Rozdział XXI

Do koncertu zostało jeszcze tylko kilka minut. Bardzo cieszyłam się z naszego pobytu w tamtym miejscu. Byliśmy prawie przy samej scenie. Co naprawdę mi odpowiadało. Tak idealnie się połączyliśmy. Ross i Dylan przytulali się patrząc na siebie, Hope z Liam'em podobnie do poprzedniej wymienionej przeze mnie pary. A my z Jake'em? Uważałam, że jesteśmy osobami, które idealnie do siebie pasują. Stałam tyłem do niego, a on mnie oplótł swoimi ramionami. Czasami całując w okolicach szyi. Uwielbiałam to uczucie. Zawsze miałam tak zwaną "gęsią skórkę". Cieszyłam się, że dałam mu szansę. Jednak szkoda było mi tylko Mike'a. Był sam i chyba nie zapowiadało się, aby w tamtym momencie kogoś szukał. Nie rozumiałam o co może mu chodzić. Cały czas patrzył na mnie i na Jake'a z wrogością. Zawsze bardzo dobrze się dogadywaliśmy. Co się zmieniło? Zastanawiałam się nad tym przez dłuższy czas. 

W końcu na scenę wyszedł Grzegorz Hyży. Zaczęły rozbrzmiewać pierwsze nuty "Na chwilę", utworu, który bardzo lubiłam. Poruszaliśmy się lekko, aby nie zamarznąć. Trochę nie pomyślałam ubierając się w spódniczkę. Niestety już później nie było czasu aby wrócić się przebrać. Stwierdziłam, że nie jest aż tak strasznie zimno, więc dałabym radę wytrzymać. Koncert był rewelacyjny. Po występie piosenkarza była jeszcze impreza. Oczywiście postanowiliśmy zostać na dyskotece pod chmurką.

Tańczyłam praktycznie cały czas z Jake'em. To było do przewidzenia. Bawiliśmy się do nowszych utworów, ale także i do starszych. DJ naprawdę fajnie grał. Wygłupialiśmy się, żartowaliśmy, całowaliśmy się. To było całkiem urocze. Jake cały czas chciał mnie podnosić, jednak ja protestowałam i zawsze zdążyłam się odsunąć. Aczkolwiek raz mi się nie udało i byłam w pewnej chwili u góry.

— Jake, postaw mnie! Mam spódniczkę.

— Kochanie, nie widać twojej pięknej pupy— Uśmiechnął się słodko. Ścisnął mnie za nią co spowodowało, że lekko pisnęłam. Mój wspaniały chłopak tylko się cicho zaśmiał z mojej reakcji, po czym odstawił mnie na ziemię.

— Skarbie, jesteś taka piękna — szepnął mi do ucha, a ja się zarumieniłam.

Był taki Kochany. Bardzo mi na nim zależało. Próbowałam ukryć moje rumieńce, dlatego przytuliłam się do jego torsu. Jake przyciągnął mnie bliżej do siebie i gładził moje włosy. Po chwili jednak podszedł do nas Mike i poprosił mnie o taniec. Nie mogłam odmówić, bo to był mój przyjaciel. Aczkolwiek Jake nie chciał tak łatwo odpuścić. 

— No przecież ci jej nie zjem! — rzekł Mike, podnosząc trochę głos. Po moim ciele przeszedł nieprzyjemny dreszcz. 

— Mam na ciebie oko — odpowiedział Jake. Mój przyjaciel machnął tylko na to ręką i porwał mnie do tańca. Nie byłam zachwycona całym tym obrotem spraw.

— Mike co się dzieje? — zapytałam.

— Nic, a co ma się dziać?

— Nie wiem, dziwnie się zachowujesz. — W odpowiedzi tylko uśmiechnął się podejrzanie. 

Serio nie miałam pojęcia o co chodziło temu człowiekowi. Po jednej zakończonej piosence postanowiłam wrócić do swojego chłopaka. Szczerze mówiąc, Mike zaczął wzbudzać we mnie niepokój. Jednak w tamtej chwili zbagatelizowałam jego zachowanie. 

— Kochanie ja muszę iść skorzystać. 

— Dobrze skarbie, pójdę z tobą.

— Nie musisz, to kawałek stąd.

— Tak wiem, ale nie chcę by ci się coś stało.

— Kochanie idę tylko do "Toy Toy'a".

— Ech, dobrze niech ci będzie.

Udałam się w kierunku wspomnianego przeze mnie miejsca. Tak szczerze, to była tam garstka ludzi. Nie spodziewałam się, że będzie ich aż tak mało. Ustałam w kolejkę po czym załatwiłam swoje potrzeby fizjologiczne. Następnie wyszłam ze śmierdzącego pomieszczenia w celu udania się z powrotem do moich przyjaciół.

Jednak po chwili poczułam uderzenie w głowę, a wszystko widziałam jak przez mgłę. Ból, który rozpierał mi czaszkę był nie do wytrzymania. Próbowałam dostrzec co dzieje się wokół mnie, jednak nie dałam rady. Mignął mi jedynie zarys jakiejś postaci. Aczkolwiek nie zdołałam jej rozpoznać, gdyż straciłam przytomność. 

***

Gdy zaczęłam się budzić to musiałam przyzwyczaić oczy do otaczającego mnie światła. Zamrugałam kilkukrotnie i zobaczyłam, że jestem w jakimś nie znanym mi miejscu. Siedziałam na łóżku do którego byłam przywiązana. Nie mogłam się poruszyć. Głowa bolała mnie niemiłosiernie. Wtedy przypomniałam sobie, że ktoś mnie w nią uderzył. Nie wiedziałam jak się tu znalazłam, ani kto to zrobił. Mogłam jedynie się dowiedzieć. Rozejrzałam się po pomieszczeniu, szukając możliwej ucieczki. Jednak nic mi nie wpadło w oko. Fakt było tam jedno okno, ale strasznie wysoko. Nie dosięgnęła bym do niego, nawet jakbym ustała na to łóżko. W zasięgu mojego wzroku nie widziałam mojej torebki, więc ten kto to zrobił musiał ją zabrać. Bałam się strasznie, ale powinnam myśleć racjonalnie, by jak najszybciej się stąd wydostać. Wiedziałam, że pewnie by było ciężko, gdyż nie miałam żadnego ruchu. Po chwili usłyszałam głosy z innego pomieszczenia. Przysłuchiwałam się im.

— Co chcesz z nią zrobić?

— Jeszcze tego dokładnie nie wiem, ale jest moja. — Co? Jak to? Nie jestem jego i nigdy nie będę. Musiałam się zastanowić, bo ja chyba znałam te głosy — wypowiedziałam to na głos. 

—Nie zapominaj, że ci pomogłem — rzekł jeden z nich. Coraz bardziej mi kogoś przypominał. 

— Tak wiem i za to jestem ci wdzięczny — odpowiedział kolejny męski głos. 

— Czego ty od niej chcesz?

— Powiedziałem ci, że jeszcze nie wiem.

— Bez celu byś jej nie porywał debilu.

Po chwili usłyszałam jak ktoś dostaje po twarzy. Nie, to nie mogła być prawda. Jego rozumiałam, ale... Nie po prostu nie. To było niemożliwe. Łzy same cisnęły mi się do oczu, po czym płynęły strumieniami.

Hej, hej!
Przychodzę do Was z nowym rozdziałem!
Jak myślicie, kto to może być? 😊

Zapraszam Was na nowe opowiadanie, jest już prolog 😊

Ps. Przepraszam, że dzisiaj taki krótki. Chciałabym napisać więcej w następnych. 😊

Pozdrawiam i życzę słodkich snów Kochani! 😚

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top