rozdział 1

Położyłam głowę na ławce, nie ukrywając swojego braku zainteresowania dzisiejszym tematem. Moją uwagę zajmowały przede wszystkim latające za oknem ptaki i bargrolenie po kartce. Odwóciłam głowę i już miałam zacząć opowiadać Olce o znalazlezionym wczoraj anime. W porę jednak przypomniałam sobie ze jej nie ma. Dopiero teraz zdałam sobie sprawę że poza nią nie miałam w klasie nikogo z kim mogłabym porozmawiać. Westchnełam i wróciłam do rozmyślania. Nowy uczeń jeszcze się nie zjawił, co tylko pobudzało moją ciekawość.
Niespodziewanie drzwi sali się otworzyły i usłyszałam głos wicedyrektorki.
-Czy zastałam [T.i i N.]?- zapytała wykładowcę, który potwierdził i kiwnął na mnie głową żebym do nich podeszła. Szybko poprawiłam włosy i stanęłam obok kobiety.- Świetnie. Chodź ze mną.- powiedziała i wyszła z klasy. Ruszyłam za nią.
Byłam strasznie zestresowana. Co ja zrobiłam? Idziemy do jej gabinetu? Czy popełniłam jakiś błąd? Nie spóźniałam się na zajęcia. Przestrzegałam regulaminu szkoły.  Robiłam natychmiastowy rachunek sumienia kiedy szłyśmy korytarzem do jej gabinetu.
Kiedy zatrzymałyśmy się pod drzwiami, usłyszałam dochodzące zza nich głosy, a raczej pojedyńczy głos. Wicedyrektorka otworzyła je i skineła abym weszła do środka.
Na jednym z foteli siedział chłopak. Miał na sobie niebieską bluzę z kapturem, szary T-shirt, czarne jeansy i brudne, białe trampki, które sprawiały wrażenie ciemno szarych. Jego białe włosy były potargane i lekko zakrywały czerwone oczy. Wyglądał zatem dość specyficznie. Najdziwniejsze jednak było to że rozmawiał... z własną torbą. Kiedy tylko stanełam w środku natychmiast przestał. Wicedyrektor weszła zaraz za mną i zamknęła drzwi, po czym wskazała mi drugi z foteli i usiadła z biurkiem. Kiedy tylko usiadłam zaczęła:
-[T.i], to jest Gilbert Beilschmidt, przyjechał do nas na wymianę. Chcę abyś oprowadziła go po szkole i trochę o niej opowiedziała.- skinełam głową i znowu popatrzyłam na chłopaka. Jego uwaga dalej skupiała się na torbie.- Mogę na Ciebie liczyć?- spytała
-Oczywiście pani wicedyrektor. -odpowiedziałam. Nauczycielka kiwnęła głową pozwalając mi wstać. Ten sam gest wykonała w stronę Gilberta, a ten od razu podniósł się i wyszedł zaraz za mną. Właśnie zaczęłam się zastanawiać jak mam zacząć, jednak on mnie uprzedził
-Gdzie tutaj jest toaleta?- spytał kiedy tylko drzwi zostały zamknie. Zatkało mnie
-Umiesz mówić po polsku?- spytałam.
-Język wroga trzeba znać.- odpowiedział- Powiesz mi gdzie jest toaleta czy nie?
Westchnełam
-Chodź za mną.- powiedziałam i ruszyłam w stronę łazienek. Dziwne. Nie spodziewałam się że będzie umiał mówić w naszym języku, skoro tyle się mówi o jego poziomie trudności. A jednak. Jakby tego było mało wydawał się być pewny siebie podczas używania go. Stanęliśmy pod drzwiami męskiej toalety.
-Tutaj.
Szybko przekroczył próg i zamknął drzwi. Czekałam na niego w ciszy, aż do moich uszu nie doszło ciche... piszczenie? Dokładnie, coś piszczało w toalecie. Słyszałam też głos Gilberta, ale nie mogłam dosłyszeć co dokładnie mówi. Chciałam tam wejść i to sprawdzić, jednak musiałam uszanować jego prywatność. Po chwili wyszedł, przekładając sobie torbę przez ramię
-Wszystko dobrze Gilbert?- spytałam.
-Zagilbiście. Możemy kontynuować.
Zdziwiło mnie to co mi odpowiedział. "Zagilbiście"? Czy takie słowo w ogóle istnieje? Przez chwilę się nad tym zasnawiałam, ale postanowiłam że zostawię to w spokoju.
-Zaczniemy od parteru- stwierdziłam, po czym zeszliśmy niżej, do holu.
Gil wydawał się być bardzo miłą i otwartą osobą. Kiedy pokazwywałam mu sale i opowiadałam o historii szkoły, czasami się wtrącał i komentował. Nadużywał także słowa "zagilbiście", dalej nie śpiesząc się z wyjaśnieniami. Jedną z rzeczy które wpadły mu w oko była szkolna orkiestra.
-Wiesz że umiem grać na miotle?- spytał, aż promieniejąc z dumy, zaraz potem kiedy mu o niej powiedziałam. Popatrzyłam na niego że zdziwieniem
-Nie wiem czy tam można na tym grać...- odpowiedziałam. Mina mu zrzedła, ale tylko na chwilę
-Nie wszyscy są gotowi na taki obowiązek.- stwierdził i poszliśmy dalej.
Kolejną rzeczą która go zainteresowała były powywieszane piętro wyższej flagi państw świata.
-Gdzie są Prusy?- spytał przyglądając się im.- To też państwo przecież.
-Ale Prusy już nie są częścią mapy świata.- powiedziałam i popatrzyłam na niego- Chyba powinieneś to wiedzieć.
-Wiem przecież, ale to była wielka potęga!
-Była potęga Gilbert. Była i to dość dawno temu. Teraz nie istnieją.- Na chwilę jego wyraz twarzy zmienił się w coś po między smutkiem a zatroskaniem. Po chwili jednak znowu zawadiacko się uśmiechnął a w jego oczach pojawił się błysk.
-Potęga jest potęgą i nic tego nie zmieni!- kłócił się ze mną.
Jego zainteresowanie mnie zdziwiło, a do głowy przyszło mi następujące pytanie:
-Interesujesz się historią Prus Gil?- spytałam
Przez chwilę stał bezruchu i miał coś w rodzaju zacięcia, ale odpowiedział
-Oczywiście że tak! To było zagilbiste państwo! Każdy powinien się nim interesować!
Uśmiechnełam się
-Mam coś co powinno ci się spodobać- powiedziałam i poszłam w głąb korytarza, a po chwili wróciłam do niego z ulotką- Nasze miasto organizuje mały event poświęcony największym historycznym potęgą. Może byś się tam wybrał?
Popatrzył na kartkę i przez chwilę milaczał
-Zagilbisty pomysł!- uśmiechnął się.- Oczywiście że mi się podoba! Każdy przypomni sobie o potędze Prus!
Znowu się do niego uśmiechnełam i poszliśmy dokończyć prezentację szkoły. Skończyliśmy na krótko przed dzwonkiem, co wydawało mi się prawie nie możliwe.
-Dobra, Gil. Zaraz poznasz resztę tej dzikiej bandy. Nie wiem, staraj się nie zrobić z siebie debila za pierwszym razem.- powiedziałam i podeszłam pod ale w której zaraz będziemy mieli wykład. Popatrzyłam na siedzącą grupę i dwa razy klasnęłam w dłonie, aby zwrócić na siebie uwagę.- Ludzie, to jest Gilbert Beilschmidt, przyjechał do nas z Niemiec za Olkę.- pokazałam na niego i oddaliłam się, pozostawiając chłopaka sam na sam z zaciekawioną nim publiką. Słyszałam jak zadają mu najróżniejsze pytania, a on odpowiada na każde z nich. Chyba uda mu się u nas zadomowić.

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top