10

Narrator

Odziany w czarną szatę szkielet przeszedł przez portal ignorując wołania swojego brata. Miał ogromne poczucie winy za zostawienie na tak długi czas jedynej osoby, którą darzył ogromną miłością. 

— Geno? — rozejrzał się, a jego oczom ukazała się jedynie podarta książka. 

— Geno?! — jego dusza zaczęła drżeć. 

— GENO?! — wziął zniszczony przedmiot do dłoni i rozejrzał jeszcze raz.

— G-GENO! TO NIE JEST ŚMIESZNE! PROSZĘ ODEZWIJ SIĘ! — niestety nie otrzymał odpowiedzi...

— Z-ZABIJĘ CIE! TYM RAZEM NAPRAWDĘ TO ZROBIĘ! A-ALE PROSZĘ WYJDŹ Z UKRYCIA! — w jego oczodołach pojawiły się łzy.

— GENO! — próbował wyczuć jego istnienie.

— G... Ge... no... — nie było go.

— G... — już nie istniał...

— ... — bezwładnie upadł na kolana.

Stracił go. Kolejny raz. Który to z kolei? Było ich zbyt wiele, by zliczyć. Za każdym razem, jednak szkielet wracał i rozkochiwał go w sobie na nowo. Wyuczył się o Geno wszystkiego. Przynajmniej tak myślał. Ten raz był inny. Jego ukochany zachowywał się zupełnie inaczej. Reaper wiedział, że to jego wina. Mógł przyjść wcześniej. Zostawił go tu w samotności na kilka lat. Nie mógł pogodzić się z utratą, a teraz pojawiła się kolejna. 

— Nie martw się Geno... zaczekam na ciebie... — wytarł łzy i rozsiadł się wygodnie patrząc na książkę w swoich dłoniach. 

— Będę czekał... — za każdym razem mu ją dawał, a ten za każdym razem mówił mu, że jest tylko okej. Kochał to. 

— Wiem, że w końcu się tu pojawisz... — uśmiechnął się sam do siebie.

— Zaczekam... — i zrobił to co obiecał...

Czekał pięć minut...

Pół godziny...

Godzinę...

Dzień...

Pięć dni...

Miesiąc...

Rok...

Sześć lat...

Ale Geno nigdy do niego nie wrócił...

***

The End

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top