Rozdział II

—  Halo, Dylan?

—  A przepraszam bardzo, do kogo wybrałaś numer?

—  No wiem, że do ciebie, ale zawsze mógł odebrać ktoś inny.

—  Nie wiem kto miałby dotykać mój telefon, ale zapewne nie o tym chciałaś ze mną rozmawiać.

—  Chciałabym abyście mi w czymś pomogli. —  Uśmiechnęłam się na samą myśl.

—  No nie, tylko mi nie mów, że znowu wymyśliłaś jakąś akcję. —  Już słyszałam tę jego irytację w głosie.

—  Nie jakąś tam akcję, tylko zawierającą dech w piersiach! —  Zachichotałam do telefonu, a on zrobił to samo.

—  Dobra młoda, nie ma się z czego śmiać tylko opowiedz mi o tej twojej wspaniałej akcji.

— To jeszcze nie teraz, dopiero jak się spotkamy, a więc stary. — powiedzmy, że się zamyśliłam, ale to nie prawda, chciałam go bardziej z irytować.

—  A więc, no mów wreszcie Ashley! —  krzyknął do telefonu. A ja zaczęłam się z niego śmiać i między przerwami od napadu śmiechu wykrztusiłam z siebie.

—  Kiedy masz czas aby się spotkać? I jeszcze jedno... nie denerwuj się tak bo Ci żyłka pęknie! —  Po czym zaczęłam się głośniej śmiać.

Trwało to tak długo aż moja mama nie przyszła mnie uspokoić do pokoju, a Dylan cierpliwie to znosił. Nie rozumiem do tej pory dlaczego tak mnie wzięło na głupawkę. Aczkolwiek nie wspomnę, że wszyscy moi przyjaciele lubili ten stan rzeczy. Zawsze śmiałam się w najmniej stosownych sytuacjach. Nie mówię, że nie potrafię  zachować się czy to w Kościele, czy w Szkole. Po prostu czasem lubię się śmiać z byle jakiego powodu. Dosłownie śmieszy mnie nawet mały latający motylek. To jest jedna z cech, którą tak bardzo w sobie lubię. Jednak nie o tym chciałam wam napisać. To jest jedynie dodatek abyście mogli wywnioskować jaka jestem.

Dylan niestety nie miał dla mnie teraz zbytnio czasu, ponieważ brał udział w zawodach między szkolnych z piłki nożnej. Dlatego cały swój wolny czas spędzał na treningu z chłopakami z drużyny. Brakowało mi go, ponieważ był jedyną osobą z rodziny, z którą mogłam swobodnie porozmawiać. Może dlatego, że jestem jedynaczką tak jak on.

Mijały kolejne dni, a ja zastanawiałam się jaki plan mam przedstawić mojemu kuzynowi i całej naszej paczce. Chciałam aby moje działania były adekwatne do myśli, które miałam w głowie. Niestety nigdy nie byłam dobrym mówcą. Co nie znaczy, że nie potrafiłam wyrazić swoich racji.

Z każdym dniem coraz bardziej bałam się chodzić do szkoły. On był wszędzie. Na przerwach nie spuszczał ze mnie wzroku. Zaczęłam krępować się jego obecnością. Na szczęście nigdy nie zostawałam sama, zawsze ktoś przy mnie był. Cieszyłam się z tego, że mam tak ogromne poparcie wśród moich przyjaciół.

Dzisiaj znowu piątek i to właśnie w tym dniu mam przedstawić im mój plan. Nie chciałam aby powtórzył się incydent z poprzedniego piątku, więc zaproponowałam żeby spotkać się u mnie. Długo oczekiwałam końca dnia, ponieważ chciałam się na spokojnie przygotować za nim przyjdą do mnie o osiemnastej. Z każdą kolejną lekcją czekałam z utęsknieniem za zakończeniem zajęć. Gdy wybiła ostatnia minuta mojej obecności w szkole, wyszłam szybkim krokiem z klasy, mówiąc tylko: "Do widzenia." Nie patrzyłam nawet czy moja grupka podąża tuż za mną.

Wiedziałam, że zostało mi nie wiele czasu, a chciałam im to przedstawić najlepiej jak potrafię. Musiałam jeszcze raz poukładać sobie wszystko dokładnie w głowie. Szczerze mówiąc strasznie się denerwowałam. Nie mogłam skupić się na niczym innym. Ledwo weszłam do domu, a już pobiegłam do siebie na górę i zaczęłam przygotowywać to co miało mi pomóc. To znaczy: Białą tablicę z zielonym markerem, notatki, które napisałam. Uważałam, że wszystko jest niezbędne. Gdy dochodziła godzina osiemnasta nie mogłam usiedzieć w jednym miejscu. Krążyłam po pokoju w kółko. Mama kilka razy przyszła do mnie z pytaniami.

—  Kochanie, co tak maszerujesz po tym pokoju?

—  A wiesz, czekam aż przyjadą moi przyjaciele i oczywiście Dylan.

—  Chcesz im coś ważnego powiedzieć, że nawet nie potrafisz ustać, gdy ze mną rozmawiasz?

—  Oj mamo, to są sprawy po między mną a nimi.

—  Dobrze Skarbie, ale za chwilę dziurę w podłodze wydepczesz. —  Uśmiechnęła się.

Spojrzałam na nią spod przymrużonych powiek i dalej chodziłam w tą i z powrotem. W końcu wyszła z mojego pokoju, więc uznałam, że dała sobie spokój. A ja mogłam wrócić do moich rozmyślań.

Ten godzinny czas strasznie mi się dłużył. Jedyne na co czekałam to aż zadzwoni dzwonek do drzwi i zobaczę tam wszystkich, na których tak z niecierpliwością czekam.

Przepraszam kochani za taki krótki rozdział, ale pisałam go wieczorem. Jeśli Wam się spodoba to proszę o jakiś ślad po sobie, a postaram się dodawać szybciej rozdziały.
Dobrej nocy życzę.
Impossible9891 :)

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top