Rozdział VIII
Ruszyliśmy schodami na górę. Bałam się otworzyć te drzwi. Jednak zrobiłam to. Był on nie do poznania. Wszystkie rzeczy z mojej szafy leżały na podłodze. Łóżko było rozwalone. Książki z półek pozrzucane. Jednak najbardziej nie wierzyłam własnym oczom co zobaczyłam na lustrze...
Podeszłam bliżej aby upewnić się czy dobrze widzę. Jednak nie myliłam się.
"Już nie długo będziesz tylko moja :*
Ps. Śliczny pokój kochanie ;)"
— Dylan on tu był... Rozumiesz to? Był w moim pokoju!!! — Zaczęłam krzyczeć i płakać.
— Wiem, widzę. Uspokój się proszę. Płacz tu w niczym nie pomoże.
— Ale czy ty nie widzisz? Czy po prostu nie chcesz widzieć? On był w moim pokoju, dotykał moich rzeczy!!!
— Ale Ashley...
— Ale co? Czy ty jesteś ślepy?!
— Nie, nie jestem. Uspokój Się! Chcę ci pomóc, a ty tylko na mnie krzyczysz...
— Bo nie mogę czuć się bezpiecznie w swoim własnym pokoju. Ech... Przepraszam. Wiem, że chcesz mi pomóc.
— Okej. Nic nie szkodzi. Rozumiem co przechodzisz. Pamiętaj jednak, że nie jesteś sama, bo masz nas.
— Tak wiem, ale przeze mnie nie możecie spełniać swoich pasji.
— Twoje życie jest ważniejsze od naszych pasji.
— Dziękuję ci za wszystko. — Uśmiechnęłam się lekko. Dylan odwzajemnił to. Byłam już bardziej spokojna.
Naprawdę nie mogłam zrozumieć dlaczego to wszystko ma miejsce. Nie wiem gdzie w tym wszystkim jest moja wina. Jednak czuję, że to, co dzieje się w jego głowie ma związek z jego macochą. Jestem niemal pewna, że coś musiało się wydarzyć.
Chciałabym aby to wszystko się już wyjaśniło. Nie mam siły na całą tę sytuację. Po prostu przerastają mnie ostatnie wydarzenia w moim życiu. Jednak cieszę się, że zawsze znajdują się przy mnie moi przyjaciele. Są dla mnie oparciem.
— Ashley, o czym tak myślisz? — Wyrwał mnie głos Dylana.
— Nie rozumiem dlaczego to wszystko się dzieje. Aczkolwiek uważam, że coś musi mieć związek z tym ślubem lub czymś co miało miejsce po nim.
— Też tak myślę. Masz jakiś pomysł co to może być?
— Jedynym pomysłem jaki aktualnie mam to, że mogła go molestować lub coś, a on po prostu chce się zemścić na kimś podobnym.
— Fakt, też jesteś brunetką.
— Często jest tak, że oprawca wybiera osoby podobne do tych, które im zaszły za skórę.
— Skąd to wiesz?
— Dużo psychologów tak uważa. Mówią to przy przedstawianiu profilu sprawcy.
— I tak spokojnie o tym mówisz? Tylko, że ty nie jesteś psychologiem i nie umiesz sporządzać profilu.
— A co mam szaleć gdy to mówię? Stwierdzam po prostu wcześniej przez kogoś podane fakty. Skąd wiesz, że nie potrafię?
— Ech... Nie mówiłaś nigdy tak wcześniej...
— Wiesz, dawno siedziałam w kryminałach i psychologii.
— I wzorowałaś się na czymś?
— Hm.. .jest wiele rzeczy związanych z tą tematyką. Jednak najbardziej odpowiada mi serial "Zabójcze umysły".
— To co z niego wyniosłaś?
— Wiesz może gdybym spróbowała to udałoby mi się stworzyć profil Toma.
— Okej. Masz tydzień i w następny weekend postarasz się nam wszystkim go przedstawić.
— Hm okej. Lubię wyzwania. — Uśmiechnęłam się do niego.
Z wielką chęcią przygotuję profil mojego oprawcy. Bardzo lubię się w to bawić. Jednakże w tej sytuacji nie jest to zabawa. Lecz to nic. Zawsze mogę zdobyć nowe doświadczenie.
— Em, Dylan?
— Tak? — zapytał zdezorientowany.
— Mogę cię jeszcze o coś prosić?
— Jasne, że tak.
— Zamieszkasz u mnie tak długo jak ta sprawa się nie wyjaśni?
— Jeśli twoi rodzice nie będą mieli nic przeciwko.
— Jasne, że nie. Ale jak chcesz to zadzwonię do nich bo jeszcze chyba nie wrócili.
— Okej.
Chwyciłam telefon z kieszeni i wybrałam numer do mojej mamy. Odebrała po trzech sygnałach.
— Halo, córeczko?
— Mamo, mam do ciebie jedną, małą prośbę.
— Słucham kochanie.
— Czy Dylan może u nas zamieszkać na jakiś czas? Bardzo ładnie proszę.
— Jasne. Nie mam nic przeciwko. Twój tata również. Przynajmniej będziesz miała towarzystwo.
— Dziękuję, Kocham was. Paa. — Szybko się rozłączyłam nie czekając na jej odpowiedź.
Po chwili rzuciłam się na Dylana i mocno go przytuliłam. Objął mnie swoimi ramionami.
— Po twoim wybuchu szczęścia, mogę stwierdzić, że twoi rodzice nie mają nic przeciwko.
— No oczywiście, że nie. To co zbieramy się po twoje rzeczy?
— Tak. Przebierz się bo pewnie już jest zimno na dworze.
— Tak jest tatku. — Zachichotałam i pobiegłam do łazienki.
*DYLAN*
Uwielbiam ją gdy jest taka szczęśliwa. Nie potrafię zaakceptować gdy jest smutna. Czuję się bez radny w tej całej chorej sytuacji. Nie rozumiem dlaczego ona dalej chce w to brnąć. Jasne, że ma ochotę dowiedzieć się prawdy, tak samo jak ja i reszta. Tylko dlaczego jest taka uparta i działa na własną rękę? Wszystko bym dał, aby nie musiała cierpieć.
***
Co prawda mam ochotę iść pograć w piłkę lub spotkać się z Ross. Jednak jej życie jest dla mnie ważniejsze. Pewnie tak jak dla całej reszty.
Mam nadzieje, że wszystko szybko się wyjaśni.
Po kilku minutach wyszła z łazienki i weszła do pokoju. Zostawiła top, a spodenki zmieniła na czarne spodnie.
*ASHLEY*
Bacznie mi się przyglądał gdy wyszłam z łazienki. Dlatego zaczęłam go naśladować z tą jego miną — język wytknięty, głowa pochylona w prawy bok i lekko z przymrużeniem oka — Zabawnie tak wyglądał
— Co ty robisz? — zapytał po chwili.
— Ja? Absolutnie nic.
— Kłamiesz!
Chwycił mnie za biodra i zaczął łaskotać, a ja probóbowałam mu się wyrwać.
— Ej! Dosyć już, dosyć! — krzyczałam przy przerwach w śmiechu.
— Oj, nie ma takiej opcji moja droga. Najpierw mi powiesz co robiłaś.
— Powiem, powiem, ale mnie puść. Musimy iść!
Przestał mnie łaskotać i dalej mi się bacznie przyglądał. Zaczęłam się śmiać jak znowu zobaczyłam co robi.
— Nie patrz tak na mnie i chodźmy już. Śmiać mi się chce jak tak robisz.
— I bardzo dobrze. Wolę jak się śmiejesz niż płaczesz.
— Pff. — Wytknęłam mu język.
— Dobra już dobra. Ruszajmy w końcu po te moje rzeczy. Bo wcale się nie zbierzemy.
Dzisiaj zupełnie inny rozdział. Mam nadzieję, że Wam się spodoba. Myślę, że czasami taka odskocznia będzie w porządku. Liczę na Wasze opinie. Te dobre jak i te złe. Wiem, że jest trochę krótki, ale nie chcę wszystkiego od razu pisać. Mogę Was jedynie zapewnić, że akcja jeszcze bardziej się rozwinie.
Pozdrawiam Impossible. 🙂
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top