Rozdział 1
Chloe
Obudziłam się a swoim łóżku. Ostatnio ciągle dręczą mnie te koszmarne sny. Nie wiem co one oznaczają. I dlaczego akurat śnię o egipskich bogach? Fakt że mam fioła na punkcie mitologii egipskiej i reszcie tych spraw. Ale nigdy o nich nie śniłam. Więc dlaczego teraz? Nie ważne. Potem to sprawdzę. Teraz musiałam przygotować się na wycieczkę do muzeum.
Jako że zbliża się koniec roku szkolnego a początek wakacji nauczyciele postanowili zorganizować nam wycieczkę do muzeum starożytnych sztuk egipskich. Nie mogłam się już doczekać! Pomimo tego że czułam że coś się wydarzy. Ale nie zamierzałam się bać.
Specjalnie na tę okazję przyszykowałam sobie ładną niebieską letnią sukienkę i białe sandałki wysadzane kryształkami na nie wielkim obcasie. Na zewnątrz był tak wielki upał że praktycznie nie chciało wychodzić się z domu. To powinno być wręcz zakazane. W mieście tak duża temperatura. Bogowie najwyraźniej szaleją. Nie żebym sama wierzyła w bogów. Chociaż te historie się z kądś wzięły prawda? Musi być w nich ziarnko prawdy. Dobrze chociaż że jedziemy do muzeum. Tam będzie przyjemnie chłodno.
***
Po wypiciu porannej kawy ( nigdy nie wychodzę z domu bez wypicia sporej dawki kofeiny ) tata podrzucił mnie na szkolny autobus, który zawiózł nas prosto do muzeum.
- Jestem taka podekscytowana!- trajkoczę do Anny mojej najlepszej przyjaciółki.
- Ha. Jakbym nie wiedziała. Kto cię dobrze zna?- prycha moja przyjaciółka.
Różnimy się niczym dzień i noc. Kiedy ja jestem blondynką o wyrazistych niebieskich oczach ona ma kasztanowe kręcone włosy i fiołkowe oczy. Nie jeden by na nią poleciał. Ale ona zawsze wystrzega się facetów i ostrzega mnie przed nimi. I słusznie. Ja jestem w tej kwestii bardzo podobna.
- Dzień dobry. Nazywam się Adi i bedę waszym przewodnikiem.- zamarłam na jego słowa. Ponieważ patrzyłam prosto w kocie oczy chłopaka a raczej Boga z moich snów. Przyjaciółka mnie szturchnęła.
- Weź się w garść Chloe!- syknęła.- co tak na niego patrzysz?- spytała nie rozumiejąc mojej reakcji.
- Pomyślisz że oszalałam. To on. Facet z moich snów!- pisnęłam czym zwróciłam uwagę naszego przewodnika. Bardzo przystojnego zresztą. Uśmiechnął się do mnie ciepło.
Zarumieniłam się siarczyście. Był naprawdę przystojny. Czarne włosy miał związane w kucyk. Wystawały mu spod kołnierzyka drogiego garnituru. Kocie oczy z pionową złotą źrenicą patrzyły prosto na mnie z zachwytem. Odwróciłam wzrok speszona.
- Zapraszam do oglądania eksponatów! W tym roku mamy nie samowity artefakt! Bransoletkę samej bogini Bastet! Proszę za mną!- Adi podszedł do gabloty w której znajdowała się owa bransoletka. Uniósł szkło. Rany. Jaki on był silny! Bez trudu to podniósł!
- Oto słynna bransoletka bogini Bastet! Według legendy podarowała ją jednej ze swoich ukochanych córek. Córka ta była przeznaczą partnerką Boga chaosu Seta.- wyjaśnił Adi.
Przeznaczona partnerką Seta? Serio? Nie wierzyłam w to. Takie coś jest tylko w bajeczkach. Historycy mają pokręcone umysły. Pomyślałam i dalej wpatrywałam się w bransoletkę.
Była olśniewająco piękna. Gruba złota obroża na dłoń połyskiwała w świetle lamp. Była wysadzana diamentami. Ich niebieski blask przyciągał mnie niczym ćma do światła.
- Proszę dalej. Pora teraz zobaczyć słynny obraz przedstawiający jedną z córy Bastet. Zapraszam.- odłożył bransoletkę z powrotem do gabloty. Ja jednak się nie oddaliłam od gabloty tak jak reszta grupy. Patrzyłam dalej. Ona wręcz do mnie śpiewała. Żebym ją wzięła. Ale nie mogłam. Bo to by była wręcz kradzież. A ja nie jestem złodziejką. Więc z bólem serca oddaliłam się od szkła. Im dalej szłam tym bardziej czułam jej przyciąganie. Nie mogłam przestać myśleć o tej cholernej bransoletce. Co się ze mną działo? Musiałam się otrząsnąć i to teraz.
- Teraz widzicie obraz przedstawiający pierwszą córę Bastet.- kontynuował dalej przewodnik. Spojrzałam na obraz i mnie zatkało. Ona wyglądała tak ja!
Obraz przedstawiał młodą dziewczynę ubraną jak bogini. Miała długą powiewną białą suknię. Złote insygnia na rękach i szyi. A co najdziwniejsze na jej nadgarstku lewym który unosiła była bransoleta Bastet. Błyszczała w świetle słońca wpadającego przez okna do muzeum. I dalej mnie wzywała. Słyszałam jej zawodzenie w swojej głowie.
Chodź do mnie. Chodź do mnie. Weź mnie. Jej melodyjny głos mnie cały czas wołał i przyzywał do siebie. Co tu się do cholery działo?
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top