkę. Rozejrzał się i poprawił czapkę na głowie, po czym wyszedł zza drzewa i podszedł do dziewczyny.

-Cześć Krysiu - zagadał, a ona zaskoczona odwróciła się.

-Ach, tak, cześć Jasiu - skrzywiła się, co zaniżyło odwagę chłopca, lecz nie na tyle, aby odszedł.

-Masz zamiar odnowić tę ławkę? - podpytał.

-Tak, ale nie wiem jak się za te deski zabrać - podparła ręce na biodrach i Janek już wiedział, co chce zrobić. Odstawił na bok koszyk z miodem i zaczął oglądać deski. - Co ty robisz?

-Pomogę Ci. Jeśli oczywiście chcesz - dodał pod wpływem wzroku jej zielonych oczu. Chwilę stali w ciszy, aż w końcu odezwała się:

-Możesz zostać. To, co pierwsze?

-Wiesz ile lat mają te deski? - przegryzła policzek od środka na to pytanie.

-Romanowa pamiętają - stwierdziła krótko, po czym ponownie spojrzała na chłopaka.

-Można je wymienić albo po prostu odnowić, to nie zajmie wiele czasu.

-W szopie mamy dużo niepotrzebnych desek. Te jednak jakąś historię mają, więc trochę szkoda.

-Opowiesz mi tę historię? - uśmiechnął się, a ona się zamyśliła.

-Może, jak skończymy - odpowiedziała. - Czy to miód od pana Jarka? - wskazała na koszyk, na co przytaknął. - Miód od niego jest najlepszy. Nawet w Poznaniu takiego nie znajdziesz! - zachwyciła się, a Jankowi serce szybciej zabiło, jednak nagle jakby szybko się otrząsnęła i chrząknęła. Niezręczną ciszę co jakiś czas przerywało muczenie krów paręnaście metrów stąd. Jasiu uznał, że musi się już zbierać, więc chwycił za splatankę i po rzuceniu niewyraźnego "Do zobaczenia", przeskoczył rów, wbiegł na podwórko piekarza i przeszedł przez ulicę, by jak najszybciej znaleźć się w domu.

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top