1

Młody chłopak stanął z kolegami pod ścianą budynku i śmiał się głośno, ukazując rządek białych, prostych zębów. Naprzeciw nich grupka dziewcząt w ciemnych sukienkach grała w klasy.

-Krysia! - nagle rozległ się krzyk. Jedna z dziewczyn o czarnych włosach uniosła głowę i pożegnała się z koleżankami. Chłopak o brązowych oczach odprowadził ją wzrokiem do momentu, aż zniknęła za bramą jednego z gospodarstw.

-Co ty Jasiu? Zakochałeś się w mojej siostrze? - zapytał najmłodszy z grupy - Beniamin.

-Ja? Chyba za dużo przy kurach stałeś, bo gdaczesz głupoty - odparł szybko, na co wszyscy się zaśmiali.

-Zagrałbym w gałę - westchnął jeden, gdy wiatr powiał im włosy. - Macie może piłkę?

-Może uda mi się pożyczyć od brata, zaraz wrócę. Zobaczcie czy boisko jest puste - i pobiegł ile sił w nogach. Podsadzili Adama na stary dąb, najwyższy we wsi, by ten sprawdził stan wspomnianego boiska.

-Czysto! - zawołał z góry, po czym zeskoczył i wytarł dłonie w spodnie. Chwilę czekali na Bazylego, który po niespełna trzech minutach wrócił z uśmiechem i piłką w rękach.

Uradowani zrobili zawody, kto pierwszy dotrze do młodej wierzby, znajdującej się naprzeciwko szkoły, za którą znajdowało się boisko. I mimo, że Janek miał w głowie zwycięstwo i ekscytację biegiem, ostatni raz odwrócił się na brązową bramę z nikłym uśmiechem w kąciku jego ust.

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top