4
— Ulubiony kolor? —
— Wszystkie prócz tego co tu widać... —
— Czarnego też nie lubisz? No wiesz?! Obrażasz mój outfit! No dobrze... Więc... co teraz o mnie myślisz? —
— Siedzę z tobą od jakiegoś czasu, a ty tylko gadasz zamiast działać... Powinieneś wykonać swoją robotę... —
— Robotę? Skąd wies- —
— Jesteś śmiercią, czyż nie? Wyglądasz jak ona... ubrany w długi płaszcz i z kapturem na głowie... —
— Jesteś bardzo spostrzegawczy! —
— A ty idiotyczny... —
— Nie zapominaj o tym, że jestem twoim przyszłym katem... Musisz być dla mnie miły! —
— Ugh... —
I tak mija mi czas. Czekam za moją śmiercią w towarzystwie tego błazna... Zamieniliśmy tylko kilka słów, a ja już go nienawidzę... Dlaczego to tak przeciąga? Czy wyglądam jak ktoś kto nie chce śmierci? Wręcz przeciwnie... przez ten cały czas tylko i wyłącznie o niej marzyłem, więc proszę... niech to wszystko się po prostu skończy.
— Hej Geno... — podniosłem wzrok na jego osobę — Nienawidzisz mnie..? —
Patrzyliśmy sobie w oczy. Jeśli powiem, że tak to czy mnie tu zostawi? Porzuci bez wcześniejszego zabicia? Chce w końcu umrzeć...
— Nie nienawidzę cię... — wyszeptałem odwracając wzrok. Jeśli kłamstwo sprawi, że moje marzenie spełni się szybciej, jestem gotów okłamywać cały świat.
— Kocham jak to mówisz... — pewnie znów się uśmiechnął — A właśnie! Mam coś dla ciebie! — znów na niego spojrzałem, a w jego dłoniach znajdywała się gruba książka — Wiem, że to niewiele, ale powinno wystarczyć zanim znowu tu wrócę... — położył przedmiot na ziemię i przesunął swoją kosą w moją stronę.
— Zaraz... Miałeś mnie zabić! — wstałem chcąc do niego podejść, ale ten teleportował się jeszcze dalej.
— Zrobię to, ale... we właściwym czasie. Obiecuję — otworzył portal... Nie nie nie!
— Wracaj! — zniknął... Znowu jestem tu sam... Ta cisza mnie przeraża...
***
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top