Rozdział 1. Opposties attract
Pov: Czonakosz
„Miłość nie zna granic
Love knows no limits"
„Przeciwieństwa się przyciągają
Opposites attract"
Coś jeszcze? Nie wiem, co można jeszcze wymyślić. Wszystko.
To są 2 powiedzenia o miłości, które wybrzmiewają w mojej głowie odkąd zdałem sobie sprawę, co tak naprawdę czuję do Czelego.
„Przeciwieństwa się przyciągają"
Ja chłopak ze wsi, on chłopak z miasta.
„Miłość nie zna granic"
Nic nie jest w stanie nas rozdzielić.
Ale kiedy się połączymy?
Jezu, brzmię teraz jak jakiś poeta z lat 60.
Takie mam właśnie rozkminy o 4 rano jak nie mogę spać.
Rozkminiam o nim.
O nim.
I tylko o nim.
O tym jak bardzo chcę z nim być.
I jak bardzo go potrzebuję w mojej konserwatywnej, sztywnej rodzinie.
Tego światła gdy jest ciemno,
Tego ciepła gdy jest zimno,
Tej miłości gdy czujesz pustkę.
Tak tak, pan Czonakosz ma głębokie myśli. Tak głębokie jak moja miłość...
Codziennie kilka razy zastanawiam się czy napisać może coś w stylu (bo to jest 2023 rok i są telefony):
„Moja miłość do ciebie jest głęboka jak ocean, i tak jak ocean nie ma dna..."
Czuję, że Czele to moja bratnia dusza.
Ja to czuję,
Mój umysł to czuje,
Moja dusza to czuje,
Moje serce to czuje.
I ja go kocham.
Bezgranicznie go kocham.
(WTRĄCENIE AUTORKI
przepraszam za ilość mądrych słów i wiem że prawie w każdym ff o chzpb Czonakosz to debil ALE w mojej książce nie
Jakby co to oni tu mają: Czonakosz 16 lat i Czele 15 lat a reszta jakoś podobnie)
Wstałem i sprawdziłem godzinę. 5:50. Pooglądam yt. I tak za godzinę muszę wstawać.
♡︎~♡︎~Time skip~♡︎~♡︎
Szedłem do szkoły szybkim krokiem, bo nie umiem chodzić wolno.
Czuję pustkę przez cały czas, dopóki nie zobaczę uśmiechniętej twarzy Czelego.
Wiem, że on też nie ma tak dobrze.
I on też ma problemy ze sobą.
Uśmiechnąłem się do niego również i przytuliliśmy się na przywitanie. To było dla nas zupełnie normalne.
„Jak ja mam mu powiedzieć, że go
Kocham?"
Nie wiem. I narazie się nie dowiem, bo przyszedł nauczyciel.
♡︎~♡︎~Time skip~♡︎~♡︎
Pov: Czele
Jestem już w domu.
O świetnie, nikogo nie ma. Tylko karteczka:
„Synu, nie będzie nas wszystkich przez 2 tygodnie. Tu masz pieniądze, a w razie czego dzwoń."
I obok jakieś 5 000 złotych.
To naprawdę dużo.
A ja na jedzenie wydam NAJWIĘCEJ 1 000 zł, chociaż i tak pewnie mniej.
Poszedłem do łazienki i wyciągnąłem ze swojej szafki
żyletkę.
Przeciągnąłem nią sobie po ręce. Zabolało, ale i tak, żaden ból nie przebije tego bólu, który odczuwam
w sercu
za każdym
razem
gdy
go
widzę.
Ból po cięciu boli na zewnątrz, ale ból w sercu boli i zabija mnie od środka.
Dzwoni Czonakosz.
-Hej, co tam? - pytam jak gdyby nigdy nic, jakbym wcale właśnie nie lał swojej krwi do zlewu.
-Mogę przyjść? - zapytał Czonakosz.
Często do siebie chodziliśmy, na spotkania, na nocowania, spaliśmy w jednym łóżku.
Ale to było przyjacielskie.
To co czuję może zniszczyć tą przyjaźń.
-Pewnie, mam chatę wolną na 2 tygodnie.
-Ooo, a mogę przyjść na 2 tygodnie?
-Nie wiem, jak twoji rodzice się zgodzą, to pewnie.
-Zgodzili się.
-Na 2 tygodnie?
-No. Dla nich to lepiej.
-To chodź.
Opłukałem ręce i zlew
Czekałem na przyjście Czonakosza.
Zadzwonił dzwonek, a ja podszedłem do drzwi otworzyć.
Wbił jak do siebie i się przywitał. A ja sobie uświadomiłem.
Nie zabrałem żyletki ze zlewu.
-Eee muszę iść szybko do łazienki - powiedziałem. Pobiegłem truchtem do łazienki, chwyciłem żyletkę i schowałem do swojej szafki.
Wróciłem szybko do gościa, który od razu poszedł do mojego pokoju.
Siedział na łóżku, podszedłem do niego i się dosiadłem.
Czonakosz uśmiechnął się do mnie ale natychmiast uśmiech zszedł z jego twarzy gdy zobaczył moje ręce.
-Czele. -powiedział poważnym głosem. - nie mów że się tniesz.
-J-ja...- starałem się opanować swój drżący głos.- Czonakosz ja nie chcę o tym rozmawiać. Przepraszam.
-Bardzo cię proszę, przestań.- powiedział, patrząc mi głęboko w oczy. Jego oczy były wręcz hipnotyzujące.
-Postaram się.- odparłem, odwracając wzrok. - wiesz, jest taka technika, że jeżeli boli cię jedno miejsce uderzasz się w drugie i wtedy to pierwsze nie boli.
-Czy to dlatego to robisz? - zapytał Czonakosz.
-T-tak...
-Co cię boli, Czele? Czy chociaż to mi możesz powiedzieć?
-Serce- odparłem. Czułem, że mój głos znów drży. - Ale nie w sensie fizycznym że mam zawał czy coś. Tylko w sensie uczuciowym.
-Rozumiem- odparł.
Pov: Czonakosz
Dobra, ja wiem że to jest różnica roku. Ale ja naprawdę mam poczucie, że muszę o niego dbać i opiekować się nim.
W końcu o ukochanych się dba i opiekuje się nimi, prawda?
~♡︎~♡~♡︎~♡~♡︎~♡~♡︎~♡~♡︎~♡~♡︎~♡~
Ależ się rozpisałam!
Dziękuję Roszpuna za to, że już w prologu napisał*ś że będziesz to czytać!
Postaram się utrzymywać ich w nie-związku jak najdłużej, żeby to miało jakikolwiek sens.
Kc was!!!
~Kociara😸
783 słów
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top