Rozdział 2

Set

Partholon. Patrzę na niego z kpiną. To nic nie warte miasto nie ma dla mnie żadnego znaczenia. Bogowie nie mają dla mnie żadnego znaczenia. Kiedyś nawet ich tolerowałem. Zeus, Hades, Atena, wielka trójca bufonów. Nie mają że mną szans.

Stoję właśnie na moim balkonie w swoim pałacu i spoglądam na kolumny Partholonu z kpiną. To nic nie warte miejsce nie długo ulegnie zniszczeniu. Jednak aby się tak stało najpierw muszę obudzić drzemiącego ze snu Apopisa. To bóg chaosu podobnie jak ja. Kiedy połknie słońce nastaną wieczne ciemności a ja będę triumfować. Tylko najpierw muszę zdobyć damę mojego serca.

Chloe. Jak to wszystko się zaczęło? Cóż przeglądając stare księgi dowiedziałem się że każdy bóg ma partnera bądź partnerkę. To podobno dar od samej matki natury. Hera nie bez powodu została żoną Zeusa. Partnerką może być bogiem lub śmiertelniczką. Wtedy nie traktowałem tego poważnie. Ale kiedy poczułem w swoim sercu to ciepło zapragnąłem więcej.

Moje rozczarowanie było wielkie. Ona była śmiertelniczką! Śmiertelna dla Boga! Wrzałem. Ale szybko się przekonałem jaką była Chloe. Spotkałem milion dziewczyn jej pokroju. Wszystkie bez wyjątku to były tylko puste lalki o ładnym wyglądzie. Zachłanne na pozycję i pieniądze.

Chloe, była ciepła, spontaniczna, zaskakująca i kochająca. Dodaj piękna i inteligętna. Który facet by jej nie chciał? Doszło nawet do tego stopnia że byłem zazdrosny o każdego faceta który chodź na nią spojrzał. Pomyślałem wtedy że wydłubię mu oczy. Albo oderwę ręce, kiedy zobaczyłem że ktoś poza mną jej dotyka. Otrząsnąłem się z myśli. Czas ją tu sprowadzić.

Dzięki obrazowi który kazałem na malować będzie to banalnie proste. Chodzi o to żeby cząstka niej była już tu. Fresk przedstawiał Chloe. Była w białej szacie że złotymi insygniami. W lewej dłoni na nadgarstku pojawiła się nie spodziewanie złota bransoletka Bastet. To było dziwne nie planowełem tego. Przyznaję, byłem mocno zaskoczony. Zmarszczyłem brwi. Co to takiego? Trzeba się tym zająć później.

- Mój panie.- z rozmyślań wyrwał mnie głos mojego sługi. Odwróciłem się.
- Czego chcesz?- mój głos był wręcz lodowaty. Nigdy nie okazuję nikomu litości. Lubię też straszyć innych dlatego często pojawiam się pod różną postacią.
- Bogowie proszą o audiencję.- jęknąłem. Znowu? Potarłem skronie kiedy rozwinął zwój. Teraz się zacznie. Wymiana nazwisk. Nie mam na to czasu. Muszę przygotować się by powitać Chloe.

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top