Rozdział XI

W sobotę obudziłam się koło jedenastej. Z lekkim bólem głowy. Dylana już nie było. A ja widziałam, że mam wiadomość na telefonie. Była od nieznanego numeru, pierwsze co pomyślałam, że to znowu Tom. Jednak postanowiłam zobaczyć co w niej jest, ponieważ z natury jestem ciekawa.

Nieznany: Hej, z tej strony Jake :) Poznaliśmy się w nocy na parkiecie, ale nie wiem czy mnie pamiętasz bo byłaś trochę wcięta :)

Odetchnęłam z ulgą. Jednak chwilę musiałam pomyśleć by sobie pewne rzeczy przypomnieć. Dodałam go do listy kontaktów.

Ashley: No cześć. Pamiętam cię. A tak zapytam, skąd masz mój numer?

Jake ;) : Podałaś mi go ;)

Ashley: Tak mi wstyd, przepraszam cię. Nie pamiętam tego -.-

Jake ;) : Nie szkodzi ;) Dasz się zaprosić na kawę?

Ashley: Jasne, kiedy? ;)

Prawdę mówiąc bardzo chciałam poznać go lepiej. Z tego co pamiętałam był bardzo przystojny. Czekałam z niecierpliwością na jego odpowiedź.

Jake ;) : Hm, może dzisiaj o czternastej?

Ashley: Em, tak jasne, a gdzie?

Jake ;) : Spotkajmy się przy najlepszej kawiarni w mieście ;)

Ashley: Okej, ale tam jest drogo ;/

Po wysłaniu esemesa dopiero zdałam sobie sprawę z tego co napisałam. Mam nadzieję, że nie pomyśli iż jestem desperatką lub nie mam pieniędzy.

Jake ;) : Dla mnie to nie problem ;)

W sumie poproszę mamę o trochę pieniędzy. W końcu wczoraj sama się mnie pytała czy ich nie potrzebuję.

Ashley: Okej. To do zobaczenia ;)

Szybko wstukałam odpowiedź i wysłałam po czym sprawdziłam, która jest godzina. Miałam jeszcze dwie i pół godziny żeby się przygotować.

Po trzech minutach przeciągania wstałam z łóżka i wzięłam z szafki białe spodnie z dziurami na kolanach, zwykłą koszulkę miętową i bieliznę na zmianę. Udałam się do łazienki i wzięłam szybki orzeźwiający prysznic. Nałożyłam przyszykowane wcześniej rzeczy. Dzisiaj zdecydowałam się na sam tusz do rzęs. I szybkim krokiem ruszyłam do swojego pokoju. 

Po dwudziestu minutach zeszłam na śniadanie. Gdzie o dziwo wszystkich spotkałam przy kuchennym stole.

— O cześć Skarbie, zrobiłam śniadanie.

Wszyscy na mnie spojrzeli i dziwnie mi się przyglądali.

— Czy coś nie tak? — zapytałam.

— Nie, wszystko w porządku, ale wychodzisz gdzieś?

— Tak wychodzę. Właśnie chciałam zapytać czy dała byś mi trochę pieniędzy.

— Tak kochanie, zjedz śniadanie to ci je dam. A z kim idziesz, z Ross?

— Nie mamo.

Dylan spojrzał na mnie i znacząco poruszał brwiami. W odpowiedzi przewróciłam tylko oczami.
Wzięłam się za śniadanie, na które miałam jajecznicę z bekonem i herbatę.

— Dylan, mógłbyś mnie zawieźć?

— Jasne, a o której?

— Tak przed czternastą. 

— Spoko. — Uśmiechnął się i dalej konsumował swoje jedzenie. 

Po skończonym posiłku udałam się do mamy po pieniądze. Byłam na prawdę szczęśliwa. Wyczekiwałam tej godziny, nie wiedziałam czemu. 

Spakowałam potrzebne mi rzeczy do torebki i ruszyłam na dół, by założyć moje białe conversy. Co jakiś czas patrzyłam czy nie mam nowej wiadomości. Po chwili Dylan zszedł  do przed pokoju i mogliśmy ruszać.

— To dokąd moja Pani?

— Do najlepszej kawiarni szoferze. — Zaśmiałam się, ale Dylan dziwnie na mnie spojrzał.

— Czy na pewno nie pomyliłaś adresu?

— Nie — mruknęłam lekko zdenerwowana. 

— Przecież tam są ceny z kosmosu.

— Ech, wiem. Jake chciał się tam spotkać — powiedziałam. 

— Okej.

Potem już ruszyliśmy. W moim ciele z każdą minutą rosła ekscytacja. Nie wiedziałam co to jest. Zwykłe spotkanie czy może coś innego. Nie chciałam spekulować.
O trzynastej pięćdziesiąt byliśmy już na miejscu, więc miałam jeszcze dziesięć minut.

— Jesteś pewna?

— Nie jestem już małym dzieckiem, jeśli będę cię potrzebować, odezwę się. — Uśmiechnęłam się do niego i wysiadłam z samochodu.

— Okej, trzymaj się. Pa— Odwzajemnił mój gest.  

— Pa. — Zamknęłam drzwi, a on odjechał. Po chwili dostałam esemesa.

Jake ;) : Za chwilę będę ;)

Ashley: Okej ;)

Po dwóch minutach pojawił się brunet. Wyglądał o wiele lepiej niż go zapamiętałam. Miał na sobie jeansy z przetarciami, biały T-shirt i czarne vansy. Włosy miał postawione na żel. Był również nieźle umięśniony. Nie zwróciłam na to uwagi w nocy.

— Cześć. — Przywitał się.

— Hej — odpowiedziałam niepewnie.

— Wchodzimy?

W odpowiedzi kiwnęłam tylko głową. Po czym weszliśmy. Nie wiem czemu, ale dzisiaj krępowałam się w jego obecności. Onieśmielał mnie.

Dobry wieczór moi kochani. Dzisiaj przychodzę do Was z dość krótkim rozdziałem. Mam nadzieję, że Wam się spodobał. Jak Waszym zdaniem rozwinie się znajomość Jake'a i Ashley? Piszcie swoje pomysły w komentarzach. Kolorowych snów Kochani 😉

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top